© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Benedykt Chmielowski o kulturze Turków

W XVIII stuleciu ludzie częściej potrafili czytać niż pisać. Ciekawi świata mogli sięgnąć po słynną encyklopedię księdza Joachima Benedykta Chmielowskiego (1700-1763). Jezuicki erudyta, rezydujący głównie w Firlejowie, poświęcił się kompilowaniu dzieł z różnych dziedzin. Spod jego pióra wyszedł m.in. skrót Ikonologii Cezara Ripy (Figurae emblematicae), wyciągi z Żywotów świętych (Messis aurea), książka do nabożeństwa Bieg roku całego (1727). Pozostał w pamięci potomnych dzięki monumentalnemu opracowaniu Nowe Ateny albo Akademia wszelkiej scjencji pełna… mądrym dla memoriału, idiotom dla nauki, politykom dla praktyki, melancholikom dla rozrywki erygowana (1745-1746). To arcyciekawe pomieszanie wiedzy i przesądów, wielokrotnie gromione jako przykład ciemnoty czasów saskich, nie jest jednak pobawione uroku. Opasłe dzieło zawiera niezliczone informacje z mitologii, historii Kościoła, demonologii, astrologii, przyrody, zoologii, geografii, medycyny, polityki, sztuki, życia codziennego oraz wielu innych działów wiedzy. Encyklopedia była zbiorem bezkrytycznych przedruków z autorów starożytnych i średniowiecznych, kompilacją dzieł jezuickich oraz konfabulacji autora. Lecz wobec znikomej ilości wydawanych w ówczesnej Polsce dzieł naprawdę naukowych, ten dziwoląg fałszywej erudycji (choć piękny przykład barokowej prozy) stał się niewyczerpanym źródłem wiedzy polskich Sarmatów.

Nie mogło w Nowych Atenach zabraknąć informacji o Turkach, z którymi Rzeczpospolita toczyła – ze zmiennym szczęściem, długoletnie wojny. W połowie XVIII w. mniej się już ich obawiano, za to orientalne obyczaje nadal budziły zaciekawienie. Często podszyte dreszczykiem emocji. Rozdział im poświęcony zaczyna od słów „Wina nie piją, chyba ukradkiem, słoniny nie jedzą, bo to Haram oboje u nich, to jest rzecz niegodziwa”. Widać to uznał za najistotniejszą różnicę. W innym miejscu Chmielowski dopowiada: „Wina Turcy nie piją, bo go Mahomet, ich Pseudo Prorok, pod przeklęctwem zakazał, z racji, że jest okazją wszytkiego złego człekowi nim upitemu”. I niemal na równi z zaskakującą dla Sarmaty awersją do alkoholu podkreśla wojenną odwagę: „Na wojnie z Chrześcijanami zginąć, mają za znak Błogosławieństwa., Idąc na wojnę, żonie, dzieciom certas sortes zostawują, biorą wiele bogactw z sobą, aby się z niewoli (w nie padłszy) mieli czym wykupić; a zginąwszy mieli przy nich pretiosam mortem, i u samego nieprzyjaciela opinią dobrą, ż nie byli Mendykami [żebrakami]”.

Nie miał jednak autor wysokiego mniemania o ich charakterze i moralności. „Są Turcy truces, to jest okrutni na swoich i obcych, hardzi, zdradliwi, wiarołomni. A jako wszytkie Azjatyckie Narody, osobliwie od południa, tak Turcy najbardziej są molles, voluptuosi, w cielesności zanurzeni, wielożenni ad mentem głupiego Alkorana”. Doceniając cechy wojowników, lekce sobie ważył – zupełnie bezpodstawnie, ich zdolności gospodarcze. „W Gospodarstwie nie ciekawi, niewolnikami robiący większe roboty, a sami delikatne”. Ze wzgardą pisze o ich szacunku i tolerancji wobec przeszłości ziem podbitych i wzorcach np. administracyjnych, przejmowanych z chrześcijańskiej Europy: „Cokolwiek opanują, imiona miejsc, Miast, Wsi, Królestw abolent, osobliwie vocabula Greckie i Łacińskie mając suspecta. Dlatego napatrzysz się u nich ruin cudnych, gdzie były Cuda świata. Są to Simiae, albo małpy, co widzą u Chrześcian in politicis, to u siebie imitantur, mając się za pierwszych w tym Autorów, nic naśladowców”. Bez realnych podstaw twierdził, że sami Turcy wątpią w trwałość swej władzy: „Panowaniu swemu jednak nic obiecują diuturnitatem, owszem że Primogenitus Ecclesiae, to jest Francuz im odbierze Państwo. Cornelius a Lapide [Cornelis Cornelissen van den Steen, flamandzki jezuita i uczony zmarły w 1637] twierdzi in praefatione super Minores Prophetas, że apud Turcas in fatis est & certum quasi oraculum, suum Imperium a Polonis evertendum. Inni zaś Turcy mają in Proverbio, że przez Rudych, to jest Moskwę, aż do Rudej Ziemi, to jest do Damaszku mają być zawojowani. A że Chrześcijańskiej irrupcji w Judeę Turcy się spodziewają od Alexandrii, tedy do Portu starego Chrześcijańskich nie puszczają okrętów. A że taż irrupcja ma być w piątek, w ich Sabasz, dlatego w Piątek Meczetów pilnują”.

Trzeba przyznać, że historia opowieściom tym przyznała rację, a potęga turecka została złamana właśnie przez Rosjan. Prawda, że po latach, ale jednak. Ciekawiła Chmielowskiego, a pewnie i jego czytelników, warstwa obyczajowa. „Muzyka Turecka są bębny albo Tułumbasy, surmy; trunek: sorbet, masłok [Wacław Potocki pisał o nim: napój z ziół różnych przyrządzony, odurzający i do szaleństwa przyprowadzający]. Niektórzy u nich tańcują, ale manierą osobliwszą, dziwnie prętko. Kręcą się, nagle zastanawiając, w jakąś admiracją wpadając. Cmentarze swoje lokują przy gościńcach publicznych, aby zmarłych dusze mogły mieć suffragium od podróżnych. Ubodzy grzebią się bez trumny, twarz tylko bawełnicą zasłoniwszy; bogaci w urnach marmurowych, ale ziemi pod i na trupa nasypawszy w trumnie. Białogłowy ich proste w domu się modlą, nie w Meczetach, które z zakrytą twarzą chodzą, wyszedłszy na publikę, oprócz Konstantynopolitańskich, które mają przywilej, i to tylko na Perze i Galacie, Przedmieściach Stambulskich”.

Kobiety Wschodu, a zwłaszcza haremy zainteresowały żywiej uczonego jezuitę: „W Stan Małżeński wstępują Turcy przed swemi Kadyami [kadi], to jest Sędziami (bo i ci u nich Duchowni). Tam Mąż sam stanie, oprawę deklaruje żonie pewną i własną po śmierci, lub po separacji, Kadya w księgi wpisuje. Imieniem żony przy tym ślubie i intercyzie ma być Ociec, Brat, albo krewny pobliższy. Wolno Turkom pojąć żonę jakiejkolwiek Religii, byle mądrej, Księgi, Prawa, Pisma o sobie mającej. Żon więcej nad cztery podlejszym Turkom mieć nie wolno, nie z Alkoranu, ale z Prawa pospolitego. Co distinctiores, bogacze, Panowie mają żon ślubnych i nie ślubnych wiele. Sam cesarz kilkaset. W Kairze za bytności tam Xiążęcia Mikołaja Radziwiłła Kupiec jeden miał metres białych 12, a czarnych 18 w osobnych stancjach zawartych. Skąd i z nauki Alkorana patet, że wszelka Beatitudo Mahometanów zawisła w cielesności, którą im Prorok ich i w Raju obiecuje takąż. Praktykuje się u Turków, że żony sobie pojmują nie dożywotnie, ale na pewny czas przy Kadyi, to jest na kilka Miesięcy, na pół roku, na rok najmują, certum ąuantum zapisując, co się dzieje in favorem Gościnnych Mahometanów”. I to tyle. Zaskakująco niewiele jak na lata sąsiedztwa, liczne wojny oraz żywy handel.