© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   25.03.2019

Johann Philipp Breyne i baraniec (moskiewski) zwany przez niektórych owcą ze Scytii

W pierwszym tomie przełożonego z języka francuskiego na język polski przez pijara ojca Ładowskiego i wydanego w 1783 roku Dykcyonarza służącego do poznania historyi naturalney y rożnych osobliwszych starożytności, ktore ciekawi w gabinetach znayduią przytoczono definicję przedziwnego bytu z pogranicza świata zwierząt i roślin, będącego przez stulecia przedmiotem westchnień licznych kolekcjonerów z całej Europy. Pod pojęciem AGNUS-SCHYTICUS, bo o barańcu tutaj mowa, niektorzy Autorowie rozumieli że to iest Ziołozwierz czyli baran Tatarkialbowiem iest podobny do baranaokrywa się delikatną wełnąy pożera inne zioła, na około siebie rosnąceTeraz zaś pewna iest że baraniec nic inszego nie iest tylko odziomek korzenia paproci okryty puchem. Z ułożenia korzeni, zdaie się że ma nogi, a wyrostki na odziomku rośliny formują głowę y uszy. Ten rodzay Paproci znajduje się niedaleko Samary nad Wolgą”.

Nim barańca uznano za roślinę, a dokładniej artefakt roślinny zręcznie wykształcony ludzką ręką, musiało upłynąć wiele czasu. Przez wieki twierdzono bowiem, że jest to włochata, żywa i żądna soczystej trawy owca będąca owocem pewnego ziela porastającego brzegi Morza Kaspijskiego. Pisali o niej uznani autorzy, między innymi Scaliger, Bacon i Licetti, żaden z nich nie widział jednako na własne oczy rośliny rodzącej żarłoczne baranki, kiedy była ona w pełni swojego rozkwitu. Pojedyncze egzemplarze ziołozwierza znajdowały się wszelako w słynnych na cały kontynent prywatnych muzeach należących do takich naturalistów, jak Ole Worm (Kopenhaga), Jan Swammerdamm (Amsterdam) czy gdańszczanin Johann Philipp Breyne, oraz w kolekcjach uniwersyteckich i królewskich odwiedzanych przez licznych podróżnych, przemierzających kontynent w tę i we w tę.

We wrześniu 1725 roku na łamach trzysta dziewięćdziesiątego numeru czasopisma „Philosophical Transactions of Royal Society” ukazał się krótki łaciński artykuł doktora filozofii i medycyny z Gdańska[1], rok później opublikowany s w przekładzie na język francuski[2]. Autor doniesienia De Agno Vegetabili Scythico, Borametz vulgo dicto, Johann Philipp Breyne, opisywał w nim intrygujący obiekt ze swego muzeum – rzeczoną owieczkę tatarską bądź scytyjską – jednocześnie poddając w wątpliwość naturalne pochodzenie tej osobliwości przyrodniczej. Breyne, tak jak kilka lat wcześniej Hans Sloane, jego serdeczny przyjaciel i zarazem prezes Towarzystwa Królewskiego w Londynie, wyraził niewiarę w znane od wieków opowieści o istnieniu azjatyckich zoofitów, których zasuszonego przedstawiciela miał teraz u siebie – i opisał szczegółowo borametza ofiarowanego mu jakiś czas temu przez anonimowego podróżnika, który wracał przez Gdańsk z państwa moskiewskiego.

Sprezentowana Breyne’owi owca scytyjska, jak sam stwierdził, „miała pięć cali długości [ok. 13 cm], głowę, uszy i cztery nogi. Była barwy zardzewiałego metalu i pokrywało ją w całości runo podobne do delikatnego jedwabnego puszku, nieowłosione były tylko uszy i żółtawo-pomarańczowe nogi”.

Po dokładniejszym przyjrzeniu się owcy, Breyne nabrał podejrzeń co do jej istoty oraz charakteru. „Zauważyłem, że nie jest to ani byt zwierzęcy, ani owoc [rośliny rodzącej niewielkie zwierzęta], ale gruby płożący korzeń tudzież pnącze lub łodyga będące częścią jakiegoś ziela, które dzięki czyjemuś kunsztowi mogło przyjąć formę czworonożnej bestii”. Nogi owieczki – wyglądające tak, jak gdyby ktoś odrąbał kopytka – tworzyły łodygi, z których mogłyby wyrosnąć soczyste listki; łodygi formowały także uszy i coś, co przypominało krótkie, ostre różki ziołozwierza. Ba!, Breyne nie miał wątpliwości, że to właśnie z łodygi albo korzenia, które niosą odżywcze soki, uformowano postać roślinnego baranka przywiezionego do Gdańska. I tak, po dokładnym przestudiowaniu eksponatu gdański medyk jednoznacznie uznał, że przednie łapy owieczki scytyjskiej, której dokładną czarno-białą ilustrację dołączył do swojego artykułu, wprawiono sztucznie w jej niewielki tułów. Co więcej, także łeb i szyja nie stanowiły jedności z resztą korpusu, „tylko zostały bardzo sprytnie i wprawnie z nim połączone. I rzeczywiście, temu korzeniowi tudzież łodydze nadano bardzo zręcznie kształt baranka – i to w ten sam mistrzowski sposób, jak czyni się to niekiedy z miniaturkami ludzi, które wrzeszczą w niebogłosy i obficie krwawią, gdy wyrywa się je z ziemi, a które to tworzy się z korzeni mandragory lub przestępu”. Wątpliwość naturalisty budziła przy tym cały czas roślina, z której sfingowano runo barańca. Breyne był bowiem przekonany, że runo pochodzi z jakichś plantae exoticae, acz nie umiał podać ani ich nazwy, ani miejsca, w których rosły (przy czym dziś niektórzy badacze twierdzą, że mogło chodzić o białe włókna otaczające nasiona bawełny).

Wreszcie Breyne przypominał wszystkim ciekawym tajemnic Natury czytelnikom swego króciutkiego tekstu, że „jej dzieła i twory powinno się odkrywać, a nie wymyślać”; i że gdyby dawni uczeni trzymali się tej zasady i badali Naturę w sposób empiryczny, nie zostaliby zwiedzenie starożytnymi opowiastkami o owcy scytyjskiej. Nikt przecież nigdy nie widział, jak baranki moskiewskie rosną na łodygach, wyjadając całą trawę w ich zasięgu, choć niejeden sporządził opis tego osobliwego zjawiska, opatrując go ryciną ilustrującą te niewielkieg zoofity. W rezultacie Breyne podkreślił, tak jak wcześniej uczynił to inny badacz, chirurg i podróżnik, Engelbrecht Kaempfer, że być może początek legendzie o istnieniu żarłocznych owiec scytyjskich dał handel baranicami, który prowadzili kupcy astrachańscy – i w ten sposób, tworząc legendę o ziołozwierzu, mogli wykreować popyt na swoje towary.


[1] Dissertiuncula de Agno Vegetabili Scythico, Borametz vulgo dicto, „Philosophical Transactions”, vol. 33, n. 390, s. 353–360.
[2] Dissertation sur l’agneau végétal de Tartarie appelé vulgairement Borametz (Baraniec), Dantzick 1726, in 4o.