© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Trembowla – 1675 - chwała komendanta i jego żony

Kampania wojenna Jana III z 1675 roku, a zwłaszcza mistrzowsko rozegrana bitwa pod Lwowem, przeszły do kanonów sztuki wojennej. Legendarny wymiar zyskał epizod obrony Trembowli, nie tylko dlatego, że garstka Polaków stawiła opór potężnej armii tureckiej, ale także ze względu na osobę dowódcy twierdzy i jego żony.

Po zwycięstwie pod Lwowem główną troską króla było utrzymanie strategicznych twierdz na szlaku Lwów – Kamieniec Podolski: w Podhajcach, Buczaczu i Trembowli. Niestety żadna z nich nie posiadała odpowiednio silnego garnizonu. 9 września pod Podhajce dotarła armia Ibrahima Syzszmana. Trzystu polskich obrońców po odparciu pierwszych szturmów upadło na duchu i zdało się na łaskę oblegających. Przyszło im drogo zapłacić za kapitulację. Młodsi poszli w niewolę, starsi pod miecz. Następnym celem wojsk sułtana był Buczacz. Twarda obrona spowodowała, że Turcy zaniechali zdobywania górującego nad miastem zamku, zadowalając się zniszczeniem samego miasta. Wódz turecki skierował się teraz na Trembowlę.

Zamek w Trembowli, choć niewielkich rozmiarów, był prawdziwą fortecą. Kształtem przypominał trójkąt, który wieńczyły basteje: jedna potężna i dwie mniejsze od strony płaskowyżu, skąd prowadziła jedyna droga do usytuowanej na stromym skalnym cyplu twierdzy. Warownia dodatkowo otoczona była głębokimi jarami rzek Peczenia i Gniezna, nad którymi rozłożyły się miasta Stara i Nowa Trembowla. Zamek tak był zbudowany, że możliwe było prowadzenie ognia artyleryjskiego i z broni ręcznej na wprost i z flanki. Przestrzenie między bastejami zajmował gruby mur o grubości od 3,5 do 5 metrów. Ufortyfikowane było również przedbramie. Załogę twierdzy stanowiło 80 piechurów, 30 szlachciców oraz 200 mieszczan i chłopów. Artyleria zamkowa składała się z 11 armat i jednego moździerza.

21 września pod Trembowlą pojawiła się turecka armia. Komendant twierdzy kapitan Samuel Chrzanowski odrzucił propozycję kapitulacji. Turcy ruszyli więc do szturmu. Obrońcy przywitali napastników lawiną żelaza i ołowiu. Na dodatek artyleria zamkowa zniszczyła swym ogniem most na Gnieźnie. Wódz sułtańskiej armii musiał przystąpić więc do regularnego oblężenia. Wkrótce z usypanych trzech baterii na obrońców zaczął spadać deszcz pocisków. Na zamek spadło od 2 do 5 tysięcy kul i ponad 400 wystrzeliwanych do wnętrza twierdzy granatów, które demolowały urządzenia forteczne. Rozbity został kołowrót jedynej studni i wkrótce zaczęło brakować wody, którą komendant łyżkami rozdzielał pomiędzy obrońców. Turcy bez przerwy bili w mury, a kiedy to nie przyniosło im sukcesów, ryli aprosze i tunele do zakładania min.

Zacięta walka wyczerpywała obrońców. W momencie, kiedy komendant oczekiwał wraz z piechurami spodziewanego wybuchu tureckiej miny, zdesperowani szlachcice uradzili poddanie zamku. Zapobiegł temu jednak dzielny Chrzanowski, który twardą postawą, a jak trzeba było i szablą, otrzeźwił tchórzy. Wspierała go jak mogła żona Anna Dorota, która „w chwilach niebezpiecznych groźbami podniecała męża”. Na dodatek obiecała, że „w razie poddania zamku jednym [nożem] zada śmierć jemu, drugim sobie”. Tak „podniecony” mąż, trwał więc na swoim posterunku jak skała, na której wzniesiono mury twierdzy.

Obrońcy, pomimo wyczerpania amunicji (pod koniec oblężenia wykorzystywali nawet tureckie niewybuchy) i braku żywności, walczyli zawzięcie. Ciągły ostrzał spowodował jednak, że ich siły topniały. Padła połowa piechurów i wielu spośród szlachty. Mimo to wytrwali 16 dni, zadając spore straty nieprzyjacielowi, który na bezskuteczne szturmy poświęcił kilkuset ludzi.

Na wieść o oblężeniu król, zgromadziwszy 20 tysięcy żołnierzy, ruszył na odsiecz. Sama wieść o królewskim marszu wystarczyła, by z 4 na 5 października Szyszman zwinął oblężenie i pospiesznie się wycofał, po bezskutecznej detonacji ostatniej miny. Nazajutrz cisza zaskoczyła obrońców, którzy myśleli, że jest to jakiś podstęp wroga. Z błędu wyprowadził ich dopiero polski podjazd. Oblężenie było zakończone. Rozbito beczki z winem i miodem, by pofolgować olbrzymiej radości. Komendant Chrzanowski został nagrodzony za swoją postawę pułkownikostwem, a sejm w 1676 roku przyznał mu szlachectwo i 5 tysięcy złotych nagrody. Doceniono także postawę mieszkańców Trembowli, uwalniając ich na 10 lat od wszelkich podatków. Do legendy jednak przeszła głównie Anna Dorota Chrzanowska, stawiana nie raz za przykład niezłomnej żony i patriotki.