© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   18.08.2015

Gdy zaczyna się starość…

STAROŚĆ.

Gnuśney starości niezbedne śrzony

Już ubieliły wiek moy zielony.

Ciało nie krzepkie tylko się kiwa,

A zęby ledwo zdolne do mliwa.

Za lada moment trzeba w kray inny

Poyść, słodkiey życia zbywszy drobiny.

Ah iak to przykro wspomnień na ciebie.

Zbliżaiący się czarny Erebie!

Kędy w królestwie wybladłych cieni

Nie uyrzeć iasnych słońca promieni.

Aleś strasznieyszy ieszczez tey miary,

Ze kto w twe wnidzie mgliste pieczary,

Już mu z tąd więcey, przez los surowy,

Na wdzięczne światło nie podnieść głowy.

Podanie zwartej definicji starości jest tak trudne, że najprościej jest używać stwierdzenia, że tyle było starości, ilu starców. Problemem tym zajmowało się wielu filozofów, myślicieli, lekarzy. O starości pisał obszernie Cyceron, starając się znaleźć jej zalety i zapomnieć o przykrościach z nią związanych. Był w tym bardzo przekonujący, skoro Michel de Montaigne zauważył znacznie później, że lektura tego dzieła wywołuje chęć starzenia się…

W czasach Cycerona powszechnie dzielono całe ludzkie życie na siedem etapów, z których ostatni – starość – zaczynał się prawdopodobnie wtedy, gdy mężczyzna nie był w stanie używać w walce ciężkiego miecza. Wielki starożytny medyk Hipokrates również powtarzał ten podział, który przetrwał przez wiele kolejnych stuleci, wskazując jasno tylko jedną rzecz: starość była ostatnim etapem życia, po którym zawsze następowała śmierć. Tradycja dzielenia życia człowieka na etapy objęła całą Europę, rozpowszechniając się na tyle, że motyw ten wykorzystywano w sztukach pięknych: malarstwie i literaturze – najbardziej znanym fragmentem komedii Williama Szekspira jest opowieść Jakuba o cyklu życia człowieka. Świat jest tam teatrem, życie zaś sztuką, której siódmym, ostatnim aktem jest starość. W żadnym momencie historii nie było jednak powszechnej zgody, kiedy ten etap się zaczynał.

Autor cytowanego na początku wiersza, Adam Naruszewicz, zwrócił uwagę na charakterystykę zewnętrzną, na zmieniające się ciało osoby starszej. Obserwacja taka jednak nie wystarczy, ponieważ łatwo podać przykłady na to, że siwy włos, osłabiony słuch, zmarszczki, drżenie rąk nie decydowały samowładnie o tym, że człowiek postrzegany był jako starzec. Jeden z takich przykładów znajdujemy w pamiętniku Wirydianny Fiszerowej – według niej niezbyt stary był Antoni Jabłonowski, choć był już zgięty w pół i roztargniony. W czasach, gdy nie istniała instytucjonalna granica zakończenia działalności publicznej w postaci dzisiejszych emerytur, trudno też utożsamiać początek starości z momentem zakończenia służby publicznej. Inna rzecz, że takie ujęcie problemu nie mogłoby być pomocne, kiedy urzędy sprawowano dożywotnio, a większa część społeczeństwa stanowego i tak była zmuszona do podejmowania pracy tak długo, jak to było możliwe ze względu na konieczność zdobycia środków utrzymania. W sprawie tej wypowiedział się między innymi Sylwester Mirys, malarz szkockiego pochodzenia, który osiadł na stałe na ziemiach polskich i malował obrazy historyczne i portrety dla króla Stanisława Augusta, Jana Klemensa Branickiego czy Ignacego Krasickiego. Do tego ostatniego artysta pisał w 1777 r. (w wieku 77 lat): Mimo że pracuję bez przerwy, mogłem namalować tylko tyle i trzy obrazy do ołtarza, aby mieć tę odrobinę pieniędzy, która potrzebna jest samotnikowi. Starzy malarze, w których wiek przygasił ogień maiętności, nie lubią gonić za pieniądzem, ale, gdy im go Opatrzność ześle, radują się nie mniej od mnichów, którzy słyszą dzwon wzywający na smaczny posiłek i złożenie dziękczynienia Najwyższej Istocie za jej troskliwość o wszystkich. Miłuję wielce Waszą Wysokość, chciałbym własną osobą podziękować za wszystkie dobrodziejstwa, ale malarze muszą ciągle pracować, aby być sposobnymi, w czym wyjazdy są im wielką przeszkodą.

Dylematu dotyczącego początku starości nie rozwiązywały nawet zasiłki lub inne formy wsparcia udzielanego weteranom kolejnych wojen. Starcem był z pewnością Franciszek Ignacy Narocki, gdy Napoleon przyznawał mu w 1807 r. dożywotnią pensję: leciwy konfederat barski miał wówczas 117 lat (urodził się podobno w 1690 r.). Scenę tę, prawdopodobnie ze względu na wyjątkową długowieczność Narockiego, uwiecznił na obrazie Jean-Charles Tardieu, znany malarz epoki napoleońskiej. Jeśli jednak spojrzymy wstecz, zauważymy, że w czasie wspomnianej konfederacji Narocki miał prawie 80 lat i podobno brał czynny udział w walkach. W 1772 r. trafił do niewoli i spędził dwa lata na Syberii, co często kończyło się przecież śmiercią dla osób liczących znacznie mniej lat niż wówczas Narocki. Czy konfederata biorącego bezpośredni udział w walkach można nazwać starcem?

Wspomniany kłopot nie dotyczy tylko mężczyzn. Czy staruszką można bowiem nazwać Katarzynę z Potockich Kossakowską, która miała wpływ na całą rodzinę Potockich? Po tym, jak została wdową, sama nadzorowała majątek, w skład którego wchodziło nie tylko miasto Stanisławów, ale też kilkanaście innych posiadłości, wspierała konfederatów barskich, śledziła wydarzenia polityczne i doradzała w sprawach publicznych. Czy kobieta, którą w broszurze wydanej w 1772 r. (Kossakowska liczyła wówczas około 50 lat) z okazji jej imienin (autorami epigramów i ody na jej cześć byli Adam Naruszewicz i nuncjusz apostolski Angelo Maria Durini) zwano Minerwą i Palladą, była uznawana przez współczesnych za osobę starszą?

Podobne przykłady można mnożyć, co potwierdza jedynie, że nie ma jednej starości. Trudno wyznaczyć jej początek, często wiąże się z niedogodnościami. Swego rodzaju pocieszenie stanowi fraszka Ignacego Krasickiego Syn i ojciec, z której wynika, że trudności spotykają nas nie tylko na ostatnim etapie życia:

Każdy wiek ma goryczy, ma swoje przywary:

Syn się męczył nad książką, stękał ojciec stary.

Ten nie miał odpoczynku, a tamten swobody:

Płakał ojciec, że stary; płakał syn, że młody.

Logo POIiŚ