© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   17.11.2017

Złe gorszego początki – pierwsza porażka kampanii 1688 roku

Fragment artykułu Marka Wagnera Kampania kamieniecka 1688 roku (z monografii naukowej wydanej przez Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, pt. Jarzmo Ligi Świętej? Jan III Sobieski i Rzeczpospolita w latach 1684–1696, red. Dariusz Milewski, Warszawa 2017, s. 194–195).


Tymczasem już na początku czerwca [hetman Stanisław] Jabłonowski otrzymał od szpie­gów sprawdzone informacje o marszu z rejonu Cecory transportu zachary z ok. 50 wozami z zapasami żywności i amunicji, przeznaczonego dla gar­nizonu kamienieckiego, ochranianego przez niewielki oddział konnych Turków. Hetman zorganizował zgrupowanie kawalerii liczące 18 chorągwi (ok. 500–600 ludzi) pod dowództwem rotmistrza Stefana Dymideckiego, który spod Śniatynia wyruszył w kierunku Kamieńca. 6 czerwca grupa jazdy dotarła pod Uście, stwierdzając po drugiej stronie Dniestru obecność transportu zachary i doprowadzając jeszcze tego dnia do potyczki zbrojnej.

Około godz. 11.00 chorągiew pancerna Stefana Zahorowskiego przeszła brodem na drugą stronę rzeki, po czym wstępnym bojem rozgromiła oddział janczarów, zatrzymując dalszy marsz transportu. Spodziewano się kolejnych działań ofensywnych, lecz ok. godz. 12.00 Dymidecki otrzymał wiadomość o obecności pod Trembowlą silnego czambułu tatarskiego Jamman Saydaka, liczącego ok. 1,5 tys. ludzi, który wraz z jasyrem wycofywał się w kierunku Kamieńca i Uścia. W takiej sytuacji regimentarz zostawił na placu boju wozy tureckie i na czele zgrupowania pomaszerował w rejon Żwańca, zamierzając powstrzymać dalszy przemarsz ordyńców.

Około godz. 15.00 jazda polska zatrzymała się pod wsią Nowosiółka, 6 km na północ od zabudowań samego Żwańca. Po stronie wschodniej znajdował się trakt żwaniecki biegnący ku twierdzy, a od południa zakole rzeki sięgające ku zabudowaniom wsi, po stronie zachodniej niewielki kompleks leśny. Kiedy zgrupowanie Dymideckiego pojawiło się na wysokości lasu, zostało ostrzelane z dział kamienieckich, natomiast oddziały janczarów osłaniane przez jazdę Lipków dokonywały wypadów na maszerujących. Za każdym razem wróg wycofywał się za fortyfikacje miejskie, wciągając polską kawalerię coraz bliżej umocnień Kamieńca. W trakcie jednego z wypadów do walki włączył się czambuł tatarski Jamman Saydaka, który dotarł już w rejon miasta i stacjonował pod Chodorowcami.

Regimentarz został zaskoczony widokiem ordyńców, a zatem pospiesznie uszykował własne chorągwie w skwadrony. Tatarzy trzykrotnie szarżowali na pozycje Polaków, którzy wprawdzie bronili się dość skutecznie, ale kiedy do walki włączyli się janczarzy kamienieccy, rażąc zza drzew ogniem janczarek jazdę regimentarza, ta ostatnia poszła w rozsypkę, a po śmierci rotmistrza Dymideckiego w trakcie potyczki, wybuchła ogólna panika. Kawaleria polska rzuciła się do ucieczki, w czasie której Tatarzy wymordowali poruczników i towarzyszy, ich pocztowych i czeladź, biorąc również do niewoli jeńców i sztandary.

Oficerowie Jabłonowskiego byli zaskoczeni klęską jazdy, lecz wcześniej już zwracali uwagę nie tylko na słabość kawalerii i brak dobrych koni, lecz także na pozostawienie rejonu Śniatynia bez skutecznej osłony, zaś sam hetman obarczał winą rotmistrza Szymona Baworowskiego, który to zamiast pilnować Trembowli oraz okolicznych „passów”, stacjonował ze swym zgrupowaniem w rodzinnym Baworowie.

Porażka była zaskoczeniem dla polskiego dowództwa, a w konsekwencji wpłynęła na zmianę koncepcji dalszych działań wojennych w 1688 r.