© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
   |   13.04.2016

Zamach w Vaux, czyli o przyprawianiu gęby

Kilka razy pisałem pod tym nagłówkiem o d’Artagnanie, ale to przecież najsłynniejszy bohater epoki baroku, co więcej, ten facet nie zawodził nigdy.

W ostatnich felietonach jakoś nie mogę odczepić się od trzech, a właściwie czterech muszkieterów, najbardziej popularnych bohaterów barokowego świata. Właściwie wypadałoby ich przedstawić. A więc: Atos, czyli hrabia de la Fère, szlachetny i mądry arystokrata, niestety straszny pijak, z której to przywary otrząsa się dopiero w ostatnim tomie trylogii muszkieterskiej, w „Wicehrabim de Bragelonne”. Naturalny ojciec Raula de Bragelonne, którego matką jest – uwaga – przesławna diuszesa de Chevreuse, największa intrygantka epoki. Dalej: Portos, czyli baron du Vallon (potem też de Bracieux i de Pierrefonds), Herkules francuski, mąż obdarzony nadnaturalną siłą. Postać ta u Dumasa mocno ewoluuje: z początku nadęty buc i arywista, u kresu opowieści zmienia się w dobrotliwego (choć dość próżnego) półdebila, który daje się Aramisowi paskudnie wkręcić w antykrólewski spisek z człowiekiem w żelaznej masce i ginie w podziemiach Belle-Isle. Na skutek nader korzystnego małżeństwa właściciel zamku w Pierrefonds, najefektowniejszej bodaj manifestacji poglądów renowacyjnych Eugène’a Vollet-le-Duca. Jeszcze dalej: Aramis, czyli kawaler d’Herblay, ładniutki blondynek, który zabija bez żadnego wstrętu, a może nawet z przyjemnością. Wielki talent do szpady i nie mniejszy do kropidła, którym włada tak mistrzowsko, że kończy (zresztą jako ostatni z przyjaciół) jako generał jezuitów i książę d’Alameda. Wiecznie ganiający za spódniczkami nałogowy intrygant, którego ambicje – kartka za kartką – rosną do niesamowitych zgoła rozmiarów. I wreszcie, last but not least (że tak powiem niebanalnie): pan d’Artagnan, Gaskończyk, królewska szpada, porucznik i kapitan muszkieterów, a w chwili śmierci pod murami Maastricht – marszałek Francji. Wieloletni mieszkaniec gospody Pod Złotym Tłuczkiem przy ul. Tiquetonne i hrabia królestwa. Gaskończyk, tzn. zawołany żołnierz, ale też cwaniak i po trosze skąpiradło. Zawsze jednak wybiera drogę honoru, nawet gdy przyjdzie mu napyskować samemu Ludwikowi XIV. Ale interesy też lubi – najlepszym z nich jest porwanie dla kasy wszechwładnego podówczas za kanałem La Manche gen. Moncka, czego ubocznym skutkiem jest restauracja monarchii w Londynie. Nie on wszakże odpowiada za próbę zmiany na tronie francuskim. Nie on – lecz Aramis. To najsłynniejsza bodaj legenda barokowa – to afera człowieka w żelaznej masce.

W ujęciu Dumasa seniora idzie to tak: Anna Austriaczka w pierwszym połogu urodziła Ludwikowi XIII nie jednego, lecz dwóch synów – bliźniaków. Wezwany do łoża monarchini wszechwładny kardynał Richelieu orzekł, że z punktu widzenia interesów królestwa jest to rzecz w najwyższej mierze niebezpieczna i jeden z książąt musi zniknąć. Nie chciał jednak rozlewać krwi królewskiej, która w Francji jest święta jak nigdzie. Postanowił więc usunąć księcia Filipa na małą wysepkę, a jego twarz – aby nawet strażnicy więzienni nie widzieli jego zdumiewającego podobieństwa do Ludwika – zakuć w żelazną maskę. Wszelako węszący wszędzie Aramis, podówczas biskup Vannes i zausznik pierwszego ministra Nicolasa Fouqueta, odkrył tę ponurą machinację i postanowił zamienić jednego bliźniaka drugim, nie bez pewnych dla siebie korzyści. O ile dobrze pomnę, wchodziła tu w grę tiara papieska.Okazja nastręczyła się rychło. Nicolas Fouquet, którego gwiazda dość prędko schodziła z firmamentu łask młodego monarchy, postanowił był urządzić dlań wielką fetę w pysznym pałacu w Vaux-le-Vicomte. Ta budowla powstająca w latach 1657–1661 to prawdziwy cud francuskiego baroku, gdzie wdzięk i lekkość ścigają się z prawdziwym dostojeństwem. Zaprojektował ją Louis Le Vau, a otulił ogrodami wielki André Le Nôtre. Nie będę Czytelnika nudził wykładami o traktach i ryzalitach, dość, że było czego zazdrościć. No i zazdrościł Ludwik, zazdrościł aż do skrętu, że podwładny (i to byle jakiego pochodzenia) posiada coś tak wspaniałego. Gryzł palce i knuł, a knuł na potęgę.

Tymczasem Aramis, który zdołał już odnaleźć i rozkuć nieszczęsnego księcia Filipa, gotował się do zamachu stanu. Postanowił mianowicie włamać się do pałacu przez kopułę, pod którą spoczywało łoże królewskie, i położyć w nim Filipa (z pomocą Portosa – Herkulesa, dla którego żaden ciężar nie był większy nad piórko), a Ludwika zakuć w żelazną maskę. I wszystko się udało. Jednakże umysł d’Artagnana, giętki i sprężysty jak jego niezwalczona szpada, wychwycił koncept przyjaciela i uratował tron dla Ludwika, jakkolwiek – zawsze wierny przyjaźniom młodości – umożliwił ucieczkę Aramisowi i Portosowi. Niestety ten drugi zginął przywalony głazami na Belle-Isle. Filip w masce, Portos w grobie, Fouquet w więzieniu a na tronie ten sam człowiek. Czyli wszystko skończyło się dobrze, bo gdy we Francji nastąpiła prawdziwa zmiana władzy, ofiar było dużo więcej.