Koń jaki jest każdy widzi, czyli o stajniach i koniach w kręgu królewskiej rodziny Sobieskich
DE EN PL
Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie

Pasaż Wiedzy

Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie

Koń jaki jest każdy widzi, czyli o stajniach i koniach w kręgu królewskiej rodziny Sobieskich Jarosław Pietrzak
Portret konny Jana III

Koń od czasów słowiańskich, obok niedźwiedzia, wilka i zająca, uważany był za zwierzę magiczne. Religijny i wróżebny status konia był szczególnie widoczny w społeczności Słowian połabskich wraz z przekonaniem o jego boskości, nadnaturalnym charakterze i pozycji przewyższającej istotę ludzką. Takie myślenie o koniu trwało przez kolejne epoki. Było to szczególnie zauważalne po przyjęciu chrześcijaństwa, kiedy wyobrażenia konia odnajdujemy na monetach i pieczęciach, w przedstawieniach patronów rycerstwa: św. św. Michała Archanioła, Jerzego i Maurycego, co miało funkcje paramagiczne.

Wartość militarna konia w kulturze rycerskiej została podkreślona przez Marię Ossowską, która stwierdziła: „mówiąc o walczącym rycerzu niepodobna, aby nie wspomnieć, jaką rolę odgrywa w walce koń. Koń nie darmo nosi własne imię. Jest to zwierzę, które w pełni świadomie bierze udział w walce i jest bezgranicznie wierne swemu panu. Czyta się w legendach średniowiecznych o koniach obdarzonych ludzkim głosem, o koniach, które przezwyciężyły niedołęstwo starości, by jeszcze raz zapewnić zwycięstwo temu, kogo zwykły nosić na grzbiecie. W zamian rycerz przyczynił się do podniesienia rangi tego stworzenia czyniąc po dzień dzisiejszy jazdę konną szlachetnym zajęciem arystokracji”. Ten militarny aspekt podnoszący rangę konia jako niezwykłego zwierzęcia wyraził także Jan Szymczak, który kilkukrotnie powtarzał: „bez konia nie byłoby więc rycerza, a także etosu rycerskiego w jego pełnym blasku!”. Koń stał się symbolem przynależności do stanu rycerskiego oraz pełnoprawnym członkiem pocztu rycerskiego, a tym samym jednostki bojowej, jaką była kopia, w której najważniejszą rolę odgrywał konny kopijnik. Silnego i dobrego konia traktowano nawet jako część uzbrojenia rycerskiego, tzw. arma bellica, obok miecza, tarczy, zbroi i pozostałego ekwipunku żołnierskiego.

Wartość materialna dobrego i silnego konia wzrastała w kolejnych wiekach. W XIII w. koszt wierzchowca ustalił się na poziomie 20–30 grzywien, która to suma równa była stadu złożonemu z 20 krów. W XV w. najbogatsi, m.in. arcybiskup gnieźnieński Jan Łaski i król Kazimierz Jagiellończyk, posiadali konie warte od 50 do 100 grzywien. Największe stadniny koni ulokowane były w Małopolsce, na Podlasiu, Wołyniu i Rusi. Nie oznaczało to wszakże, że polscy władcy i możni nie kupowali koni za granicą – m.in. w Hiszpanii, Włoszech, na Węgrzech i w Turcji. Z kolei tzw. polskie konie, stanowiące krzyżówkę małego, prymitywnego konika stepowego z węgierskimi szekelami, tatarskimi bachmatami, hestrami szwedzkimi lub końmi arabskimi, anatolijskimi, perskimi lub turkmeńskimi, sprzedawane były w XVII w. do Anglii, za koncesją królewską. W kraju konie wprowadzono do obrotu handlowego na targach i jarmarkach m.in. w Warszawie, Toruniu i Lublinie, i lokalnie w Wiskitkach.

Koń nie był wyłącznie stworzeniem pozostającym w służbie człowieka, ale w istocie był – pośród całego świata fauny – towarzyszem jego życia. Swoje głębokie przywiązanie wyraził na początku swoich pamiętników Jan Chryzostom Pasek. W „Apostrophie” z 1656 r. zadedykowanej dereszowi, pamiętnikarz podkreślał symbiozę ze zwierzęciem, z którym wzrastał i którego doglądał, a następnie ból po jego stracie w boju: „Nie takieć nasze miało być rozstanie/ Nie z takim żalem ciężkim pożegnanie;/ Tyś mię donosić miał jakiej godności,/ A ja też ciebie dochować starości” – bolał Pasek, w taki sam sposób, jak gdyby stracił ukochaną osobę.

Również Jan Sobieski żywił taki serdeczny stosunek do koni. Po przyjeździe z Warszawy do Pielaszkowic we wrześniu 1666 r. żalił się: „Konie mam w niwecz schodzone i zmorzone, a co najlepszego skaleczone; bom tegom, któregom miał najukochańszego się zeń za tysiąc nie pojrzał czerwonych! A zawsze tak, jadąc albo wyjeżdżając z tej niecnotliwej Warszawy, stąd zawsze jakie, miast to korzyści, nowe wywiozę utrapienie”. Innym razem wygrażał swojemu słudze: „Nie wiem, jeśli też wmść serce wiesz o tym, że Dominik, krawiec, mego siwego rumaka angielskiego nie odesłał z drugimi końmi od Wisły i nie wiem, gdzie go podział, i jeśli to była wola wmści, moja duszo i czy na nim jechał do Paryża samego, bo mi tu powiadają, że on udawał, jakobym mu go ja darował i chciał go był w Warszawie przedać”. Historia ta nie została objaśniona w dalszych listach i nie wiemy, jaki los spotkał niepokornego sługę. Faktem jednak jest, że przepełniony gniewem Sobieski grzmiał na domniemanego koniokrada.

Największy dług wdzięczności miał król, jak się zdaje, wobec swojego kasztana o imieniu Pałasz, który przebył z nim całą kampanię wiedeńską i na którego grzbiecie król uciekł z zasadzki przygotowanej przez wojska tureckie w czasie pierwszej potyczki pod Pàrkanami w dniu 7 października 1683 r. To nadawanie przez Sobieskiego szczególnych imion koniom także świadczy o pełnym uwielbienia stosunku do nich. Poza wspomnianym Pałaszem król posiadał także w swej żółkiewskiej stajni konia o dość szczególnym imieniu: Dziwak, co oznaczałoby – zgodnie ze staropolskim znaczeniem tego słowa – jego wyjątkowość. Miłość Sobieskiego do koni była silna, bo – jak świadczą o tym wpisy rezydenta dworu królewskiego Kazimierza Sarneckiego z grudnia 1693 i lutego 1694 r. – schorowany monarcha, który nie mógł już wychodzić z pałacu żółkiewskiego, aby nie narazić się na zaziębienie, kazał przepędzać konie, które oglądał z okien w pokojach własnych lub królowej: „Po mszy św. zaraz król jmść nabywając świeżej aeryjej i próbując się z pokoju pierwszego wyglądał z okna. Rozkazawszy sobie przyprowadzić taranty świeżo ze stada swego sprzężone i rumaki z stajni, także z stada onego, kazał wyprowadzić na dziedziniec; z kwadrans tedy onym się przypatrywał, potem obiad jadł z dobrym apetytem”. Można zakładać, że widok poganianych i ćwiczonych koni miał wymiar terapeutyczny. Przypuszczalnie obraz ten nasuwał Janowi III wydarzenia lat minionych, kiedy był młody, sprawny i dzielny, co przynajmniej na chwilę dodawało mu sił i wprawiało go w dobry nastrój.

Jan Sobieski przez całe swoje życie nabywał konie do swojej stajni oraz dbał o ich utrzymanie. Nieraz pomagała mu w tym Maria Kazimiera, która w 1668 r. pośredniczyła w zakupie we Francji i transporcie zwierząt do Gdańska. Na podstawie badań Magdaleny Ujmy, która przestudiowała rachunki marszałka i hetmana wielkiego koronnego Jana Sobieskiego, a potem króla Jana III z lat 1665–1696, stwierdzić można, że posiadał on największe stadniny w Żółkwi i Złoczowie. Poza zakupami koni i klaczy, które kosztowały od 350 do 430 złotych, Sobieski przeznaczał wysokie sumy na utrzymanie zabudowań stajennych (1850–21 000 złp.), lekarstwa dla koni (200–254 złp.) oraz na utrzymanie masztalerzy, stadników i furmanów (450–17 000 złp.). Korespondencja sług i oficjalistów klucza żółkiewskiego pozwala także sądzić, że król – niezależnie od oddalenia i przebywania w Warszawie lub Wilanowie – cały czas zajmował się sprawami gospodarczymi swych włości, w tym hodowlą koni. Za pośrednictwem Samuela Brochockiego monarcha prosił generalnego administratora dóbr żółkiewskich Andrzeja Wolskiego o informacje na temat kobyłek, które się oźrebiły (8 maja 1688 r.), nakazywał wypasanie klaczy na trawie i odprowadzenie reproduktorów lub klaczy do Jaworowa (10 września 1688 r.; 8 marca 1689 r.), prosił o wybór spośród stada konia gliniastego dla kobyłki (23 marca 1690 r.), decydował o krzyżowaniu koni, m.in. klaczy, której zdechło źrebię spłodzone z koniem neapolitańskim, klaczy „foriterskiej” skojarzonej z koniem wezyrskim czy siwego konia tureckiego z gniadą klaczą: „by urodziła konika pięknego” (11 maja 1690 r.), oraz odesłania do Kukizowa dwóch klaczy na odchowanie (29 kwietnia 1692 r.). Zdarzało się jednak, że Brochocki krytykował Wolskiego za nieprzemyślane zakupy koni, które mogły rozgniewać króla, m.in. za przyjęcie pewnego konia w kwietniu 1690 r. od jakiegoś Kozaka: „[...] co chudy był. Choć byśmy to wmści panu tak siła o niego wyrazili, lubośmy do wmść pana pisali [...]. Już bym na waszym miejscu słowem tego konia nie kupił ani bym tego nie powiedział bo, to koń stary, chory i dychawiczny, czego wszystkiego i podobieństwa nie ma. Chorowity także i wątpię, aby się na stajni żółkiewskiej tak zdrowego, dobrego mieli. Ja się dziwuję, że mi go posłano”.

Wiele koni znajdujących się w posiadaniu Jana III pochodziło z darów. Stanowiły one materialne potwierdzenie wiary, zaufania, lojalności, przywiązania do planów politycznych, a nierzadko – ze względu na swoją wartość – także formę przekupstwa. W przypadku darów otrzymywanych przez Jana III Sobieskiego i świadczonych na rzecz różnych osób możemy mówić o budowie całego systemu protekcyjno-klientalnego, który wspierał gmach polityki obozu regalistycznego. Dobrym przykładem jest opis darów, które w październiku 1693 r. wojewoda bracławski i starosta grodecki Jan Gniński ofiarował powracającej do Warszawy rodzinie królewskiej. I tak, kolejno, królowi: „konia pięknego, ogiera brudnowilczatego, królowej jejmści cugi koni, królewiczom ichmściom po koniu barzo pięknym a królewiczowej jejmści pierścień diamentowy”. Ten gest wzmacniał troskę gospodarza o gości, którzy w drodze z Żółkwi zajechali do jego dóbr w Wiszeńce, stanowił dowód jego oddania oraz podkreślał bogactwo i pozycję jego samego. Niedługo później, bo w grudniu 1693 r., Jan III otrzymał od jezuity, ojca Karola Maurycego Voty, osiem klaczy neapolitańskich, które obok abrysów architektonicznych, „obrazów nagich”, kopersztychów i pozytywu tworzyły niezwykle cenny dar i powiększały splendor królewski. Innym razem z okazji imienin obchodzonych we Lwowie w czerwcu 1694 r. monarcha otrzymał od swojego syna, królewicza Aleksandra, konie z jego czemiernickiej stajni. Podobny prezent wręczyli królowi kasztelan krakowski Stanisław Jan Jabłonowski, który dołączył jeszcze jedwabne kobierce przetykane złotą i srebrną nicią, oraz wojewoda bełski Adam Mikołaj Sieniawski, który darował monarsze konia szpakowatego. Tym razem wielkość i wspaniałość podarków od ludzi oddanych Sobieskim miała kontrastować z niewdzięcznością Lubomirskich, tj. marszałka wielkiego koronnego Stanisława Herakliusza Lubomirskiego i jego brata, podskarbiego koronnego Hieronima Augustyna, którzy wykpili się mało wartościowymi prezentami i równie zdawkowymi życzeniami.

W dyplomacji konie uznawano za dar dość cenny, lecz nie tyle, co wspaniałe przedmioty zbytku wykonane z metali szlachetnych. Konie i bogate rzędy końskie były też ofiarowywane polskim dyplomatom podczas negocjacji na dworze sułtańskim. Również król Jan III wielokrotnie darował swoje wspaniałe konie, by okazać w ten sposób wdzięczność konkretnej osobie i zyskać jej przychylność dla swoich planów. W 1680 r. monarcha nakazał oddanie Janowi Chryzostomowi Paskowi konia tureckiego ze stajni jaworowskiej w zamian za wydrę, którą pragnął mieć w swoim zwierzyńcu. Szlachcic wzbraniał się przed tą wymianą, ale wyraźną intencją króla było, by szlachcic nie czuł się urażony bądź poszkodowany stratą ukochanego zwierzęcia. Z polecenie króla sługa Strzelewski przywiódł konia: „bardzo pięknego i kazał go oddać w siadaniu bogatym. Ja powiedziałem, że nie tylko pieniędzy, ale i konia nie wezmę, bobym się tego wstydził, że tak nikczemny podarunek, [za] takie odbierać honoraria”. Ostatecznie Pasek uległ.

Podobny dar król sprezentował księciu lotaryńskiemu Karolowi w 1683 r., chcąc zacieśnić z nim przyjaźń dynastyczną i nagrodzić współuczestnika kampanii wiedeńskiej. Inna informacja o „końskim darze” pochodziła z 23 maja 1693 r., kiedy król na odjezdnym posła bawarskiego barona Marxa Christopha Meyera wręczył dyplomacie bogate upominki – diamentowy pas z klamrą, polską szablę ze srebrną oprawą, sadzoną diamentami i jaspisami, dwie bogate zasłony tureckie, dywany, kobierczyki, diamentowe zegary i pierścienie oraz.... kasztanowatego ogiera z Turcji z bogatym rzędem husarskim i aksamitnym siedzeniem. Wszystko to służyło utwierdzeniu polsko-bawarskiego aliansu, za sprawą wynegocjowanego układu matrymonialnego pomiędzy elektorem Maksymilianem II Emanuelem a Teresą Kunegundą Sobieską. Z kolei w marcu 1696 r. król delegował Samuela Brochockiego, aby postarał się przywieść z Żółkwi konia bachmata, którego zamierzał oddać posłowi moskiewskiemu. Zalecenie Brochockiego zawarte w liście do Andrzeja Wolskiego było szczegółowe: „abyś zaraz tego konia wyprawił wraz z masztalerzem. Na koniu dobrym z tym listem do Machcińskiego, abym go wydał, na którego posyłam uzdeczkę. Niechże wtedy i tę uzdeczkę tenże masztalerz weźmie ze sobą, aby go miał w czym przyprowadzić”. Król, chcąc podkreślić swoją życzliwość względem przedstawicieli szlachty przebywających w służbie na dworze oraz pragnąc zacieśnić więzi nawet z dalekimi powinowatymi, ofiarowywał kolejno dary złożone z koni. Tym sposobem sześć gniadych rumaków oraz kareta dostały się staroście liwskiemu Andrzejowi Rostworowskiemu, który w kwietniu 1692 r. pojął za żonę pannę Lawiler z fraucymeru królewiczowej Jadwigi Elżbiety Sobieskiej. Z kolei staroście parczewskiemu Aleksandrowi Daniłowiczowi, który w początku marca 1695 r. poślubił podskarbiankę nadworną litewską Annę Denhoffównę, przeznaczył „dwa karawany z końmi i trzy rumaki”.

Szczególnie na tym tle prezentuje się podarek spod Wiednia, jaki król przekazał za pośrednictwem Philippe’a Duponta swojej małżonce Marii Kazimierze, która modląc się przed tzw. Czarnym Krucyfiksem w katedrze wawelskiej oczekiwała wieści o rozstrzygnięciu bitwy w 1683 r. Koń wezyra i strzemię z rzędu końskiego należącego do Kara Mustafy były nie tylko „żywymi listami” zapewniającym o wygranej bitwie i uratowaniu stolicy cesarstwa od niewiernych, nie tylko propagandowym, widzialnym znakiem odsieczy, ale także czułym podarunkiem, jaki każdy rycerz składał damie swojego serca na znak wierności i dla ukojenia jej smutków. Z czasem samo strzemię, zawieszone w ołtarzu kaplicy, nabrało nowego znaczenia jako wotum dziękczynne, a więc zyskało funkcje sakralne.

Królewska stajnia Jana III w 1695 r., a więc pod koniec jego życia, złożona była z licznych stad klaczy. W specjalnych regestrach notowano ich rodowód, pochodzenie, jeśli pochodziły z daru, umaszczenie, wiek oraz przeznaczenie. Najliczniejsze stado tworzyły klacze gniade (23), wilczate (11), kare (9) oraz siwe (7). Najmniej było dropiatych (2), kasztanowatych (2), szpakowatych (1), jabłkowitych (1), myszatych (1), wołoskich (1) i konopiatych (1). Poza nimi specyfikowano źrebce (tarantowe, wrone, cisowe, gniade, brudnoszpakowate, kare i dropiate). Pod koniec swojego życia król posiadał wspaniałe zwierzęta i dbał o powiększanie stad.

Pasje ojca podzielał na pewno królewicz Aleksander Sobieski, który w swych dobrach czemiernickich na Lubelszczyźnie miał stajnię, w pochlebnych słowach opisywaną przez zaufanego sługę Jana Kosmowskiego: „Powróciwszy dziś z Czemiernik, gdziem umyślnie biegał widzieć konie wkmści dobrodzieja mego, jak źrebią tak i insze, dla uczynienia rzetelnej relacji o wszystkim. Przyjrzawszy się wtedy słusznie wypisuję wkmści panu i dobrodziejowi mojemu, że wszystkie piękne, wcale dobre. Wilczaty, czyli gliniasty źrebiec dziwnie się pięknie uczynił odmiany. Mu się poczyniła ekstraordynaryjnie siwy ogon i grzywa, które odmiany statek pokazuję. Jednym słowem miłościwy panie piękny i rzutny, sprawny, rączy. Za szczęśliwym do nas przybyciem, wielką wkmść będziesz miał w nim komplanację. Mówiłem jeszcze panu Ursułowi, aby jako najpilniejsze miał staranie. Jakoż w porządku widzę trzyma stajnię wkmści. Do Żółkwi jeździł według woli wkmści i wziął dwóch źrebiąt stamtąd, jednego swego [a] drugiego gniadego. [...] Kasztan się czyni i do się rosły. Z krocza chodzi, rączy. Ujeżdżają go powoli, ale natura mu to widzę dała, że go nie trzeba siła uczyć. Siwy zaś duży niezbyt w dobrym jeszcze ciele. Dół jakiś ma wąski, co i go szpeci, ale będzie dobry. Gniady do pola bardzo wkmści będzie wygodny”.

Liczne relacje źródłowe potwierdzają wykorzystywanie koni do odbywania uroczystych wjazdów, długich podróży pomiędzy królewskimi rezydencjami czy do udziału w polowaniach stanowiących część obyczajów dworskich. Ale w listach i pamiętnikach mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej ujawnia się także podziw i szczere przywiązanie do tych niezwykłych zwierząt.


Cytaty umieszczone w tekście pochodzą z listów Samuela Brochockiego do Andrzeja Wolskiego, Warszawa, 27 IV 1689, AGAD, AR, dz. V, sygn. 1382/2; listów Jana Kosmowskiego do królewicza Aleksandra Sobieskiego, Warszawa, 26 II 1697, Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, sygn. 76; Listy do Marysieńki, wyd. L. Kukulski, Warszawa 1962; K. Sarnecki, Pamiętniki z czasów Jana Sobieskiego, t. I, Dzienniki 1691-1695, wyd. J. Woliński, wyd. 2, Wrocław 2004; J.Ch. Pasek, Pamiętniki, cz. I, wyd. S. Sierpowski, Wrocław 2010; M. Ossowska, Ethos rycerski i jego odmiany, Warszawa 1986; J. Szymczak, Koń wyniósł jeźdźca ponad innych wojowników, [w:] Etos rycerski w Europie Środkowej i Wschodniej od X do XV wieku, red. W. Peltz, J. Dudek, Zielona Góra 1997.

Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

Kultura Dostępna logo 

Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.

✓ Rozumiem