© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   18.06.2012

Lampart Sierakowski i jego poeta

Dziełem życia miecznika poznańskiego i starosty kopanickiego, Lamparta Sierakowskiego (zm. 1655), miało być lokowane przez niego miasto Lampartopol. Jego rachuby nie zawiodły. Osadzenie w Lampartopolu protestanckich sukienników i nadanie im znacznych przywilejów doprowadziło do rozkwitu nowego miasta. Ale nad Rzeczpospolitą zbierały się już chmury „potopu”. Dzieła szwedzkiego zniszczenia dopełniło szalejące w tym rejonie w latach 1652-1662 morowe powietrze. Lampartopol bez swego eponima nie podniósł się już z upadku.

Próbę czasu przetrwały jednak literackie zainteresowania Sierakowskiego. Jego przypadek jest o tyle ciekawy, że mowa nie o literackim talencie, ale literackim guście. W czasach, gdy wszyscy zachwycali się niedościgłym kunsztem poetyckim Kochanowskiego, Lampart jako jeden z pierwszych wyczuł zmianę literackich wiatrów, konsekwentnie i gromko chwaląc autora, którego uznać możemy za pierwszego w pełni barokowego poetę, Hieronima Morsztyna. Znana jest fraszka Paralela Kochanowskiego i Morsztyna:

            Lampart chwali Morsztyna, siła mówi o nim,

            Ja go nazad odsełam, bo mi już nic po nim.

            Przekłada go we wszystkim nad Kochanowskiego,

            Ja mam za k[pa] Morsztyna i Sierakowskiego

Tekst sygnowany jest inicjałami, które rozszyfrowano jako: „Jmć Pana Jana Ostroroga wojewody poznańskiego”. Że trop był właściwy, dowodzi inny zapis tego tekstu, który zmienił epigram w anegdotę: „Lampart chwali Morstina, lży Kochanowskiego. Na to mu odpisał Pan Ostroróg: «Za kpa ja mam Morstina i Sierakowskiego»”.

Najwyraźniej wszyscy musieli wiedzieć, że starosta kopanicki był wielbicielem twórczości Hieronima Morsztyna. Widać zamęczał ich jeśli już nie lekturą, to przynajmniej opowieściami. W liście do Sierakowskiego z 7 III 1641 r. Stanisław Skaryszewski tak odwoływał się do literackich gustów miłośnika Morsztynowej muzy:

Napisałeś W[asz]M[ość] P[an] rzewniejszą, a niewinnie, lamentacyją do mnie niż ją na ciemnych jutrzniach śpiewać rychle będą, ale ja – abym to pokazał, że W[asz]M[ości], który mię laty i intratą zwyciężasz, cierpliwością i świętą modestyją zwyciężam – nie odpisuję równym piórem. Ale jak mię to drugi raz potka, nie ciężko mi będzie pożyczyć na godzinę u Pana Zygmunta, rodzonego mego, fantazyjej i stilum, i napiszę list, który WM będziesz mógł między kochane skrypta chować Morstyna.

Obie wzmianki poczynione zostały w podobnym tonie. Skaryszewski stara się utrzymać formy grzecznościowe, ale do inkaustu przymieszał sporo żółci. Również wzmianka o pismach Hieronima podszyta została ironią. Z kolei epigramat Ostroroga jest już otwartym szyderstwem. Gdy chciano urazić Sierakowskiego, bito w jego uwielbienie dla Morsztyna. Najwyraźniej było ono Lampartową słabością.

W momencie śmierci autora Trenów gremialnie wyrażano przekonanie, iż na długo pozostanie on dla naszych poetów niedościgłym wzorem. Stan ten utrzymywał się także w pierwszych dekadach następnego stulecia. Dlatego już sam zamysł pochwały dokonanej przez porównanie, w tym przypadku przez Paralelę Kochanowskiego i Morsztyna, należałoby wówczas uznać za ryzykowny. Tymczasem Sierakowski w swoich laudacjach Hieronima stawiać miał nie na równi, ale ponad twórcą Pieśni i Fraszek.

Kochanowski w zasadzie ufundował polską mowę poetycką. Również na początku XVII w. pozostał bezkonkurencyjnym przewodnikiem dla polskich wierszopisów. Ciągłe wznowienia dzieł czarnoleskich ustają dopiero około roku 1640 (zbiory Jan Kochanowski, Fraszki oraz Fragmenta po raz ostatni w dobie staropolskiej ukazały się w roku 1639, Psałterz Dawidów w 1641), ale spadek sprzedawalności nie oznacza, iż tym samym ustaje lektura samych dzieł. Wszyscy ówcześni literacki znali go na pamięć, a dzieci uczyły się na jego utworach literackiej polszczyzny. Dlatego głosy mówiące o nowych autorach, którzy zaćmiewają czarnoleski blask, należały do rzadkości. Wypowiedzi te na ogół były bardzo oględne. Starowolski na przykład w dziele o mówcach Sarmacji z 1628 r. donosi o sporach na temat wyższości poezji Szymonowica nad Kochanowskim, z zadęciem, lecz nader ogólnikowo, wspominając o licznych argumentach przytaczanych przez erudytów na poparcie tej tezy.

Na tym tle odcinają się wyraziste opinie Sierakowskiego. Istotne wydaje się dostrzeżenie faktu, że pochwała Hieronimowych wierszy odbywała się u niego kosztem czarnoleskiego autorytetu. Oburzenie Ostroroga z wpisanym weń podziwem Sierakowskiego daje okazję zaobserwowania na bieżąco jak (po raz kolejny) ciągłość literatury rozszczepia się na autorów dawnych i nowych, na klasyków i nowatorów. Na przełomie XVI i XVII w. twórczość Kochanowskiego zastygła w kanoniczny wzorzec, za którym podążano, ale który swymi artystycznymi wyborami można było też zakwestionować. Nie prześmiewczym buntem (bo i taki miał miejsce w literaturze sowiźdrzalskiej), ale odmienną propozycją lirycznej wizji dramatycznie zmieniającego się świata, ujętego w inną sieć problemów i opisanego przy pomocy innej składni poetyckiej. W oczach Sierakowskiego gwiazda Hieronima Morsztyna przyćmiła gwiazdę Kochanowskiego nie dlatego, że była od niej większa czy jaśniejsza, ale dlatego, że była gwiazdą zaranną niosącą świt nowej epoki.