© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   13.08.2012

Piscatores de Cracovia, czyli o dawnym handlu rybami

Handel rybami z Wielkiego Stawu Bieruńskiego i innych akwenów pszczyńskiego „Żabiego Kraju”, zmonopolizowało przez stulecia kilkanaście krakowskich rodzin kupieckich. Barański, Broczkowski, Gawłowski, Dyktarski, Nizioł, Pełka, Jarzyna, Kostecki, Łobodziński, Stawinowski, Smarkowicz, Sroczyński – ich nazwiska pojawiają się najczęściej. Przewijali się tu i kupcy żydowscy, ale z nimi zarząd dóbr pszczyńskich z rzadka robił interesy. W wiekach XVI i XVII wożono ryby na Węgry (żywe, suszone i solone; nawet mrożone, pochodzące z zimowych odłowów spod lodu). Zarządca stawu sprzedawał ryby hurtem, a samym połowem zajmowali się rybacy pod nadzorem stawowego. Czasem zatrudniano fachowców z odległych stron, którzy po zakończeniu połowów transportowali ryby na miejsce przeznaczenia. Bieruńskie księgi parafialne wspominają często o rybakach z Krakowa (piscator de Cracovia), przybywających po ryby do Bierunia. Niektórzy z nich żenili się tu, byli proszeni na świadków czy rodziców chrzestnych. Świadczy to o silnych i trwałych związkach z tymi stronami.

Na potrzeby kupców pracowała cała rzesza nadzorców i robotników stawowych. Zarządca stawowy, najwyższy rangą urzędnik gospodarstwa, jako swe pobory otrzymywał na przełomie XVII i XVIII w.: 250 talarów gotówką, 42 szefle zboża, 1 świnię, 1 woła, 4 owce, 30 kur, kopę karpi, 30 szczupaków, ceber czarnorybu, 8 fasek masła, kopę jaj, 30 wiader piwa, 1 kamień łoju, 4 zagony jarzyny, 1 wiertel soli i 12 sągów drzewa. Podlegali mu: mistrz stawiarski (specjalista od urządzeń hydrotechnicznych), stawiarz (specjalista od budowy stawów), grobelny (nadzorca grobli), stawowy i stróż stawowy (nadzorcy w gospodarstwie rybnym), parobek stawowy (pomocnik mistrza stawiarskiego), wreszcie rybitwi czyli rybacy. Niemniej istotni byli kooperanci – małe, prywatne stawy odrostowe, z których kupowano narybek: karpięta (narybek 1-roczny), kroczki (narybek 2-letni) i stopniki (narybek 3-letni) kopami trafiał do Wielkiego Stawu. Według urbarza z 1680 obsada stawu bieruńskiego wynosiła 1180 kop narybku. W archiwum w Pszczynie zachowały się okólniki Zarządu Kamery Pszczyńskiej z lat 1775-1776 przypominające, że poddani mający małe stawki odrostowe mają zawiadamiać urzędników kameralnych o zamierzonych odłowach na dwa dni przed planowanym spuszczeniem wody. Urzędnikom tym przysługiwało prawo pierwokupu narybku na potrzeby Stawu Bieruńskiego.

Ryby wyławiano jesienią, tylko wyjątkowo decydowano się na częściowe odłowy w okresach szczególnego na nie popytu: przed Adwentem i Wielkim Postem. Połowy przeprowadzano po częściowym spuszczeniu wody. Operacja taka, trwająca ok. dwóch tygodni wymagała dobrej organizacji, doświadczenia i wysiłku wielu osób. Po spuście, woda zostawała jedynie w najgłębszych miejscach. Dobierano wówczas odpowiednią sieć i zarzucano włók. Po podciągnięciu matni włoka do brzegu wybierano z niego ryby wsypując je do koszy i cebrów. Duże sztuki karpi (tzw. ćwiki) i szczupaków wkładano do osobnych naczyń. Ryby przenoszono na stoły sortownicze, gdzie szybko je przebierano wrzucając do właściwych pojemników. Karpie, liny czy szczupaki sprzedawano na kopy i mendle. Podlejsze gatunki – tzw. białoryb i czarnoryb – na cebry, półcebry, wiadra i miary. Cenę kilkudziesięciu czy kilkuset kop zakontraktowanych ryb uzgadniano po wyłowieniu, kiedy nabywca miał możliwość sprawdzenia jakości towaru. Wyławianie ryb z ogromnego stawu było wielką sensacją i ciekawym widowiskiem, na które czasem przybywali tłumnie nie tylko okolicznie mieszkańcy (po cichu liczący, że nikt nie doliczy się karpia wyniesionego pod kapotą), ale i panowie na Pszczynie. Tych podejmowała uroczyście bieruńska Rada Miejska. W rachunkach miejskich pod rokiem 1684, znajdujemy zapiskę: „podczas łowienia Stawu Bieruńskiego dało się na wino państwu 3 floreny i 3 grosze”.

Kupcy krakowscy przewozili ryby do Biasowic i Zabrzega, a stamtąd Wisłą, spławiali je do miejsca przeznaczenia. Żywe ryby przewożono w ażurowych skrzyniach, które ciągnięto za czółnami. Ryby przebywały w wodzie, ale nie miały możliwości ucieczki. W Biasowicach był także wielki skład soli, przeznaczonej do solenia w beczkach ryb, które nie przetrzymałyby transportu. Cła były niewielkie (taksa z 1536 podaje: „myto od wozu ryb – półtora grosza, od beczki śledzi – pół grosza, od pędzonego wołu – 12 groszy”), a popyt wielki. Klasyczny przykład świetnego, choć skromnie na pozór wyglądającego staropolskiego przedsięwzięcia handlowego.