Jak żywe? O obiektywizacji i standaryzacji spojrzenia naturalistów
DE EN PL
Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie

Pasaż Wiedzy

Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie

Jak żywe? O obiektywizacji i standaryzacji spojrzenia naturalistów Katarzyna Pękacka-Falkowska
Remiz i jego gniazdo

Pojęcie obiektywności – obok pojęcia prawdy – należy do podstawowego słownika nauki. Obiektywni są uczeni, prowadzone przez nich badania oraz wyniki owych badań; obiektywne są naukowe doniesienia; obiektywny jest język artykułów oraz monografii naukowych; obiektywne są informacje w zamieszczonych w takich publikacjach tabelach, na towarzyszących im wykresach, diagramach, fotografiach, ilustracjach czy rycinach – można wyliczać i wyliczać. Jednakże historycy nauki przypominają, że obiektywność to dość młody wynalazek, że pojęcie obiektywności narodziło się dopiero w XIX wieku. Patrząc na wspaniałe ilustracje roślin i zwierząt z atlasów historii naturalnej wydawanych w epoce Linneusza, trzeba zatem spytać: „Jeśli owe ilustracje przyrodnicze nie mogą przedstawiać naturaliów w obiektywny sposób, no to w jaki sposób to czynią?”. True-to-nature, a więc realistycznie, odpowiedziałoby dwoje amerykańskich uczonych Lorraine Daston i Peter Galison[1]. Owe ilustracje odtwarzają bowiem rzeczywistość przyrodniczą zgodnie z obserwacją; ale czy na pewno są wierne naturze (il. 1a-e)?

XXI w..png

Obserwacja należy do repertuaru podstawowych metod badawczych stosowanych przez przedstawicieli nauk przyrodniczych. Niemniej przez stulecia badacze historii naturalnej używali również metod właściwych filologii. Czyż nie jest zadziwiające dla osoby żyjącej w XXI wieku, że jeszcze na przełomie XVI i XVII stulecia badaczy ‘rzeczy naturalnych’ opierających się w swych dociekaniach wyłącznie na lekturach nazywano… obserwatorami?! Tacy erudycyjni, „gabinetowi” obserwatorzy nie zbierali swych spostrzeżeń ex natura, tylko z dzieł pisanych. Ograniczając się do oeuvres najbardziej cenionych i uznanych autorów – zarówno starożytnych, jak i im współczesnych – kolekcjonowali spostrzeżenia z cudzych książek oraz rękopisów, które czytali niezwykle uważnie, a następnie we własnych studiach podawali, skąd i od kogo zaczerpnęli dane spostrzeżenie. W ten oto sposób ich erudycyjne czy antykwaryczne dzieła – w których zawsze przytaczano nazwę interesującego naturalium wraz z jej synonimami, następnie zaś opisywano sposób i miejsce powstania owego obiektu, miejsce jego występowania, jego jakości zmysłowe, właściwości lecznicze (zwane onegdaj „cnotami”), sposoby wykorzystywania, itp. itd., dodając niekiedy do wyczerpującej deskrypcji pojedyncze czarno-białe ryciny – zawierały, niczym hasła encyklopedyczne, całą dostępną wiedzę książkową na temat studiowanego przez naturalistę przedmiotu (il. 2). W XVII wieku dokonało się jednak przejście od księgi wiedzy do księgi… natury – i tym samym zmodyfikowane zostały metody badawcze, z których korzystano.

Strona tytułowa z Mastykologii

W XVII wieku metodą, która wśród badaczy historii naturalnej wysunęła się na czoło, była obserwacja we współczesnym nam znaczeniu. Obserwacja to, przypomnijmy, proces uważnego i celowego spostrzegania, które ma dostarczyć dowodów na istnienie danego zjawiska, za lub przeciw danej hipotezie albo za znaczeniem danego szczegółu w szerszym kontekście badawczym. Ale aby można było podać taką definicję bez wahania, pojęcie obserwacji jako istotnej formy zdobywania wiedzy z własnymi metodami i warunkami wiarygodności musiało kiedyś zostać skonceptualizowane.

I tak, od XVII wieku miłośnicy i badacze natury regularnie zadawali sobie pytania: co i gdzie należy obserwować? Jak to robić – nieuzbrojonym okiem czy być może przy użyciu jakichś narzędzi? Jak następnie opisywać i odwzorowywać zaobserwowane fenomeny? Czego dowodem jest wynik prowadzonej obserwacji? Kiedy obserwacja jest wiarygodna? I tak dalej. Wszakże zagłębiając się w tajemnice natury, a tym samym stojąc w obliczu jej nieprzebranego bogactwa, nieprzygotowany obserwator, który nie potrafił dokonać wyboru, co, jak i dlaczego obserwować, mógł postradać rozum oraz dostać pomieszania zmysłów! „Uchem strzyże, głową kręci, i to pachnie, i to nęci. [Bo od czego teraz zacznie, by pobadać] sobie smacznie!?” – można tu przywołać wiersz Aleksandra Fredry o ośle, który też nie potrafił dokonać wyboru. Podstawowym problemem naturalistów był nadmiar wrażeń wzrokowych. Niemal tak jak problemem osób odwiedzających wystawę „Rośliny i zwierzęta. Atlasy historii naturalnej w epoce Linneusza” w Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie może być wybór eksponatów, które będą one kontemplować. Wszak wokół nich jest tyle wyśmienitych rysunków, rycin i litografii, że nie wiadomo, na których się skupić.

Nie dziwi zatem, że w drugiej połowie XVII wieku jednym z najważniejszych narzędzi służących stabilizacji spojrzenia naturalistów stały się ilustracje i atlasy, jakże popularne wśród medyków od czasów Andreasa Vesaliusa i jego De humani corporis fabrica libri septem. Zawarte w takich publikacjach wizerunki – zwierząt, roślin oraz minerałów – uczyły widzów-czytelników, jak w pojedynczym obiekcie przyrodniczym zobaczyć to, co istotne, i nie zwracać uwagi na to, co jest bez znaczenia. Przy tym, zaznaczmy, z tego rodzaju pomocy korzystamy także dzisiaj. Wiedzą o tym doskonale studenci wydziałów lekarskich oraz wydziałów medycyny weterynaryjnej, którzy podczas studiów regularnie zgłębiają treść atlasów anatomicznych. Wiedzą o tym także ogrodnicy-amatorzy i grzybiarze, którzy w swoich biblioteczkach podręcznych mają zapewne atlasy roślin ogrodowych oraz grzybów rodzimych, zarówno trujących, jak i jadalnych. Dzięki tego rodzaju publikacjom uczymy się patrzeć, obserwować i widzieć. Ilustracje z atlasów standaryzują bowiem wizualne formy obiektów naturalnych, dystrybuują wiedzę o nich, a także odpowiadają za to, że w naszej pamięci zostają wyryte ich zestandaryzowane wizerunki-obrazy. Osoba zainteresowana wędkarstwem, która nigdy nie łowiła troci i łososi oraz nie widziała pierwszej z wymienionych ryb na własne oczy, dzięki studiowaniu atlasów ryb bałtyckich będzie potrafiła je (przynajmniej teoretycznie) od siebie odróżnić.

W ten oto sposób, dzięki ilustracjom i atlasom przyrodniczym dokonywało się kalibrowanie spojrzenia badaczy rerum naturalium i miłośników natury. Przy czym w XVII wieku zwracano uwagę przede wszystkim na to, co jednostkowe, wyjątkowe i monstrualne w naturze, bowiem tylko poprzez takie byty można było ukazać jej kapryśność, płodność oraz obfitość. W XVIII wieku zaczęto z kolei poszukiwać tego, co typowe oraz regularne, odkrywając lub tworząc (tu muszą Państwo sami zdecydować, które słowo jest właściwe) prawa, jakie rządzą przyrodą. I tak, by nie być gołosłownym, pochylmy się nad wybranym przykładem z zakresu botaniki, który uzmysłowi nam, na czym owo przejście polegało.

Do czasów Linneusza botanicy, pisząc o roślinach, używali tzw. nazw polinominalnych, stosując nazwy gatunków składające się z nazwy rodzajowej (np. aloes) i frazy opisowej liczącej nawet kilkanaście dodatkowych wyrazów. Przykładowo, w ogrodzie sekretarza Jacoba Theodora Kleina w Gdańsku w 1722 roku rosły aż 22 gatunki aloesów, z czego 19 to rozmaite gatunki pochodzące Afryki. Wśród tych sukulentów wymieniano między innymi „aloes afrykański o liściach trójkątnych, długich i wąskich, kwiatach żółtych”, „aloes afrykański o kwiatach czerwonych, liściach trójkątnych i ostrych, białawych” oraz „aloes afrykański o małych liściach nakrapianych biało-zielono”. Jak widzimy, za przyporządkowanie konkretnego, rosnącego nad Motławą w jednym z prywatnych botanicznych ogrodów egzemplarza aloesu do danego gatunku (a nie do odmiany tej rośliny!) odpowiadały jego postrzegalne zmysłowo jakości: kształt i kolor liścia, barwa kwiatu itd.

Z takiego rozumienia gatunków naśmiewał się Linneusz, kiedy w 1737 roku w Critica Botanica napisał, że jest tylko jeden gatunek tulipana, a nie ponad dziewięćdziesiąt, jak chcieli tego wcześniejsi (i uznani) botanicy. Następnie zaś dodał, że jego poprzednicy zwracając uwagę wyłącznie na kolor okwiatu i kształt jego listków, mnożyli gatunki bez powodu. Linneusz tłumaczył, że w badaniach przyrodników niezbędna jest selektywność; oddzielanie tego, co w roślinie akcydentalne, od tego, co w niej esencjonalne, a tym samym stałe. Dzięki takiej postawie intelektualnej naturaliści zaczęli niebawem szukać cech typowych, a w konsekwencji wyróżniać, czym jest niezmienny gatunek-archetyp. Oddzielając od cech istotowych cechy przypadkowe, wskazywali to, co w roślinach ogólne, stałe i wspólne. Czy można jednak było zobaczyć gatunek? Czy może było się skazanym na oglądanie jego emanacji w poszczególnych, a więc konkretnych egzemplarzach?

Oddajmy głos Johannowi Wolfgangowi von Goethe, który 15 stycznia 1798 roku w króciutkim tekście Nauka i doświadczenie napisał:

Zjawiska, które inaczej zwiemy faktami, są pewne i określone zgodnie ze swą naturą, ale częstokroć nieokreślone i zmienne, gdy się pojawiają [przed oczami]. Badacz natury stara się uchwycić i trzymać się tego, co w fenomenach jest określone; w indywidualnych, poszczególnych przypadkach zwraca uwagę nie tylko na to, jak zjawiska się jawią, ale także jak powinny się one jawić. Jest tak – co widzę zwłaszcza w przedmiocie, który [sam] poddaję badaniu – że istnieje wiele empirycznych załamań i pęknięć, które należy odrzucić, aby otrzymać zjawisko czyste i stałe; ale gdy sobie na to pozwolę, tworzę pewnego rodzaju ideał […]. [O]bserwator nigdy nie widzi swymi oczami zjawiska w jego czystej postaci, gdyż wiele zależy od jego nastroju, od stanu organów zmysłów w danej chwili, od światła, powietrza, pogody, fizycznego obiektu, [który się obserwuje], sposobu, w jaki z nim się obchodzi, i tysiąca innych okoliczności, stąd jeśli chce się obserwować, mierzyć, ważyć i opisywać dane zjawisko, trzymając się jego indywidualnej postaci, to tak jakby porywało się z motyką na słońce.

Być może zatem bliżej Natury zawsze byli i będą nie uczeni przyrodnicy, ale amatorzy. Ci ostatni zamiast mówić o abstrakcyjnych archetypach, gatunkach czy rodzinach, zamiast ufać „swemu szkiełku i oku”, zamiast być obiektywnymi podczas obserwacji i badania, oglądają konkretne, jednostkowe twory natury, pożądając ich lub się nimi brzydząc.

I tak, by pozostać jedynie przy florze, ponieważ, gdy wyjrzymy przez okno, zobaczymy, że to ona jest nam najbliższa: miłośnicy roślin w odróżnieniu od uczonych z ich obiektywizującym spojrzeniem doskonale wiedzą, że „zdarzają się kwiaty i rośliny niezręczne i niefortunne, ale [nawet one] nie są pozbawione w zupełności rozsądku i sprytu […] [że rośliny] pałają bohaterską żądzą ogarnięcia całej powierzchni globu […] [że] zazwyczaj uciekają się [one] do sztuczek, podstępów i forteli […] [że wiedzą] lepiej od nas […] przeciw komu [..] się buntować”[4]. I także rośliny z ilustracji prezentowanych na wystawie „Rośliny i zwierzęta. Atlasy historii naturalnej w epoce Linneusza”– nieporadna miodunka plamista[5], przebiegły pokrzyk wilcza jagoda[6], romantyczna i skromna poziomka pospolita[7], liryczny szczawnik zajęczy[8], tragiczny cedrat[9] czy szczodrobliwy ananas[10] – zostały sportretowane nie przez uczonych, lecz przez ich miłośników! I właśnie dlatego, że patrzono na nie z uczuciem, a niekiedy także pożądliwie, dostrzeżono i oddano na papierze ich urodę, zalotność i poetycką naturę.


[1] Więcej o historii obiektywności można dowiedzieć się z monografii wspomnianych uczonych Objectivity, wydanej w 2007 roku.
[2] O remizach pisano już w Pasażu Wiedzy.
[3] Publikacja dostępna on-line.
[4] Autorka tego artykułu uważa, że jedną z najwspanialszych książek o roślinach jest Inteligencja kwiatów Maurice’a Maeterlincka – i właśnie z niej pochodzą cytowane fragmenty.
[5] Miedzioryt i akwaforta, kolorowane, autor: Michel Poisson.
[6] Miedzioryt i akwaforta, kolorowane, autor: Michel Poisson.
[7] Miedzioryt i akwaforta, kolorowane, autor: Michel Poisson.
[8] Miedzioryt i akwaforta, kolorowane, autor: Michel Poisson.
[9] Odbitka kolorowana gwaszem i akwarelą, Joseph Mulder wg Marii Sibylli Merian.
[10] Odbitka kolorowana gwaszem i akwarelą, Joseph Mulder wg Marii Sibylli Merian.

Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.

✓ Rozumiem