© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   25.06.2013

Jan Marian

W 1. połowie XVII w. przez Europę, we wszystkich kierunkach, ciągnęli zawodowi żołnierze, oferujący swe służby każdemu, kto toczył, lub tylko planował, wojnę. Wielu trafiało do armii Rzeczypospolitej, która stale potrzebowała oficerów, zwłaszcza jeśli mieli pojęcie o inżynierii i artylerii. Jednym z tych, których życie splotło się z krwawymi walkami na Kresach był Jean de Marion, znany także pod spolszczonym imieniem Jana Mariana (Marianusa) i odmiennym francuskim nazwiskiem Jean de Blarian. Pochodził z Nevers, z rodziny miejscowego notariusza. Szlachecka rodzina wywodziła się z Bretanii. Urodzony ok. 1580, ożenił się z Jeanne de la Fosse, z którą miał syna Jeana, także zawodowego oficera. Początkowo zamierzał kontynuować tradycję w rodzinnym notariacie, ale szybko wciągnęła go w swe tryby wojna domowa. Już jako oficer zaciągał się w służbę Stanów Holenderskich w dobie wojny trzydziestoletniej; służył w armii Brunszwiku w stopniu kapitana.

W 1621 służy już Rzeczypospolitej. Od Zygmunta III Wazy, któremu polecił Mariona Ludwik XIII,  otrzymał list przepowiedni na zaciągnięcie 200-osobowego oddziału doborowej piechoty niemieckiej. Walczył pod Chocimiem oraz w drobniejszych potyczkach z Kozakami i Tatarami. Brał udział w wojnie pruskiej (1626) i kozackiej (odznaczył się pod Perejasławiem w 1630). Podczas kampanii Stanisława Koniecpolskiego przeciwko Abazy Paszy walczył pod Kamieńcem (powstrzymał uderzenie tatarów w centrum). Za czasów Władysława IV „moskiewską expedycyę (1632-1634) stateczną wiarą i męstwem nieporównanym odprawił”. Później wraz z podkomendnymi trafił na Ukrainę, gdzie rychło doceniono jego dowódcze i inżynierskie zdolności. Dowodził 300 muszkieterami. W 1635 według jego projektu rozpoczęto budowę Kudaku. Pierwotnie była to reduta z dwoma półbastionami od wschodu (południowo-wschodni półbastion zachował się do dzisiaj). Jeana de Marion został komendantem ledwo co oszańcowanej twierdzy, mając pod swoimi rozkazami 200 najemnych dragonów, głównie Niemców. Historycy dawniejszej daty uważali to pociągnięcie za poważny błąd: Człowiek znający miejscowe stosunki, wschodniego obrządku, mowy tamecznej, a tylko miłością wspólnej ojczyzny związany ze sztandarem Rzeczypospolitej, ktoś zresztą w rodzaju pełnego wyrazu miłości dla odrębności krajowych Żółkiewskiego lub Adama Kisiela, możeby i podołał twardemu zadaniu przewodniczenia w Kudaku, gdzie naokoło z nieufnością, z wrzekomą pokorą, a ściśniętą pięścią w zanadrzu, spoglądano na wznoszące się wały — lecz dla cudzoziemca było to brzemię nad siły. Marion próbował się jednak z tym brzemieniem zmierzyć. Był żołnierzem stanowczym i zdecydowanym. Dbał, by przepisy nowej ordynacji sejmowej, ograniczającej dotychczasową kozacką samowolę, nie były przekraczane. Skończyło się wożenie na Sicz prochu, broni i ołowiu. Pod osłoną armat, pułkownik de Marion przechwytywał całe zaopatrzenie Zaporoża. Nikomu nie okazywał żadnych względów, nawet tym, którzy w przeszłości mieli zasługi dla Rzeczypospolitej. Nieświadomość miejscowych stosunków, wybujała buta żołnierska najemnego kondotyera, który, z poza Renu przybywszy nad dolny Dniepr, sądził się być wśród dzikich, składały się na wytworzenie nader przykrych stosunków między twierdzą, będącą niejako wyrazem władzy Rzeczypospolitej na Niżu i tegoż mieszkańcami. […] Patrzano na niego ze wstrętem; zdziercą go mienią; zresztą i najlepszy niełacno mógłby zdobyć miłość tłumu na tak drażliwem stanowisku, a najlepsi na Niż nie biegli. Wielu wrogów przysporzył mu wydany i przestrzegany zakaz połowu ryb w wodach Dniepru i Samary. A już Bartłomiej Paprocki pisał: Kozacy tak zwani „rzeczni" od wieków tam mieli wolny połów ryb, co było przedmiotem ich znacznego handlu i dostarczało pożywienia siczowym mołojcom. Marion tamował połów ryb, zabraniał polowań, więził nieposłusznych, rządził się srogo i samowolnie. Jego (i jego następców) dragoni (drabanci), dopuszczając się przeróżnych nadużyć, tak zapadli w pamięć tamtejszej ludności, że jeszcze w XIX w. drabant oznaczał na Niżu łotrzyka napastującego bezkarnie. Ludzie doskonale obeznani z bronią nie tolerowali zamachu na swe prawdziwe i rzekome swobody zbyt długo. Wkrótce po wybudowaniu pierwszych umocnień Kudak został zdobyty w nocy z 3 na 4 sierpnia 1635 (dzięki zdradzie kilku Rusinów z załogi) przez mołojców dowodzonych przez Iwana Michajłowicza Sulimę. Kudak, zbudowany w ciągu kilku miesięcy, tyleż tylko godzin stawił opór zuchwałym orężnikom, których Sulima pod jego wały przyprowadził. Wracający znad Donu armadą czajek Kozacy nierejestrowi, obawiający się blokowania przez załogę ich wypadów na ziemie pozostające pod władzą Turków, wymordowali garnizon kudacki.

Komendanta twierdzy, Francuza Jeana de Mariona, przywiązano do słupa, gdzie posłużył czerni za cel do strzelań z łuku. Kiedy znudzili się tą okrutną „zabawą”, (jak wynotował ze źródeł prof. W. Serczyk) „najpierw rękę mu odsiekli i za pazuchę włożyli, w pludry prochu nasypali, postawili u słupa nad Dnieprem, zapalili i proch rzucił go do Dniepru”. Powstanie stłumili Kozacy rejestrowi, którzy – po powrocie znad Bałtyku – pod komendą K. Wołka wdarli się do obozu powstańców, którzy sami postanowili wydać w ich ręce swych przywódców. Sulimę ścięto w Warszawie 12 XII 1635. Do końca zaprzeczał, by jego bunt był skierowany przeciwko Rzeczypospolitej. Tłumaczył się, iż sądzono, że Marian jest samowolnym uzurpatorem władzy, jakich Niż dużo już widział. Syn Mariona, wspomniany wyżej Jan, także dzielny i Rzeczypospolitej zasłużony żołnierz, kapitan dragonów, otrzymał indygenat (z nazwiskiem Marjan), jako virtutis paternae haeres, w 1662 (Vol. Leg. T. IV, str. 409).