© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

O idealnym osiemnastowiecznym stroju „ślubnym” Izabeli Lubomirskiej

Portret Izabeli z Czartoryskich Lubomirskiej pędzla Bacciarellego już od dawna stanowi dla badaczy twardy orzech do zgryzienia. Choć przez samego autora jest on sygnowany datą 1757, namalowany został przynajmniej kilkanaście lat później – świadczy o tym wysoka fryzura modelki, jakie modne były dopiero w latach 70. XVIII w. Ponadto trzyma ona w ręku i ma wplecione we włosy kwiaty pomarańczy, tradycyjnie łączone z osobą panny młodej. Na ślubny charakter wizerunku wskazuje również towarzyszący Lubomirskiej pies symbolizujący wierność małżeńską. Lubomirska jednak na ślubnym kobiercu stanęła już w 1753 r. Nie sposób jednak dziś dociec, dlaczego zamówiła ona sobie portret ślubny dopiero dwadzieścia lat po zawarciu związku małżeńskiego i czemu w związku z tym obraz nie został antydatowany na rok 1753.

O tym jednak, że obraz został pomyślany jako portret panny młodej, świadczy również błękitno-biała suknia Lubomirskiej. Jest to nie tylko suknia ślubna, ale do tego suknia niezwykle elegancka, zgodna z najnowszymi tendencjami w wiodącej prym w tym czasie modzie angielskiej i francuskiej. W 2. i 3. ćw. XVIII w. modę europejską pod wpływem rokoka zaczęła cechować lekkość i finezja wykończenia, co znalazło też odbicie, choć nieco później, w strojach ślubnych. Aczkolwiek Polki w tym czasie na co dzień szybko przyswajały sobie modne nowości, w przypadku stroju ślubnego przez cały XVIII w. hołdowano u nas tradycji sięgającej XVI stulecia. Mimo dostosowywania fasonu sukni ślubnej do aktualnie modnych fasonów, nadal często były one szyte z białych, ciężkich, przetykanych srebrną lub złotą nicią lub haftowanych złotem i srebrem tkanin (dotyczyło to oczywiście głównie arystokratek i bogatych szlachcianek, które mogły sobie pozwolić na nadanie sukni ślubnej szczególnego charakteru). Panna młoda ponadto przystrajała głowę kosztowną koroną z klejnotów. Tego wszystkiego nie ma w stroju księżnej marszałkowej.

Zaliczana do grona najelegantszych dam w Rzeczpospolitej, Lubomirska podczas swych licznych wojaży zagranicznych miała możność dokładnie poznać najnowsze trendy w modzie. Lekką suknię ślubną z błękitnego atłasu zapewne podpatrzyła w Anglii, gdzie barwa ta obok bieli w XVIII w. również była kolorem panny młodej. Po połowie stulecia też coraz częściej rezygnowano tam w stroju ślubnym z nadmiaru klejnotów: „Panna młoda, zamiast być przybrana w ciężkie złoto- lub srebrnolite materie i pocić się pod uprzężą z diamentów, zgodnie z wytwornym gustem tego czasu, ukazała się w negliżu z bladobłękitnej satyny bez jakichkolwiek klejnotów z wyjątkiem swych oczu, które daleko przewyższały blaskiem wszystko, co wydobyto w kopalniach Golkondy. Jej włosy nie miały żadnego dodatkowego przybrania ponad małą gałązkę sztucznych róż…”. Ten opis modnej panny młodej z powieści Tobiasa Smolletta „The Adventures of Sir Lancelot Greaves” z 1760 r. doskonale pasuje do stroju księżnej marszałkowej. Zamiast ciężkiej robe a’la francaise, składającej się z otwartej z przodu sukni wierzchniej i szerokiej spódnicy na rogówce, czyli poszerzającym stelażu z fiszbinów, ma ona na sobie ubiór w typie lekkiego negliżu. Składa się on ze spódnicy bez usztywnienia i dopasowanego stanika-gorsetu bez rękawów zdobionego z przodu kokardami z atłasowej wstążki. Spod niego widać białe bufiaste rękawy koszulki z delikatnej tkaniny ozdobione angażantami z koronek i błękitnymi kokardkami. Podobnie jak bohaterka powieści Smolletta, Lubomirska przybrała włosy kwiatami rezygnując z diamentowej korony ślubnej i wszelkich klejnotów. Kwiaty pomarańczy zapożyczyła ona jednak z mody francuskiej, gdzie do stroju ślubnego w 2. poł. XVIII w. zalecały je także żurnale mody. W Anglii weszły one do mody ślubnej dopiero w czasach królowej Wiktorii.

Tego typu modne stroje ślubne w latach 70. XVIII w. były w Polsce noszone także przez inne damy konkurujące z księżną marszałkową w dziedzinie elegancji. Wiadomo np., że na biało-błękitno wystąpiła w 1771 r. podczas swego ślubu z Michałem Radziwiłłem Helena z Przeździeckich. Ona również wyrzekła się klejnotów. A co więcej, starała się namówić narzeczonego, by zharmonizował swój ubiór z jej suknią: „ja nic srebrnego mieć nie będę to i waszmość mieć nie powinien” i zalecała mu, aby zrezygnował w swym stroju z koloru „izabelowego” (niezdecydowany brunatnożółty) na rzecz tonacji błękitno-białej. To również odpowiadało zwyczajom angielskim, a także strojowi pana młodego w cytowanej wyżej powieści Smolletta. Oboje państwo młodzi w strojach w takiej kolorystyce zostali też przedstawieni na fresku ze sceną „Zaślubin” z lat. 70.-80. XVIII w. z kościoła w Skomlinie. Tam jednak strój pana młodego łączy wymogi angielskiej mody, z rodzimą tradycją. Zamiast modnego fraka ma on nas sobie bladoniebieski żupan i biały kontusz. Można zatem pokusić się o stwierdzenie, że na ścianie skromnego parafialnego kościoła lansowano najnowsze tendencje w modzie ślubnej, które zaszczepiły u nas największe ówczesne elegantki, takie jak Izabela Lubomirska i Helena Radziwiłłowa. Moda ta jednak nie przyjęła się na długo, gdyż wraz powrotem do antyku u schyłku XVIII w. przez wiele lat lansowano jedynie białe „greckie” suknie na wszystkie okazje, co sprzyjało utrwaleniu tej barwy w stroju ślubnym.