© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   09.07.2015

Królowa polityk w oczach szlachty – Maria Kazimiera w pismach politycznych końca XVII w.

Maria Kazimiera d’Arquien – choć piękna i bystra – nie cieszyła się sympatią poddanych. Głównym powodem tej niechęci była jej ogromna aktywność polityczna, niezgodna ze staropolskimi wzorcami kobiety i królowej. Im śmielej Marysieńka wkraczała w świat polityki, tym mocniej była krytykowana przez mężczyzn polityków. Potwierdza to publicystyka z tego czasu, nasilająca ataki w chwilach jej dużego zaangażowania w sprawy państwowe (np. podczas koronacji, prób intronizacji Jakuba czy nowej elekcji). Anonimowość paszkwili pozwalała ich autorom na dosadne wypowiedzi, przedstawiające Marię Kazimierę nie tylko jako złą królową, ale także niewierną żonę i obojętną matkę. Atakowano ją zarówno jako osobę publiczną, jak i prywatną, nie licząc się z autorytetem urzędu, który sprawowała. Jej wizerunek był przerysowany, zakłamujący rzeczywistość. Zaciekli adwersarze przypisywali Francuzce na polskim tronie ogromne wpływy, tymczasem władza królowej w Rzeczypospolitej ograniczała się do funkcji reprezentacyjnych. Dlatego władczynie o większych aspiracjach politycznych w rodzaju Bony czy Ludwiki Marii musiały się uciekać do zakulisowych działań.

Marysieńka, która żywo interesowała się polityką, z ochotą się ich podjęła, narażając się na krytykę jeszcze przed koronacją. O ile królowe z dynastii Habsburgów nie budziły niepokoju szlachty, o tyle Francuzki, z kraju politycznych intrygantek w rodzaju Madame de Chevreuse, musiały się zmierzyć ze szlacheckim mizoginizmem. Poprzedniczką Marii Kazimiery była powszechnie uwielbiana Eleonora Habsburżanka, żona Michała Korybuta Wiśniowieckiego, która ujęła szlachtę łagodnością i dystansem do polityki. Po Marysieńce spodziewano się czego innego – była wszak wychowanką Ludwiki Marii, która źle się zapisała w pamięci poddanych.

Obawy te szybko potwierdziły jej zabiegi na dworze francuskim podczas elekcji, które przyniosły zwycięzcy spod Chocimia koronę. Powszechnie uważano, że hetman Sobieski pretendował do tronu pobudzony jej ambicją, więc usiłowano nie dopuścić do jej intronizacji. Malkontenci z dużym zapałem namawiali elekta do poślubienia wdowy po Korybucie Wiśniowieckim, powołując się na konstytucję z 1576 r., która przewidywała konsultacje z radą senatu w sprawie wyboru królowej. Było to ważne w kontekście polityki zagranicznej, zwłaszcza gdy zmierzała ona w niepożądanym kierunku, czyli w stronę absolutystycznej Francji. Tymczasem Sobieski, żeniąc się zawczasu z ukochaną kobietą, pozbawił senatorów wpływu na orientację polityczną Rzeczypospolitej.   

Z tego powodu przeciwnicy dworu usiłowali więc wykazać, że Maria Kazimiera nie jest godna zaszczytu, który ją spotyka. Wytykali jej, podobnie jak Sobieskiemu, niekrólewskie pochodzenie, choć genealogie francuskie wywodziły ród d’Arquienów od Chlodwiga, Karola Wielkiego, Hugona Capeta i św. Ludwika. O tym jednak pisma polityczne milczały, porównując francuską szlachciankę do Eleonory z potężnego rodu Habsburgów.

Kluczowym argumentem przeciw nowej władczyni było jej mieszanie się do polityki, polegające na nieustannym knuciu i intrygowaniu. Jej aktywność polityczną nazywano diabelskimi konceptami, sprytnymi sztuczkami, zarzucając jej wzorowanie się na cynicznym Machiavellim. Porównywano ją do Ryksy, ambitnej żony Mieszka II, oraz Agrypiny, która zdobyła polityczne wpływy dzięki licznym kochankom. Krytykowano sposób, w jaki uprawiała politykę – na pokojach pańskich, z pominięciem instytucji sejmu i senatu. Jako przykład podawano podjęte przez nią w 1688 r. próby wprowadzenia na tron Jakuba, choć był to długo przygotowywany plan stronnictwa dworskiego.
Jej przeciwnicy z dużym niepokojem opisywali metody tworzenia przez nią własnego stronnictwa, skupiającego żony najznaczniejszych dygnitarzy, które wywierały wpływ na decyzje swoich mężów, a jednocześnie wydobywały od nich poufne informacje. Podkreślali, że Marysieńka sprytnie obdarzyła łaskami małżonki polityków z obu stronnictw, zyskując wgląd nie tylko w tajne plany dworu, ale także opozycji. W ten sposób, zdaniem autorów paszkwili, polska Agrypina zdobyła pozycję równą niemal władcy Rzeczypospolitej, kontrolując np. przebieg sejmów. Jej intrygom poddali się tak uznani politycy, jak kanclerz Jan Wielopolski, biskup poznański Jan Witwicki, kasztelan wileński Bogusław Słuszka czy przywódca królewskiego stronnictwa Antoni Szczuka.   
Jednak największy wpływ, w opinii malkontentów, miała królowa na swojego małżonka – nieszczęsnego „Marsa Polonusa”, który zafascynowany wdziękami „Jutrzenki”, ulegał wszystkim jej zachciankom. Poza tym miał wobec niej dług wdzięczności za pomoc w sięgnięciu po koronę Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Dlatego autorzy paszkwili prosili monarchę, aby przejrzał wreszcie na oczy, kładąc kres kobiecym rządom. Tymczasem „Lew Lechistanu” zdawał się akceptować metody działania swojej połowicy, która tworzyła powolne sobie kreatury. W tym celu łudziła polityków wakansami, za które musieli słono płacić nie tylko gotówką, ale także klejnotami i pięknymi strojami. W rzeczywistości o obsadzaniu stanowisk decydował monarcha, kierując się   chłodnymi racjami politycznymi i finansowymi.

W pismach politycznych pojawiał się także argument, że królowa, dokonując politycznych wyborów, faworyzowała krewnych i rodaków, o czym świadczyły błyskotliwe kariery polityczne jej ojca i brata oraz korzystne mariaże je sióstr. Rzeczywiście Maria Kazimiera otaczała się bliskimi jej osobami, dbając o ich wygodny los, ale wynosząc swoją rodzinę, wzmacniała jednocześnie pozycję rodziny królewskiej. To był jeden z powodów jej uporczywej walki o kapelusz kardynalski dla markiza d’Arquien, który przyczynił się do zadrażnienia stosunków z Ludwikiem XIV. Jak słusznie zauważył jeden z biografów królowej: wielka polityka wiązała się u niej ze sprawami osobistymi.

Znajdowały one odbicie także w polityce dynastycznej Sobieskich, wywołując żywe emocje u ich wrogów, Marysieńka z zapałem poszukiwała w Europie najlepszych kandydatów na małżonków dla swoich ukochanych dzieci. Jej zabiegi naraziły ją na oskarżenia o chęć przejęcia rządów w Rzeczypospolitej za pośrednictwem powolnego jej syna. Jednak z biegiem czasu, gdy popadła w konflikt z odrodkiem Jakubem, wystawiono jej opinię złej matki, skupionej na własnej karierze, czyli na poszukiwaniu nowego męża.

Ataki na niedoszłą założycielkę nowej dynastii przybrały na sile po śmierci Jana III Sobieskiego, gdy spodziewano się, że zasiądzie na tronie obok nowego władcy (na przykład hetmana Jabłonowskiego, któremu ponoć obiecała dochody z Żółkwi) lub że posadzi na nim swojego kandydata – zięcia, elektora bawarskiego Maksymiliana Emanuela, lub jednego z młodszych królewiczów. Dlatego podczas interregnum opozycja próbowała zniechęcić do niej opinie szlachecką, przypisując jej błędy zmarłego małżonka. Zarzuty, które jej stawiano, były absurdalne. Obwiniono ją na przykład o niedotrzymanie pacta conventa (choć obietnicę tę składał monarcha), a także o rozpętanie konfliktu między biskupem wileńskim Brzostowskim a hetmanem wielkim Sapiehą (choć w rzeczywistości dołożyła wszelkich starań, aby go wyciszyć).

Duże wpływy polityczne królowej wdowy wywoływały niepokój opozycji do tego stopnia, że chciano się jej pozbyć z kraju. Autorzy krążących wówczas paszkwili straszyli ją buntem szlachty, sejmem konnym, a nawet wypędzeniem. Jednocześnie pisali na nią satyry, okrutnie ją ośmieszając. W jednym ze sfingowanych dialogów podstarzała matka o pomarszczonym ciele miała wyjawić Jakubowi plany zdobycia korony choćby za cenę kolejnego porodu lub… poślubienia Żyda.

Nie były to jedyne argumenty w rodzaju ataków ad personam – powabną Francuzkę, noszącą odważne stroje na zagraniczną modłę, od początku posądzano o liczne romanse m.in. ze wspomnianym referendarzem koronnym Szczuką, z księciem kurlandzkim Ferdynandem Kettlerem czy z podskarbim koronnym Benedyktem Sapiehą. Mimo iż czuła korespondencja między małżonkami dowodzi ich gorącego uczucia, przeciwnicy polityczni czynili z królowej rozpasaną kobietę, która prowadziła podwójne życie, oszukując naiwnego Sobieskiego. Wyrzucali jej, że szybko porzuciła żałobę, nie opłakując śmierci męża, i jednocześnie krytykowano jej niknącą urodę – zwiędniałą pierś, oczy leniwe i szyję nadwątloną.    

Jak na tę krytykę, rozpowszechnianą za pomocą pism politycznych w całym kraju, reagował dwór na czele z monarchą? Jan III Sobieski, podobnie jak w swoim przypadku, unikał wdawania się w polityczne awantury uwłaczające godności osób reprezentujących najwyższe urzędy państwowe. W ikonografii królewskiej wybranka Sobieskiego występowała jako piękna Gaja-Rea, dumna założycielka nowej dynastii lub zwiewna Jutrzenka. Czasem zdarzało się, że król, być może mobilizowany przez dotkniętą małżonkę, zlecał napisanie odpowiedzi na pisma polityczne opozycji. Autorzy monarszych odpowiedzi starali się wykreować obraz Marysieńki zgodny z obowiązującym wzorcem dobrej królowej. Przekonywali opinię szlachecką, że Maria Kazimiera jest dobrą, czułą i wspierającą żoną, pobożną katoliczką i królową wrażliwą na los poddanych. Zapewniali, że – w przeciwieństwie do innych białogłów – nie marnuje czasu przed zwierciadłem, lecz jako patriotka troszczy się o los państwa. Przedstawiali ją jako mater patriae, zaznaczając, że nie jest już Francuzką, lecz Polką, która łagodzi spory i kłótnie w ojczyźnie.

Nie wszystkie te opinie były zgodne z rzeczywistością – Marysieńka znana była z dużego temperamentu i z troski o los państwa daleko wybiegający poza wyobrażenia szlachty. Ponadto zwolennicy królowej nie odnosili się do zarzutów dotyczących jej działalności politycznej, poprzestając na ogólnym stwierdzeniu, że działa w interesie nowej ojczyzny, wspierając króla za jego życia. Nie bronili jej, przytaczając pozytywne argumenty, dotyczące na przykład jej działalności jako inspiratorki życia teatralnego na dworze. Niestety, czas pokazał, że drobiazgowe i często powtarzane argumenty opozycji były skuteczniejsze – Maria Kazimiera doczekała się czarnej legendy, z którą do dziś trzeba polemizować.

Logo POIiŚ