[Eligiusz] Prażmowski [...] ożenił się z młodą, bogatą dziedziczką Wybranowską [...] Dziewica ta, przez bardzo zacnego ojca przyzwoicie wychowana, stała się prawdziwą męczennicą kapryśnego i dziwacznego modnisia i całe życie nią była w domu i za domem. Nie dozwolił jej się ubierać nawet według jej woli, lecz sam ją ubierał; sprowadzał jej nie tylko suknie, stroje, trzewiki z Paryża, ale szczególnie a’la Pompadour, w które ją sam wciskał i sznurował tak mocno i ściśle, że jej piersi prawie pod brodę dochodziły, a stan musiał być tak cienki, że go piędzią można było objąć; trzewiki na wysokich korkach tak ciasne, że dziwić się trzeba było, jeżeli bez bólu ruszyć stopą mogła. Prócz tego kazał jej, chociaż była świeżą, bielić twarz blejwajsem, malować różem tak, aby znać było proszek na twarzy, brwi czernić i twarz pstrzyć muszkami i jak moda kazała, rogówki nosić.
K. KoźmianW połowie XVIII w. noszono suknie dwuczęściowe, składające się z sukni wierzchniej i spódnicy spodniej. Spódnicę spodnią zazwyczaj krótszą od sukni wierzchniej noszono na stelażu, który zależnie od panującej w danym momencie mody, nadawał jej pożądany kształt. W latach 30. XVIII w. był on owalny, a jego średnica sięgała nawet trzech metrów. Mocno rozszerzone na boki, spłaszczone z przodu i z tyłu, suknie nazywano łokciowymi. Usztywniający stelaż podzielono wówczas na dwie części, które umieszczano na wysokości bioder i mocowano w talii. Szeroka suknia opierała się początkowo na spódnicy z impregnowanego płótna, usztywnionej pięcioma listwami z fiszbinu. Jej kształt przypominał odwrócony koszyk, stąd francuska nazwa panier. Określano nią także stelaż obszyty płótnem, noszony pod spódnicą dla nadania jej odpowiedniego kształtu. W Polsce ze względu na fiszbinowe usztywnienie suknie rozpięte na panier nazywano rogówkami. Na spódnicy noszono suknię wierzchnią, z dopasowanym stanikiem i trenem, tzw. manteau, spływającym od linii ramion do ziemi. Ten typ sukni nazywany jest robe à la française. Otwarta z przodu suknia ukazywała spódnicę spodnią, która często była bogato zdobiona haftem czy naszyciami z koronki. Sznurowanie z przodu stanika zasłaniała trójkątna wstawka, tzw. bawet. Był on często bogato dekorowany, np. drabinką ze wstążek, które po zawiązaniu tworzyły kokardy. Za każdym razem musiał być przypinany do sukni szpilkami, więc założenie stroju zajmowało dużo czasu. Robe à la française - suknia w stylu francuskim, uznawana była za ceremonialny strój dworski aż do czasów wielkiej rewolucji francuskiej.
(kliknij aby powiększyć) | (kliknij aby powiększyć) | (kliknij aby powiększyć) |
(kliknij aby powiększyć) |
Robe à la française z przodem otwartym w kształcie litery V była noszona z bawetem – trójkatną wkładką ostro zakończoną lub zaokrągloną u dołu, przykrywającą przód stanika.
(kliknij aby powiększyć) | (kliknij aby powiększyć) |
Czasem pod bawetem ukrywano niewielką kieszeń. Bawet bywał niezwykle bogato zdobiony haftem, koronkami, rzędami kokard ze wstążek zwanymi drabinką, czasami drogimi kamieniami. Za każdym razem musiał być przypinany do sukni szpilkami, więc założenie takiego stroju zajmowało dużo czasu.
(kliknij aby powiększyć) | (kliknij aby powiększyć) | (kliknij aby powiększyć) |
(kliknij aby powiększyć) | (kliknij aby powiększyć) | (kliknij aby powiększyć) |
Sznurówka czyli kaftanik kobiecy do sznurowania, rogami i żelazkami przekładany, męczono je tym sposobem od dzieciństwa, co zdrowiu nader było szkodliwe. Sznurowadłem czyli sznureczkami na krzyż od ramion aż do końca stanu je ściskano. Jednak panie chętnie poddawały się niewygodzie, bo gorset podkreślał „talię, czyli stan, i gors, czyli piersi, dwie pokusy najmocniejsze.
Ł. GołębiowskiPrzez cały XVIII wiek kobiecą sylwetkę kształtowały niewidoczne części garderoby: gorset czyli sznurówka i rogówka czyli szeroka spódnica-stelaż. W epoce rokoka górna część gorsetu została obniżona na tyle, by wyraźnie eksponować biust. Nie ukrywano go starannie za stanikiem, ale raczej wypychano do góry i ledwie okrywano delikatną koronką ozdabiającą dekolt sukni. Aby uwypuklić biust w konstrukcję gorsetu wsuwano cienkie, płaskie listewki wykonane z rogowej płytki podniebienia wieloryba, usztywniały one sylwetkę kobiety, nadawały jej smukłość i charakterystyczną linię. Dla zabezpieczenia przed rozerwaniem spowodowanym naprężeniem tkaniny brzegi sznurówki u góry lub u dołu obszywano cienką skórką.
(kliknij aby powiększyć) |
Damskie ubiory XVIII – wieczne zaskakują kontrastowym połączeniem pięknej, delikatnej jedwabnej tkaniny i szarej, tkanej grubo płóciennej podszewki, która stanowiła konstrukcję dla całej sukni. Użycie takiego materiału dyktowały względy praktyczne, podszewka stanika stanowiła konstrukcję, która musiała wytrzymać naprężenia wywołane przez skrępowanie gorsetem ciała. W takim pancerzu możliwości ruchu były ograniczone. Ubiór zmuszał więc do oszczędnych, powściągliwych gestów. Taki teatr gestów, dystyngowany sposób poruszania się był podyktowany nie tylko zwyczajem i galanterią, ale w dużej mierze konstrukcją ubioru.
(kliknij aby powiększyć) | |
(kliknij aby powiększyć) | (kliknij aby powiększyć) |
Produkcją tak skomplikowanych części garderoby zajmowali się głównie mężczyźni. Cech krawców, ściśle regulował ich zadania i role. Krawcy wykonywali damskie gorsety, do wszywania fiszbinów w sztywny materiał trzeba było silnej męskiej ręki.
Katarzyna Barbara Branicka Louis de Silvestre, 1726 |
Eleonora z Waldsteinów Czartoryska Ádám Mányoki, ok. 1730 |
Portret dziewczynki z rodziny Dohnów malarz nieokreślony, ok. 1770 |
Im bardziej kształt opiętego gorsetem tułowia zbliżał się do idealnego stożka tym wyższy sygnalizował status społeczny właścicielki, pod warunkiem, że nosiła ten pancerz ze swobodą i gracją, nabytą dzięki wdrożeniu do takiego ubioru od dzieciństwa.
[...] Rogówka była to spódnica z płótna, na trzech obręczach z wielorybiej kości obszyta, na jednej w pas, na drugiej w kolano, na trzeciej wpół łydki. (cyt. za: J.Kitowicz). Z początku żadna dama na publicznym widoku nie pokazała się bez rogówki, nawet i w domu przy gościu. Potem zaczęli brać rogówki tylko na wielkie publiki, na kompanie, na bale, a nareszcie ku ostatnim latom panowania Augusta III te gmachy zawadzające w cale zostały zarzucone, wyjąwszy dni galowe niektóre u dworu, do całowania ręki królewskiej damom senatorskim przeznaczone; w takowe dni prezentowały się damy królowi w robach, a zatem na rogówkach
J. KitowiczKształt i wielkość rogówki zmieniały się zgodnie ze zmianami mody. Zależał również od rodzaju sukni i okazji, a także statusu społecznego właścicielki. Wczesne formy rogówki miały niewielkie rozmiary, kształt dzwonu lub stożka.
(kliknij aby powiększyć) |
W połowie XVIII wieku pojawiła się nowa, poręczniejsza forma rogówki.
|
(kliknij aby powiększyć) |
Były to dwa połączone taśmą i przywiązywane w tali półokrągłe stelaże poszerzające biodra, "wielorybim rogiem postawione jakoby dwie kieszenie".
(kliknij aby powiększyć) | W latach 70. rogówki osiągnęły maksymalne rozmiary. Miały kształt owalny, mocno rozszerzony na boki, spłaszczony z przodu i z tyłu nazywano je łokciowymi. |
W latach 80. rogówki zmniejszyły się, pod koniec dekady ustąpiły miejsca niewielkim obręczom lub wałkom, przywiązywanym na biodrach.
Sztywna konstrukcja gorsetu uniemożliwiała wykonywanie skłonu do przodu. Dodatkowe utrudnienie przy siadaniu stanowiła rogówka. Elegantce najwygodniej było usiąść na samym brzegu krzesła lub przyjąć w fotelu pozycję prawie półleżącą, z tułowiem odchylonym na bok lub do tyłu, opierając się łokciem o poręcz mebla lub stolik co widzimy na wielu portretach z epoki.
Było tak...
Na obrazie mistrza z epoki rokoka pewna słynna dama prezentuje w pozie uroczo niedbałej suknię piękną, bogatą, będącą kwintesencją rokokowej mody. Widzimy pastelowy acz bogaty odcień zieleni, widzimy morelowo-różowe wstążki i sztuczne kwiaty, a załamania światła wskazują na jedwabną taftę. Całość składa się bez wątpienia na robe à la française, choć tył sukni pozostaje dla nas niewiadomą.
Rekonstruktor zbrojny w wiedzę, czas i nieograniczone możliwości finansowe przystąpił do dzieła – odtworzy oto wiernie ową toaletę, uzupełniając ją - rzecz jasna - o niezbędną bieliznę.
Zakup kilkunastu metrów odpowiedniego w kolorze jedwabiu o szerokości nie przekraczającej 72 cm nie sprawił żadnej trudności, atłasowe wstążki w koniecznym morelowym różu także udało się znaleźć, wykonanie kilkudziesięciu drobnych różyczek było czystą przyjemnością.
Wykroje, zwymiarowane, dokładnie takie, z jakich na pewno korzystał paryski krawiec króla, czytają się same, pasują jak doskonała układanka.
Dla porządku pierwsza pojawiła się koszulka, z cieniutkiego jak mgiełka, naturalnie bielonego na słońcu lnianego płótna, oczywiście szyta ręcznie, ściągana wokół szyi sznureczkiem plecionym z lnianych nici. Potem konieczna okazała się halka, także z lnu, ale nieco grubszego i niekoniecznie już tak białego – w końcu jednak pełniła rolę służebną. Trzeba było ułożyć w drobniutkie fałdki sporo materiału i wszyć go w wąski pasek, zawiązywany wokół talii, obrębić wszystkie szwy lub pochować w szwie brzegi materiału tak, by się nie strzępił.
Teraz ON – sprawca kobiecej powabnej sylwetki – GORSET.
Nie jest łatwo... kilka warstw lnianego płótna. Grubsze, sztywne, gęsto tkane - w środek, cieńsze - na zewnątrz. Skroić 5 do7 części, w zależności od decyzji, który z modeli trzymać będzie taką suknię. Pozszywać poszczególne części, przepikować starannie tuneliki na fiszbiny (z wieloryba, rzecz jasna), umocować wsuniętą w przód drewnianą bryklę, dzięki specjalnemu otworkowi i wreszcie starannie obdziergać kilkanaście dziurek. Pozostaje jeszcze tylko brzeg gorsetu obszyć skośną taśmą i gotowe... Palce bolą, igła z lnianą nicią niechętnie przechodzi przez tyle warstw płótna, ścieg widoczny na wierzchu powinien kłaść się równo... Podobno najlepszymi gorseciarzami w XVIII stuleciu byli mężczyźni... Po ładnych kilku dniach nieprzerwanej pracy gorset gotowy.
Suknia okresu rokoka to metry tkaniny... ale nie w tym tkwił sekret. Bez odpowiedniego stelaża, zwanego często panier, a w Polsce rogówką, nie byłoby efektu przepysznej, szerokiej, rozłożystej spódnicy... To „rusztowanie” z płótna, w którym zamknięte tkwiły fiszbiny, bądź wiklinowe taśmy, stanowiło sekret sukni... Więc znów lniane płótno, w wąskich brytach, pokrojone, pozszywane tak, by utworzyło tunele, a tam gdzie się nie da – ponaszywane paski płótna. Kilometry szwów: mocnych, gęstych, bo przecież wciągnięte w tunele fiszbiny pracują, by utrzymać zadany kształt. Na górze, wszystko wszyte w dwa oddzielne paski, jeden zawiązywany z przodu, drugi z tyłu, na bokach dziura, by wsunąć dłoń do wiszącej przy pasku specjalnej kieszeni... Taśma wiklinowa i fiszbiny wystarczy tylko przyciąć na odpowiednią długość, uformować lekko, od spodu halki konstrukcję wzmocnić taśmami płóciennymi i gotowe...
Halka pod spódnicą, na konstrukcji podtrzymującej, pozwala na wypełnienie spódnicy i zatuszowanie mogących odznaczać się linii fiszbin. To tylko kolejne kilka metrów lnu, znów dwa paski, by zachować możliwość sięgnięcia do kieszeni, drobniutkie fałdki przy wszyciu w pasek, schowane szwy boczne, podwinięty drobnym obrąbkiem dół.
Spódnica z jedwabnej tafty też ma drobniutkie, układane starannie fałdki, z których każda przyszyta jest oddzielnie do paska w dwóch miejscach. Na bokach fałdy układają się inaczej, by zrobić miejsce na panier – spódnica nie może podnosić się na bokach ani o centymetr, bo idące dołem falbany nie będą tworzyły linii prostej... Kilka brytów jedwabiu zszyte ze sobą i gotowe. Teraz falbany – pieczołowicie wycinane w ząbki na brzeżkach, najlepiej specjalną osiemnastowieczną sztancą – dodatkowa ozdoba i nie ma szpecącego obrąbka. Tkaniny musi być co najmniej trzy razy tyle, ile ma być gotowej falbany – a bywa, że i to za mało. Wycinane w ząbeczki pasy układane są w tysiące szczypanek, mini fałdek, zakładeczek - bogato, ciekawie, intrygująco, równiutko i... bardzo, bardzo długo... Teraz tylko, te poukładane kilometry przyszyć mniej lub bardziej dyskretnie do spódnicy i gotowe.
Suknia... tu się dopiero dzieje.
Podszewka lniana pozwala nie tylko na usztywnienie stanika sukni, ale i na bezpieczne wykonanie sznurowania wewnętrznego, utrzymującego suknię opiętą na gorsecie. Po skrojeniu podszewki i przedziwnego kształtu sukni właściwej (czyli manteau) pozostaje już tylko połączyć spód z wierzchnim materiałem i układać, układać, układać... dolną część sukni w drobne fałdki, symetrycznie po obu stronach rzecz jasna, tył sukni w duże, pięknie zaprasowane fałdy, szwy oczywiście wypadają w miejscach niewidocznych i same się chowają. Dół sukni pozostaje podłożyć drobnym ściegiem i już można przystępować do zdobienia. Wzdłuż stanika, wzdłuż rozciętego przodu, wokół dołu rękawa... fałdki, marszczenia, esy floresy, kilometry pasków z tkaniny okiełznanych w rokokowej przepysznej symetrii... Już przyszyte... teraz tylko sztuczne, delikatne różyczki, najlepiej, żeby miały haftowane na zielonym jedwabiu listeczki, lekko usztywnione, i usztywnione płatki.
Rękaw to poezja - skrojony wąsko, oszczędnie, nie pozwala wprawdzie na obszerne ruchy, ale za to jak się układa! Ozdobić go układaną taśmą trzeba koniecznie, szerokim, kolistym mankietem (wolantem) też... Angażanty z klockowej, cieniuteńkiej lnianej, ręcznie robionej koronki są podwójne, czasem potrójne... Stać nas na to, by były obfite, choć trzeba będzie na ich zrobienie kilka miesięcy poczekać.
Atłasowe wstążki to już final touch, oczywiście dwustronnie tkane z połyskiem.. wiążą się same w piękne kokardy, jak mistrz raczył uwiecznić na portrecie. Jest ich ładnych kilka metrów, nie są tanie, ale cóż... w XVIII wieku też nie były, za to ceniono je bardzo jako podarunek. Kilka miesięcy pracy kilku szwaczek i gotowe. Voilá... robe à la française!
Buty, biżuteria, pończochy, peruka i jej zdobienia wydają się być tak oczywiste, że nie ma co o nich wspominać... Akcesoria do makijażu czekają na inkrustowanym stoliczku gotowalni, obok bileciku kryjącego zaproszenie na schadzkę z ***... Zgadnijcie, czemu odmowa nawet nie zaświtała w pięknej główce naszej damy?
Eh...
czy pisałam już, że to był tylko sen?
No cóż, sen się skończył, rzeczywistość za oknem tuż...
Powstaje coś z niczego... czyli udana – mam nadzieję – imitacja sukni, którą mogła mieć na sobie rokokowa dama. Powstaje powoli, z namysłem i nadzieją na efekt. Nie rekonstrukcja, ale wariacja na temat, nie wierna kopia, ale suknia uszyta na podobieństwo tych, które szyto ręcznie po nocach przy łojowych świecach z przepięknych, kosztownych tkanin. Podpiera się naszą wiedzą i praktyką oraz umiejętnościami i doświadczeniami krawieckimi, wykrojami z mądrych książek, godzinami przegadanymi z mądrymi ludźmi, długimi wycieczkami po sklepach i buszowaniem w zasobach internetowych.
Nie będzie rekonstrukcją. Będzie suknią. Będzie uszyta przez nas.
Pierwszy krok do celu.
Na początku było płótno. Nie lniane wprawdzie, ale całkiem porządny kawałek bawełny. Z kilku metrów powstanie gorset, obfita halka i panier.
Są już plastikowe fiszbiny. Szwy będą maszynowe.
Trudno zdecydować się na konkretny wzór gorsetu. Używano wówczas wielu modeli, więc wybieramy sznurowany z przodu, z tyłu krótki w talii, z regulowanymi ramiączkami. Nie będzie miał kaletek – przy tym modelu sukni powinien się najlepiej sprawdzić.
Najpierw wykrój. Powiększony, odrysowany.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|