© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Historia „holenderskiego” wina

W XVII i XVIII wieku handel morski, szczególnie dla wina, nie odbywał się w komfortowych warunkach. Problemy z konserwacją trunków i trudy podróży sprawiały, że zamiast zamówionego wina na miejsce docierały często beczki wypełnione winnym octem. Rozwiązanie tego problemu znaleźli Holendrzy. Ze względu na dogodne położenie kraju, w połowie drogi między Francją a krajami bałtyckimi, w krótkim czasie zmonopolizowali oni dostawy win francuskich w tym rejonie Europy. Ich zainteresowaniem cieszyły się zwłaszcza białe i delikatne wina. Na takie zapotrzebowanie odpowiadali Francuzi, produkując m.in. sławny po dziś dzień Sauternes – białe wino deserowe. Niektóre regiony winiarskie, widząc w produkcji białych win pewny zysk, zrywały z tradycją produkcji win czerwonych i zupełnie zmieniały profil wytwarzanych win. Holendrzy, oprócz wysokiej jakości win, chętnie kupowali również wina kiepskie, atrakcyjne ze względu na swą cenę. Holenderscy kupcy, aby zabezpieczyć towar i zyski z jego sprzedaży dopuszczali się, z punktu widzenia bordoskich winiarzy, prawdziwego świętokradztwa. Delikatne francuskie wino, trudno znoszące morską podróż, było dosładzane, wzmacniane alkoholem, rozcieńczane, słowem, stosowano wszelkie możliwe techniki pomagające dobrze zakonserwować wino przed podróżą. To holenderskie fałszerstwo miało być również odpowiedzią na upodobania smakowe mieszkańców Północy. Jak wiadomo, XVII wieczny polski szlachcic lubował się przede wszystkim w mocnych winach węgierskich. To właśnie Holendrzy, wzmacniając sztucznie delikatne, białe wina z Francji, próbowali znaleźć dla nich rynek zbytu w Rzeczpospolitej.

Technika, używana przez Holendrów, była pilnie strzeżoną tajemnicą. Ministrowi Ludwika XIV, Colbertowi, udało się jednak sprowadzić z Amsterdamu specjalistę, który nauczyć miał bordoskich winiarzy, jak dobrze zakonserwować wino przed morską wyprawą na północ. Oburzeni winiarze nie chcieli nawet słyszeć o przeprowadzaniu takich zabiegów na ich wspaniałych winach. Holenderskie praktyki stanowiły spory problem dla renomy win francuskich, która zaczynała się już powoli kształtować m.in. w  Anglii.

Mieszkańcy Rzeczypospolitej skazani byli zatem na to faktycznie holenderskie wino, którego najwięcej pito na północy kraju, gdyż było tam łatwiej dostępne niż na południu, gdzie sprowadzano wina z Węgier. Holenderskie wino nie należało do najprzedniejszych. Zwłaszcza Francuzi przebywający w Polsce nie mogli nadziwić się, jak można było nazywać tego kwaśnego cienkusza winem z Francji. Raczeni holenderskim winem Polacy przywykli jednak do smaku owego trunku. Doszło nawet do tego, iż na północy Europy chętniej kupowano wino francuskie od Holendrów niż od Francuzów.

Mimo że dziś nikt nie pamięta holenderskich manipulacji francuskim winem, to jednak pokutuje przekonanie o tym, iż wina francuskie są cierpkie i niedobre w smaku.