© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   06.07.2023

Między magią i medycyną. Apteczka domowa w początkach XVIII wieku

Europejskie poglądy na temat koncepcji medycznych aż do XVIII stulecia warunkowane były przez dwa zasadnicze nurty, rozwijane na przełomie kilkunastu stuleci, to jest antyczną myśl lekarską, zaczerpniętą z traktatów Hipokratesa i Galena oraz nurt teologiczny propagowany przez Kościół, który wpłynął na usankcjonowanie sakralizacji choroby[1]. Oznacza to, jak pisze François Lebrun, że choroba i reakcja na nią miały przede wszystkim wymiar religijny, imputujący pojmowanie choroby jako kary za grzechy czy też boskiego sygnału, który sprzyjać miał refleksji człowieka nad swoim postępowaniem[2]. W taki sposób interpretowano również klęski epidemiczne, wywołujące szczególny strach, zarówno ze względu na śmiertelne żniwo, jak i destrukcyjny wpływ na społeczeństwo oraz totalne zaburzenie społecznego ładu. Były one wyraźnym znakiem dla ludności, która rozumiała je jako boską odpowiedź na swoją niedostateczną religijność i nieskuteczność w walce z ziemskimi pokusami. Tym samym ratunku upatrywano w pobożności i przebłaganiu gniewu boskiego poprzez modlitwy i gesty dewocyjne[3]. Dopiero postępujące desakralizowanie choroby umożliwiało stopniowe ugruntowanie nowych poglądów i metod sztuki leczenia[4]. Następowało to jednak powoli i wiązało się z wieloma innymi czynnikami, wśród których za ważny należy uznać rozwój nauk przyrodniczych i zainteresowanie człowieka światem przyrody i rządzącymi nim prawami, które przyszło wraz z oświeceniem. Racjonalizowanie otaczającego świata, objęło także polemikę z obowiązującymi poglądami medycznymi jak i praktykami magicznymi czy przesądami. Pomimo nieustannego odwoływania się do astrologii czy alchemii, nawet przez czołowych oświeceniowych myślicieli, ujmowanie świata z perspektywy nauk przyrodniczych i doświadczalnych, przyniosło szereg zmian łączonych z oświeceniowym przełomem, w tym tych z zakresu medycyny[5]. Długo więc jeszcze oficjalna medycyna reprezentowana przez uczonych lekarzy przeplatała się z nieoficjalnym nurtem proponowanym przez znachorów i świętych uzdrawiaczy. Podział ten jak zauważył François Lebrun, jest jednak anachroniczny, bowiem ludność w chwili bezradności uciekała się do wszelkich możliwych środków, począwszy od konsultacji z uczonymi medykami, jeśli istniała taka możliwość, po zamawiaczy i „proszalne łaski” u świętych patronów.

W dawnej Rzeczypospolitej nowe trendy dużo wolniej znajdowały zrozumienie, wciąż dominowały poglądy i sposoby lecznictwa ugruntowane w ubiegłym stuleciu, zaś nowości z zakresu medycyny, właściwie przez całe stulecie, przebijały się do powszechnej świadomości społeczeństwa. Związane było to ze słabym rozwojem nauk medycznych w Rzeczypospolitej, przy jednoczesnej silnej pozycji duchowieństwa, dla którego czas zagrożenia, taki jak czas zarazy, był okazją do moralizowania społeczeństwa, zrównanego w wymiarze boskiej kary[6]. Te zmiany zauważalne są jednak w piśmiennictwie epoki, zarówno w tematyce poruszanej w prywatnej korespondencji jak i w pismach parenetycznych, w których sporo miejsca poświęcano stosunkowi człowieka do jego ciała, a co za tym idzie także aspektowi pielęgnacji ciała i wreszcie zdrowiu człowieka. Jak pisze Piotr Badyna, analizując teksty parenetyczne z pierwszych siedmiu dekad XVIII w., rysuje się w nich dychotomiczny obraz człowieka z pierwszej połowy XVIII stulecia. Składała się nań sfera cielesna i duchowa, ta pierwsza absolutnie potępiana w kaznodziejstwie, bowiem dbałość o sprawy cielesne wiązana była ze sferą grzechu. Jako grzechy cielesne rozumiano jednak pijaństwo czy obżarstwo, nie zaś dbałość o utrzymanie ciała w zdrowiu. Co więcej, jak zauważa Badyna, od połowy stulecia bardzo wyraźnie w piśmiennictwie pijarskim podkreślano się harmonijny rozwój zarówno ciała jak i ducha, opierając sądy nie na odwołaniu do Pisma Św., ale pragmatyce[7].  Dużo szybciej przemiany te widać w epistolografii nowożytnej, która praktykę życia społecznego odnotowywała z pewnością szybciej niż pisma kaznodziejskie. W epoce staropolskiej zdrowie jak pisze Bożena Popiołek stanowiło jedną z największych wartości osobistych w życiu człowieka, a jednocześnie wartość obiektywną, uznawaną powszechnie – „gdyż nad zdrowie nie masz nic potrzebniejszego i nic na ziemi pożyteczniejszego”[8]. Wysoki stopień troski o jego ochronę, zabezpieczenie i podtrzymanie znajduje odzwierciedlenie w korespondencji staropolskiej. Częstokroć poruszany temat zdrowia, stanowił nie tylko epistolograficzną konwencję grzecznościową, ale był rozumiany jako Boża łaska, będąca nagrodą daną człowiekowi. Zdrowie pozwalało bowiem na rozwijanie aktywności i samorealizację, pojmowane wówczas w kręgach szlacheckich, jako wartościowa służba na rzecz dobra wspólnego jakim była Rzeczpospolita i troska o rodzinę[9]. Zatem dbałość o zdrowie własne i bliskich stanowiły jeden z głównych tematów modlitw proszalnych, kierowanych do Boga, Matki Bożej i świętych patronów, czego świadectwem w kulturze dawnej Rzeczypospolitej jest dynamiczny rozwój gestów i darów wotywnych[10].

Powyższe uwarunkowania generowały rozmaite postawy wobec zjawiska choroby, będące nieustannym przedmiotem zainteresowania zarówno historyków medycyny jak i historyków kultury. Pozwalają one bowiem na odsłonięcie wielu innych przejawów życia danej społeczności, do których Lebrun zalicza takie aspekty jak stosunek do wiary i rozumienie przez wiarę procesu chorobowego, poziom zaufania do nauk medycznych oraz reprezentujących ją osób czy wreszcie, ogólną kondycję ekonomiczną społeczeństwa[11]. Dla wymienionych powyżej obszarów badawczych, poszukuje się obecnie informacji w różnorodnych źródłach, zarówno tych skoncentrowanych na tym aspekcie zdrowotności, jak poradniki medyczne, zielniki, dykcjonariusze czy rozmaite druki apteczne, ale i w szeregu innych dokumentów, takich jak korespondencja prywatna, gazetki, sylwy, kalendarze czy pamiętniki, w których niejako na marginesie odnotowuje się spostrzeżenia na temat problemów zdrowotnych[12]. Szczególny wzrost liczby publikacji stricte poradnikowych, zauważalny był w sytuacjach powszechnego zagrożenia, po przetaczających się przez Europę epidemiach. Wydawano wówczas poradniki lecznicze, ale i modlitewniki z modlitwami na czas zagrożenia[13]. Są one dzisiaj nieocenionym świadectwem postaw wobec rozmaitych zagrożeń nękających ludzi na przestrzeni epok. Do takich publikacji przybliżających wiedzę z zakresu profilaktyki i lecznictwa, dostępnych dla szerszego ogółu, były wydania tzw. Apteczki domowej upowszechnione na przełomie XVII i XVIII w., zawierające przestrogi i sposoby zwalczania chorób. Do jednego z takich wydań chciałabym odnieść się w niniejszym szkicu.

Zagadnienia lecznictwa i zdrowia w społeczeństwie omówił szeroko w swojej najnowszej książce Jakub Węglorz, wskazując na kilkanaście wydań – różnych poradników z XVII i XVIII w., zwanych Apteczkami, które w „niebytności medyka snadno zdrowie poratować”[14] mogły. Trzy z nich mają zbliżone daty wydania, do omawianej publikacji mianowicie rok 1704 i 1706 r. Apteczki podzielone są na części, pierwsza z nich wydana jako część trzecia pochodzi z 1704 r. Drugi tytuł podzielony jest na cztery części, mianowicie części I−III wydane jako jedna publikacja w 1704 oraz część IV opublikowana w 1706 r.[15]. Ponieważ wszystkie zostały wydane bez oznaczenia miejsca druku, podobnie jak i omawiana w niniejszym tekście, trudno jednoznacznie wyrokować o ciągłości tych publikacji. Niemniej jednak możemy przypuszczać, że będąca przedmiotem zainteresowania część piąta Apteczki mogła być kontynuacją tych publikacji, wnosząc po nadanym tytule i kolejnym tomie wydawanym w odstępie dwóch lat, w 1708 r. Obecnie starodruk jest zdeponowany w Bibliotece Litewskiej Akademii Nauk im. Wróblewskich w Wilnie, w zbiorze poloników, pełny jego tytuł brzmi: Apteczka domowa abo piąta część przestróg przeciw morowemu powietrzu ospicom fuchtom kołtunom i innym zaraźliwym chorobom wszystkim ubogim bogatym ludziom dla zachowania zdrowia potrzebna i wygodna[16]. Ponieważ już w tytule wskazano na główny przedmiot zainteresowania – ochronę przed epidemią[17], we wstępie autor zachęca do lektury następująco: „Przeciw powietrzu chociaż pisało ich wiele, czytać przestrogi jednak radzą przyjaciele”. Niemniej wydanie zawiera nie tylko metody postępowania przeciwko zarazie, ale i metody profilaktyki wobec innych przypadłości „chorób zaraźliwych albo przerzutnych”. Zwyczajowo opracowanie ma „regestr zagadnień dla snadniejszego znalezienia”[18], z wyliczeniem działań profilaktycznych, rad na czas choroby, organizacji domostwa, ale także wskazówki dotyczące zapobiegania innym przypadłościom, związanym z chorobami zakaźnymi i nie tylko. O tym, że apteczki docierały do szerszego grona odbiorcy świadczą liczne odniesienia w regestrze, kierowane do ludzi ubogich, opierające się na, jak zaznacza autor, „domowych sposobach” – uproszczonych, a przez to z pewnością tańszych. Tradycyjnie (jak miało to miejsce w podobnych publikacjach) we wstępie autor odwołuje się do natury religijnej procesu leczenia, co potwierdza wyżej wspomnianą, silną sakralizację choroby, w tym czasie mocno jeszcze ugruntowaną w opinii społeczeństwa. Odbiorcy są więc poinformowani, że: najpierwsza i najskuteczniejsza nauka i przestroga jest podczas morowego powietrza uciekać się do Pana Boga częstą i ustawiczną modlitwą, używaniem sakramentów świętych, postem, jałmużną, umartwieniem ciała, wzywaniem przyczyny świętych sług bożych i innemi dobremi uczynkami błagać majestat boski[19].

Podkreśla się także ingerencję boską w zsyłanie i sens zarazy i tą samą jako antidotum na zatrzymanie morowego powietrza „bo on sam taką plagę na ludzi dopuszcza bez jego woli nic się nie stanie. Żadna obrona nie pomoże, gdy jego łaski i straży nad nami nie będzie”[20]. Choroba epidemiczna jest tu więc postrzegana zgodnie z wykładnią Kościoła jako przestroga, która ma zwrócić uwagę społeczeństwa na pokutę, umartwienie, a w konsekwencji na troskę o zbawienie. W dalszych rozważaniach zaraza jest też postrzegana jako kara za grzechy. Czas zbiorowych zachorowań szczególnie skłaniał duchownych do uwypuklania zbiorowej odpowiedzialności za gniew boży, konieczność nawrócenia i odkupienia kary zesłanej przez Boga, co umacniało w powszechnej świadomości nieskuteczność jakichkolwiek działań medycznych bez obłaskawienia woli bożej[21]. Co więcej, duchowni tego czasu, jak stwierdza Bogdan Rok, chorobę postrzegali w kontekście kresu życia i łączyli ją z nadchodzącą śmiercią[22]. Takie pojmowanie ugruntowało się w okresie potrydenckim i w znacznym stopniu zahamowało postęp medycyny, a przede wszystkim sposobność szybszego upowszechnienia jej osiągnięć wśród szerokiego grona odbiorców, bowiem śmierć należało przyjąć, przygotować się do niej jak najlepiej i nie przeciwstawiać woli niebios[23].

We wstępnych radach Apteczki znajdziemy również przejawy, wspominanego wyżej, większego zaufania do metod leczenia stosowanych za granicą niż do rodzimych rozwiązań: W cudzych krajach porządnych, na granice ani do miasta, nie przypuszczają żadnego przychodnia aż przód za granicą ich odprawi quadrantenam, to jest przez dni czterdzieści powinien się wietrzyć chociaż i zdrowy człowiek mieszkając, gdy w dobrym zdrowiu przeżyje te dopiero go do miasta wpuszcza[24].

Autor zalecając jak największą ostrożność podczas morowego powietrza, posługuje się sformułowaniem mocno nacechowanym subiektywną oceną „w cudzych krajach porządnych”, a dodatkowo jest pod wrażeniem stosowanej profilaktyki i kwarantanny obcych, co mogło przynieść rzeczywiste skutki w ochronie od przenoszenia zarazy[25]. Prócz kwarantanny zalecano ogólnie oddalanie się od miejsc objętych epidemią, autor odwołuje się tu nawet do świata przyrody i instynktu zwierząt, które uciekają w czasie niebezpieczeństwa: „ze złego powietrza na dobre nabiegać, co i nieme zwierzęta czyniąc pod taki czas uciekają”[26]. Sporo uwagi poświęca się w takich poradnikach szeroko rozumianej profilaktyce i wyczuleniu społeczeństwa na symptomy zwiastujące nadejście moru. Znaków takich upatrywano zarówno w kondycji człowieka, ale też próbowano łączyć choroby z klęskami przyrodniczymi, a także zjawiskami paranormalnymi, najczęściej z rzadkimi zjawiskami astrologicznymi takimi jak komety itp., autor wylicza je w jednym szeregu:

Znaki przyszłego powietrza są takie z nieurodzaju albo wojny głód pochodzący między ludźmi, z wrzodami albo gorączki łożne panujące, komety miotły, ognie niewyjaśnione na niebie pokazujące się, psów wilków niepospolite wycie, ptactwa w lasach, placach zdychanie. Much komarów, bałów, szarańczy i innego owadu latającego mnóstwo. Ospa, odra dzieci często morząca, poronienie płodu między niewiastami ustawiczne, bydło konie i inne zwierzęta padają, wilgotna ciepła mglista niestateczna zima[27].

Zwrócono również uwagę, że niektórzy są szczególnie „sposobni do zachwycenia morowej zarazy”. Takich predyspozycji dopatrywano się zarówno wśród osób z marginesu społecznego, jak i duchownych klauzurowych – „mieszkających w szpitalach, w klauzurach zakonnych, w tarmach, ospali, próżnujący, obżercy, pijańce, włóczęgowie, bojaźliwi, desperaci, delikaci, młodziuchni, staruszkowie, grabarze nieostrożni, zuchwali, natrętowie, ciało wilgotne mający”[28]. Wyliczenie to pozwala zauważyć, że wszystkie te osoby, które nie wykazywały się szeroko pojętą energią życiową, dobrą kondycją, zaradnością czy też wybierali inny od powszechnie dominującego styl życia postrzegani byli jako podatni na zachorowania. Wynikało to z nieznajomości pełnego repertuaru przyczyn choroby i epidemii, a przez to szukania powodów w tym, co nieznane czy niepopularne. Natomiast do bezpośrednich zwiastunów choroby zaliczano „niespokojność, omdlenia, niechęć jedzenia, womit [wymioty – A.S.] stolce częste i smrodliwe, niespanie, smutek, oddech śmierdzący, gorączka”[29]. Z uwagi na szczególny stan chorującego, podpowiadano jak zachowywać się w przypadku stawiania baniek „w mor na karcie”, spożywania napojów alkoholowych czy podczas „biegunek napowietrznych w karcie”. Wszystkie te porady poświęcone zapowiedzi choroby, podatności na nią, a w dalszej części zabiegom leczniczym i prewencji, wynikają też z rozumienia przez ówczesnych, że owo „doświadczenie w powietrzu”, któremu poświęca się osobny akapit w „Apteczce” jest niezwykle ważne. Zarówno dla poznania przebiegu chorób epidemicznych, ich odmian i powikłań, rzecz jasna dla zapobieżenia, ale i dla upowszechnienia właściwych zachowań i postaw, które jeśli nawet nie doprowadzą do zapobieżenia chorobie, to zminimalizują jej zasięg i skutki.

Szukając środków zapobiegających chorobie epidemicznej oraz innym przypadłościom, upatrywano szkodliwości w nadmiernym łakomstwie i przejadaniu się. Dlatego autor zwraca uwagę na dietę, a przede wszystkim na umiar w spożywanej ilości pokarmu, który nie powinien „czynić żołądkowi obciążenia”, a to na jak wiele można sobie pozwolić sygnalizuje sam organizm – „jak wiele mamy jeść naznacza nam uśmierzenie głodu, to jest gdy się zniesie przez wzięty pokarm, przyrodzona chciwość jadła”. Z tym wiązały się wskazówki, co do rodzajów pokarmów i przypraw pożytecznych na uniknięcie zarażenia. Wśród nich autor wymienia sok bzowy, musztardę, chrzan, czosnek, które zapobiegać miały nie tylko morowemu powietrzu, ale i „chorobom jadowitym z zimna pochodzącym”, a do takich zaliczono „paraliż, melankolie, przeziębienie żołądka, zaziębienie”[30]. Dostrzegano więc pozytywne właściwości, jak dzisiaj można stwierdzić – antybakteryjne, wybranych pokarmów, stąd wskazywano na właściwą dietę podczas choroby i rekonwalescencji.

Wiele uwagi poświęcono właściwemu dbaniu o domostwo, w czym także dostrzegano zapobieganie chorobom czy też roznoszeniu zarazy. Ważne więc było „ochędostwo w powietrze” i wszelkie „prezerwatywy na powietrze”. Wśród zaleceń znajduje się dym, który „naprawuje złe powietrze”, okadzanie domu wonnościami, a przede wszystkim rozpalenie ognia, bowiem wierzono, że czynności te wpływają oczyszczająco – „cienko słomę posłać w domu, a zapalić dobrze, gdyż ogień bardzo czyści powietrze morowe i wonność, prześcieradła maczać w occie różanym a niemi ściany obijać zdrowo[31].

Pomiędzy powyższymi radami na mór, odnajdziemy też inne przestrogi, wśród nich tę o kołtunie, który wciąż, nawet pośród przedstawicieli magnaterii, budził niepokój i rozumiany był poprzez pryzmat zabobonnych wierzeń, praktyk czy czarów. Szukano nań sposobu z pogranicza zamówień magicznych i ziołolecznictwa, a ostatecznie udawano się na pielgrzymi szlak[32]. W „Apteczce” odnotowano – „Kołtun jest choroba zaraźliwa nieuleczona abo bardzo rzadko leczona, pospolicie przyrodzona bywa to jest: rodzice kołtunowaci, takie też dziatki płodzą”[33]. Dokuczliwość kołtuna wiązano ze zjawiskami astrologicznymi, tutaj największy wpływ miał mieć nów i pełnia księżyca, kiedy to kołtun „najbardziej patientów dręczy”. Wśród zaleceń znajdowało się tak popularne leczenie „purgansami albo purgującymi lekarstwami […] to jest purgacje im wadzą i żelazo, a przeto golić ani strzyc ich nie potrzeba chyba ogniem palić abo palcami po włosie jednym rozbierać abo wyrywać”. Dodatkowo radzono, że „potnienie pomocne bywa kołtunowatym, bo złe humory, z których kołtun pochodzi z ciała wyprowadza”[34]. Nie zaleca zaś Apteczka puszczania krwi, bo to „w kołtunie wadzi abo nie zawsze pomaga”. Odradzano także picia wszelkich gorących trunków, bo „gorące nie służy”, podobnie jak alkohol. Przy tej okazji znajdujemy ciekawą uwagę na temat postaw wobec picia alkoholu – „kołtunowaci mówią mój kołtun lubi gorzałkę, nie tak kołtun jako gardło smakuje gorzałkę, wystrzegać się onej potrzeba” przestrzegał autor[35]. Szeroko omówione w Apteczce leczenie schorzenia kołtunowatości, świadczy o silnym wciąż strachu, wobec tego zjawiska. Zauważyć to można w podkreślaniu jego nieuleczalności, dziedziczności, a więc nieuchronności, nieprzewidywalności, co daje wyobrażenie o postrzeganiu kołtuna przez pryzmat beznadziei, totalności, a przede wszystkim bezradności wobec chorujących na tę przypadłość. Jowita Jagła, pisząc o ludowych teoriach kołtunowych, oceniła, że życie z kołtunem traktowano jako życie podwójne, z pasożytem, który niejako kształtował los człowieka. Kołtunowi przypisywano bowiem rozwój schorzeń współistniejących, często wymienia się wraz z nim przypadłości o podłożu reumatycznym[36]. Racjonalne argumenty lekarzy zagranicznych, które głoszono już w XVII w. w Rzeczypospolitej, zyskały rację bytu dopiero pod koniec XVIII stulecia, a kołtunowy spór ostatecznie rozstrzygnięto dopiero w połowie XIX w.[37]. Społeczeństwo Rzeczypospolitej nie dopuszczało prostych rozwiązań, związanych z właściwą higieną, na co być może wpływ miało pejoratywne przedstawienie schorzenia, łączonego w medycznej literaturze niemieckiej z Polską – kołtun w tym określeniu to „Warkocz znad Wisły” (Weichselzopf). Zaważyć na tym mogła też znikoma szkodliwość przypadłości kołtunowej, o ile łączono ją z innym dolegliwościami, o tyle sama w sobie, poza wstydem i dyskomfortem nie stanowiła zagrożenia życia, a niejednokrotnie była powodem do pofolgowania sobie z używkami.

Innym zaleceniem, jakie odnotowano było postępowanie w przypadku kaduka, czyli padaczki, zwanej też wówczas chorobą świętego Walentego, albo chorobą sejmową[38]. Kaduk miał być skutecznie uśmierzony przez „pas z wilczy skóry na gołym ciele [noszony – A.S.] i proch z wątroby łani wypity”[39].

Wśród porad odnotowano wiele takich, które dotyczyły schorzeń niezakaźnych, nawet w opinii ówczesnych. Natomiast mogły być wiązane z konsekwencjami innych chorób zaraźliwych, stąd ich umiejscowienie w spisie – „chiragra abo rąk bolenie, ból głowy, ból w kościach, ból zębów, duszność w piersiach, melankoliczne affekcje, paraliż itd”.

W Apteczce zawarto też informacje na temat „lekarstwa bezoartyka to jest przeciwko jadom”[40] czy sposoby na zapobieżenie krwawieniu z ran, na co zalecano przyłożenie prochu z obłupionego i ususzonego bobu, wprost na ranę, albo włożenie „połowicy bobu” bezpośrednio w ranę. Pouczano jak radzić sobie z odmrożeniami ciała – „jeżeli ręce albo nogi, włóż w zimną wodę aż białość odejdzie po tym miejsce odmrożone obłóż grochem furowym zwanym. Do nosa zaś twarzy, przyłóż lodu albo śniegu”[41]. Zaś na miejsca obolałe przez „piekielny ogień”, remedium upatrywano „w gnoju gołębim olejem rozwiedzionym”. Należało nasączyć w nim chusty i przykładać do zakażonych miejsc. Chodziło raczej o miejsca piekące, a nie zakażone w dosłownym znaczeniu, w innym przypadku, taka kuracja mogłyby być okupiona jeszcze szerszym rozprzestrzenieniem się zakażenia otwartych ran.

Liczne wzmianki na temat zdrowia, sposobów zapobiegania chorobom, profilaktyki, wyjazdów z miejsc zagrożonych epidemią, znajdziemy również w korespondencji[42]. Należy zaznaczyć jednak, że formuły zapytań o zdrowie, spotykane najczęściej na wstępie listu, należały do dobrego tonu i miały wymiar kurtuazyjny. Nierzadko jednak, pomiędzy bliższą rodziną i krewnymi, wymieniane były bardziej szczegółowe wzmianki o stanie zdrowia, przebiegu leczenia, na bazie których można wnioskować o ówczesnych postawach wobec choroby i zagrożenia zdrowia, ale i środków leczenia. Daje się zauważyć spory sceptycyzmem wobec medycyny, zarówno w ówczesnej korespondencji jak i w komentarzach odnotowanych w prasie rękopiśmiennej, najczęściej na temat stanu zdrowia dygnitarzy państwowych. Można to wiązać z niskim stanem ogólnej wiedzy medycznej społeczeństwa, ale też niskim poziomem polskich studiów medycznych, który odbiegał od standardów europejskich[43]. Tylko niewielka liczba lekarzy, mogła poszczycić się dyplomem uniwersyteckim[44]. Wobec takiego stanu rzeczy, tylko nieliczni mogli pozwolić sobie na korzystanie z usług lekarzy na stałe, większość mniej zamożnych dworów szlacheckich wciąż korzystała z pomocy cyrulików i aptekarzy. Ich niewystarczająca wiedza i umiejętności umacniały przekonania, że medycyna nie radziła sobie z wieloma problemami, zwłaszcza osób cierpiących na przewlekłe i nieuleczalne choroby[45]. W takiej sytuacji większym zaufaniem cieszyli się medycy zagraniczni, byli oni ściągani na dwory magnackie, a wieści o ich obecności w kraju kolportowane listownie, bo najzamożniejsi chętnie udawali się na takie konsultacje medyczne[46], a recepty przechowywano i powielano, próbując odtworzyć skuteczne mieszanki[47].

Od XVIII w. coraz większym zainteresowaniem cieszyły się naturalne terapie lecznicze i upowszechnione wyjazdy do zdrojów wód mineralnych, które Adam Kucharski określił jako „wielki przełom w wodolecznictwie”, wiążąc to zjawisko przede wszystkim z odejściem od tak popularnego do tego czasu puszczania krwi[48]. Jak wszystkie kuracje tak i te, uzależniane były od kondycji finansowej chorego, tylko nieliczni mogli udać się na rekonwalescencje „do wód” w kraju, a tym bardziej do modnych miejsc za granicą[49]. Niemniej jednak, wszyscy ci, którzy mogli pozwolić sobie na takie wyjazdy, postrzegali je jako remedium na wiele schorzeń, choć pojawiały się też głosy krytyki, wówczas ta przybierała formę z pogranicza domysłów i magii[50].

Reasumując, człowiek chory, potrzebujący poszukiwał remedium na swoje dolegliwości uciekając się do różnych sposobów, dostępnych w zależności od jego statusu. Nie mogło być inaczej bowiem nikła znajomość genezy i patologii wielu schorzeń, bardzo słabo rozwijająca się profilaktyka chorób, powodowała bezradność wobec wielu zaburzeń i mniej lub bardziej skuteczne zwalczanie dolegliwości. Poszukiwano więc rad uczonych, ale nie rezygnowano z praktyk z pogranicza magii i znachorstwa. Te ostatnie zaś w chwili zagrożenia i lęku pozostawały dla wielu pokusą niezależnie od przyjętego systemu wiary i wiążących się z tym obostrzeń. Zdrowie stanowiło jedną z wartości powszechnie uznawanych, umożliwiało realizowanie pozostałych aspektów życia człowieka – rodzinnego, intymnego, publicznego, religijnego, kulturalnego itp. Postawy te zależeć mogły od wielu czynników, co szeroko opisuje w swojej pracy Jakub Węglorz, i nie zawsze zbieżne były z aktualną wykładnią, czy to Kościoła czy medycyny. W obliczu zagrożenia chorobą, człowiek odwoływał się do wszelkich sposobów, począwszy od prób ratowania chorującego ciała, po duchowe pogodzenie i przyjęcie metafizycznego pojmowania swojego cierpienia, po drodze przechodząc najróżniejsze kuracje z pogranicza magii i medycyny. Liczne notatki o charakterze prewencyjnym, wskazują na chęć podtrzymania zdrowia, potwierdzeniem dla takich postaw jest szereg publikacji z zakresu poradnictwa w leczeniu, dynamicznie wzrastający od XVII w., takich jak Apteczki. Miały one upowszechnić i uprzystępnić cenną wiedzę medyczną, nauczyć właściwych postaw i zachowań, tak w chorobie jak i w prewencji. Pomimo pojawiających się wątpliwości, co do skuteczności owych „domowych porad” z perspektywy wiedzy medycznej, należy zaznaczyć, że były one podręcznym poradnikiem, dostępnym coraz częściej nie tylko dla zamożnego odbiorcy. Część zamieszczanych tam porad określana była bowiem wprost jako wskazówki dla ubogich, co oznaczało uproszczony sposób postępowania wobec choroby, środki zastępcze, które pozwalały na profilaktykę czy leczenie, także mniej zamożnych. Zatem nawet jeśli nie docierały one bezpośrednio do uboższej warstwy, to zwracały uwagę na sytuację najbardziej potrzebujących, były wskazówką do podejmowania profilaktyki, nawet o obniżonych kosztach, w imię wspólnego bezpieczeństwa.


Artykuł pochodzi z książki Oświecenie nieoświecone. Człowiek, natura i magia, red. Danuta Kowalewska, Agata Roćko, Filip Wolański, Warszawa 2018, seria Silva Rerum.

[1] Zob. A. Raubo, Antyczne źródła renesansowej teorii afektów, „Symbolae Philologorum Posnaniensium Graecae et Latinae XXII/1, (2012), s. 145–166; A. Bednarczyk, System filozoficzno-lekarski Galena (130–200): pojęcie pneumy psychicznej, „Analecta 1/1, s. 49-102; F. Lebrun, Jak dawniej leczono. Lekarze, święci i czarodzieje w XVII i XVIII wieku, Warszawa 1997.

[2] Por. B. Rok, Człowiek wobec śmierci w kulturze staropolskiej, Wrocław 1995, s. 33; J. Węglorz, Zdrowie, choroba i lecznictwo w społeczeństwie Rzeczypospolitej XVI–XVIII wieku, Toruń 2015.

[3] Por. M. Jaszczuk, Dżuma w polskim piśmiennictwie w XVIII wieku, „Medycyna Nowożytna” 1994, nr 1/2, s. 37; zob. też J. Delumeau, Strach w kulturze Zachodu, Warszawa 1986, s. 132–136; J. Kracik, Pokonać czarną śmierć, Kraków 1991, s. 54–60; Z. Klukowski, Sprawa o szerzenie się dżumy w Lublinie w r. 1711, „Archiwum Historii Medycyny" 1927, t. 6, s. 12–21.

[4] F. Lebrun, Jak dawniej leczono. Lekarze, święci i czarodzieje w XVII i XVIII wieku, przeł. Z. Podgórska-Klawe, Warszawa 1997, s. 10.

[5] I. Arbas, Encyklopedie zdrowia w „epoce ciekawości”, w: Staropolskie kompendia wiedzy, red. I.M. Dacka-Górzyńska i J. Partyka, Warszawa 2009, s. 258; Izaak Newton w Philosopiae natualis principia mathematica poświęcił osobny rozdział alchemii i astrologii itp. Zob. Ch. Webster, Od Paracelsusa do Newtona. Magia i powstanie nowożytnej nauki, Warszawa 1992, por. też R. Bugaj, Nauki tajemne w Polsce w dobie odrodzenia, Wrocław 1976; B. Ciećko, Wpływ niektórych dzieł Theophrasta Paracelsusa na rozwój farmaceutycznej techniki recepturowej, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki” 1983 nr 1 s. 159–168; J. Dobrowolski, J. Hołyński, Mistycyzm i symbolika liczb w renesansowej alchemii i medycynie, „Farmacja Polska” 1997 nr 24, s. 1127–1130; A. Drygas, Narodziny leku, w: Historia medycyny, red. T. Brzeziński, Warszawa 1988; Z. Zwoźniak, Alchemia, Warszawa 1978.

[6] M. Jaszczuk, Dżuma w polskim piśmiennictwie..., s. 48.

[7] P. Badyna, Ciało człowieka w polskiej katolickiej myśli parenetycznej pierwszych siedemdziesięciu lat XVIII stulecia, „Przegląd Nauk Historycznych” 2004, nr 3/1, s. 130–131.

[8]  J. Rafałowiczówna, A z Warszawy nowiny te… Listy do Elżbiety Sieniawskiej z lat 1710–1720, oprac. i wstęp B. Popiołek, Kraków 2000, s. 200–201; B. Popiołek, Kobiecy świat w czasach Augusta II. Studia nad mentalnością kobiet z kręgów szlacheckich, Kraków 2003, s.152.

[9] Studia nad stanem zdrowotności magnaterii rozpoczął na gruncie polskim przede wszystkim Z. Kuchowicz, Obyczaje staropolskie XVII–XVIII wieku, Łódź 1975, s. 81; idem, Społeczne konsekwencje postępującej degeneracji możnowładztwa polskiego w XVII–XVIII w., „Kwartalnik Historyczny”, R: 76, z. 1, Warszawa 1969, s. 31, 32; idem, Jeszcze o zdrowiu i niezdrowiu magnatów XVII-XVIII w., „Kwartalnik Historyczny”, R. 77, z. 2, Warszawa 1970, s. 394–403; idem, O biologiczny wymiar historii, Warszawa 1985; idem, Z badań nad stanem biologicznym społeczeństwa polskiego od schyłku XVI do końca XVIII wieku, Łódź 1972; zob. też E. Rostworowski, Zdrowie i niezdrowie polskich magnatów XVI–XVIII wieku, „Kwartalnik Historyczny”, R. 76, z. 4, Warszawa 1969, s. 865–887.

[10] F. Lebrun, Jak dawniej leczono...., s. 10. O religijnym, kulturowym i historycznym znaczeniu wotów pisze J. Jagła, Wdzięczna prośba i dziękczynienie. O symbolicznych relacjach między sacrum i profanum w przedstawieniach wotywnych z obszaru Polski Centralnej, Warszawa 2009.

[11] F. Lebrun, Jak dawniej leczono...., s. 9.

[12] Por. m.in. na ten temat: B. Rok, Człowiek wobec śmierci w kulturze staropolskiej. Wrocław 1995. s. 27-32; S. Roszak, Archiwa sarmackiej pamięci. Funkcje i znaczenie rękopiśmiennych ksiąg typu silva rerum w kulturze Rzeczypospolitej XVIII wieku, Toruń 2004; I. Arabas, Apteczki domowe w polskich dworach szlacheckich, w: Studium z dziejów kultury zdrowotnej, Warszawa 2006.

[13] M. Jarczykowa, „Powietrzna zaraza” w Wielkim Księstwie Litewskim w ujęciu Walentego Bartoszewskiego i Piotra Kochlewskiego, w: Świat bliski i świat daleki w staropolskich przestrzeniach, red. M. Jarczykowa, B. Mazurkowa, S.P. Dąbrowski, Katowice 2015, s. 154; E. Karpacz, „Opłakane czasy” – epidemia dżumy w Krakowie w latach 1707–1710. Przyczynek do badań nad upadkiem królewskiego miasta, „Folia Historica Cracoviensia”, V. XVIII (2012), s. 239–256.

[14] To jedne z częściej wymienianych podtytułów niniejszych publikacji por. J. Węglorz, Zdrowie, choroba i lecznictwo..., s. 296.

[15] Apteczka domowa mnieysza abo Trzecia część y sposób zażywania lekarstw rozmaitych, Editio decima tertia, b.m., b.d. 1704; Apteczka domowa większa abo pierwsza część lekarst domowych, b.m., b.d., cz. 1–3, 1704, cz. 4, 1706.

[16] Apteczka domowa abo piąta część przestróg przeciw morowemu powietrzu ospicom fuchtom koltuom i innym zaraźliwym chorobom wszystkim ubogim bogatym ludziom dla zachowania zdrowia potrzebna i wygodna, 1708, Biblioteka Litewskiej Akademii Nauk im. Wróblewskich, syg. P–18 1945.

[17] Studia nad stanem zdrowotności magnaterii rozpoczął na gruncie polskim przede wszystkim Z. Kuchowicz, Obyczaje staropolskie XVII–XVIII wieku, Łódź 1975, s. 81; idem, Społeczne konsekwencje postępującej degeneracji możnowładztwa polskiego w XVII–XVIII w., „Kwartalnik Historyczny”, R: 76, z. 1, Warszawa 1969, s. 31, 32; idem, Jeszcze o zdrowiu i niezdrowiu magnatów XVII–XVIII w., „Kwartalnik Historyczny”, R. 77, z. 2, Warszawa 1970, s. 394–403; idem, O biologiczny wymiar historii, Warszawa 1985; idem, Z badań nad stanem biologicznym społeczeństwa polskiego od schyłku XVI do końca XVIII wieku, Łódź 1972; zob. też E. Rostworowski, Zdrowie i niezdrowie polskich magnatów XVI–XVIII wieku, „Kwartalnik Historyczny”, R: 76, z. 4, Warszawa 1969, s. 865–887.

[18] Ibidem.

[19] Apteczka domowa abo piąta część przestróg…, s. 2.

[20] Ibidem.

[21] F. Lebrun, Jak dawniej leczono..., s. 15.

[22] Por. B. Rok, Metafizyczne widzenie choroby w polskim piśmiennictwie religijnym czasów saskich, „Medycyna nowożytna. Studia nad historią medycyny”, 1994, t. 1, z. 2, s. 20.

[23] J. Kolbuszewski, Opinie poetów polskich XVII wieku o medycynie i lekarzach, „Archiwum historii medycyny”1969, t. 23, z. 3–4, s. 419–420; Historia medycyny, red. T. Brzeziński, Warszawa 1988, s. 146.

[24] Apteczka domowa abo piąta część przestróg…, s. 5.

[25] Ibidem.

[26] Ibidem, s. 4.

[27] Ibidem, s. 88.

[28] Ibidem, s. 93.

[29] Ibidem, s. 87.

[30] Ibidem.

[31] Ibidem, s. 8.

[32] J. Jagła wymienia sanktuaria w Polsce Centralnej, które specjalizowały się w schorzeniu kołtunowym, zalicza do nich: Gidle, Częstochowę, Łagiewniki i Studziannę, zob. J. Jagła, Wdzięczna prośba i dziękczynienie...., s. 295.

[33] Apteczka domowa abo piąta część przestróg…, s. 82.

[34] Ibidem.

[35] Ibidem, s. 83.

[36] Pisał o tym A. Brückner w swojej encyklopedii zob. A. Brückner, Encyklopedia staropolska, Warszawa 1939, s. 375, do wzmianek o jednoczesnym występowaniu kołtuna i reumatyzmu odwołuje się też J. Jagła, Wdzięczna prośba i dziękczynienie..., s. 296.

[37] J. Jagła, Wdzięczna prośba i dziękczynienie..., s. 291.

[38] Patronem osób chorujących na epilepsję był św. Antoni Pustelnik, por. J. Jagła, Wdzięczna prośba i dziękczynienie..., s. 59; jeżeli poseł dostawał wstrząsów epileptycznych zawieszano obrady.

[39] Apteczka domowa abo piąta część przestróg…, s. 82.

[40] Ibidem, s. 50.

[41] Ibidem, s. 85.

[42] Por. B. Popiołek, Kobiecy świat w czasach Augusta II. Studia nad mentalnością kobiet z kręgów szlacheckich, Kraków 2003.

[43] K. Opałek, Oświecenie, w: Historia nauki polskiej, red. B. Suchodolski, t. 2, Wrocław–Warszawa–Kraków 1970, s. 387–388.

[44] Wpływ na to miał nie tylko niedobór medyków ze specjalistycznym wykształcenie, ale przede wszystkim osłabienie nauczania akademickiego, które J. Węglorz określa jako upadek wydziału lekarskiego Akademii Krakowskiej w XVIII w., por. J. Węglorz, Zdrowie, choroba i lecznictwo...., s. 226.

[45] Por. J. Węglorz, Zdrowie, choroba i lecznictwo...., s. 208.

[46] J. Kolbuszewski, Opinie poetów polskich XVII wieku o medycynie lekarzach, w: „Archiwum historii medycyny” 1969, t. 23, z. 3–4, s. 419, 433; J.S. Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce wiek XVI–XVIII, Warszawa 1971, s. 445; T. Brzeziński, Polskie peregrynacje po dyplomy lekarskie (od średniowiecza po odzyskanie niepodległości w 1918 r.), Warszawa 1999, s. 49–50. 


[47] Przykładem takiego kompletnego zbioru korespondencji lekarza jest poszyt listów i wybór recept Jana Ludwika Gayera, królewskiego lekarza na usługach Augusta II i Augusta III, z porad którego korzystała także magnateria, por. Biblioteka PAU i PAN w Krakowie, syg. 982.

[48] A. Kucharski, Staropolska turystyka uzdrowiskowa w XVIII wieku, „Czasy Nowożytne” 2010, t. 23, s. 126, F. Lebrun, Jak dawniej leczono..., s. 14–15, 20–23, 65.

[49] A. Kucharski, Staropolska turystyka uzdrowiskowa..., s. 122.

[50] Szerzej o tym zjawisku H. Kowalenko, Wyjazdy do uzdrowisk w XVI i XVII wieku, „Balneologia Polska” 1970, t. 15, s. 129–160; A. Kucharski, Staropolska turystyka uzdrowiskowa w XVIII wieku, „Czasy Nowożytne” 2010, t. 23.