Jan Sobieski w dobie rokoszu Jerzego Sebastiana Lubomirskiego (1665–1666)
DE EN PL
Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie

Pasaż Wiedzy

Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie

Jan Sobieski w dobie rokoszu Jerzego Sebastiana Lubomirskiego (1665–1666) Mirosław Nagielski
Jan III w skórze lamparciej

Jan Sobieski, chorąży wielki koronny[1] spowinowacony z Lubomirskimi i podkomendny od 1657 r. hetmana polnego koronnego Jerzego Sebastiana Lubomirskiego, uznawał w nim swego mistrza i wręcz opiekuna[2]. Jemu zawdzięczać miał nawet ocalenie w trakcie batalii pod Beresteczkiem[3]. Jednak obaj zaczynali karierę wojskową wraz z wybuchem powstania kozackiego Bohdana Chmielnickiego na Ukrainie. Gdy Lubomirski otrzymywał buławę polną, głównie ze względu na prestiż rodu, potęgę i wpływy Lubomirskich w Małopolsce, Sobieski stał na czele pułku jazdy, będąc jego podkomendnym. Walki z Kozakami, Moskwą, Szwedami i Siedmiogrodzianami zbliżyły do siebie obu dygnitarzy, a kampania cudnowska 1660 r. potwierdziła talent dowódczy hetmana polnego koronnego, który faktycznie sprawował naczelną komendę nad wojskiem koronnym. Jednak, jak słusznie uznają historycy, wraz z pojawieniem się planów elekcji vivente rege lansowanych przez dwór i kandydaturą francuską, drogi obu magnatów zaczęły się rozchodzić. Gdy marszałek wielki koronny coraz bardziej sceptycznie wyrażał się o kandydaturze francuskiej, przechodząc do opozycji, czego przykładem jego postawa na sejmach walnych 1661–1662, Sobieski coraz silniej wiązał się z dworem, choćby z racji kontaktów z Marią Kazimierą d’Arquien – dwórką królowej Ludwiki Marii, a od 1658 r. małżonką wojewody sandomierskiego Jana Sobiepana Zamoyskiego. Wraz z innymi wyższymi oficerami armii koronnej Sobieski podpisał skrypty elekcyjne Kondeusza na tron Rzeczypospolitej, stając się pensjonariuszem Ludwika XIV i pobierając odeń stałą pensję[4]. Był świadomy pogłębiającego się konfliktu dworu z marszałkiem wielkim koronnym, a nieobecność tego ostatniego w kampanii zadnieprzańskiej Jana Kazimierza na przełomie 1663 i 1664 r. zwiastowała dalszą eskalację konfliktu. Rację ma W. Kłaczewski twierdząc, że choć obaj panowie znajdowali się w przeciwnych stronnictwach, stosunki między nimi nadal pozostawały przyjazne, mimo że dwór zaczął przygotowania do wytoczenia Lubomirskiemu procesu na grudniowym sejmie walnym 1664 r. Proces ten, jak i wiosenny sejm 1665 r. poprzedzający rozpoczęcie wojny domowej w Polsce, omówił Kłaczewski; tu ograniczymy się do kilku uwag tyczących postawy Sobieskiego wobec zachodzących wydarzeń[5].

Zbigniew Wójcik, biograf Jana Sobieskiego, tak komentuje ten trudny okres w życiu chorążego koronnego. „Wahał się Sobieski długo [w przyjęciu urzędów po Lubomirskim – M.N.] również dlatego, że jako żołnierz z krwi i kości miał poczucie nie tylko honoru żołnierskiego, ale i lojalności wobec swego byłego dowódcy, pod którym służył lat kilka i który był dlań wzorem znakomitego wodza”[6]. Rzeczywiście, sytuacja Sobieskiego na sejmie 1664 r. była nie do pozazdroszczenia. I choć w sądzie sejmowym nie wziął udziału, a wyrok na marszałku wielkim koronnym nie zyskał jego aprobaty, a także metody, jakimi posługiwał się dwór w walce z opozycją, musiał Sobieski zdawać sobie sprawę, że odmowa przyjęcia laski marszałkowskiej może zahamować jego karierę polityczną i oddalić związek z Marysieńką wobec przygotowywanego rozwodu z Sobiepanem. Gdy 7 kwietnia 1665 r. zmarł Jan Zamoyski, naciski dworu na Sobieskiego nie ustały, gdyż zaliczał się do osób, które po śmierci Stefana Czarnieckiego (16 lutego 1665) mogłyby przyjąć na siebie ciężar walki z Lubomirskim i grupującą się wokół niego opozycją. I choć relacje dyplomatów będących na dworze warszawskim potwierdzają korespondencję Sobieskiego kierowaną do Marysieńki, że nie palił się do przyjęcia urzędów po Lubomirskim, traktować je należy jako swoistą grę z dworem, ukazującą wpływy Sobieskiego tak wśród szlachty, jak w wojsku. Mimo że dyplomy na marszałkostwo wielkie koronne wystawiono z datami styczniowymi 1665 r., to dopiero po tajemnym ślubie z Marysieńką (14 maja) Sobieski ostatecznie ugiął się przed dworem i przyjął urząd po Lubomirskim (18 maja). Z racji związków z wojskiem bardziej bowiem zależało mu na buławie, którą mu zapewne obiecywano, ale nie dano. Wzbudziła ona wiele kontrowersji, a ponieważ chętnych nie brakowało (Dymitr Wiśniowiecki, Stanisław Jan Jabłonowski), Jan Kazimierz wstrzymał się z jej przekazaniem, aby wszystkich kandydatów silniej związać z polityką dworu i by nie przerzucili się do opozycji, gdyby zostali pozbawieni tego urzędu[7]. Był to jednak błąd dworu, gdyż po śmierci Czarnieckiego władzę nad oddziałami znajdującymi się na Ukrainie objął regimentarz Marcin Zamoyski sympatyzujący z Lubomirskim. Tylko wysłanie do wojska nowego hetmana polnego, i to z gotówką, ustrzegło by dwór przed nową konfederacją wojskową[8].

To, że Sobieski zdawał sobie sprawę, iż przyjęcie marszałkostwa narazi go na ataki szlachty i opozycyjnej do dworu elity władzy, nie ulega wątpliwości; potwierdzają to listy kierowane przezeń do Marysieńki przez cały okres wojny domowej. W jednym z nich w przededniu rozpoczęcia działań w drugim roku wojny z Lubomirskim pisał do swej ukochanej z Pilaszkowic 25 maja 1666: „dzień sądu p. Lubomirskiego był dzień ostatni wszystkiego mego szczęścia, bom przezeń i miłość u ludzi, i wszystkie swoje utracił ukontentowania”[9]. I mimo że w listach do swej małżonki Sobieski stale użala się nad swym losem, iż nikt go nie słucha, zarówno w wojsku, jak i w obozie – gdzie nie chciał także występować w roli marszałka przy przyjmowaniu przez króla deputacji szlacheckich, które odmawiały mu tego tytułu – wziął udział w działaniach zbrojnych tak w roku 1665, jak i w 1666 przeciwko rokoszanom i skonfederowanym chorągwiom będącym w związku Adama Ostrzyckiego. Jaki zatem był jego udział w tych operacjach i co ten okres wniósł do jego sztuki dowódczej? Warto zwrócić uwagę, że w otoczeniu Jana Kazimierza po śmierci Stefana Czarnieckiego nie było zbyt wielu dowódców, poza hetmanem wielkim koronnym Stanisławem „Rewerą” Potockim, którzy mieliby tak bogate doświadczenie wojenne, jak Sobieski. Wszak uczestniczył w działaniach wojennych począwszy od kampanii zborowskiej 1649 r., a od stycznia 1655 występował już w roli pułkownika jazdy. Od roku 1656 jako chorąży koronny, wchodząc do sztabu hetmańskiego, uczestniczył we wszystkich kampaniach doby potopu i wojny z Moskwą, dowodząc pułkami i większymi zgrupowaniami jazdy. Znamienne, że piszący o sztuce wojennej Jana III Sobieskiego Wiesław Majewski niewiele miejsca poświęca okresowi rokoszu Lubomirskiego[10].

W pierwszym roku zmagań z rokoszanami (10 lipca–9 listopada 1665) Sobieski niejednokrotnie zastępował sędziwego „Rewerę” Potockiego w kwestii skoncentrowania sił królewskich przed projektowaną kampanią. Jego wysiłki, by cała armia koronna wracająca z Ukrainy nie znalazła się w obozie Lubomirskiego, znajdują świetnie odzwierciedlenie w listach do Marysieńki. Starał się swymi ordynansami odciągnąć oddziały od związku Ostrzyckiego, zaciągając jednocześnie własnym sumptem ludzi na przyszłą kampanię. W liście z 14 czerwca pisał o stracie rajtarii królewskiej przejętej przez ludzi Lubomirskiego: „Trafunkiem mijając Zamość, dowiedziałem się, że tę rajtarię sprowadziwszy umyślnie z Ukrainy, abdankowali ich w Zamościu, pokazawszy drogę do Łańcuta. Posyłałem ją tedy za nimi, napisawszy list do Króla JMci. Nie nagonił ich mój [posłaniec – M.N.] aż już za Sanem”[11]. Znając wartość elitarnego pułku arkabuzerii JKMci pod Marcjanem Ściborem Chełmskim[12], a obawiając się, że rajtaria ta skręci miast do obozu króla do rokoszan, Sobieski wysłał przez swych posłańców pieniądze na jej ujęcie. Jak świadczy kolejny list, pisany ze Lwowa 16 czerwca, przepadły tak pieniądze, jak i jedna z kompanii rajtarskich. Oto co czytamy w tej korespondencji: „Ów zdrajca kapitan-lejtnant, dawszy mi słowo, i z rajtarią, i taki, jakom posłał, napisawszy do mnie list, poszedł do p. Lubomirskiego. Jam za tym listem i jego parolem zaraz-em mu posłał tysiąc talerów i asekurację. Nie nagoniono go, aż mila za Łańcutem, ale i listu mego już przyjąć nie chciał, powiadając, że ‘mam innego pana, do którego idę’ ”[13]. Wielce obawiał się Sobieski o losy jednostek przejętych przez hetmana wielkiego koronnego Stanisława „Rewerę” Potockiego, który na ich ujęcie nie otrzymał środków od dworu. Część tych oddziałów dostała gratyfikacje w postaci sukien i innych fantów otrzymanych na asekurację od kupców lwowskich. Sam Sobieski przyłożył się swoim majątkiem dla ich zatrzymania w służbie królewskiej, gdyż przejęcie przez Lubomirskiego prawie 40 chorągwi komputowych pod wodzą Ostrzyckiego groziło, że Jan Kazimierz będzie musiał korzystać jedynie z rot nowego zaciągu. Tragizm sytuacji ukazuje kolejna korespondencja przyszłego hetmana z obozu pod Kockiem: „Jako się zamieszało wojsko jmp. wojewody krakowskiego [S.R. Potockiego – M.N.], dowiesz się Wć moje serce. Dosyć, że na słabym bardzo było włosku dostojeństwo Pańskie i sama osoba jego. Czyniliśmy wczoraj, co tylko mogło być sposobów. Na tym tedy stanęło, aby ci kupcy, co mieli dać dwakroć [sto i] trzydzieści tysięcy, dali spełna trzykroć, materyj zaś, sukien i różnych fantów wziąć u miasta za kilkadziesiąt tysięcy; ostatek na zastaw dostawać. Niechby się wszyscy przyłożyli do tego. Ja wszystkich moich rzeczy, dla dobrego przykładu, które tylko mam, zastawić pozwalam, bo to o reszt ostatni idzie. Jeśli tego nie będzie, pewnie zginiemy”[14].

Jednak w trakcie „tańca gonionego” za oddziałami rokoszan Sobieski nie przejawiał większej aktywności, gdyż jego zdania wyrażanego na radach wojennych nie brano pod uwagę. Działał zresztą w szpicy przedniej, idąc przed siłami głównymi, gdzie znajdował się monarcha. Rokoszanie mając bowiem przewagę w kawalerii, nie obciążeni taborami, uchylali się od walnej batalii, ustępując przed siłami królewskimi. Sobieski zdawał sobie sprawę, że idące komunikiem chorągwie Lubomirskiego można dogonić, stosując tę samą metodę, tj. wydzielić duży korpus kawalerii, który nawiąże kontakt z przeciwnikiem do czasu przybycia sił głównych, złożonych z piechoty i artylerii. Pościg za siłami rokoszan nie dawał rezultatów, a jedynie rujnował majątki szlacheckie i włościan. Stąd w liście spod Opatowca przy przeprawie przez Wisłę Sobieski wyłożył Marysieńce swój plan nawiązania kontaktu bojowego z siłami eksmarszałka. Pisał wprost: „Ja życzę i do tego wiodę Króla JMci, aby, tu na tej przeprawie porzuciwszy wszystkie ciężary, iść za nim z kawalerią, pobrawszy na konie od wozów co lepszą infanterię, ponieważ i wojska część litewskiego dziś się z wojskami Króla JMci łączyć będzie”[15].

Nie wszyscy jednak podzielali pogląd nowego marszałka koronnego, obawiając się podjazdów rokoszan. Przeciwny działaniom wysuniętej silnej szpicy przedniej przed siłami głównymi był sam hetman wielki koronny Stanisław „Rewera” Potocki. Potwierdza to kolejna korespondencja Sobieskiego, sygnowana z Częstochowy 10 sierpnia 1665, gdzie mając już dość bezproduktywnych działań, zamierzał prosić króla o uwolnienie od służby. Pisał do Marysieńki: „Ja bym się rad uprosił u KJMci, żeby mię uwolnił, bo z zazdrości ustawicznie mię chcą wadzić z jmp. wojewodą krakowskim, że się ja w jego wdawam komendę. A ja co czynię, z samej tylko mojej życzliwości ku Panu, widząc, że nikt ni o co nie dba, co i sam przyznać musi”[16]. Z listów tych jednoznacznie rysuje się obraz zagubionego przy armii człowieka, który choć jest u boku JKMci, gdyż tego wymaga jego honor i poczucie obowiązku oraz wierności majestatowi, to myślami jest stale przy ukochanej; tym bardziej że w obozie wielu podkomendnych, urzędników i szlachty okazywało nowemu marszałkowi lekceważenie. Jednak ze zdaniem Sobieskiego, iż – wobec przedłużających się działań wojennych i dużych ubytków w armii królewskiej (dezercje, choroby) – koniecznie trzeba doprowadzić do starcia z rokoszanami, godziło się coraz więcej oficerów. Ostatni list Sobieskiego do Marysieńki przed opuszczeniem sił królewskich był sygnowany z Sielca koło Rawicza 20 sierpnia. Potężne nawałnice i deszcze ograniczyły ruchy wojska królewskiego do minimum, co uniemożliwiało nawiązanie kontaktu z przeciwnikiem. Liczne tabory i artyleria spowalniały przemarsz wojsk królewskich, mimo że po przybyciu korpusu litewskiego pod komendą pisarza polnego litewskiego Aleksandra Hilarego Połubińskiego stosunek w siłach kawalerii poprawił się dla oddziałów Jana Kazimierza. O trudnościach tych pisał wprost Sobieski: „dziś w obozie po kolana stoim w błocie i już ostatnie przyjdzie porzucić wozy, których i z miejsca ruszyć nie podobna”[17]. W tej sytuacji nie miał kłopotów z uzyskaniem urlopu i udał się do Zamościa, oficjalnie w celu uregulowania spraw z ordynacją zamojską. Jednak jego pomysł wydzielenia szpicy przedniej w celu nawiązania styczności z przeciwnikiem zyskał poparcie króla, który w początkach września nieudolnie go zastosował.

Kontakt z rokoszanami nawiązać miał korpus litewski pod wodzą Połubińskiego wzmocniony nowozaciężnymi chorągwiami, rajtarią JKMci pod hr. de Commingesem, rajtarią i dragonią litewską. W sumie siły te szacować należy na 3–3,5 tysiąca koni, które miały związać siły rokoszan do czasu przybycia głównej armii dowodzonej przez Jana Kazimierza. Łącznikiem pomiędzy awangardą a monarchą był oddział złożony z dwóch regimentów gwardii dragońskiej JKMci pod dowództwem Jana Henryka von Alten-Bockuma[18]. Zbyt duże oddalenie tak dragonii królewskiej, jak i oddziałów samego monarchy doprowadziły do rozbicia korpusu Połubińskiego, który nie był w stanie pokonać rokoszan i dostał się do niewoli wraz z towarzyszącymi mu Pacami[19]. Mimo błędów popełnionych przez wszystkich dowódców trzech idących pod Częstochowę zgrupowań, nie ulega wątpliwości, że stworzona przez Jana Kazimierza szpica przednia była zbyt słaba, by utrzymać się do nadejścia sił głównych. Z kolei dystans pomiędzy armią królewską a siłami pisarza polnego litewskiego był zbyt duży, co wyzyskał Lubomirski, wciągając Litwinów w pułapkę pod murami klasztoru Jasnej Góry. Czy wynik starcia byłby inny, gdyby obok Połubińskiego znajdował się Sobieski, nigdy się nie dowiemy. Gdyby jednak był w obozie królewskim, z całą pewnością znalazłby się w grupie pisarza litewskiego, gdyż zawsze posuwał się w awangardzie sił monarszych w celu zdobycia języka i określenia położenia rokoszan.

Sobieski dołączył do armii królewskiej przed 9 września, gdyż wówczas z obozu pisał pierwszy list do Marysieńki, ukazując zły stan wojska, gdzie wielu oficerów i żołnierzy znalazł „poturbowanych” ostatnią klęską poniesioną pod Częstochową[20]. Jednak przyszły hetman nie zmienił zdania, twierdząc, że tylko aktywniejszymi działaniami z wyodrębnioną szpicą przednią można dopaść przeciwnika. Ponownie więc proponował monarsze „pokonienie” piechoty w celu wzmocnienia siły ogniowej wysuniętej szpicy przedniej. Pisał: „Jam tu proponował, aby pobrać piechotę na konie wozowe, a pójść za nim [J. Lubomirskim] i już mocny z nim uczynić eksperyment; wątpię jednak, jako zrozumieć mogę, żeby do tego przyszło”[21]. W tym przypadku rację miał marszałek wielki koronny, gdyż monarcha nie zamierzał ponownie ryzykować, a po klęsce Litwinów rokoszanie niemal dwukrotnie przewyższali siły królewskiej kawalerii. W następnej korespondencji Sobieski jeszcze bardziej obrazowo przedstawił stan armii Jana Kazimierza, niemal wykluczający aktywniejsze operacje: „My sam dotąd w niemałej po straconym wojsku melankolii, bo już nam rzeczy tak smarownie iść nie mogą, straciwszy tak dobrej ledwo nie połowę kawalerii. Bo lubo zabitych niewiele na placu legło, wszyscy jednak, co tam byli, tak od koni odpadli, które albo sami rzucali, albo im w więzieniu poodbierane, że ze dwudziestu kilku litewskich chorągwi i jedna służby odprawować nie może i wszystkie na kwartiery de rafraichissement iść musiały; toż i dwunastom z naszego wojska nowo zaciężnym stało się chorągwiom, toż rajtarii Króla JMci i inszym. Bez piechoty tedy teraz iść za nimi rzecz niepodobna, bo nas ledwo nie połową swojej przewyższają kawalerii. Wczora była generalna wojenna rada, w której byli pułkownicy wszyscy, oberszterowie, rotmistrze, porucznicy. Stanęło aby wojsko z wozów swych dało konie pod piechotę, co nie wszyscy ochotnie ofiarowali i daj Boże, żeby było co z tego”[22]. Sposób ten był jedyny, by siły królewskie nadążały za rokoszanami i w decydującym starciu zyskały wsparcie ogniowe piechoty, przemieszczającej się jak dragonia konno. Opór jednak towarzystwa, urzędników i dygnitarzy towarzyszących królowi był tak duży, że Sobieski sceptycznie podchodził do rezultatów tego zarządzenia[23].

Sytuacja przyszłego hetmana w obozie, gdzie dochodziło do rozmów z deputatami wojska związkowego i delegacjami wysyłanymi przez lokalne władze samorządowe, była trudna; często uchylał się od obecności przy oficjalnych audiencjach, jakie otrzymywały delegacje sejmikowe proszące króla o restytucję Lubomirskiego. Jako urzędujący marszałek, któremu odmawiano prawa trzymania tego urzędu, wolał trzymać się na boku i nie uczestniczyć w tego typu spotkaniach. W przededniu traktatów w Rawie Mazowieckiej z przedstawicielami rokoszan pisał: „ja podczas tych traktatów odjadę sobie gdzie na stronę, do Mszczonowa albo Radziejowic”, licząc na spotkanie z ukochaną Marysieńką[24]. Nie mógł się jednak uchylić od spraw publicznych związanych z rokowaniami z deputatami sił związkowych. Już bowiem 23 września pod Inowłódz dotarło sześciu deputatów od wojsk związkowych, a dwór delegował na rozmowy, obok Sobieskiego, m.in. wojewodów krakowskiego S.R. Potockiego, ruskiego Stanisława Jana Jabłonowskiego, Krzysztofa Paca, podkomorzego pomorskiego Jana Gnińskiego oraz stolnika przemyskiego Jana Pieniążka[25]. Z kolei 27 września widzimy Sobieskiego wśród tych dygnitarzy, którzy odwiedzili francuskiego ambasadora Pierre’a de Bonzy po jego przyjeździe do Rawy wraz z orszakiem królowej Ludwiki Marii[26].

Aż do zerwania rokowań z rokoszanami (17 października 1665) dwór pozostawał w Rawie; tego dnia królowa z Marysieńką i dworem opuściła Rawę i udała się do Warszawy. Rankiem dnia następnego monarcha z Sobieskim i innymi wojskowymi ruszył do obozu wojsk królewskich, który znajdował się pod Brzezinami, ok. 20 km na wschód od Łodzi. W obozie doszło wkrótce do nowych zadrażnień względem przyjęcia nowej strategii wobec rokoszan i wojska związkowego. Okazję dał wyjazd Jerzego Sebastiana Lubomirskiego z dużą asystencją do obozu szlachty wielkopolskiej pod Kazimierzem Biskupim, gdzie 23 października powitano hucznie eksmarszałka wraz z podkanclerzym koronnym Janem Leszczyńskim. Główne siły rokoszan znajdowały się pod Kołem bez swego dowódcy. Sobieski zatem chciał wyzyskać powstałą sytuację i komunikiem bez taborów uderzyć na oddziały eksmarszałka rozlokowane w okolicy Kłodawy. Żalił się przed Marysieńką, że plan jego został unicestwiony przez popleczników Lubomirskiego, których wielu znajdowało się w obozie królewskim. Zanim bowiem zarządzono ruszenie wojska z Łęczycy, już związkowcy wiedzieli o wymarszu szpicy Sobieskiego. W liście pisanym w nocy z 25/26 października przyszły hetman donosił, że próbowano przejąć trzy chorągwie związkowe stacjonujące w Kłodawie, „których ustawicznie do podjazdów zażywa Lubomirski”[27].

Na naradzie ponownie doszło do scysji pomiędzy Sobieskim a hetmanem wielkim koronnym Stanisławem „Rewerą” Potockim, który był przeciwny działaniom słabej szpicy przedniej sił królewskich, mając w pamięci ostatnią porażkę Litwinów pod Częstochową w początkach września tego roku. Sobieski jednak postawił na swoim i 26 października dotarł do Kłodawy, lecz przestrzeżeni rokoszanie uszli w pośpiechu w kierunku Koła, gdzie znajdowały się główne siły związkowców pod komendą Aleksandra Polanowskiego[28]. Scenariusz wydarzeń powtórzył się pod Kołem – gdy bowiem pojawiły się chorągwie królewskie pod komendą Sobieskiego, nie zastały już na miejscu konfederatów Ostrzyckiego, którzy – zaalarmowani o grożącym im niebezpieczeństwie – cofnęli się w kierunku sił głównych. Tak Sobieski pisze o tych wydarzeniach w liście do Marysieńki: „Chorągwie nasze przed północkiem dobrze przybiegły, ale już nikogo nie zastały. My także dobrze przede dniem; ale daremna nasza była praca, bo i to wojsko, co stało stąd tylko o dwie mili pod Kołem, na całą noc, przestrzeżeni także będąc, uchodzili, rzucając wozy i konie. Nawet już byli i działka porzucili, ale nie było komu za nimi iść, bo te nasze ruszenie nie podobało się au Vieux Soulier [S.R. Potockiemu] i zły był na la Poudre [Sobieskiego]. Dać tedy wszystkiemu przyjdzie pokój”[29]. Tym bardziej że główne siły pod komendą Jana Kazimierza posuwały się wolno, obciążone taborami, artylerią i ciżbą osób towarzyszących wojsku.

Cały czas toczyły się rokowania z rokoszanami i wojskiem związkowym, prowadzone przez biskupów krakowskiego Andrzeja Trzebickiego i chełmskiego Tomasza Leżeńskiego; 29 października pod Strzelnem podpisali oni uzgodnione punkty ugody z rokoszanami, które miał ratyfikować monarcha. Pod nimi obok biskupów i strony przeciwnej podpisy złożyli także delegaci ze strony hetmana Stanisława „Rewery” Potockiego: Marek Matczyński i Aleksander Woronicz[30]. Sobieski z uwagą śledził te pertraktacje, gdyż tyczyły one restytucji eksmarszałka, a odzyskanie przezeń utraconych godności uderzało w prestiż i honor obecnego marszałka wielkiego koronnego. Wśród punktów strzelińskich mamy odnoszące się bezpośrednio do osoby Jerzego Lubomirskiego – i tak wojsko związkowe i szlachta wielkopolska wstawiały się do monarchy z prośbą za eksmarszałkiem, aby tenże przywrócił mu odebrane urzędy i zwołał prędki sejm „na koniach w polu”. Stąd w korespondencji Sobieskiego łatwo wyczuć irytację i niepokój związany z prowadzonymi rokowaniami, które mogą pominąć jego osobę, gdy przyjdzie do podpisywania ostatecznej ugody. W liście spod Brześcia Kujawskiego czytamy: „O Lubomirskim tak ja tuszę teraz, moja duszo, że już w takiej stanął postawie, że nie może ginąć, chyba z całą Polską, bo się już tak i on, i wojsko powiązało z województwy. Jeśli nie tak będzie, wspomnisz moje słowo. A na ostatek boję się, żeby mu wszystkiego nie pozwolono”[31]. Gwałtownie zareagował Sobieski, gdy do obozu królewskiego pod Brześć dotarły wieści o podpisanym przez obie strony traktacie pod Strzelnem. Zdawał sobie sprawę, że do ugody może dojść i to jego kosztem i utratą resztek autorytetu u wojska i szlachty, gdy przyjdzie mu rezygnować z otrzymanego marszałkostwa wielkiego. Jak załamany był Sobieski po otrzymaniu wynegocjowanego układu z rokoszanami, świadczy jego długi list do Marysieńki, w którym dał wyraz obawom, że jego sprawę dwór złoży na ołtarzu porozumienia z opozycją i pozwoli na restytucję eksmarszałka.

Dla zobrazowania atmosfery panującej wśród oficerów i dygnitarzy wiernych ostatniemu Wazie warto odnieść się do fragmentu tej korespondencji z 31 października, tym bardziej że pochodzą od samego zainteresowanego: „Szpetne tam rzeczy w tym traktacie. Naprzód, już go zowią marszałkiem wielkim koronnym. Sejm aby był na koniach, pozwolili. Wojsko w Związku do sejmu, na którym, jeśli ich płaca będzie rozebrana na województwa, dopiero się rozwiązać obiecują. […] Lubomirskiego z Polski puścić nie myślą i będzie przy wojsku. Charges wszystkie wrócić i szkody w majętnościach przez Litwę poczynione. Ludzie wszystkie, z którymi on przyszedł do Polski, zatrzymać, et cent autres impertinences. […] W tym traktacie sejm się tylko na koniach nie podoba, na drugie podobno pozwolą punkta. O charges powiadają, że się wolno zwać dwom nie tylko marszałkami, ale i królami, a wszak też koło tego aż na sejmie będzie decyzja”[32]. Zbyt jednak czarno widział Sobieski scenariusz dotyczący jego osoby. Jan Kazimierz i otaczający go dygnitarze nie mogli przyjąć warunków strzelińskich i przybyłym spod Pakości do obozu królewskiego na Pogórzu Dybowskim pod Toruniem (4 listopada 1665) posłom od rokoszan wręczono poprawione punkty strzelińskie, na które nie wyrażało zgody ani wojsko związkowe, ani rokoszanie związani z eksmarszałkiem, ani szlachta wielkopolska. Obie strony zmierzały pod Pakość, gdzie miało dojść do definitywnych rozwiązań. Do kolejnej bratobójczej batalii pomiędzy wojskiem królewskim a rokoszanami omal nie doszło 8 listopada. Jan Kazimierz po raz pierwszy w zasięgu wzroku miał oddziały konfederatów, Jerzego Lubomirskiego i rokoszowej szlachty. Nie dziwi zatem, że dążył do rozstrzygnięcia siłowego, podobnie jak grupa otaczających go wojskowych na czele z Sobieskim. Inaczej na kwestię walki z rokoszanami patrzyła szlachta z zaciągu narodowego; wystarczy w tej mierze odwołać się do Jana Chryzostoma Paska, który choć był w siłach królewskich, to całym sercem zwycięstwa życzył stronie przeciwnej, uosabiającej wolności szlacheckie.

O tym, że niemal nie doszło do rozlewu krwi, świadczą opisy przedbitewne, ukazujące szyki obu wojsk pod Palczynem. Siły królewskie nie przekraczały 12 tysięcy zawodowego wojska i złożone były z dużej liczby piechoty z silną artylerią. Natomiast rokoszanie przewagę mieli w kawalerii, dominującej zarówno wśród pospolitego ruszenia szlachty wielkopolskiej, jak i wśród oddziałów związkowych (8–9 tysięcy szabel). Rokoszanie mieli także nieco piechoty złożonej z czeladzi wystawionej przez szlachtę oraz 200 piechoty podkanclerzego koronnego Jana Leszczyńskiego[33] i kilkaset dragonii i piechoty samego Lubomirskiego. Eksmarszałek przyjął wariant obronny, opierając szyk wojska o cmentarz, a przy murowanym kościółku usypał szaniec, gdzie ustawiono 1400 piechoty z czterema działkami. Natomiast w lesie ukryto dwie chorągwie strzelcze złożone z czeladzi, „aby zaraz jako z armaty strychować zaczną królewscy na dym wypadali i odważnie o armatę czynili”[34]. Lubomirski zakładał związanie sił królewskich od czoła i skrzydłowe przełamanie masą posiadanej kawalerii, w której miał dwukrotną przewagę. W tej sytuacji wynik starcia, mimo znacznej dominacji królewskich w sile ognia regimentów strzelczych i artylerii, wcale nie był pewny. Inaczej sytuację oceniał Sobieski, który nie tylko podkreślał zapał panujący w armii króla, ale wierzył w pomyślny wynik batalii. Rzeczywistość jednak wyglądała inaczej i rację miał Jan Kazimierz, nie ryzykując stoczenia walnej rozprawy z rokoszanami. Ducha walki po stronie żołnierzy królewskich nie było. Gdy monarcha rozkazał towarzystwu chorągwi husarskich wzięcie kopii z wozów taborowych, niechętnie do tego odnieśli się. W jednej z relacji z wydarzeń pod Palczynem czytamy: „Kiedy tedy kazano brać kopie jmp. hetmana koronnego [Potockiego] chorągwiom, nie chcieli tego uczynić. W czym zaraz KJMść poznał, że się nie chcieli wiernie bić”[35]. Z kolei Sobieski już po podpisaniu traktatu palczyńskiego 10 listopada wysłał list do Marysieńki, w którym żałował, iż nie doszło do potrzeby z rokoszanami, gdyż nie wierzył w trwałość ugody, a siły Lubomirskiego po raz pierwszy były w zasięgu działań oddziałów królewskich. „Jaki stanął pokój, musicie już Wcie mieć doskonałą wiadomość. Ja wątpię, żeby to był stały pokój. Już się było lepiej rozprawić, bo nasza pewna była wygrana, a teraz jak znowu na wiosną rozpocząć przyjdzie, jeśli zimie ostatka nie uspokoją. To w zysku, że Król JMć przecię z honorem tę teraz skończył kampanię, cale niespodziewanie”[36]. W jednym rację miał Sobieski: traktat zawarty pod Palczynem nie oznaczał zakończenia wojny domowej w Rzeczypospolitej. Szlachta wielkopolska bowiem, nie mając pewności, że król dotrzyma warunków umowy, 10 listopada upoważniła kasztelana poznańskiego Krzysztofa Grzymułtowskiego do wydania uniwersałów zwołujących pospolite ruszenie do Środy, Poznania czy Śremu, „aby tam namówili bracia modum consulendi de Republica i zgromadzenia się jako znowu do kupy”[37]. Faktycznie dwór uznał to postanowienie jako złamanie warunków traktatu, przygotowując się do sejmu, ale nie przestając kaptować zwolenników w Wielkopolsce celem rozbicia opozycji w tej prowincji.

Podobnie jak w roku 1665, tak w kolejnym Sobieski pozostał w centrum wydarzeń wojny domowej i to nie tylko w dobie działań zbrojnych (maj–lipiec 1666 r.), ale także w okresie je poprzedzającym. Mimo że zarzekał się, że na sejm walny, rozpoczynający obrady 17 marca, nie przybędzie, pojawił się w Warszawie 18 kwietnia zmuszony do pełnienia funkcji marszałka wielkiego koronnego[38]. Jego osoba nadal wzbudzała duże emocje wśród opozycji negującej objęcie przezeń urzędu po Jerzym Sebastianie Lubomirskim. Sprawa restytucji była jedną z kluczowych na tym sejmie i zadecydowała o zerwaniu kolejnego zjazdu walnego. Oliwy do ognia dolało nominowanie przez Jana Kazimierza Sobieskiego na hetmana polnego koronnego po Śreniawicie[39], całkowicie uniemożliwiając dalsze rokowania w sprawie restytucji eksmarszałka i rozmowy z opozycją[40]. Sejm został zerwany 5 maja 1666 i obie strony zaczęły przygotowania do walnej rozprawy. Dwór, znając powolne zbieranie się pospolitych ruszeń, był przekonany, że szlachta szybko nie wystąpi zbrojnie i nie wzmocni sił Lubomirskiego złożonych z jego prywatnych oddziałów i chorągwi związkowych. Nie oznaczało to, że dwór był przygotowany do natychmiastowego rozpoczęcia operacji wojennych. Od zerwania sejmu do koncentracji sił wiernych monarsze upłynęło półtora miesiąca, gdyż działania rozpoczęły się dopiero 22 czerwca, wraz z wyruszeniem sił Jana Kazimierza na rokoszan spod Błonia. Tym razem już jako hetman polny koronny Sobieski odpowiadał nie tylko za prowadzoną wyprawę, ale z racji wieku starszego kolegi – hetmana wielkiego koronnego „Rewery” Potockiego – ponownie widzimy go w szpicy przedniej prowadzącej rozpoznanie oddziałów przeciwnika.

Zanim przejdziemy do omówienia roli nowo mianowanego hetmana w kampanii roku 1666, przedstawmy jego poczynania związane z koncentracją sił królewskich w miesiącach maj–czerwiec. Rację miał Sobieski, gdy pisał do Marysieńki z Pilaszkowic 19 maja, że gdyby wojsko było opłacone i skupione w obozie – gotowe do rozprawy z rokoszanami – to „już by było ledwo nie po wojnie”[41]. Wobec nieprzygotowania do natychmiastowych działań rozłożonych na leżach sił królewskich, dwór grał na czas, wysyłając w imieniu senatu listy do Lubomirskiego i wojska, zawierające propozycje amnestii i zwrot laski marszałkowskiej Śreniawicie, zapewne bez uzgodnienia z Sobieskim. Para królewska szła na dalsze ustępstwa, nie mając pewności finansowania w drugim roku wojny własnych oddziałów przez Ludwika XIV i obiecując potwierdzenie na piśmie zakazu poruszania kwestii elekcji vivente rege, rozpuszczenie nowych zaciągów oraz wycofanie garnizonów królewskich z miast, co tak drażniło szlachtę. W zamian żądała od Lubomirskiego, aby powstrzymał się od wkraczania w granice Rzeczypospolitej ze swoimi ludźmi, co doprowadzi do kolejnej rozprawy zbrojnej[42]. Jednocześnie zdając sobie sprawę, że strona przeciwna ma przewagę w kawalerii, dwór zapewnił sobie pomoc korpusu litewskiego, który do Korony miał sprowadzić hetman polny litewski Michał Kazimierz Pac[43]. Początkowo obóz generalny sił królewskich wyznaczono pod Garwolinem, a następnie pod Błoniem koło Warszawy. Decyzją rady senatu Sobieski miał gromadzić chorągwie pod Kazimierzem Dolnym, które następnie miały kierować się ku Garwolinowi. Gdy jednak dowiedział się, że zadanie to hetman Potocki powierzył kasztelanowi sanockiemu Mariuszowi Stanisławowi Jaskólskiemu, nie chcąc wdawać się w spór z przełożonym, z zadowoleniem odjechał do Pilaszkowic. Z pewną dozą satysfakcji pisał: „dał znać jmp. pan sanocki, że jeszcze żadnej u niego nie masz chorągwi”[44].

Nie mogąc uprzedzić działań strony przeciwnej oraz widząc błędy dworu i nieliczenie się z jego osobą, Sobieski usuwał się w cień, pozostawiając innym realizację zadań związanych z koncentracją sił królewskich. Wśród wojska wiernego monarsze i otaczających go dygnitarzy, nie mówiąc o stronie przeciwnej, wielu negowało uprawnienia Sobieskiego związane z otrzymanymi przezeń urzędami. W liście z 25 maja pisał: „Mnie też wydać uniwersały pod imieniem moim, to jest się zaraz wadzić i kłócić z jmp. wojewodą krakowskim, po czym mi cale nic”, a dalej dodawał „ja jeszcze tej powagi mej mieć nie mogę, bo mię ledwo dziesiąta część Polski zna za marszałka i hetmana […] wiem, że to darmo piszę, bo tego wszystkiego nie słuchają”[45]. Hetman polny koronny obawiał się, że zbierane chorągwie, jeśli nie skoncentruje się ich pod Warszawą pod bokiem króla, zamiast do obozu królewskiego ruszą do rokoszan, gdyż są nieopłacone i domagają się dwóch ćwierci. Oświadczał wprost, że obecność Jana Kazimierza w obozie jest nieodzowna wobec niepewnej postawy wojska. Był bowiem zdania, „żeby tych ludzi nie gromadzić do kupy, chyba koło samej Warszawy przy bytności Króla JMci, żeby zaś nie wierzgnęli. Niewinnie udali, że nie chcą iść do obozu, przed Królem JMcią”[46]. Tego samego zdania byli rezydenci francuscy przebywający w obozie, na czele z Jeanem Milletem, który stale donosił ambasadorowi francuskiemu w Warszawie Pierre’owi de Bonzy o zadrażnieniach wśród kadry w obozie królewskim, niechęci do aktywniejszych działań wśród oficerów i żołnierzy, prosząc o odesłanie go do Francji[47].

Sobieski miał bowiem w obozie wielu mu niechętnych, sympatyzujących z eksmarszałkiem i mających mu za złe, że przyjął obydwa urzędy po Lubomirskim. W kolejnej korespondencji do Marysieńki żalił się, że nie spieszy się do obozu pod Błonie, gdyż nie chce być w obozie królewskim hetmanem malowanym, a faktycznie do tej roli ograniczy się jego obecność. „Cierpieć to wszystko przyjdzie, jako P. Bóg każe. Widzę, że i p. Radziejowskiego samego tenże jest sentyment, że gdyby wojsko teraz kupić się nie chciało albo żeby poszło do Związku, tedy on pierwszy gotów by na mnie zwalić wszystką winę i tak, widzę, sobie w głowie uprzątnął, że kiedym ja został hetmanem (lubo to prawie malowanym), tedy cokolwiek by źle było, tedyby to już dla mnie wszystko; i już pisze, że hetmanowi i przyjeżdżać się już bez wojska do Warszawy nie godzi. Wszakżem to ja mówił, że nie chcę być hetmanem, aż wojsko będzie; ale to chcą, widzę, żeby hetman wojsko urobił”[48]. Dopiero 30 maja ruszył z Pilaszkowic do obozu pod Łysobykami, gdzie miał łączyć się z chorągwiami prowadzonymi przez kasztelana sanockiego Jaskólskiego i pisarza polnego koronnego Jakuba Potockiego[49]. Ta ostrożność, a zarazem powolność ze strony Sobieskiego wynikała z toczących się rozmów pomiędzy dworem a władzami wojska konfederackiego, które 25 maja znajdowały się w obozie pod miasteczkiem Wartą nad rzeką Wartą, czekając na rokoszan Lubomirskiego i gromadzące się pospolite ruszenia.

W obozie królewskim nie tylko Sobieski zdawał sobie sprawę, że rokowania szlachty i deputatów wojska związkowego były kamuflażem z ich strony i faktycznie umożliwiły koncentrację sił pospolitego ruszenia, które gromadziło się w obozach pod Pyzdrami, Pokrzywnicą, Proszowicami, Kazimierzem czy Krzepocinem[50]. Akcję należało rozpocząć odpowiednio wcześniej, zanim doszło do fuzji rokoszan z wojskiem związkowym i województwami. Połączone siły rokoszan liczyły ok. 15–16 tysięcy ludzi, a ich skład był wybitnie kawaleryjski, co sugerowało, że podobnie jak w roku poprzednim działania strony przeciwnej będą prowadzone komunikiem bez zbędnych taborów.

Hetman polny, mający przy boku asystencję złożoną z 60 dragonów podpułkownika Zakliki, szedł w szpicy przedniej wojsk królewskich i 22 czerwca znajdował się pół mili od Ożarowa, kierując się następnie na Osuchów traktem krakowskim na Grójec[51]. W kolejnej korespondencji, z obozu pod Rawą Mazowiecką, Sobieski informował, że rokoszanie ruszyli spod Gajów na Łęczycę, aby połączyć się z pospolitym ruszeniem tego województwa. Słusznie sugerował, że należy temu przeciwdziałać i uderzyć na rokoszan, gdyż czas pracuje na ich korzyść i do buntu przyłączy się szlachta innych ziem i województw. Innego zdania byli pozostali w obozie hetmani: Stanisław „Rewera” Potocki i Michał Kazimierz Pac[52].

Obciążona taborami i artylerią armia królewska dotarła do Rawy Mazowieckiej, gdzie ponownie zdecydowano się na rozpoczęcie pertraktacji z rokoszanami. W celu ich kontynuowania monarcha wyraził zgodę na zawieszenie działań wojennych do 30 czerwca pod warunkiem, że obie strony pozostaną na swych stanowiskach[53]. Sobieski, działający komunikiem w szpicy przedniej, był zawiedziony decyzją dworu – 30 czerwca spod Łęczycy informował Marysieńkę, że minęła pewna okazja zagarnięcia taborów rokoszan, gdyż i oni utknęli dla złych bardzo przepraw. Pisał: „dnia wczorajszego pewnie by był [J. Lubomirski – M.N.] wszystkie stracił wozy i część niemałą wojska, ale że armistycjum stanęło, trudno było co zacząć. Jeśli tedy nic tej nie sprawimy kampanii, sama temu będzie winna Warszawa, której się przez gwałt nagłego chciało pokoju”[54]. Winą za zaistniały stan rzeczy obciążał Ludwikę Marię oraz posła francuskiego przy dworze warszawskim Pierre’a de Bonzy. Królowa w korespondencji z małżonkiem wielce się dziwiła, że wojsko królewskie tak wolno postępuje za Lubomirskim i nie może „nagonić” jego taborów po połączeniu z pospolitymi ruszeniami szlachty. Decyzje dworu były dla Sobieskiego niezrozumiałe, gdyż wzajemnie się wykluczały: „kazać pokój czynić i zgadzać się, a następować. Te rzeczy się z sobą nie zgadzają, bo skoro według listów warszawskich o pokoju mówić zaczęto, to zaraz i naprzód armistycjum stanęło, jaki jest po wszystkim świecie zwyczaj; a tymczasem czas i okazja upłynęła”[55]. Tak jak przewidywał Sobieski, przerwanie działań lepiej wykorzystała strona przeciwna niż dwór. Nie tylko bowiem nie udało się przeszkodzić w połączeniu z rokoszanami pospolitego ruszenia z Łęczycy, ale wkrótce do obozu szlachty, znajdującego się pomiędzy Kołem a Brudzewem, dotarł powiat wiślicki pod komendą Hieronima Komornickiego[56].

W sumie siły rokoszan wzrosły do ponad 16 tysięcy szabel, nie licząc czeladzi i ludzi luźnych idących za każdą armią ówczesnych czasów. Rozgoryczony Sobieski, któremu ponownie nie udało się ubiec rokoszan pod Łęczycą, złożył ślub „nic nie mówić więcej w radzie, bo ichmość niektórzy mówią, że ja z jmp. kanclerzem litewskim [Krzysztofem Pacem] pokoju mieć nie chcemy; i na czym się bardzo mylą”[57]. W obozie pod Łęczycą siły królewskie pozostawały aż do 3 lipca, gdy ponownie przystąpiono do działań zaczepnych przeciwko rokoszanom. Kolejny list Sobieskiego, z 6 lipca spod Koła, ukazuje jego stan psychiczny po kolejnym nieudanym pochodzie za siłami rokoszan. Hetman polny nie wierzył w powodzenie rozmów, tym bardziej że jakikolwiek układ z Lubomirskim godził w jego reputację i pogarszał sytuację w obozie królewskim. Prosił więc króla o zwolnienie ze służby, „abym był odjechać mógł, ile widząc, że tu, miasto nabycia, ostatek przyjdzie stracić reputacji. Jestem tu jako błędny, przy żadnym mi niepodobna być poselstwie, bo inaczej nigdy nie nazwą p. Lubomirskiego, tylko marszałkiem i hetmanem, przez co i tu u naszej strony niepodobna mieć takiej powagi, jakoby należało. Czeladź nawet u wozów już po kilka razy ledwo nie na śmierć mi pozabijali to Króla JMci, to hetmańskie piechoty; osobliwie Neczeja, którego ledwo poznać, jeśli człowiek. A wszystko to z lekkiej powagi i że widzą, że się i ta błazeństwem skończy kampania, przez co i u obcych krajów na wielką, miasto jakiej reputacji, zarobim niesławę”[58]. To, że Sobieski nie opuścił obozu, wiązało się z przygotowaniami do wydania walnej batalii rokoszanom, lecz zdania nie zmienił, wyrażając chęć opuszczenia sił królewskich zaraz po stoczonej potrzebie z oddziałami Lubomirskiego.

Mimo podjęcia działań w polu nie rezygnowano z rozmów. Dwór szedł na dalsze ustępstwa wobec rokoszan, co nie mogło budzić zadowolenia Sobieskiego, który obawiał się, że traktat będzie wynegocjowany jego kosztem. Jan Kazimierz w zamian za likwidację związku godził się na zwołanie we wrześniu sejmu ekstraordynaryjnego i rezygnował ze wspierania elekcji vivente rege, lecz do porozumienia nie doszło. Szlachta z Jerzym Lubomirskim, czując swą siłę, nadal domagała się pełnej restytucji eksmarszałka. Potwierdziła to stanowisko w trakcie obrad koła generalnego pod Pakością, gdzie odrzucono warunki króla, który godził się nawet na zapłatę dwóch ćwierci wojsku konfederackiemu z kas wojewódzkich[59]. Lubomirski jako wytrawny wódz i polityk zachował się podobnie, jak podczas batalii pod Częstochową – zajął dogodne pozycje nad bagnistą przeprawą przez Noteć i czekał na siły królewskie, pragnąc wciągnąć je w pułapkę[60].

Tymczasem Sobieski, z racji obecności w obozie dwóch pozostałych hetmanów (Potockiego i Paca) pozostawał na uboczu, a wręcz oddawał inicjatywę Litwinom, którzy będąc w awangardzie, łupili okoliczne wioski, ścierając się z wycofującymi się siłami rokoszan. Przez Kazimierz Biskupi oddziały królewskie dotarły 11 lipca pod Wilczyn, gdzie 12 lipca zatoczono obóz[61]. Jednak już nocą z 12/13 lipca część wojsk wiernych monarsze pod komendą Sobieskiego rozpoczęła marsz ku Noteci, nie zdając sobie sprawy, że za przeprawami czeka kilkunastotysięczne zgrupowanie rokoszan. Gdy wczesnym rankiem 13 lipca Litwini przeprawili się na drugi brzeg Noteci, odpychając oddział rtm. Jerzego Zarudnego, który wycofał się za wzgórza, Jan Kazimierz uznał, że może przeprawić straż przednią pod komendą Andrzeja Modrzejowskiego, 6 regimentów dragonii dysponujących dużą siłą ognia oraz 2 pułki jazdy strażnika koronnego Mikołaja Sieniawskiego i Sobieskiego[62]. Nie wyznaczono jednak dowódcy, który pełniłby naczelną komendę nad przeprawiającymi się oddziałami. Idący za regimentami dragonii Sobieski wraz z towarzyszącym mu dowódcą rajtarii Marcjanem Ściborem Chełmskim mieli za zadanie rozpoznać przeprawę: „przeprawiłem się też i ja obaczyć tę przeprawę, przez którą i Król JMć sam przechodzić miał”[63]. Sobieski oskarżał o zaniedbanie obowiązków dowódców regimentów dragońskich, którzy nie rozdali wieczorem rydli dragonom, „a panowie generałowie z zadu też sobie powoli przy infanterii w karetach jechali”. Hetman polny miał dużo szczęścia, że uratował życie, gdyż ledwie przeprawił się przez Noteć, a już szyki wojsk królewskich zostały rozerwane przez pospolite ruszenia i kawalerię związkowych. Wynikało to nie tylko braku rozpoznania sił przeciwnika i ich odległości od przeprawy, ale także z błędów popełnionych przez dowódców pułków jazdy królewskiej, które wysunęły się przed nieokopaną dragonię, a w ucieczce rozerwały jej szyki, co doprowadziło do zepchnięcia cofających się żołnierzy w błota Noteci. Wiele relacji spisanych spod Mątew winą za klęskę sił królewskich obarczało Sobieskiego i Piotra de Briona, dowódcę jednego z regimentów gwardii dragońskiej Jana Kazimierza[64].

Faktem jest, że Sobieski pełnił najwyższy urząd w grupie dowódców jednostek, które przeprawiły się przez Noteć. Jak sam pisał, natarcie kilku tysięcy kawalerii rokoszan na nieprzygotowanych do walki żołnierzy, którzy wynurzali się z błot, mogło zakończyć się jedynie pogromem oddziałów królewskich. „Jam się jeszcze i z wody był nie otrząsł [po przeprawie], kiedy zza góry wszystkim na straż i dragonów naszych poczęli następować wojskiem. Jedni nasi dopiero z wody wyjeżdżali, a drudzy w szyku się stawiać poczęli, skoro tedy hurmem nastąpili i wojsko związkowe, i pospolite ruszenia, zaraz zmatwali i zmieszali naszych, lubo dragonia ognia dawali dobrze, ale niepodobna było wytrzymać, bo wojsko nasze wszystko z drugiej się tylko o ćwierć mili przez przeprawę dziwowało strony, a posiłkować było niepodobna; piechota też o półtorej mili gdzieś popasowała i armata, także z dział odstrzeliwać nie możono”[65] . Zwycięzca spod Chocimia i Wiednia z trudem z racji swej tuszy wydostał się z błot, gubiąc część wyposażenia. Jego regiment dragonii, który także przeprawił się na drugą stronę Noteci, również poniósł poważne straty – wielu oficerów, próbując zapanować nad uchodzącymi żołnierzami, zostało otoczonych przez rokoszan i wyciętych do nogi. W jednej z relacji batalii mątewskiej czytamy: „jmp. marszałkowi [koronnemu J. Sobieskiemu] wszystkich poruczników i chorążych wybito”[66]. O pretensjach Jana Kazimierza i jego dworu do hetmana polnego koronnego o brak należytego zabezpieczenia przeprawiających się oddziałów świadczą listy kierowane do stolicy, głównie do królowej Ludwiki Marii. Marysieńka, znajdując się w bezpośrednim otoczeniu władczyni, przekazywała mężowi nowiny, z których jednoznacznie wynikało, że Sobieski był uznawany za jednego z tych, którzy przyczynili się do klęski mątewskiej. Dziesięć dni po batalii z obozu pod Strykowem Sobieski pisał, że jest niesłusznie oskarżany o to, iż wydał decyzję przeprawy sił królewskich przez Noteć, gdy rozpoczęto traktaty z rokoszanami. Relację spod Mątew miał przekazać Marysieńce łowczy koronny Jan Żelęcki, podkreślając niewinność Sobieskiego. Pisał on bowiem: „kiedyśmy przyszli à la vue des ennemis, nie radziłem, aby się do nich przeprawiać, i żaden mi tego zadać nie może; alem też nie kontradykował tak bardzo, żeby było o mnie nie napisano, żem ja był okazją, żeśmy do nich nie szli. Bom to ja, widzę, jest un objet de tout envie, i z tamtej strony, i tej: źle, kiedy mówię, źle, kiedy milczę. Żem się też tam przeprawił za drugimi, uczyniłem to, jako mi moja każe powinność kredensować Królowi JMci i wprzód zawsze chodzić do okazji. JMP. wojewoda krakowski [S.R. Potocki – M.N.] nigdy temu nie kontradykował; i owszem; obaj stojąc przy brzegu z Królem JMcią przeprawiali tych ludzi, których nie tak wiele zginęło, jako udają, i są też niektórzy sami sobie winni”[67].

Jednak to, że Sobieski w kilku listach tłumaczył się przed małżonką, iż nie był autorem potrzeby mątewskiej, jest podejrzane i zapewne wynikało z faktu, że był najwyższym dowódcą wśród oddziałów, jakie przeprawiły się na drugi brzeg Noteci. Odrębną sprawą jest, czy mógł zapobiec klęsce wojsk królewskich z racji niewielkiego autorytetu, niechęci doń części towarzystwa zaciągu narodowego oraz tego, że znajdował się na końcu przeprawiającej się kolumny. Być może to uratowało Sobieskiemu życie, gdyż był osobą doskonale znaną w wojsku i wielu spośród rokoszan uważało go za jednego z głównych aktorów wojny domowej ze względu na przyjęcie po eksmarszałku jego urzędów. Sobieski nadal uczestniczył w działaniach wojennych u boku króla, choć zdawał sobie sprawę, że szanse na zwycięstwo nad rokoszanami są coraz bardziej wątpliwe z braku kawalerii i dragonii, którą próbowano odtworzyć przez nowe zaciągi. Obie strony miały już dość tego „tańca gonionego” i po bratobójczej batalii pod Mątwami zapał ostygł, tym bardziej że zbliżał się czas żniw i szlachta masowo zaczęła opuszczać chorągwie pospolitego ruszenia. Tadeusz Korzon, dokładnie analizujący korespondencję Sobieskiego z małżonką, broni nowego hetmana przed zarzutami, że to on był odpowiedzialny za klęskę pod Mątwami, gdyż nie mógł decydować za Jana Kazimierza i hetmana Potockiego nie tylko o ustawieniu wojska, ale i wydaniu dyspozycji do bitwy. Monarcha chciał jedynie uchwycić przyczółek za przeprawą notecką i tym samym wymusić na rokoszanach przystąpienie do rozmów z lepszej pozycji, strasząc ich użyciem wszystkich sił, jakimi dysponował[68].

Ciekawe, że Sobieski wchodząc do ścisłej rady wojennej, nie orientował się w zamierzeniach tak rokoszan, co może być bardziej zrozumiałe, jak i Jana Kazimierza. Ze względu na kończącą się ćwierć wojsku zdawał sobie sprawę, że nie może opuścić oddziałów królewskich, choć nie ukrywał, iż chętnie ruszyłby do Marysieńki, ale „jechać tedy nie mam czasu, uwięziwszy się tymi nieszczęsnymi urzędami, których kiedyżkolwiek zdrowiem przypłacić przyjdzie”. Dalej ubolewał, że zdecydował się objąć oba urzędy po eksmarszałku, bo nie tylko nie usłużył dobrze Królestwu (parze królewskiej Ludwice Marii i Janowi Kazimierzowi), ale wręcz odwrotnie – stał się przyczyną przedłużającej się wojny domowej. Niechęć do niego wśród chorągwi związkowych popierających Jerzego Lubomirskiego była tak duża, że starszyzna deklarowała, iż woli iść na Ukrainę pod komendą regimentarza, a nie hetmana polnego koronnego.

Widać, że Sobieski po klęsce mątewskiej był w wielkiej desperacji i bliski załamania nerwowego, gdyż nie był pewnym, jak potoczą się dalsze jego losy i czy nie dojdzie do ugody z rokoszanami jego kosztem. Pisał bowiem: „Niechaj teraz ci odpowiadają, co mówili, że skoro mię hetmanem deklarować miano, że się zaraz tamte od niego wojsko oderwać miało, że się tylko dlatego przy nim trzyma, rozumiejąc, że się przy tej ostoi szarży. Jam co inszego zawsze rozumiał i zawszem o to prosił, aby mię było w tym zaniechano, widząc, że to żadnego nie miało w nich uczynić efektu. Powiadałem, że tak będąc, jakom był, mogłem więcej i lepiej usłużyć Królestwu IchMć, bez wszelkiej będąc inwidii; którą teraz tak mam wielką, że to tamte publice deklarowało wojsko, że chcieli iść na Ukrainę pod regimentarzem, którego im Król JMć naznaczy, byle nie pode mną. To wszystkie takie skutki upartych, niewiadomych i nikogo nie słuchających rad. Do pokoju żadnego nie masz podobieństwa; i owszem, do większego zamieszania”[69]. W tej kwestii Sobieski także się mylił, gdyż 28 lipca rozpoczęły się rozmowy z rokoszanami, a 31 tego miesiąca stanął traktat z Lubomirskim i popierającymi jego sprawę szlachtą i wojskiem związkowym. Jednak nadal hetman polny koronny nie był pewny, jak potoczą się rozmowy, gdyż w liście z 28 lipca donosił Marysieńce: „jedni tuszą, że pewny będzie pokój i że już dalej się nie powleczem stąd; drudzy zaś, że to tylko na zwłokę, a że się już Lubomirski za Wisłę przeprawuje, insze tu dawszy słowo”[70]. Przeprawy sił rokoszowych bał się dwór podobnie jak Sobieski, gdyż powszechnie sądzono, że jeśli Lubomirski ruszy za Wisłę, podniesie do rokoszu inne województwa i może doń przybyć szlachta ruska i wołyńska. Sam nowo mianowany hetman polny koronny, widząc zajadłość strony przeciwnej i wielką niechęć doń wojska związkowego, nie wierzył w trwałość negocjowanego traktatu, a także nie kwapił się do przyjazdu do skonfederowanego wojska, gdyż bał się o własne życie. Nie wierzył w szczerość intencji strony przeciwnej: „A do tego, że tamto wojsko [związkowe] w kupie po staremu zostawać chce do zapłaty trzech ćwierci, które im z sejmików wyliczone być mają; a oni, zda mi się, albo sejmiki, albo sejm zerwą i tak nas ubezpieczonych, jako zechcą, dusić będą. Druga: rad bym widział tego (lubo to oni chcą być pod posłuszeństwem hetmańskim, ale żeby w kupie i osobno stali), kto by chciał do tych tam jechać hultajów, chyba żeby się na to rezolwował, co się stało p. Gosiewskiemu”[71]. Nie dziwmy się zatem, że pełny obaw o swoje bezpieczeństwo Sobieski nie zdecydował się po zakończeniu rokoszu pokazać się w obozie generalnym wojska koronnego pod Krupą, a instrukcję wojska z 10 listopada 1666 podpisał sędziwy hetman wielki koronny Stanisław „Rewera” Potocki[72].

Prezentujący losy Sobieskiego w początkowym okresie sprawowania przezeń urzędu hetmana polnego koronnego Andrzej Haratym ma rację, twierdząc, że Jan Kazimierz nie traktował poważnie nowego marszałka koronnego, nie dopuszczając go do rokowań z rokoszanami. Sobieski bowiem nie znał szczegółów dysput toczących się pomiędzy delegatami dworu a stroną przeciwną. Spod Łęgonic donosił: „jeśliby zaś prawdziwie traktowali, to już by Król JMć z tego się nie oddalał miejsca”[73]. Oczywiście, jako jeden z komisarzy królewskich podpisał 31 lipca w Łęgonicach traktat z rokoszanami, zwany „deklaracją łaski JKMci”, a 8 sierpnia pod Jaroszynem wziął też udział w ceremonii przeprosin króla przez Lubomirskiego[74]. W jej trakcie Śreniawita miał stanąć przed Sobieskim i położyć jego rękę na swej głowie, co miało oznaczać swoistą dezaprobatę wobec przejęcia przezeń urzędów[75]. Dla wielu jednak był to gest świadczący, że widzi w nim swego następcę na tych urzędach i przepowiada przyszłemu zwycięzcy spod Chocimia i Wiednia wielką wojskową karierę.

Mimo że pozycja hetmana i marszałka koronnego po zakończeniu rokoszu wzmocniła się, a sprawa restytucji Jerzego Lubomirskiego miała zostać rozpatrzona na kolejnym sejmie walnym jesienią tego roku, to znając stanowisko szlachty i wracającego do posłuszeństwa Rzeczypospolitej i króla wojska związkowego wobec jego osoby, właśnie w sierpniu ponownie powróciła sprawa jego osiedlenia się we Francji i zrzeczenia się uzyskanych po Lubomirskim urzędów. Negocjacje z Ludwikiem XIV w tej sprawie są dobrze znane dzięki korespondencji ambasadora francuskiego w Polsce Pierre’a de Bonzy z ministrem Hugonem de Lionne. Zapewne z takiego obrotu sprawy najbardziej zadowolona byłaby Marysieńka, która stawiała dodatkowe warunki tyczące swego ojca i braci. Pewien wpływ miały tu także naciski Jana Kazimierza na Sobieskiego, aby – wobec nieobecności hetmana „Rewery” Potockiego, zajętego organizacją pogrzebu swojej żony – jechał na Wołyń do wojska. Sobieski jednak nie chciał udać się do obozu generalnego wojsk koronnych bez pieniędzy, przestrzegając dwór, że koncentracja nieopłaconych chorągwi w jednym miejscu może zakończyć się nową konfederacją. Jego zdaniem więc należało „wojsko około tegoż miejsca, gdzie im naznaczony obóz, tj. na granicy ukraińskiej, postawić pułkami po wsiach różnie, nie w kupie, i tak żeby byli czekali pieniędzy; które skoroby przywieźli, toby się ich było ruszyło dalej, z każdym osobno traktowawszy pułkiem. Aby się zaś było ustrzec koła generalnego, które bywać musi zawsze około św. Marcina, kiedy się rozchodzą na stanowiska”[76]. Wściekły był na dwór, że bez pieniędzy każą mu prowadzić wojsko na Ukrainę, gdzie trudno o dobre leża przy niepewnej postawie tak Kozaków, jak i Tatarów. Z lekką nutą ironii pisał: „Ukrainę nam chwali Król JMć, że tam dobry kraj, a sami ledwo stamtąd żywi wrócili, choć tam raz tylko byli”[77].

Zapewne irytację Sobieskiego spowodowały negocjacje pary królewskiej z eksmarszałkiem Lubomirskim względem poparcia elekcji Francuza na tron Rzeczypospolitej. Nie ukrywano, że ewentualny zwrot urzędów Śreniawicie ułatwi rokowania, wręcz obiecywano mu buławę wielką koronną po śmierci „Rewery” Potockiego[78]. Wiedząc zatem, jak instrumentalnie dwór traktuje jego osobę i jak niepewna jest jego sytuacja w Rzeczypospolitej, nie uchylał się od rozmów o osiedleniu się na stałe we Francji, naciskany zarówno przez dwór, jak Marysieńkę. Z planów tych jednak nic nie wyszło, a Sobieski odzyskał nadwątlony autorytet i mir u wojska w dobie kampanii podhajeckiej 1667 r. Niemniej faktem jest, że do wojska nie dojechał, a pod instrukcją na sejm walny podpis złożył hetman „Rewera” Potocki[79]. Nie oznaczało to, że w instrukcji w ogóle nie wymieniono Sobieskiego; wojsko kurtuazyjnie złożyło krótkie podziękowanie także i jemu, oczywiście nie pomijając osoby Jerzego Lubomirskiego i wnosząc za nim instancję do dworu[80]. Według T. Korzona, Sobieski nie chciał wchodzić w kompetencje Potockiego, który nie ufał młodszemu koledze i udał się do obozu mimo podeszłego wieku i choroby[81]. Wierzyć jednak trzeba wielokrotnym zapewnieniom Sobieskiego, że – bez pieniędzy i jako persona non grata dla towarzystwa chorągiewnego – po dwóch latach „tańca gonionego” nie mógł i nie chciał przyjechać do wojska i podjąć obowiązków wodza naczelnego.

Rokosz Jerzego Sebastiana Lubomirskiego to niezwykle trudny okres w życiu Sobieskiego, wiele bowiem zmienia w jego życiu, prywatnym i publicznym. Awans na jednego z najważniejszych dygnitarzy Rzeczypospolitej, piastującego urzędy hetmana polnego i marszałka wielkiego koronnego, był podstawą dalszej kariery i objęcia buławy wielkiej w lutym 1668[82]. Gdyby nie rokosz – dla wielu czas ważnych decyzji politycznych – być może szanse Sobieskiego na objęcie najwyższych urzędów w państwie nie zaistniałyby, a jego wielki talent wojskowy w kampaniach przeciwko Tatarom i Turcji nie objawił się na polach chocimskich i pod Wiedniem.


Artykuł pochodzi z książki pt. Marszałek i hetman koronny Jan Sobieski, pod red. Dariusza Milewskiego, Warszawa 2014, seria Silva Rerum.



[1] Został chorążym wielkim koronnym po Aleksandrze Koniecpolskim 26 V 1656, czekając na następną nominację, tj. urząd marszałkowski po Jerzym Sebastianie Lubomirskim, niemal 10 lat (8 I 1665); zob. Urzędnicy centralni i nadworni Polski XIV–XVIII wieku. Spisy, red. A. Gąsiorowski, Kórnik 1992, s. 28.

[2] W. Kłaczewski, Jan Sobieski wobec procesu Lubomirskiego w 1664 r.; [w:] Studia z dziejów epoki Jana III Sobieskiego, red. K. Matwijowski, Wrocław 1984, s. 259.

[3] T. Korzon, Dola i niedola…, t. 1, s. 23.

[4] K. Waliszewski, Polsko-francuskie stosunki w XVII wieku. Opowiadania i źródła historyczne ze zbiorów archiwalnych francuskich publicznych i prywatnych, Kraków 1889, s. 110111; por. M. Nagielski, Druga wojna domowa w Polsce…, s. 55.

[5] W. Kłaczewski, W przededniu wojny domowej…

[6] Z. Wójcik, Jan Sobieski…, s. 9899.

[7] P. de Bonzy do H. de Lionne’a, Warszawa, 10 VII 1665, AMAEP, Correspondance Politique, Pologne nr 20, f. 305306v.

[8] M. Nagielski, Stanowisko armii koronnej wobec rokoszu Lubomirskiego (1665–1666), [w:] Od armii komputowej do narodowej (XVI–XX w.), red. Z. Karpus, W. Rezmer, Toruń 1998, s. 9293.

[9] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, Pilaszkowice, 25 V 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, oprac. L. Kukulski, Warszawa 1970, s. 117.

[10] W. Majewski, Sztuka dowódcza Jana III Sobieskiego na trzechsetlecie śmierci króla 17. 6. 1696 roku, „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1996, R. 41/1, s. 416.

[11] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, Żółkiew, 14 VI 1665, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 30.

[12] O regimencie arkabuzerii JKMci w latach 16641668 zob.: M. Nagielski, Liczebność i organizacja gwardii przybocznej i komputowej za ostatniego Wazy (1648–1668), Warszawa 1989, s. 138145.

[13] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, Lwów, 16 VI 1665, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 3435.

[14] Tenże do tejże, obóz pod Kockiem, 15 VII 1665, ibidem, s. 43.

[15] Tenże do tejże, spod Opatowca, 5 VIII 1665, ibidem, s. 52.

[16] Tenże do tejże, spod Częstochowy, 10 VIII 1665, ibidem, s. 56.

[17] Tenże do tejże, spod Sielca koło Rawicza, 20 VIII 1665, ibidem, s. 6263.

[18] Zob. M.K. Hoffmann, Bitwa pod Częstochową 4 IX 1665, „Ziemia Częstochowska” 2002, t. 28, s. 3040.

[19] M. Nagielski, Działania zbrojne rokoszu Jerzego Lubomirskiego w 1665 roku, SMHW 1992, t. 34, s. 129130.

[20] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, spod Żarek, 9 IX 1665, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 6667.

[21] Tenże do tejże, z obozu 8 mil od Krakowa, 11 IX 1665, ibidem, s. 67.

[22] Tenże do tejże, 4 mile od Krakowa pod Jangrotem, 13 IX 1665, ibidem, s. 69.

[23] W kolejnej bowiem korespondencji pisał: „Chodzimy wszystkimi sposobami, aby wojsko dało wozowych koni pod piechotę, ale to jakoś oporem idzie”; tenże do tejże, spod Ogrodzieńca, 15 IX 1665, ibidem, s. 71.

[24] Tenże do tejże, spod Belna, 21 IX 1665, ibidem, s. 76.

[25] Zob. M. Nagielski, Rawa w dobie rokoszu Jerzego Lubomirskiego w latach 1665–1666, [w:] 750 lat Rawy Mazowieckiej, red. W. Grochowalski, A. Krajewska, Łódź 2002, s. 5354.

[26] Zob. Awizy z działań wojennych od 31 VIII do 30 IX 1665, AGAD, Zbiór Branickich z Suchej, rkps 124/147, k. 226v227r.

[27] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, w nocy z 25/26 X 1665, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 83.

[28] M. Nagielski, Druga wojna domowa w Polsce…, s. 266.

[29] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, spod Kłodawy, 26 X 1665; [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 85.

[30] B. Czart., rkps 398, k. 336338; por. W. Czapliński, Opozycja wielkopolska po krwawym potopie (1660–1668), Kraków 1930, s. 8182.

[31] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, spod Brześcia Kujawskiego, 29 X 1665, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 87.

[32] Tenże do tejże, spod Brześcia Kujawskiego, 31 X 1665, ibidem, s. 89.

[33] Zob. komput chorągwi poznańskiego i kaliskiego województwa w 1665 r., B. Czart., rkps 399, k. 9697; por. M. Nagielski, Druga wojna domowa w Polsce…, s. 337 (aneks nr 3).

[34] Zob. kopię listu strony pokoju postanowionego pod Palczynem de data 12 XI 1665; AGAD, Zbiór Branickich z Suchej, rkps 42/56, k. 289290.

[35] B. Czart., rkps 1656, k. 557558.

[36] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, obóz pod Toruniem, 10 XI 1665, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 94.

[37] Memoriał punktów namówionych w ostatnim kole poznańskim i kaliskim województw pod Palczynem z pospolitego ruszenia 1665, B. PAN Kraków, rkps 1046, k. 471472.

[38] O zabiegach dworu i samej Marysieńki, aby skłonić Sobieskiego do przybycia do Warszawy na sejm celem pełnienia urzędu marszałka najszerzej: T. Korzon, Dola i niedola…, t. 1, s. 399402; obrady tego sejmu omówił P. Krakowiak, Dwa sejmy…, s. 133228.

[39] Nominacja 30 IV 1666; zob. Urzędnicy centralni i nadworni Polski XIV–XVIII wieku…, s. 46. Według A. Haratyma głównie nacisk dworu spowodował przyjęcie buławy po J. Lubomirskim przez Sobieskiego; zob. A. Haratym, Jan Sobieski jako hetman polny koronny (maj 1666 r.–luty 1667 r.), [w:] Staropolska sztuka wojenna XVI–XVII wieku, red. M. Nagielski, Warszawa 2002, s. 203.

[40] P. Krakowiak, Dwa sejmy…, s. 188189.

[41] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, Pilaszkowice, 19 V 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 112.

[42] Senat do J. Lubomirskiego oraz do konfederatów, Warszawa, 10 V 1666, B. Czart., rkps 160, k. 283284, 287289.

[43] K. Bobiatyński, Michał Kazimierz Pac, wojewoda wileński, hetman wielki litewski: działalność polityczno-wojskowa, Warszawa 2008, s. 169171.

[44] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, Pilaszkowice, 19 V 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 112.

[45] Tenże do tejże, Pilaszkowice, 25 V 1666, ibidem, s. 114115.

[46] Ibidem, s. 118.

[47] J.W. Millet do P. de Bonzy z obozu królewskiego, 2631 VIII 1665, AMAEP, Correspondance Politique, Pologne nr 22, k. 7172 v. W 1666 r. rzeczywiście został odesłany do Francji i nie wziął udziału w nowej kampanii przeciwko rokoszanom J. Lubomirskiego; zob. M. Nagielski, Rokosz Jerzego Lubomirskiego…, s. 109.

[48] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, Pilaszkowice, 27 V 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 119.

[49] Tenże do tejże, Pilaszkowice, 29 V 1666, ibidem, s. 121.

[50] M. Nagielski, Druga wojna domowa w Polsce…, s. 288289.

[51] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, z obozu, 22 VI 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 125127.

[52] T. Korzon, Dola i niedola…, t. 1, s. 425427.

[53] P. Krakowiak, Dwa sejmy…, s. 277.

[54] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, obóz pod Łęczycą, 30 VI 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 131.

[55] Ibidem, s. 132.

[56] P. Krakowiak, Dwa sejmy…, s. 279.

[57] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, z obozu pod Łęczycą, 30 VI 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 132.

[58] Tenże do tejże, spod Konina, 6 VII 1666, ibidem, s. 133134.

[59] Zob. punkta przed porażką nieszczęśliwą pod Mątwami konkludowane z województwami pospolitego ruszenia, bm. i d., B. Czart., rkps 160, k. 970; por. punkta respektu jmp. Lubomirskiego, bm. i d.; por. P. Krakowiak, Dwa sejmy…, s. 284285.

[60] M. Nagielski, Druga wojna domowa w Polsce…, s. 295.

[61] Jan Kazimierz do rokoszan z Wójcina 12 VII 1666; B. Racz., rkps 375, k. 775776.

[62] Nie omawiamy szczegółowo batalii pod Mątwami 13 VII 1666, gdyż została ona zaprezentowana przez W. Majewskiego, Bitwa pod Mątwami, SMHW 1961, t. 7, cz. 1, s. 4390.

[63] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, pod Mątwami, 14 VII 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 138.

[64] „P. Sobieski szykował wojsko z Brionem, ale obadwa postawiwszy wojsko w szyku uciekli za przeprawę”; zob. Awizy z obozu pod Brześciem Kujawskim z 15 VII 1666, B. PAN Kraków, rkps 8683, k. 37; por. W. Majewski, Bitwa pod Mątwami, s. 8790.

[65] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, pod Mątwami, 14 VII 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 138.

[66] Zob. Awizy z Padły die 13 juli 1666, AGAD, Zbiór Branickich z Suchej, rkps 124/147, k. 514515.

[67] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, obóz pod Strykowem, 23 VII 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 147.

[68] T. Korzon, Dola i niedola…, t. 1, s. 438439.

[69] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, obóz pod Strykowem, 23 VII 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 146.

[70] Tenże do tejże, obóz pod Łęgonicami, 28 VII 1666, ibidem, s. 150.

[71] Ibidem. W.K. Gosiewski jako hetman polny litewski został rozstrzelany przez skonfederowanych żołnierzy pod Ostrynią 29 XI 1662; zob. A. Rachuba, Konfederacje wojska litewskiego…, s. 208.

[72] A. Haratym, Jan Sobieski jako hetman polny koronny…, s. 220226.

[73] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, obóz pod Łęgonicami, 28 VII 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 150; por. A. Haratym, Jan Sobieski jako hetman polny koronny…, s. 219.

[74] AGAD, Zbiór Branickich z Suchej, rkps 42/56, s. 428; por. W. Kochowski, Historya panowania Jana Kazimierza przez nieznanego autora, t. 2, wyd. E. Raczyński, Poznań 1840, s. 401.

[75] W. Kłaczewski, Jerzy Sebastian Lubomirski, s. 268.

[76] J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, Żółkiew, 24 IX 1666, [w:] Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 165.

[77] Miał na myśli Sobieski nieudaną kampanię zborowską Jana Kazimierza w 1649; zob. J. Sobieski do M.K. Sobieskiej, Pilaszkowice, 10 IX 1666, ibidem, s. 159.

[78] A. Haratym, Jan Sobieski jako hetman polny koronny…, s. 223.

[79] Instrukcja od wojska JKMci i Rzeczypospolitej […] posłom na sejm walny koronny […] dana, [w:] Pamiętniki historyczne, wyd. L. Hubert, t. 2, Warszawa 1861, s. 4373.

[80] Ibidem, s. 46.

[81] T. Korzon, Dola i niedola…, t. 1, s. 495.

[82] Nominację otrzymał 5 II 1668; zob. Urzędnicy centralni i nadworni Polski XIV–XVIII wieku…, s. 43.

Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.

✓ Rozumiem