Agostino Locci, scenograf, inżynier teatralny i architekt, był najważniejszym obok Giovanniego Battisty Gisleniego artystą działającym na dworze polskich Wazów. Jednak w pracach historyków sztuki długo pozostawał on postacią mało znaną. Uwagę badaczy skupił bowiem jego syn i imiennik, architekt króla Jana III Sobieskiego – Augustyn Wincenty, którego twórczość niemal całkowicie przysłoniła dokonania ojca.
Locci senior urodził się w umbryjskim miasteczku Narni w 1601 roku jako syn szlachcica Erasma oraz Vittorii Raymundi, pochodzącej z zamożnego rzymskiego rodu. Najpewniej w wianie otrzymała ona dwie niezidentyfikowane dotąd kamienice w centrum Wiecznego Miasta, znajdujące się w okolicach Palazzo Farnese i kościoła S. Andrea della Valle, które pozostawiła w spadku synowi. Niewątpliwie Locci wyruszył więc właśnie do Rzymu, by zdobywać zawodowe umiejętności w profesji, która nie była rodzinną tradycją. Być może kształcił się w Akademii św. Łukasza, skoro w swej dojrzałej twórczości wykorzystywał przechowywane tam projekty wybitnego architekta, Ottaviana Mascarina. Wydaje się jednak bardziej prawdopodobne, że zbliżył się do kręgów ówczesnej rzymskiej elity artystycznej, skupionej wokół mecenatu bratanków Urbana VIII, Francesca i Antonia Barberinich. Protektorami Locciego mogli być krewni jego matki: Girolamo Raymundi, karmelita i kleryk przy Camera Apostolica, należący do ścisłego otoczenia papieża, oraz równie wpływowy Francesco Raymundi. Nota bene zostali oni pochowani w rodzinnej kaplicy przy rzymskim kościele S. Pietro in Montorio, wzniesionej według projektu samego Gianlorenza Berniniego. W listach do kardynała sekretarza stanu Francesca Barberiniego Mario Filonardi, nuncjusz apostolski w Warszawie (1635-1642), wielokrotnie donosił o dokonaniach Locciego, który musiał być dobrze znany adresatowi listów.
Zapewne silna konkurencja na rynku pracy skłoniła artystę do opuszczenia Rzymu. Nie wiadomo jednak, kiedy wyruszył do Rzeczypospolitej. W dedykacji zamieszczonej na rycinie, przedstawiającej kolumnę Zygmunta III, odbitej w Hadze w 1646 roku, którą Locci, wraz ze sztycharzem Wilhelmem Hondiusem, adresował do królowej Ludwiki Marii, artysta wspomniał o swoim ponad dziesięcioletnim pobycie w Polsce. Natomiast w uzasadnieniu wydania w 1673 roku indygenatu dla jego syna, Augustyna Wincentego, znajduje się informacja o służbie „starego” Locciego dla trzech królów z dynastii Wazów. Należy więc przyjąć, że przybył on do Polski jeszcze za panowania Zygmunta III, a więc przed 1632 rokiem. Jego losy pozostają jednak nieznane aż do 1636 roku. W liście, pisanym 5 lipca tego roku z Wilna, Filonardi donosił kardynałowi Barberiniemu, że na zlecenie Władysława IV „Agostino Locci rzymianin” projektuje scenografię oraz machiny teatralne do dramatu muzycznego „Il Ratto di Helena”. Techniczny i artystyczny poziom tego spektaklu, wystawionego 4 września na prowizorycznej scenie, skonstruowanej przez Locciego na zamku wileńskim, został bardzo wysoko oceniony przez nuncjusza w innej relacji wysłanej do Rzymu. Od tego czasu jego nazwisko pojawia się już wielokrotnie w zachowanych archiwaliach. Bardzo często towarzyszy mu przymiotnik „romano”. Wydaje się, że Locci chciał uchodzić za „rzymianina”, ponieważ określenie to było wówczas znakomitą rekomendacją, wskazywało na artystyczną proweniencję i gwarantowało najwyższy profesjonalizm.
Po sukcesie wileńskiego spektaklu pozycja Locciego na dworze zafascynowanego włoską operą Władysława IV musiała być już silna. Jako królewski scenograf reprezentował profesję wymagająca wszechstronnych umiejętności, która na dworach ówczesnej Europy należała do szczególnie prestiżowych i wysoko opłacanych. Nic więc dziwnego, że to właśnie on odegrał ważną rolę w przygotowaniach i organizacji uroczystości towarzyszących zaślubinom monarchy z Cecylią Renatą Habsburg w 1637 roku. Według projektu artysty oraz pod jego nadzorem w przestrzeni drugiego i trzeciego piętra południowego skrzydła Zamku Warszawskiego urządzono salę teatralną. Brak przekazów ikonograficznych nie pozwala odtworzyć wyglądu obszernego wnętrza ze sceną zaopatrzoną w rozbudowane zaplecze i maszynerię teatralną, odpowiadającą najnowocześniejszym rozwiązaniom włoskiej barokowej scenotechniki. O ich istnieniu wiemy tylko z didaskaliów librett i sumariuszy do wystawianych spektakli. Najprawdopodobniej aż do drugiej połowy XVII wieku była to nie tylko – jak pisał Filonardi do Barberiniego – największa, ale i jedyna stała scena alla fiorentina w całej środkowo-wschodniej Europie, która dodatkowo należała też do najlepiej wyposażonych poza Italią sal teatralnych na kontynencie.
Spektaklem inaugurującym królewski teatr był dramat muzyczny „La Santa Cecilia”, wystawiony w scenografii Locciego z okazji zaślubin króla 23 września 1637 roku. Trwające blisko dwa tygodnie uroczystości weselne obejmowały m.in. wjazd przyszłej monarchini do Warszawy, bale, uczty, fajerwerki, walki zwierząt, turniej rycerski oraz balet z dramatyczną introdukcją „Prigion d’Amore”. Były to wspomniane w liście nuncjusza „comedie e feste”, które w większości, zgodnie z zachodnioeuropejską modą, wymagały bogatej oprawy scenograficznej. Locci był niewątpliwie współtwórcą tych widowisk. Musiały one zyskać uznanie nie tylko króla, lecz także królowej. Na jej prośbę, w karnawale 1638 roku, na warszawskiej scenie powtórzono wileński spektakl o porwaniu Heleny, niewątpliwie w premierowych, przewiezionych z Litwy dekoracjach. Jednocześnie Locci zaprojektował scenografię do kolejnego „dramatu muzycznego”, „Narciso Trasformato”, który wystawiony został po raz pierwszy w sali zamkowej w maju 1638 roku dla uświetnienia zakończenie obrad sejmu i ponownie odegrany miesiąc później.
Obok prestiżu, jaki przynosiły prace dla króla, Locci czerpał też znaczące korzyści materialne – jego honorarium wyniosło aż 5000 złotych. Obdarowany został ponadto cennymi szatami, wykonanymi z materii ofiarowanych Władysławowi IV z okazji wesela przez posłów carskich. Jako królewski scenograf i doradca artystyczny, a także członek dworu, Locci zamieszkał na Zamku Warszawskim. Osiągnięty sukces skłonił zapewne artystę do osiedlenia się na stałe w Rzeczypospolitej. Około 1640 roku ożenił się z Urszulą Dorotą, pochodzącą z warszawskiego patrycjuszowskiego rodu Gizów. Oprócz cennych dla cudzoziemca rodzinnych koneksji, żona wniosła też do małżeństwa znaczny posag w wysokości 8000 złotych. Iście królewski podarunek ślubny – 15 tys. złotych – artysta otrzymał od Władysława IV. Sumy te zapewniły Loccim dostatnie życie. Najpewniej wkrótce przyszedł na świat ich pierworodny syn, Augustyn Wincenty, którego dokładna data urodzin nie jest znana.
Dla monarchy Locci pracował nie tylko jako scenograf. Uczestniczył także w prowadzonej z okazji wesela króla modernizacji podwarszawskiej rezydencji Villa Regia, w której ogrodach, według jego koncepcji, ustawiono sprowadzone z Florencji marmurowe płaskorzeźby i brązowe posągi. W latach 1640-1643 artysta wymieniony został kilkukrotnie w królewskich rachunkach dotyczących dalszej przebudowy wnętrz Zamku Warszawskiego. Tam pośredniczył w sprowadzeniu znacznej ilości wapna, miedzianej wanny, blachy oraz ołowianych rur, przeznaczonych zapewne do królewskiej łazienki, którą – wykorzystując swoje inżynierskie umiejętności – być może projektował. Brał więc na pewno udział w koordynacji robót, współpracując z Costante Tencallą i budowniczym Wojciechem Gizą, zapewne krewnym żony, oraz być może ze swoim konkurentem na dworze, Giovannim Battistą Gislenim.
Wiele wskazuje jednak na to, że to właśnie Locci był „pierwszym” architektem króla. W końcu 1642 roku otrzymał on bardzo prestiżowe zlecenie – projekt fundowanego przez Władysława IV kościoła pijarów w Warszawie, który najprawdopodobniej miał spełniać funkcję mauzoleum dynastii Wazów. Dzięki korespondencji rektora stołecznego konwentu, Giacinta Orsellego wiadomo, że „inżynier z Narni”, a więc bez wątpienia Locci, wykonał kilka szkiców „all’antica” tej budowli. Władca wybrał plan na rzucie krzyża greckiego z centralną kopułą, opisany w innym liście Orsellego oraz utrwalony na rysunku projektowym, być może wykonanym wówczas własnoręcznie przez Locciego (przechowywanym w tzw. Archiwum Tylmana w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego). Zachowały się także dwa inne, nieco późniejsze rysunki (w Archiwum Generalnym Pijarów w Rzymie), prezentujące świątynię oraz pomiar całej posesji pijarskiej wraz z tymczasowymi zabudowaniami klasztoru z kaplicą: w wersji szkicowej, autorstwa nieznanego zakonnika, oraz w postaci starannego projektu architektonicznego, który najpewniej nakreślił według koncepcji Locciego podległy mu przy tej inwestycji Costante Tencalla. Z powodu finansowych kłopotów fundatora wzniesiono jedynie fragmenty tego niezwykle nowatorskiego na polskim gruncie, centralnego kościoła, całkowicie zniszczone w czasie „potopu”.
Zapewne ok. 1643 roku na zlecenie króla Locci opracował projekt swojego najsłynniejszego dzieła – kolumny Zygmunta III Wazy. Pierwotny wygląd monumentu, ustawionego w listopadzie 1644 roku, przekazuje wspomniana wyżej rycina wykonana przez Wilhelma Hondiusa. Zamieszczone na niej dwa łacińskie teksty identyfikują autorów monumentu: Clemente Mollego, rzeźbiarza statuy króla, Costantego Tencallę, odpowiedzialnego za techniczne sprawy związane z wzniesieniem pomnika, oraz Agostina Locciego, twórcę formuły kolumny i jej usytuowania w przestrzeni miasta. Nadrzędną rolę w całym przedsięwzięciu tego ostatniego potwierdził także nuncjusz Filonardi w jednym z listów do Barberiniego. Wydaje się, że wykształcony w Rzymie artysta, doradca Władysława IV, uchodzący w jego oczach za znawcę antyku, był też jednym z autorów ideologicznej koncepcji pomnika założyciela dynastii Wazów.
Locci odnosił też kolejne sukcesy jako królewski scenograf. W lutym 1646 roku, w ramach uroczystego powitania w Gdańsku drugiej małżonki Władysława IV, Ludwiki Marii Gonzagi, na prowizorycznej, skonstruowanej przez artystę scenie wystawiono operę „Le Nozze d’Amore e Psiche”. Mimo poważnego konfliktu – do jakiego wówczas doszło między Loccim a jego współpracownikiem, mało znanym inżynierem-machinistą Bartolomeem Bolzonim – powstały wówczas wyrafinowane dekoracje, które wzbudziły zachwyt przyszłej królowej i kronikarza jej podróży do Polski, Jean’a Le Laboureura. Dwa lata później z okazji wjazdu nowej monarchini do Wilna w jednej z sal zamkowych w scenografii artysty pokazano ostatni wspaniały spektakl opery władysławowskiej – „dramat muzyczny” „Circe Delusa”.
W tym czasie powiększyła się rodzina artysty. W 1645 roku Loccim urodziła się córka Maria Anna Teresa, dwa lata później przyszedł na świat syn Franciszek Anastazy, a w 1648 roku – trzeci syn, Kazimierz, którego rodzicami chrzestnymi zostali królowa Ludwika Maria oraz kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński, co dowodzi, jak wielkim poważaniem cieszył się artysta na dworze Wazów. W 1650 roku ochrzczono Annę Wiktorię, a w następnym roku – Jana Mikołaja. Dwaj najmłodsi synowie, Filip i Stanisław Filip, urodzeni w 1654 i 1655 roku, zapewne zmarli w dzieciństwie. Nic nie wiadomo o córce Cecylii, która wstąpiła do zakonu wizytek.
Śmierć mecenasa Locciego, Władysława IV, nie zakończyła jego dworskiej kariery. Pracował także dla Jana Kazimierza i Ludwiki Marii. Nie wiadomo, czy artysta w roli scenografa brał udział w rzadko wystawianych wówczas spektaklach teatralnych i baletowych. Zachowane rachunki dowodzą jedynie, że w latach 1650-1651, w ramach wynagrodzeń kapeli monarchy i związanej z nią artystów Locci był osobą najwyżej w tym gronie opłacaną. Jego nazwisko pojawia się ponadto w rozliczeniach odnoszących się do budowy galerii łączącej Villa Regia (warszawską rezydencję królowej) z dawnym dworem Anny Wazówny. Wypłata znaczącej sumy – 21 tys. złotych – przekonuje, że nie tylko nadzorował realizację tej inwestycji, lecz także był jej projektantem.
Najprawdopodobniej tuż przed „potopem” artysta wywiózł rodzinę i swoje ruchomości aż do Tarnowskich Gór. Być może brał udział w walkach z najeźdźcą. Jego nieznane zasługi w „wojennych okazjach” wspomniane zostały w tekście indygenatu syna – Augustyna Wincentego. Dnia 21 października 1660 roku Agostino Locci podyktował w Warszawie swój testament. Dokument ten spisany po polsku, językiem prostym, ale dość poprawnym, świadczącym o znacznej polonizacji Włocha, potwierdzony został koślawym, niezręcznym podpisem schorowanego człowieka. Najpewniej wkrótce potem zmarł. Jego żona pogrążyła się w żałobie na krótko. Już w lipcu następnego roku poślubiła królewskiego sekretarza Jerzego Pipana i przeniosła się do Krakowa.
Agostino Locci przez ponad ćwierć wieku pracował dla dynastii Wazów, a jego wszechstronne umiejętności były doceniane i wysoko nagradzane. Chociaż zachowane źródła archiwalne przekonują, że był on autorem scenografii jedynie do pięciu dramatów muzycznych, to z jego twórczością z dużym prawdopodobieństwem powiązać można artystyczną oprawę wszystkich spektakli operowych i baletowych, wystawianych za panowania Władysława IV, a także organizowanych wówczas uroczystości parateatralnych. Do naszych czasów nie zachował się żaden projekt scenograficzny, chociaż archiwalia zaświadczają, że przynajmniej w przypadku dramatu muzycznego „Il Ratto di Helena” powstały ryciny ilustrujące poszczególne sceny. Niewątpliwie dzięki Locciemu dwór Wazów stał się jednym z najciekawszych ośrodków barokowej scenotechniki w Europie. W architektonicznej twórczości artysty obok prac wymagających wiedzy inżynierskiej, znalazły się dzieła wybitne, odgrywające znaczącą rolę w historii polskiej sztuki okresu baroku. Warszawski kościół pijarów, który należy do najwcześniejszych w Rzeczypospolitej centralnych budowli sakralnych, ma niewątpliwie rzymską genezę formalną i nawiązuje do zapoczątkowanego przez Giuliana da Sangallo nurtu tradycji architektonicznej, kontynuowanej przez Rafaela Santiego i Ottaviana Mascarina. Rzymski i antyczny rodowód ma też monument Zygmunta III, jeden z pierwszych nowożytnych pomników kolumnowych poświęconych osobie świeckiej, pozostający do dziś niekwestionowanym symbolem stolicy.