© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   30.04.2024

Maltański epizod Franciszka Wierusz-Kowalskiego, dworzanina Sobieskich

Tadeusz Wojciech Lange


Zakon kawalerów maltańskich aż do drugiej połowy XVIII wieku nie cieszył się w Rzeczpospolitej popularnością, więc żyjących ówcześnie polskich „maltańczyków” można było policzyć na palcach jednej ręki. Chęci do członkostwa w tym ekskluzywnym klubie zachodnioeuropejskich arystokratów Polacy nabierali na ogół podczas pobytu za granicą, przeważnie we Włoszech. Tą drogą do zakonu kawalerów maltańskich trafili przedstawiciele rodu Radziwiłłów, Paców czy Lubomirskich.

Tak też zapewne było z gentilhomme de la chambre Marii Kazimiery Sobieskiej, Franciszkiem Hiacyntem Józefem Wierusz-Kowalskim herbu Wieruszowa (ok. 1675-1742). Z kawalerami maltańskimi zetknął się prawdopodobnie podczas długiego pobytu dworu owdowiałej Marysieńki w Rzymie i – jeśli wierzyć polskiemu źródłu z roku 1775 – do zakonu wstąpił w 1712 roku. Czy tak istotnie było, do końca nie wiadomo. Jest jednak faktem, że w 1716 roku w listach podpisywał się „F. Wierusz Kowalski K(awaler) M(altański)”. Tak czy owak, z wymaganą do pełnego członkostwa służbą w maltańskiej siedzibie zakonu zwlekał długo, zajęty m.in. rozwiązaniem ostatniego dworu swojej zmarłej chlebodawczyni w Blois i sprawami królewiczów Jakuba i Konstantego Sobieskich. W roku 1721 Kowalski był pełnomocnikiem Jakuba w pertraktacjach dotyczących warunków, na jakich królewicz mógłby powrócić do Oławy po dłuższej tam nieobecności, ale ni stąd, ni zowąd zrezygnował z pełnomocnictwa i postanowił udać się na Maltę. Na wyspie wylądował pod koniec tego roku. Rekomendacje papieskie, a także listy polecające od księcia Jakuba Sobieskiego i jego zięcia Jakuba Franciszka Stuarta utorowały Polakowi drogę do szybkiej inwestytury połączonej z wieczystymi ślubami.

Zakon maltański czasy świetności miał już wówczas za sobą. Jego flota, składająca się z eskadry czterech galer i czterech okrętów liniowych nie była w stanie stawić czoła flocie tureckiej, ale wciąż skutecznie potykała się z osmańskimi wasalami z Algieru, Tunisu i Trypolisu.

Były kuchmistrz królowej miał szczęście, bo przydzielono go do eskadry liniowców, a nie wychodzących pomału z użycia galer, gdzie służba była cięższa i bardziej niebezpieczna. Jednostką niemłodego już caravaniste (nowicjusza odbywającego „karawany”, czyli niezbędne do awansu okresy służby na morzu) był okręt flagowy eskadry, Giovanni Battista. Czy Polak miał okazję sprawdzić się w boju, trudno ustalić, w owym czasie działania zakonu na Morzu Śródziemnym były dość sporadyczne. Mógł wziąć udział w operacji zakończonej potyczką 9 kwietnia 1723 roku, kiedy to maltańskie okręty zdobyły wrażą tartanę (mały statek o łacińskim ożaglowaniu) i kolejną potyczką, 11 maja, koło sycylijskiej wyspy Pantelleria, kiedy ich łupem padł liniowiec z Trypolisu o 62 działach; wzięto wtedy 314 jeńców i uwolniono 33 chrześcijan.

Zaraz po tych wydarzeniach Franciszek Wierusz-Kowalski opuścił Maltę, ale w archiwach zakonnych został po nim spisany przed ową operacją morską niezwykły dokument[1], tak zwane dispropriamento. Było ono składaną przez kawalerów raz w roku pisemną rezygnacją z własności ich ruchomych dóbr, zwanych spoglio, na rzecz zakonnego skarbu. Ze względu na niebezpieczeństwo nagłej śmierci każdego „maltańczyka” na morzu, dispropriamento pełniło jednocześnie rolę czegoś w rodzaju testamentu. Dokumenty takie, zaopatrzone m.in. w spis majątku kawalerów, są bezcennym świadectwem kultury materialnej owej sfery w danym czasie.

23 marca 1723 roku Wierusz-Kowalski spisał dość szczegółowo swój dobytek, znajdujący się zarówno na pokładzie flagowego okrętu, jak i w jego mieszkaniu przy Strada Stretta w Valletcie. Uliczka ta owiana była złą sławą jako miejsce pojedynków krewkich kawalerów, o czym pisał Jan Potocki w „Rękopisie znalezionym w Saragossie”, a jako kawaler maltański przebywający na wyspie pół wieku później, miał na ten temat wiedzę z pierwszej ręki.

Ze spisanego przez Kowalskiego własną ręką inwentarza dowiadujemy się wiele o ubiorze, rzeczach osobistych, a nawet meblach autora dokumentu. Z tego, co udało się z włoskiego rękopisu odczytać wynika, że imć Franciszek nosił typowy dla owego czasu szustokor (giustacore). Miał ich kilka: jeden był elegancki, jasnoszary, haftowany złotem i podszyty czerwonym szagrynem; drugi codzienny, tabaczkowy, podszyty taftą; trzeci również jasnoszary, podszyty czerwonym angielskim kretonem; czwarty miał za to pozłacane mosiężne guziki. Do wszystkich posiadał, oczywiście, stosowne kamizelki i spodnie. Kamizelek zresztą było więcej: jedne płócienne, inne z brokatu ze złotą lub srebrną nicią. W spisie jest także wzmianka o czterech parach koronkowych mankietów (manichetti). Nasz bohater nosił pończochy jedwabne, czarne, podobnie jak duchowni. Jako odzież wierzchnią miał efektowną szkarłatną pelerynę (feraiolo) lub kawowy szynel (capotto). Nakryć głowy miał dwa rodzaje: kapelusze zapewne typu tricorn – jeden zwykły i dwa inne, obszyte galonem, oraz dwie aksamitne czapki wykończone sobolowym futrem (beretta di veluto […] con zebbelino). Na specjalne okazje miał jedwabną szarfę haftowaną srebrem (fascia richamata di seta e argento). Do tego dochodziła bielizna: halsztuki (cravatte), koszule (camisie) i podkoszulki (camisiolette).

Po domu chodził w adamaszkowym szlafroku (robba di camera) w złote kwiaty. Miał też chałat „w stylu indyjskim” malowany w kwiaty (spolverino di tela, ala Indiana dipinta con fiori), a na głowie nosił satynową lub aksamitną czapeczkę (berettino), tę ostatnią haftowaną zresztą złotem. Na noc zakładał wełnianą szlafmycę (berettino di lana da notte) z osobną wyściółką (foderette).

Do uroczystych występów publicznych miał tajemniczy manto di punta a becco (?) di caffetano nero, w czym możemy się z niejakim trudem domyślać czarnego płaszcza, noszonego w zakonie przy specjalnych okazjach, wraz z wymienionym w spisie tzw. sznurem pasyjnym z wizerunkami narzędzi męki Pańskiej (cordone misterioso della passione di Giesu Christi), a także szpadę o srebrnej, ale pozłacanej rękojeści, z pendentem z czerwonego jedwabiu. Nie była to, naturalnie, jego broń bojowa; miał też zwykłą szpadę na białym skórzanym bandolierze, dwie pary pistoletów z futerałami i arkebuz (archibuggio), również z futerałem. Strojem bojowym rycerzy św. Jana przez setki lat był szkarłatny surkot z białym, łacińskim krzyżem. W spisie ubiorów imć Kowalskiego znajdujemy „całkiem nowy”, ozdobiony krzyżem surkot z karmazynowej tafty (sopraveste di taffetano cremesi con la sua croce tutta nove).

Sypiał imć kawaler w łożu z baldachimem z czerwonego barchanu (boccassino), na materacu z karmazynowego adamaszku, wypełnionym końskim włosiem z takimż zagłówkiem, przykrywanym kapą haftowaną jedwabiem i złotem. Z takiej samej materii miał obrus na stolik. Posiadał nową garderobę z okuciami „z białego metalu”, dwa większe stoły i sześć nowych krzeseł obitych zieloną satyną, a także – być może na pokładzie okrętu – leżankę (branda) obitą czerwonym barchanem. Do celów higienicznych służyły mu: blaszana misa na trójnogu, „mierne” (mediocre) lustro i puzdro z brzytwami.

Na bibliotekę Kowalskiego składały się: podręcznik do matematyki i geometrii oprawny w szagryn, księga statutów zakonnych, „pięć różnych innych ksiąg” i naturalnie niewielki brewiarz (officio) oprawny w srebro. O jego pobożności świadczą także tajemniczy krucyfiks „z przymocowanym złotym medalionem z koroną św. Heleny” (Croce d’oro […] con una Medaglia d’oro […] attacata della Corona di S. Helena), przeznaczony na wotum dla Matki Boskiej Częstochowskiej, oraz kolekcja czterech złotych krzyży różnych rozmiarów.

Z innych precjozów w spisie wymieniony jest angielski srebrny zegarek, angielska srebrna wyściełana szkatułka, duża, zdobiona srebrem czarna fajka, dwie srebrne pieczęcie, para srebrnych sprzączek (fibbie), przypuszczalnie do butów i zestaw (posata) srebrnych sztućców składający się z łyżki, noża oraz widelca.

Cały ten dobytek po śmierci kawalera miał przypaść zakonowi celem spieniężenia, z wyjątkiem – o ile władze się zgodzą – tzw. quinto, czyli piątej części, którą właściciel mógł swobodnie dysponować. Wierusz-Kowalski, który zgodę na rozdysponowanie swojego quinto otrzymał, poprosił w dispropriamento zakonnych komisarzy o przeznaczenie połowy otrzymanej ze sprzedaży quinto sumy na msze za jego duszę i jałmużnę, a połowy jako nagrody dla jego „nad wyraz punktualnego i lojalnego” służącego, Józefa Winiarskiego, któremu zapisał także kilka sztuk nowej odzieży. Jak już wspomniano, w skład spoglio wchodził wyłącznie dobytek ruchomy, swoimi nieruchomościami i środkami pieniężnymi kawaler mógł dysponować swobodnie. W części „testamentowej” dispropriamento te miały przypaść bratu Franciszka, Stanisławowi, z zastrzeżeniem, że co najmniej ich czwarta część miała trafić do nieletnich dzieci ich zmarłego brata Józefa – Marianny i Aleksandra. Sobie Wierusz-Kowalski zostawił wsie i dożywotnią pensję przyznane mu kiedyś przez patronkę, polską królową.

Zanim po dwóch latach pobytu (i zaliczeniu tym samym dwóch „karawan”) imć Franciszek opuścił Maltę, wielki mistrz i jego Rada powierzyli mu misję odzyskania dla zakonu ziem tzw. ordynacji ostrogskiej, zapisanych swego czasu maltańczykom i rozgrabionych przez magnaterię. Nie był on pierwszym polskim kawalerem obarczonym tym zadaniem. Zakon powierzał je rutynowo maltańczykom-Polakom, ale dotąd żadnemu się ta misja nie powiodła. Sprawa była beznadziejna i Wierusz-Kowalski także niczego nie zdziałał.

W tym samym 1723 roku imć Franciszek odnotowany jest w Oławie, siedzibie swojego chlebodawcy, królewicza (i księcia oławskiego) Jakuba, a zaraz potem na Jasnej Górze, gdzie paulini 22 października może z niejaką przesadą odnotowali, że przybył on ex sua peregrinatione expeditionibusque pluribus navalibus contra Turcas in mari laudabiliter. celem zdeponowania u nich zapieczętowanego testamentu księcia. W następnych latach królewicz kursował między Śląskiem, a odziedziczoną po ojcu Żółkwią, i Wierusz-Kowalski, już jako marszałek jego dworu, kursował zapewne razem z nim. Zasiadał nawet w „radzie najwyższej” tamtejszego zamku.

Z całą pewnością droga marszałka dworu do Żółkwi wiodła przez okolice Częstochowy, gdzie leży rodzinna miejscowość Wierusz-Kowalskich, Borzykowa, której Franciszek był współwłaścicielem. Zostawszy kolatorem parafii Borzykowa, Kowalski sypnął złotem i walnie przyczynił się do remontu miejscowego kościoła; w najlepszym maltańskim duchu ufundował też w tej wsi szpitalik. Na posiadanych dobrach, a był też właścicielem1/3 pobliskiej wsi Myśliwczowa i dóbr Lipowczyce, dokonał hojnych zapisów na rzecz parafii.

Czy Wierusz-Kowalski złożył na Jasnej Górze swoje maltańskie wotum w postaci krucyfiksu ze złotym medalionem, nie wiadomo. Pewne jest jednak, że kościołowi w Borzykowej podarował certyfikowany w 1723 roku srebrny relikwiarz w kształcie krzyża maltańskiego, zawierający fragmenty Krzyża Świętego; obiekt ten można tam podziwiać do dzisiaj. Zaginęły natomiast liczne inne relikwie, które imć Franciszek tam złożył, otrzymawszy w darze od córki królewicza Jakuba, Marii Karoliny, po śmierci jej ojca w 1737 roku. A znajdowały się wśród nich relikwie niezwykłe i zapewne unikatowe, np. fragmenty szat świętych apostołów: Piotra, Pawła, Jakuba Większego, Jakuba Mniejszego, Judy Tadeusza, Bartłomieja i Tomasza…

Około 20 km na północny wschód od Borzykowej leży miejscowość Wielgomłyny, z nieistniejącym już dziś klasztorem paulinów. W tymże klasztorze w 1739 roku Wierusz-Kowalski osiadł jako dobroczyńca i rezydent, i tam też trzy lata później zmarł.

Wiadomość o zgonie Fra Francesco dotarła w końcu na Maltę i zakon upomniał się u paulinów o swoje spoglio. Wiadomo, że trzy lata po śmierci kawalera dwóch paulinów zawiozło do nuncjusza w Warszawie jako pośrednika to, co pozostało po zmarłym, a więc: „suknię zwierzchnią” haftowaną złotem, spodnią, także haftowaną, „bogatą” kamizelkę, dwie koszule, obrus, srebrną szpadę, „pałasz pozłocisty” i dwie laski trzcinowe. Decyzję co do pozostałych przedmiotów, wymienionych w załączonym liście, pozostawiono zapewne zakonowi maltańskiemu.

Pamiątka, która na pewno w Wielgomłynach po „maltańczyku” została, to wisząca do dziś w kościele tablica z następującą inskrypcją: D[eo] O[ptimo] M[aximo] Epitafium Illustrissimi Domini Francisci Wierusz Kowalski Equitis Militensis. Qui me calcas, calcaberis et tu id cogita et ora pro me miserrimo et maximo peccatore. Obiit Anno 1742 die 8va Januarii.


Autor dziękuje Paniom Vanessie Buhagiar i Lucii Chiti za wsparcie językowe, oraz Księdzu Doktorowi Jackowi Kapuścińskiemu, biografowi Wierusz-Kowalskiego, za życzliwą, wszechstronną pomoc.


[1] AOM (Archives of Malta) 931 (43), Item no. 1, ff. 171r-174r.