© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Husarskie konie

Husarskie konie miały być zdrowe, mało wymagające, szybkie, a przede wszystkim masywne oraz zdolne do długotrwałego wysiłku. Większość koni, jakie trafiały w szeregi husarii, hodowano na terenach Rzeczypospolitej. Wiązało się to z faktem, iż zaopatrywanie armii w konie drogą importu byłoby nie tylko niesłychanie kosztowne, ale również wręcz niemożliwe z racji ciągłych uzupełnień sięgających tysięcy sztuk. Poważniejsze liczby koni kawaleryjskich importowano do Polski jedynie z terytorium Węgier, część sprowadzano do paradnych zaprzęgów i karet. Jędrzej Kitowicz pisał, że w późniejszych latach panowania Augusta III Polacy zarzucili polskie, tureckie i ukraińskie konie z przyczyny, że do figury karet zbyt wysokich zdawały się małe do wielkiej parady, która wszystkiego wielkiego i ogromnego wyciągała. Więc się udali do wielkich szkap niemieckich, duńskich, meklemburskich, pruskich, saskich jako też i hiszpańskich.

Konie hodowano niemal we wszystkich dzielnicach kraju (różne typy pod względem ras z systematycznym dopływem krwi wschodniej), chociaż ten typ gospodarki rozwijał się najlepiej na kresach południowo-wschodnich. Musiała być to również dziedzina niezwykle opłacalna, jeżeli w XVI-XVII w. panowało przeświadczenie, że klaczka, pszczółka i pszenica wywiodą z długów szlachcica. Warto również wspomnieć, iż już od 1550 r., w związku z obronnością kraju, panował zakaz wywożenia koni poza granice państwa. Zakaz ten następnie powtarzano i zaostrzano w ustawach państwowych. Chociażby w ustawie z 1620 r. czytamy: siłą na tem Rzeczypospolitej zależy, a zwłaszcza pod takowe niebezpieczne czasy, aby koni za granice nie wyprowadzano.

Najwierniejszym towarzyszem boju polskiego żołnierza XVI i XVII wieku był więc koń. Często spotkać można niezwykłe wprost dowody sympatii i przywiązania do nich. Na przykład pogromca Karola Gustawa, Stefan Czarniecki, na chwilę przed śmiercią żegnał się ze swym koniem. Ze względów praktycznych konie musiały być też przedmiotem szczególnej troski. Toteż Stanisław Żółkiewski, przez cale życie sprawom publicznym oddany, w testamencie swym zwrócił się do żony: Stado, proszę Cię, niech będzie w dobrej opatrzności, bardzo rzecz jest potrzebna. Dlatego dziwić może fakt, iż utrzymująca się tradycja zachowywała zwyczaj, że dla uczczenia hetmana wielkiego, podczas uczty stawiano przed nim pieczeń źrebięcą (najczęściej głowę) na znak, że dygnitarz ten, dla którego w dzikich polach Ukrainy źrebię bywało przysmakiem, nawet w czasie uczty czuwa nad niebezpieczeństwem kraju. Oczywiście była to potrawa jedynie symboliczna.