© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Trudne początki francuskiego wina w Polsce

Setki czy może tysiące gatunków win z regionu Bordeaux, Burgundii, Anjou, Szampanii musiały pokonać bardzo daleką drogę by trafić do konsumentów z różnych krajów. Producenci i eksporterzy win wysyłali swe produkty w daleką i niebezpieczną podróż. Najpierw jednak musieli przekonać konsumentów o nadzwyczajnej jakości i wartości swych produktów, pokonać ich zakorzenione w lokalnych kulturach nawyki i wyrobić markę Pontac'a, Sauterne'a czy szampana.

W Polsce przez długi czas wino francuskie było, łagodnie mówiąc, niedoceniane. O ile francuskie tkaniny, odzież, galanteria, a także język, literatura i taniec święciły triumfy na królewskich i magnackich dworach oraz wśród bogatej szlachty i zamożnego mieszczaństwa, to francuskie wino było synonimem napoju niskiej jakości. Dla Jędrzeja Kitowicza picie francuskiego wina to objaw skąpstwa szlachty wielkopolskiej. Autor Opisu obyczajów zanotował, że „w Poznańskiem i Kaliskiem, gdzie panowie i szlachta we wszystkim wielką zachowują oszczędność, dla pryncypalnych osób wino węgierskie, i to dobre, na szary koniec francuskie”. Wino francuskie  było więc przeznaczone dla najskromniejszych i najbiedniejszych gości.  Taką kwalifikację wina francuskiego potwierdzają np. zwyczaje i przepisy antyzbytkowe znane z Gdańska, w którym ceniono przede wszystkim wina z Nadrenii. Według gdańskiego zwyczaju podczas pogrzebu  osoby niosące trumnę należało wynagrodzić prostym posiłkiem z piwem lub francuskim winem.   Gdańska ordynacja antyzbytkowa z 1734 roku zakazywała np. organizowania zbyt wystawnych wesel dla służby, która miała prawo raczyć się na nich tylko lokalnie wyrabianym piwem i francuskim winem. Podczas chrzcin służący mogli spożywać tylko biały chleb i pić białe, francuskie kwaśne wino.  Najwidoczniej w Gdańsku francuskie wino było synonimem powszedniości i zwykłości,  napojem właściwym dla służby i biedniejszych grup ludności. To „francuskie” wino pijane w Polsce samych Francuzów zaskakiwało i brzydziło. Preceptor magnatów litewskich Hubert Vautrin był zdegustowany francuskim winem pijanym w Polsce, które opisywał jako kwaśny cienkusz.

Jednocześnie francuscy konsulowie z Gdańska odradzali kupcom z Francji przysyłanie do Polski lepszych gatunków win, których w kraju nad Wisłą i tak by nikt nie docenił. Innymi słowy Polacy nie chcieli pić francuskiego wina, bo to, które sprowadzano do kraju było złej jakości, a Francuzi nie chcieli wysyłać do Polski lepszego wina, bo Polacy nie chcieli go kupować. I tylko Holendrzy trafiali w gusta Polaków umiejętnie rozwadniając, dosładzając, konserwując siarką i doprawiając spirytualiami tańsze gatunki Bordeaux, przyprawiając o zgryzotę tamtejszych producentów wina i handlowców. Kwaśny biały cienkusz zwany w Polsce winem francuskim był więc raczej chemicznym wynalazkiem Holendrów, którzy na masową skalę fałszowali, mieszali i doprawiali wina, które sprzedawali potem w Europie północnej i wschodniej.