Dama z portretu z Kamienia pod Wałbrzychem
DE EN PL
Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie

Pasaż Wiedzy

Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie

Dama z portretu z Kamienia pod Wałbrzychem Hanna Widacka
Studium kobiece

Wiosną 1946 r. – wilgotną i mglistą – Stefan Kozicki wybrał się do Kamienia koło Wałbrzycha, aby odwiedzić swojego kolegę, niejakiego Józka Majkę, obarczonego wówczas zadaniem przekształcenia byłego majątku grafów von Oppersdorff w Ośrodek Kultury Rolnej, inaczej mówiąc w PGR. Nie obeszło się bez okolicznościowego przyjęcia przy bimbrze, boczku i bułce, w pokoju oficyny, z którego okien roztaczał się widok na zamek Oppersdorffów. Biesiadującym usługiwała młoda i ładna Niemka, Greta.

W którymś momencie, będąc zapewne już na niezłym rauszu, Stefan Kozicki postanowił... zorganizować wyprawę po skarby do zamku. W tym miejscu oddajmy głos autorowi wspomnień: „Pójdziemy? – zapytałem, i w tym samym momencie wzrok mój spotkał się ze wzrokiem Grety. Twarz jej, dotąd tak miła, dziwnie jakby stężała. Przymknęła powieki, cień długich rzęs legł na policzkach – tylko iskierki źrenic migotały w tym cieniu, źrenic zwężonych jak u kota, co niespodziewanie przydało twarzy dziewczyny dzikiego, drapieżnego wyrazu. Te dziwne oczy przeszywały mnie na wylot, czułem się jak zahipnotyzowany i jak zahipnotyzowany podszedłem do sczerniałego ze starości obrazu, wiszącego na jednej ze ścian pokoju. Obraz przedstawiał piękną damę w hieratycznej pozie. Biała koronkowa suknia spięta wielką broszą, na czole diadem. To zdumiewające – pomyślałem, wpatrując się w portret – jak usługująca nam dziewczyna z ludu podobna jest do tej wielkiej damy na portrecie!”. Kolega Józek mógł wybrać się na proponowaną eskapadę dopiero w dniu następnym, ale autor poczuł nagle, że nie może tego odkładać, że tylko dziś znajdzie skarb, ukryty w lochach zamku – o tym też był przeświadczony w jakiś dziwny sposób. „To czucie – kontynuował autor – szło niemal materialną falą od sczerniałego portretu. Angażując całą siłę woli, odszedłem od niego kilka kroków nie odwracając się, a przecież czułem, jak oczy damy z diademem suną za mną i wbijają się w kark – mrowią po nim dreszczem. Nie wytrzymałem. Odwróciłem się gwałtownie i... zobaczyłem oczy Grety. Stała na tle starego portretu i uśmiechając się miękko, unosiła w moim kierunku szklankę z wódką, którą Józek właśnie jej nalał.

Nie pamiętam, w jaki sposób dotarłem do zamku. Pamiętam natomiast doskonale, jak kroczyłem po wielkich, marmurowych schodach, mijałem komnaty, gdzie ze ścian zwisały zerwane przewody elektryczne, pamiętam ten suchy szelest pod nogami, jaki w okrągłej sali biblioteki wydawały rozsiane wszędzie strzępy książek i gazet. Pochyliłem się, aby podnieść jedną z nich, gdy usłyszałem kroki. Kto tam? – zawołałem w przestrzeń, nie mogąc zorientować się w kierunku. Odpowiedziała mi cisza. Kroki umilkły. Pochyliłem się znów i znów usłyszałem kroki. Na schodach. Tuż za otwartymi drzwiami. Skoczyłem ku drzwiom. Na schodach jednak nie było nikogo. W tej samej chwili kroki rozległy się z tyłu, w bibliotecznej sali. Odwróciłem się natychmiast. Sala była pusta, tylko strzępy papierów szeleściły, poruszane wiatrem wiejącym przez wybite szyby. Gdzieś trzasnęła rozsychająca się podłoga, skrzypnęły zawiasy okiennicy. Poszedłem dalej. Zapadał powoli zmierzch, ale lustra – jakimś cudem ocalałe w sali balowej – odbijały jeszcze, z wyraźną odrazą moją plebejską postać wystrojona według mody z demobilu. I wtedy po raz trzeci usłyszałem kroki. Kroki ludzkie, którym nie towarzyszył żaden człowiek. Tylko strach, co nagle przyssał się jak pijawka. Poczułem, że nogi uginają się pode mną. Usiadłem i pociągnąłem łyk z butelki wyjętej z zanadrza.

Obudziły mnie kroki rozbrzmiewające w ciemności z galerii, połączonej z salą balową szerokimi renesansowymi oknami. Bez namysłu wyskoczyłem przez najbliższe z nich, w samą porę aby dostrzec znikającą za załomem muru białą plamę – zwiewną i nierzeczywistą jak mgła, a przecież konkretną. Rzuciłem się w tamtym kierunku. Prowadziły mnie tajemnicze kroki. Szedłem, biegłem przez ciemne korytarze, kręte schody, wciąż dalej i wciąż niżej. Ogarnął mnie piwniczny chłód. Kroki umilkły, aby po chwili odezwać się gdzieś z dołu wyolbrzymionym przez gotyckie sklepienie dźwiękiem, podobnym do łomotu wielkiego bębna. Wymacałem otwór w posadzce oraz częściowo zawalone gruzem schody, na szerokość jednego człowieka zaledwie. Wiedziałem, że jeśli nimi zejdę, czeka mnie coś strasznego.

Nie chciałem schodzić. I – wbrew sobie – zszedłem. Znalazłem się w szerokim lochu, rozświetlonym nie wiadomo skąd padającym mdłym światłem. We wnęce przyściennej stała ciężka, żelazna skrzynia. Wiedziałem, co w niej jest. I nie mogłem się ruszyć. Nie mogłem uczynić ani kroku. Powstrzymywał mnie, hipnotyzował – koci, drapieżny wzrok damy z diademem. Jej portret – taki sam? Ten sam, co w pokoju Józka? – wisiał nad skrzynią na tle czerwono – czarnych, wielkich gotyckich cegieł.

Tuż za mną znów rozległy się kroki. Bez oglądania się wiedziałem już – czyje. Drobne stopy damy z portretu stukały po posadzce za mną, przenosiły się w bok, w przód; stukot ich rozległ się ze wszystkich stron, potężniał, wypełniał cały loch. Zatkałem uszy, chciałem uciekać, ale osunąłem się na ziemię, poczułem na twarzy wiew jej sukni i na swoim ciele jej ciało – mgławe, nierzeczywiste, oplatające mnie ciasno, wsysające. Jej palce, z których wyrastać poczęły paznokcie jak szpony, rozpinały mi koszulę na piersiach, jej usta przylgnęły do mojej szyi, ostre żeby zaczęły szarpać skórę przy tętnicy. Zemdlałem...”.

Kozicki ocknął się w łóżku, a głowa pękała mu z bólu. Przeglądając się w lusterku, usłużnie podanym przez Józka, ze zgrozą wpatrywał się w krwawe, jak po ukąszeniach, ślady na szyi. A więc to nie był sen! Przenosząc wzrok na przeciwległą ścianę, na której wczoraj wisiał portret damy z diademem, zauważył, że obraz zniknął. Józek utrzymywał stanowczo, że „tutaj żadnego portretu nie było”, dając koledze do zrozumienia, że ten wciąż nie może wytrzeźwieć.

Kozicki wyjechał z Kamienia tego samego wieczoru, nie wyjawiając przyczyn swej nagłej decyzji.

Po wielu latach wpadł mu w ręce, we Wrocławiu, stary XIX – wieczny przewodnik po okolicach Wałbrzycha. Tamże, obok zdjęcia zamku w Kamieniu, zobaczył reprodukcję portretu, wyobrażającego Herminę von Oppersdorff  (1683 – 1704). Mimo niedoskonałości techniki reprodukcji, autor od razu rozpoznał znajomy portret damy w białej koronkowej sukni i w diademie nad czołem. Ilustracji towarzyszył tekst – było to streszczenie legendy, mówiącej o tym, że mąż pięknej Herminy, szlachetny graf Johann von Oppersdorff, powróciwszy z wojny, zastał swoją żonę w objęciach kochanka. Rozkazał ją żywcem zamurować w lochu, wraz z drogocennymi łupami, które jej przywiózł. „Mieszkańcy tych okolic – informował autor tegoż przewodnika – ludzie prości i zabobonni, opowiadają, iż po dziś dzień duch pięknej a niewiernej grafini błąka się po zamku w Kamieniu, przybierając podczas nowiu postać wilkołaka”.

Niezależnie od tej wyjątkowo niesamowitej opowieści nasuwa się pytanie, czy jej autora nie zawiodła pamięć odnośnie lokalizacji rozgrywających się zdarzeń. Albowiem najprawdopodobniej chodziło tu o Kamieniec Śląski, ale leży on w opolskiem a nie koło Wałbrzycha, poza tym znajdujący się tam zamek należał w okresie XVII – XX w. do rodu Strachwitzów, a nie Oppersdorffów. Opisana rezydencja pasuje najbardziej do zamku w Głogówku (też w opolskiem), będącym od 1562 r. aż do 1945 r. w posiadaniu Oppersdorffów. Warto dodać, iż zamek ten (od 2005 r. sprzedany przez władze miasta inwestorowi Robertowi Majchrowskiemu) ma cztery kondygnacje lochów, odkopane podczas trwającego remontu (stan z lipca 2007 r.), i jest rzeczą pewną, że są jeszcze następne, głębsze (w tej sytuacji nowy właściciel zrezygnował podobno z dalszej penetracji lochów).

Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.

✓ Rozumiem