Kto i dlaczego otwierał zwłoki władców?
DE EN PL
Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie

Pasaż Wiedzy

Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie

Kto i dlaczego otwierał zwłoki władców? Katarzyna Pękacka-Falkowska
Tablica anatomiczna z przedstawieniem szkieletu ludzkiego

W średniowieczu wierzono, że w naszych szkieletach znajduje się tajemnicza kość luz, w której – według uczonych żydowskich – miała rezydować ludzka dusza. I to właśnie z owej kości, a nie z prochu, ludzie mieli zmartwychwstać w dniu sądu ostatecznego, w co z kolei żarliwie wierzyli chrześcijanie.

Jednak dlatego, że nikt nie mógł wskazać, o którą kość tak naprawdę chodzi, a i dziś anatomowie milczą w tej sprawie, w wiekach średnich, nieco upraszczając i nie wchodząc w szczegóły, upowszechnił się niepokojący zwyczaj pogrzebowy, tzw. mos Teutonicus. Polegał on na dzieleniu (a de facto rąbaniu) zwłok ludzi o wysokim statusie społecznym – przede wszystkim dostojników świeckich i duchownych – na części i gotowaniu ich w wodzie z winem lub octem tak długo, aż tkanki kostne oddzieliły się od tkanek miękkich. W ten sposób pozyskiwano czysty, biały szkielet, który można było transportować na duże odległości w ustalone wcześniej miejsce pochówku zmarłego, nie narażając się przy tym na rozliczne okropności związane z postępującym rozkładem ciała. Przy tym procedurę tę stosowano również dlatego, że umierający w odległych krainach możnowładcy chcieli w przyszłości zmartwychwstać w towarzystwie członków swoich rodzin: praszczurów, rodziców, małżonków, dzieci, wnuków, prawnuków i kolejnych zstępnych, a nie jakichś obcych osób, nie daj Bóg, niechrześcijan!

Kiedy w XIII wieku w dalekim Tunisie podczas jednej z wypraw krzyżowych zmarł król Francji Ludwik IX zwany Świętym, także jego ciało podzielono na kawałki. Królewskie kości trafiły niebawem do Francji do opactwa Saint-Denis, gdzie wzniesiono władcy wystawny nagrobek, z kolei jego wnętrzności pochował na Sycylii w jednej z tamtejszych świątyń jego brat Karol Andegaweński. Taką samą procedurę zastosowano również w przypadku syna zmarłego władcy, a więc Filipa III Śmiałego, co wywołało niebawem burzliwą debatę w świecie teologów. W jej wyniku pod koniec września 1299 roku papież Bonifacy VIII zakazał mos Teutonicus jako czegoś okropnego i niechrześcijańskiego.

Cóż zatem można było czynić z chrześcijańskimi zwłokami później, zwłaszcza w Rzeczypospolitej doby baroku, w której upowszechnił się zwyczaj wielotygodniowej pompa funebris? Zwłoki, aby powtrzymać je przez długi czas od gnicia, trzeba było… balsamować, w co angażowano medyków, chirurgów, aptekarzy i specjalnych, znających się na rzeczy, balsamistów.

Przykładowo, ciało Zygmunta I, który chciał, aby jego doczesne szczątki zalać wapnem, „omywano […] naprzód wodą, potym winem, zasię octem i solą, a potem ciało balsamem i inszymi drogimi maściami mazano”. Tak przygotowane zwłoki władcy obsychały następnie przez kilka godzin, później zaś, już strojnie odziane, zostały zawinięte w prześcieradła i włożone od obsypanej popiołem trumny, którą zasypano jego kolejnymi warstwami.

Przy tym w dawnej Rzeczypospolitej zabiegi związane z balsamacją zwłok monarszych (acz nie tylko, gdyż procedura ta dotyczyła również biskupów, magnatów i bogatych szlachciców) ograniczały się zazwyczaj do otwarcia jamy brzusznej i usunięcia wnętrzności denata. Z ciała wyjmowano niekiedy także mózg (z jamy czaszki) oraz serce (z jamy klatki piersiowej). Następnie zaś zwłoki moczono przez wiele godzin w roztworze soli z dodatkiem ziół i alkoholu, wypełniano substancjami pochodzenia mineralnego i roślinnego oraz wypychano pakułami albo materiałem.

Przy okazji balsamacji medycy i chirurdzy otwierający zwłoki królów sporządzali niekiedy także specjalne raporty sekcyjne, co wydarzyło się między innymi po śmierci Stefana Batorego, Jana III Sobieskiego oraz obu Sasów. I właśnie dzięki takim przekazom narracyjnym wiemy, jak wyglądały wisceralne pejzaże monarchów –  „łyse góry wątroby / pokarmów białe wąwozy / szumiące lasy płuc / słodkie pagórki mięśni”, jak napisał w nieco innym kontekście Zbigniew Herbert – oraz że polscy monarchowie cierpieli na kamicę: zarówno żółciową, jak i nerkową.

W ciele Stefana Batorego „wszystkie viscera [były] zdrowiuchne, wątroba także, żołądek, śledziono, płucno jedno przy sercu zdrowe, tylko lewe naciekło […] nerki nadzwyczajne, jako wołowe; co dziwna, bo w człowieku nerki są jak w skopie […] [dodatkowo jednak] w owej pęcherzynie, kędy żółć bywa w tej dziurze, kędy wychodzi, kamień tak wielki, jako muszkatowa gałka, że do onej pęcherzynki nic nie wchodziło żółci i nic jej też nie było, tylko woda szczera, i drugi kamyk”. W zwłokach Jana III Sobieskiego, po otwarciu jamy piersiowej i jamy brzusznej, zauważono z kolei: „widoczną warstwę obciążoną wystającym prawie sześciostopniowym pokładem tłuszczu […] kolor jelita cienkiego i grubego wydał się […] nienormalnym – barwa zaś jelita zwanego czczem – sina; [z kolei] objętość kiszki grubej była […] zdumiewająco zgoła ponad zwykłe wymiary”. W ciele monarchy znaleziono również liczne kamienie: „w trzustce dookoła przewodu, przez który sok trzustkowy spływa do dwunastnicy, znaleźliśmy grudki prawie kamiennej twardości, świeżo powstałe i starsze […] nerka prawa […] na objętość mniejsza zawierała większy kamień, który, co dziwna, przypominał swym kształtem tarczę, na której jest korona królewska. Nerka lewa do tyla obrosła [zaś] tłuszczem, że prawie nie była widziana i, co najgorsza, nacieczona ropą”.

Takie kamienie – pozyskiwane z nerek, pęcherza moczowego, woreczka żółciowego czy cewki moczowej – były nie lada gratką dla dawnych naturalistów i kolekcjonerów. Kamienie nerkowe i trzustkowe Sobieskiego znalazły się zatem w bliżej nieokreślonych okolicznościach w kolekcji gdańskiego fizyka miejskiego Christopha Gottwalda. Z kolei w lejdejskim teatrze anatomicznym wystawiano na pokaz kamienie nerkowe Johannesa Huerniusa, jednego z tamtejszych profesorów medycyny, wydobyte z ciała podczas sekcji prowadzonej przez jego syna Ottona. Gdańszczanin Philipp Breyne posiadał w swoich zbiorach duży kamień wydobyty z pęcherza moczowego pewnego duchownego z Pelplina tuż po jego śmierci. Natomiast kamień nerkowy pozyskany z martwego ciała Albrechta V z Bawarii – kamień, który przyjął formę głowy jezuity – doczekał się nawet swojego barwnego portretu, a ten – w zestawieniu ze źródłami narracyjnymi – analizowali w XX wieku liczni urolodzy, patolodzy oraz historycy.

Literatura dodatkowa: M. Janicki, Zgon króla Zygmunta I i znaczenie fiducji w jego pobożności..., „Studia Źródłoznawcze” 2000, 34, s. 65-107; C. Swan, Images and Meaning-Making in a World of Resemblance: The Bavarian-Saxon Kidney Stone Affair of 1580, „European History Quarterly” 2012, 43(2), s. 205–234.

Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.

✓ Rozumiem