© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   13.02.2015

Szczęśliwy skutek porażki – jak Piotrowi Zborowskiemu nie udało się wpłynąć na obsadę tronu mołdawskiego

Objęcie tronu tureckiego w 1566 r. przez nowego sułtana, Selima II, wymagało od króla polskiego wysłania poselstwa. Szło nie tylko o kurtuazyjne pogratulowanie przejęcia władzy, ale i potwierdzenie dawnych układów, zawieranych w imieniu władcy i obowiązujących do dnia jego śmierci. Przygotowaniem poselstwa miał zająć się goniec polski, Mikołaj Brzeski, wysłany jeszcze wczesną jesienią 1566 r. Niestety, został on aresztowany przez hospodara mołdawskiego Aleksandra Lăpuşneanu, podejrzewającego Polaków o chęć odebrania mu władzy. Goniec do Stambułu wreszcie dotarł zimą 1567 r., ale przymusowy pobyt w Jassach odwlókł w czasie przygotowanie poselstwa, a także zaowocował naprężeniem w stosunkach polsko-mołdawskich. Szczególnie źle postrzegano w Polsce samego hospodara, którego tolerowano już chyba tylko z uwagi na jego powiązania z sułtanem. Zła opinia o hospodarze miała też dać znać o sobie w czasie najbliższej legacji polskiej.

Ostatecznie, po dłuższych przygotowaniach, poselstwo polskie do Selima II wyruszyło w marcu 1568 r. Na czele misji stanął kasztelan wojnicki Piotr Zborowski. Poseł jechał utartą trasą przez Mołdawię, gdzie nawet spotkał się z Aleksandrem Lăpuşneanu. W dniu 18 kwietnia poseł zbliżył się do Adrianopola, gdzie spodziewał się zastać sułtana i wielkiego wezyra Mehmeda Sokollu paszę, faktycznego zarządcę Imperium przy nieudolnym Selimie II. Ku swemu zdziwieniu poseł dowiedział się jednak, że w przeddzień jego przyjazdu dwór sułtański opuścił miasto i wyjechał do Stambułu. Opóźniło to oczywiście odbycie poselstwa, ale przede wszystkim dało wielkiemu wezyrowi cenny czas na załatwienie innej sprawy – obsady tronu mołdawskiego.

Oto bowiem niebawem po wyjeździe posła polskiego z Jass, umarł niestary jeszcze hospodar Aleksander Lăpuşneanu. Przypuszczalnie został on otruty przez bojarów, których nieustannie obawiał się i represjonował. Zgon „wroga Polski” był nam jak najbardziej na rękę, aliści trzeba było ten fakt odpowiednio wykorzystać i zadbać o przekazanie władzy komuś, kto żywiłby do Rzeczypospolitej nieco cieplejsze uczucia. Tymczasem z roszczeniami do objęcia schedy po Aleksandrze wystąpił jego syn, Bogdan Lăpuşneanu. Przesłał on nawet wielkiemu wezyrowi odpowiednio hojne łapówki, byle tylko nie zwlekał on z nominacją.

Jak się przypuszcza, właśnie chęć rozstrzygnięcia sprawy mołdawskiej jeszcze przed spotkaniem z posłem polskim skłoniła Mehmeda Sokollu paszę do „ucieczki” przed Piotrem Zborowskim. Wielki wezyr zamierzał podjąć decyzję samodzielnie, bez wysłuchiwania życzeń polskich, gdyż albo musiałby je spełnić, by utrzymać dobre relacje z Krakowem, albo wprost odmówić. Najlepiej było zatem postawić Polaków przed faktem dokonanym i ewentualnie poubolewać, że „gdybyśmy wiedzieli wcześniej...”.

Nie konsultując się zatem z nikim, wielki wezyr zatwierdził na tronie mołdawskim Bogdana Lăpuşneanu. Niewątpliwie hojne łapówki znacząco przyczyniły się do tej decyzji, jako że sprzedaż urzędów zaczęła już wchodzić w zwyczaj u Osmanów, a hospodarstwo mołdawskie było intratnym źródłem dochodu dla obsadzających je dostojników tureckich i samego sułtana.

Śmierć Aleksandra Lăpuşneanu zaskoczyła posła polskiego, który nie miał wskazówek, jak postąpić w takim przypadku. Niemniej, intuicyjnie zmierzał do niedopuszczenia do przekazania władzy synowi Aleksandra, przypuszczając, że będzie on kontynuował antypolską w końcówce panowania politykę ojca. Dlatego też jeszcze 5 kwietnia, będąc w drodze do Adrianopola, gdy tylko dowiedział się o opróżnieniu tronu mołdawskiego, poseł wysłał gońca do wielkiego wezyra z prośbą o wstrzymanie się z nominacją następcy. Jak wiemy, prośba ta przyniosła skutek wprost przeciwny do zamierzonego.

Możemy zatem śmiało mówić o porażce dyplomatycznej kasztelana wojnickiego w tym względzie, zwłaszcza że Mehmed Sokollu pasza ani myślał wracać do raz już rozstrzygniętej sprawy. Niemniej, czas pokazał, że była to porażka, która przyniosła dobre owoce. Oto bowiem nowy hospodar, Bogdan IV, wyniesiony na tron przez Turków, nie tylko zerwał z ostatnio prowadzoną przez ojca antypolską polityką, ale zwrócił się ku Rzeczypospolitej i w 1569 r. złożył Zygmuntowi Augustowi hołd lenny (przyznajmy uczciwie, że Aleksander Lăpuşneanu też od tego zaczynał, no ale jemu dali tron Polacy). W dalszych rządach – niestety zaledwie czteroletnich – Bogdan okazał się tak życzliwy i sprzyjający Polsce, tak bardzo otaczał się Polakami w samej Mołdawii, że doprowadziło to w końcu do spisku niezadowolonych bojarów, którzy donieśli na swego władcę do Stambułu i spowodowali detronizację hospodara. Szczęśliwie dla nas, w 1568 r. ani Piotr Zborowski zwalczający nominację Bogdana, ani forsujący ją wielki wezyr, nie przypuszczali, jak bardzo obaj mylili się w jego ocenie.