Ten podły świat jest tak urządzony, że na nim najczulsze westchnienia nie zastąpią statystyki, zauważył w jednym z felietonów Bolesław Prus. Autor Lalki wiedział, o czym pisze, bo dochód z wierszówek uzupełniał wynagrodzeniem za pracę w biurze statystycznym założonym przez kolejowego potentata Jana Blocha. Czy statystyka może rzucić nowe światło na ocenę elekcji władców Rzeczypospolitej?
Wolna elekcja nie cieszy się dobrą opinią historiografii. Choć jej potępienie wydaje się oparte na racjonalnej analizie wydarzeń towarzyszących kolejnym wyborom, to jednak niemały wpływ na ocenę ma oczywista przewaga historyka nad współczesnym świadkiem wydarzeń biorąca się stąd, że dziejopis zna dalszy bieg dziejów. A ów dalszy bieg – upadek szlacheckiej Rzeczypospolitej – nie sprzyjał afirmacji instytucji ustrojowych polsko-litewskiego państwa. Mało który historyk zgadza się z opinią XVII-wiecznego poety Macieja Sarbiewskiego: oni jedni [Polacy i Litwini] korzystają z dwu najpiękniejszych skarbów, jakie tylko może posiadać państwo: z wolności i wymowy, która jest identyczna ze swobodą słowa. Oni jedni wybierają sobie króla. Swoje zrobili w tej materii twórcy Konstytucji 3 maja. W jej rozdziale VII poświęconym władzy wykonawczej czytamy: Doznane klęski bezkrólewiów, periodycznie rząd wywracających […] i zamknięcie na zawsze drogi wpływom mocarstw zagranicznych […] wskazały roztropności naszej oddanie tronu Polskiego prawem następstwa.
Krytyczna opinia reformatorów Rzeczypospolitej zadomowiła się zarówno w poglądach historyków, jak i w opinii społecznej kształtowanej przez szkolne i akademickie podręczniki. Na poparcie ocen przytacza się krytycznych wobec wolnej elekcji staropolskich pisarzy Sebastiana Petrycego i Piotra Skargę. Wobec takich autorytetów trudno bronić instytucji ustrojowej, której egzotyka budziła tyleż zainteresowanie, co i zdziwienie cudzoziemców.
Nie był w owym czasie niczym zaskakującym tron elekcyjny. W drodze elekcji w obrębie domu Habsburgów wybierano cesarzy, kardynałowie wybierali papieży, wybierano weneckich dożów, wybierano królów Danii. W Rzeczypospolitej wybierano – znów w obrębie rodu – władców z dynastii Jagiellonów. Współczesnych szokowało, że polsko-litewskie elekcje od roku 1573 miały charakter viritim, a więc każdy szlachcic mógł w nich wziąć udział.
Jądro ciemności
Kwestia sposobu obierania króla stanowiła przedmiot dyskusji jeszcze za rządów Zygmunta Augusta. Wysuwane wówczas projekty zakładały wybór króla przez sejm. Kontrowersje budził skład gremium elektorskiego. W dobie nierozstrzygniętej jeszcze walki pomiędzy magnaterią senatorską a reprezentowaną z izbie poselskiej szlachtą miało to istotne znaczenie. Jak to często w Polsce bywało, sprawy nie rozstrzygnięto zawczasu. W efekcie nową instytucję ustrojową trzeba było kształtować na gorąco, w czasie bezkrólewia. Wtedy to zdecydowano o wyborze viritim. Każde z rywalizujących stronnictw liczyło, że zrealizuje w ten sposób swe partykularne cele.
Lokalizacja miejsca wyborów w Warszawie da się obronić racjonalnie, w końcu leży ona mniej więcej w centrum państwa. Małopolanie i reprezentanci Prus Królewskich mieli do niej łatwy dostęp Wisłą. Jedynie Litwini i Wielkopolanie musieli korzystać z powolnego i kosztownego transportu kołowego.
Warszawska lokalizacja miała jeszcze inny, koniunkturalny aspekt. Nie trzeba wielkiego wizjonera, by przewidzieć, jak wielką siłą na polu elekcyjnym będzie mazowiecka szlachta, stanowiąca co najmniej 20 proc. ludności tej prowincji. Była to w ogromnej większości szlachta uboga, a więc łatwo dająca sobą powodować. Śledzący przebieg elekcji Henryka Walezego w 1573 r. papieski nuncjusz Commendone cieszył się, że trwający przy katolicyzmie Mazurzy będą przeciwwagą dla protestantów. Z kolei protestanci posługiwali się w agitacji stereotypami wyśmiewającymi Mazurów. Mieli oni być zuchwali i skłonni do zwad, ale jednocześnie tchórzliwi, gadatliwi, głupi, pobożni i wreszcie ograniczeni umysłowo. Ich ubóstwo pociągało za sobą ciasnotę politycznych horyzontów.
Gdy pies usiądzie na jednem dziedzictwie, ogon musi położyć na drugim, kpiono. W piosence ludowej śpiewano: Jestem ja Mazur, Mazur bogaty; świcą się na mnie prześlicne saty; […]. Mam ja i żupan żółty od świenta, co w nim mój pradziad pasał cielenta […] Mam tez sabelkę, ostro toconą, w kilku potrzebach już wyscyrbioną; nieram ja nio wywijał, jakem się z chłopami bijał. Dodajmy do tego kijaszek i szyszak z łubinu świerkowego, a będziemy mieć złośliwą opinię o wyglądzie mieszkańca Mazur. Jego charakter nie był lepszy. Jak pisał w drugiej połowie XVII w. sandomierzanin Wespazjan Kochowski: Złego od ciemnej gwiazdy ukąsił Mazura / Wąż w nogę: z niej łakomie gdy się krwi napije / Wąż zdycha od posoki; Mazur nadal żyje.
Nietrudno znaleźć podobne, mniej lub bardziej złośliwe przysłowia i wierszyki odmalowujące w krzywym zwierciadle przywary mieszkańców innych dzielnic Rzeczypospolitej. Te o Mazurach zrobiły ogólnokrajową karierę. Przyczynili się do tego krytyczni wobec wolnej elekcji historycy, którzy przenieśli owe anegdoty z domeny etnografii historycznej do głównego nurtu historii politycznej.
Krytykowano również poziom intelektualny mieszkańców Mazowsza. Sympatyzujący z protestantyzmem Marcin Bielski tak opisuje w Kronice polskiej wybór Henryka Walezego: Mazurzy najwięcej głosami swymi na książę andegaweńskie zagęścili; acz go i wymówić dobrze nie umieli i zwali Gaweńskim książęciem, a Ernest inaczej u nich nie był jedno Rdest. Cytat ten jest stałym elementem każdej pracy historycznej mówiącej o pierwszej elekcji i o elekcjach w ogóle.
Czy tacy ludzie jak Mazurzy mogli dokonywać racjonalnych politycznych wyborów? Odpowiedź jest oczywista, tak jak i wyrok skazujący wolną elekcję na wieczne potępienie.
Wszyscy, czyli ilu?
Przejdźmy teraz do statystyki. Historycy piszący o elekcji Henryka Walezego mówią o 40–50 tys. jej uczestników, w tym 10 tys. z Mazowsza. Opierają się przy tym na relacjach francuskiego ambasadora Choisnina i innych świadków. Czy jednak rzeczywiście można było rozmieścić w namiotach i przez dwa i pół miesiąca wyżywić taką liczbę ludzi w promieniu jednej mili od pola elekcyjnego na Kamionku? Wedle szwedzkich rachunków kwatermistrzowskich licząca 5,8 tys. ludzi armia potrzebowała dziennie 5,8 ton chleba, 2 tony mięsa, 17 tys. litrów piwa i 130 tys. metrów kwadratowych trawy dla koni.
Elektorzy to wprawdzie nie żołnierze, a utrzymanie ułatwiało kilkudziesięciotysięczne miasto położone nad spławną rzeką, ale mimo wszystko byłoby to gigantyczne przedsięwzięcie logistyczne. W kolejnych dwóch elekcjach udział wziąć miało już tylko od 12 do 20 tys. wyborców. Znów jednak zdani jesteśmy na świadectwa opisowe, bez oparcia w bardziej wiarygodnych źródłach.
Dopiero od elekcji Władysława IV w 1632 r. dysponujemy pewniejszymi liczbami. Ich podstawą są spisy wyborców – suffragia – publikowane po zakończeniu elekcji, a w XVIII w. włączone (choć nie wszystkie) do zbioru konstytucji sejmowych znanych jako Volumina legum. Były one też przedmiotem badań Włodzimierza Kaczorowskiego, Jana Dzięgielewskiego i piszącego te słowa.
Zgodnie ze zwyczajem zapoczątkowanym w 1632 r. króla wybierano ostatniego dnia sześciotygodniowego sejmu elekcyjnego. Sporządzone podczas głosowania spisy wyborców trafiały do królewskiej kancelarii i stąd do druku. Każde z suffragiów kończyło się formułą mówiącą, że wyboru dokonano także w imieniu obywateli, których wielka liczba, zaraz po szczęśliwej Pana naszego obranego nominacji, nie mogąc dla prętkiego odjazdu na podpisy swoje czekać, rozjechała się i inszych w domach pozostałych braci. Liczba osób wymienionych w spisach jest więc minimalna, choć nie należy oczekiwać, by faktycznie była ona dużo większa. Rzecz jasna, mowa tu jedynie o wyborcach, a nie o gapiach, sługach czy magnackich wojskach obecnych w Warszawie podczas elekcji. Liczbę elektorów przedstawia tablica 1.
Tablica 1. Liczba elektorów 1632–1764
Rok Ogółem elektorów Indeks Elektorzy z Mazowsza Indeks Elektorzy z Mazowsza jako procent ogółu wyborców 1632 3543 100 982 100 28% 1648 4244 120 1559 142 36% 1669 11 271 318 2984 276 26% 1674 3450 97 911 71 26% 1697 13 633 385 5392 549 40% 1733 11 622 328 1931 197 17% 1764 5320 150 1178 120 22% Liczba 120 w kolumnie Indeks oznacza, że w 1648 r. elektorów było więcej o 20 proc. niż w roku 1632. Podobnie należy interpretować inne liczby z kolumn 3 i 5. Podczas kolejnych elekcji liczba głosujących nawet nie zbliżyła się do owych 40–50 tys., które miały uczestniczyć w wyborze Henryka Walezego. Spadek liczby elektorów jest pozorny, przypisać go należy przeszacowaniu przez świadków wydarzeń wielkości zgromadzenia w 1573 r. Ludność Korony (bez Litwy) liczyła w owym czasie ok. 3 mln, w tym 272 tys. szlachty. Odliczając połowę na niemające praw politycznych kobiety i dalsze 30 proc. na młodzież, dochodzimy do 95 tys. dorosłych mężczyzn stanu szlacheckiego. Całkiem niewiarygodne jest, by pod Kamionek przybyła połowa szlachty Rzeczypospolitej. Złośliwie rzec można, że jest to tak samo wiarygodne, jak grafiki z zagranicznych druków ulotnych wyobrażające warszawskie pole elekcyjne. Wedle świadectwa suffragiów przeciętna liczba elektorów nie dochodziła do 10 tys. Tylko trzykrotnie, w okresach szczególnego napięcia, ten próg przekroczyła. W 1669 r. trwała walka między stronnictwem profrancuskim, jeszcze niedawno popierającym elekcję za życia króla, co większość uważała za pogwałcenie wolności. W 1697 r. na wolskich polach pojawiły się tłumy zwabione agitacją saską i francuską. W 1733 r. po raz ostatni starano się dokonać wyboru niezależnego od państw ościennych. Tylko w takich okazjach do Warszawy zjeżdżały tłumy. Spójrzmy teraz na udział Mazowszan. Z cytowanych powyżej danych o zaludnieniu Korony w końcu XVI w. wynika, że szlachta mazowiecka stanowiła (wraz z Podlasiem) 60 proc. ogółu tego stanu. Jeśli tak było, to jej 20-procentowy udział w elekcjach nie powinien dziwić. Szczególne poruszenie miało miejsce w roku 1648 i 1697. Podczas pozostałych elekcji bardziej mobilizowała się szlachta z innych części Rzeczypospolitej, co łatwo zauważyć porównując ze sobą kolumny Indeks w tablicy 1. Duża liczba szlachty, przetrzebienie źródeł historycznych w wyniku licznych wojen i przede wszystkim spalenie większej części Archiwum Skarbu Koronnego podczas powstania warszawskiego nie pozwala zidentyfikować uczestników elekcji zapisanych w suffragiach. Choć ich listy wydano, choć korzystali z nich autorzy herbarzy i genealodzy, mało kto je analizował. Wspomniany już Włodzimierz Kaczorowski przebadał elektorów Władysława IV i Jana Kazimierza pod kątem tytułów urzędowych. Jak się okazało, około 20 proc. wyborców to urzędnicy, a więc ludzie biorący udział w życiu politycznym na poziomie lokalnym lub ogólnokrajowym. W szczątkach Archiwum Skarbu Koronnego, które przetrwały powstanie warszawskie, zachowały się rejestry podatku pogłównego z lat 1662–1676 dla części województw koronnych. Poborcy tego podatku odróżniali szlachtę posiadającą poddanych od szlachty drobnej, bo stawki podatkowe dla tych grup się różniły. Zachowała się też księga z rejestrami z położonego najbliżej elekcyjnego pola województwa mazowieckiego, którego mieszkańcy stanowili większość obecnych na elekcjach Mazurów. Zestawienie suffragiów z rejestrami pokazuje, jak wyglądała aktywność polityczna szlachty województwa mazowieckiego podczas elekcji. W tablicy 2 uszeregowano 9 z 10 ziem wchodzących w skład województwa mazowieckiego wedle odległości od Warszawy. W kolumnie trzeciej podano liczbę szlacheckich podatników wymienionych w rejestrach pogłównego. Nie jest ona równoznaczna z liczbą szlachty, ta bowiem mogła być dwa, nawet trzy razy większa, biorąc pod uwagę niewymienionych z imienia i nazwiska synów i krewnych podatników. Tablica 2. Aktywność polityczna szlachty województwa mazowieckiego podczas elekcji w wieku XVII
|