© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   21.04.2011

Hałas podczas obrad sejmowych

Z lektury XVI-wiecznych sprawozdań sejmowych wynika, że podczas obrad panował nieustanny niemal gwar. Przemówienia przerywane były nie tylko okrzykami pojedynczych oponentów, lecz również zbiorowymi wrzaskami, pomrukami niezadowolenia czy nawet gwizdami. Również zadowolenie i poparcie izba zwykła wyrażać głośnymi krzykami i śmiechem. Swoje zastrzeżenia i uwagi, odnośnie czytanych projektów ustaw, posłowie zazwyczaj zgłaszali, przekrzykując się głośno wzajemnie. Wszytko to powodowało, że w izbie sejmowej panować musiał wyjątkowy hałas.

Głosy niektórych posłów, mających widocznie zbyt małą siłę przebicia, ginęły często w ogólnym gwarze albo były zwyczajnie lekceważone przez innych. Na sejmie walnym koronnym w 1585 roku pan gnieźnieński kilkakrotnie domagał się przyniesienia tekstu przywileju, o którego interpretację toczył się spór. „Na co gdy mu nic nie odpowiedziano, prosił i powtóre. W tym, czemuby się go dawniej nie upominał, gdy spytan był, powiedział: Wszakem oń prosił”. W końcu jednak przywilej przyniesiono i odczytano.

Bardzo popularną metodą okazywania niezadowolenia przez oponentów było zagłuszanie przemawiającego wyciem, gwizdaniem, hukaniem i innymi nieartykułowanymi dźwiękami. Rzucano też najróżniejsze niewybredne obelgi. Ówczesne diariusze bardzo często wspominają o podobnych zachowaniach. Niekiedy rzucano też w zbyt nudnych oratorów owocami i jajkami, ten niechlubny zwyczaj rozwinął się jednak na dobre dopiero w epoce saskiej.

W ówczesnych diariuszach nie brakuje przykładów zagłuszania i wygwizdywania mówców. „Gdy tak mówił, poczęli wszystka szlachta hukać a wrzeszczeć, krząkać, kaszleć, że mu mówić nie dopuścili i zagłuszyli wszystko; […] aże ledwo uskromił p. Zborowski marszałek mówiąc: nie potrzebujemy tego” – czytamy w diariuszu sejmu konwokacyjnego warszawskiego z 1587 roku. „Na przeszłym [sejm 1590] zawodziłem się kilkakroć o tym mówić, ale mnie barany żołnierskie zagłuszały, które umyślnie drażniono” – uskarżał się z kolei na sejmie walnym w 1592 roku kanclerz koronny. Ne sejmie elekcyjnym w 1587 roku, gdy przysłani przez królową na obrady wojewoda płocki i pan radomski wychodzili z izby, posłowie „poczęli za nimi wielkim głosem hukać i świstać albo gwizdać”.

Nieliczne głosy rozsądku, nawołujące do zgody i podniesienia poziomu dyskusji, ginęły najczęściej w ogólnym tumulcie. „Ja z mojej strony gotowem się tu wszystkiego sprawić, jeno żeby to było in fraterno charitate, żebyśmy się nie lżyli” – prosił w 1592 roku na sejmie walnym biskup kujawski. Na wcześniejszych sejmach również podejmowano próby załagodzenia konfliktów, zdając sobie sprawę z tego, że stanowią one zły przykład dla innych posłów oraz znacznie opóźniają obrady, czyniąc je nieraz zupełnie bezskutecznymi.