© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   24.04.2015

Aleksander Benedykt Sobieski

Aleksander Benedykt Sobieski urodził się 6 września 1677 r. podczas pobytu rodziny w Gdańsku. Zgodnie z domową tradycją otrzymał przezwisko Minionek. Narodziny królewicza miasto uczciło wspaniałymi dwudniowymi uroczystościami. Rodzicami chrzestnymi chłopca zostali papież Innocenty XI (Benedetto Odescalchi) i Katarzyna z Sobieskich Radziwiłłowa.

Maria Kazimiera chciała, by średni syn rozpoczął edukację około szóstego roku życia, ale chłopiec protestował, a Jan III wstawiał się za nim, prosząc, by nie zmuszać go do nauki zbyt wcześnie i nie psować [mu] fantazji. Zatem naukę rozpoczął Aleksander nieco później, wraz z młodszym bratem Konstantym. Retoryki młodsi królewicze uczyli się pod kierunkiem przebywającego w Krakowie Marcina Winklera, któremu wysyłali swoje wypracowania. Jan III również chciał oglądać te prace. Od 1685 r. ich nauczycielem został jezuita Maurycy Vota, cieszący się sporymi wpływami u boku króla. Zamierzał on przekazać chłopcom podstawy historii powiązanej z polityką i geografią. Przedstawiał uczniom poszczególne państwa europejskie, omawiając ich historię, geografię i ustrój polityczny. Później Votę zastąpił Remigian Suszycki, znawca filozofii i prawa. Nauka pod jego kierunkiem była zwięzłym, niemal definicyjnym wykładem opartym na pytaniach i odpowiedziach. Forma ta nie zachęcała do samodzielnego myślenia i zdobywania wiedzy. Program był z jednej strony ograniczony w treści, a z drugiej przeładowany szczegółami. Edukacja objęła też elementy teorii wojskowej i inżynieryjnej, których uczył inżynier François Charles Hocquart, a potem kawaler de Neufmaison. Nauce przedmiotów teoretycznych towarzyszyło nabywanie umiejętności dworskich – tańca, konwersacji, zwłaszcza francuskiej i włoskiej.

Jan III przygotował dla młodszych synów instrukcję wychowawczą, idąc tym samym w ślady swego ojca. Przedstawił w niej listę lektur oraz wyznaczył podstawowy zakres wiedzy, jaką królewicze mieli posiąść z geografii, filozofii i historii oraz teorii wojskowości. Szczegółowo omówił również rozkład zajęć synów – pobudka o siódmej, następnie toaleta, modlitwa, śniadanie. Od ósmej do dziesiątej lekcje, a potem nabożeństwo i obiad. Od piętnastej znowu dwie godziny nauki. Jak wynika z instrukcji, lekcji mieli królewicze w ciągu dnia o wiele mniej niż kiedyś Jan Sobieski i jego starszy brat. Dużo więcej czasu spędzali królewicze z rodzicami, towarzysząc im, zarówno w podróżach dworu, które uniemożliwiały naukę, jak i uczestnicząc w dworskich rozrywkach. Edukacja młodych Sobieskich miała raczej charakter formalny. Ani rodzice, ani wychowawcy nie zdołali wyrobić w nich siły charakteru i odpowiedzialności za siebie i swój los.

Dopełnieniem nauki Aleksandra było uczestnictwo w wyprawie mołdawskiej w 1691 r. Kampania skończyła się porażką, a zarówno jej przebieg, jak i młody wiek królewicza uniemożliwiły mu odegranie znaczącej roli. Wiele wskazuje na to, że nie spisywał nawet dziennika wyprawy, do czego został, zgodnie z rodzinną tradycją, zobowiązany.

Aleksander uchodził za najprzystojniejszego syna Jana III. Już jako dziecko wyróżniał się urodą i dowcipem. Uchodził za ulubieńca matki, a z pewnością był najbliższy sercu siostry – Teresy Kunegundy. Cudzoziemcy odwiedzający polski dwór uważali, że średni królewicz cieszy się popularnością wśród szlachty i zdobędzie koronę po ojcu. Łączono z nim wielkie nadzieje, ale dorastający Sobieski oddał się przede wszystkim przyjemnościom. Cieszył się powodzeniem u kobiet. Prawdopodobnie jednym z jego pierwszych podbojów była Elżbieta z Lubomirskich Sieniawska, przyjaciółka królowej, kobieta niezmiernie inteligenta i energiczna. Romans połączył ich u schyłku życia króla, a z pewności rozkwitł po jego śmierci. Maria Kazimiera, opuszczając Polskę w 1698 r., uznała przezorną i zaradną Sieniawską za opiekunkę pozostawionych w kraju królewiczów.

Dawniej, przede wszystkim pod wpływem przekazów francuskich, zakładano, że Sobiescy właśnie Aleksandra chcieli zobaczyć na tronie po śmierci Jana III. Zwłaszcza Marii Kazimierze przypisywano takie zamysły. Jednak żadnych wysiłków matki czy też obojga rodziców związanych z osadzeniem średniego królewicza na tronie nie widać. Natomiast pomiędzy królewiczami, być może z powodu celowo kolportowanych na dworze plotek, zrodziło się napięcie, nierzadkie przecież w stosunkach rodzinnych. Wiele wskazuje na to, że w jakiś czas po śmierci Jana III relacje pomiędzy braćmi zmieniły się na lepsze.

Po przegranej dla Sobieskich elekcji 1697 r. Aleksander próbował związać się z dworem Augusta II. Miał reprezentować u boku nowego władcy interesy rodziny. Jednakże królewicz nie odnalazł tam miejsca dla siebie i wkrótce wyjechał do Rzymu, by zamieszkać w pobliżu matki. Kilka lat spędził, podróżując po Italii, Francji i co jakiś czas wracając do kraju, po drodze zatrzymując się na dworze starszego brata w Oławie lub we Wrocławiu, gdzie Sobiescy mieli własny dom, z którego korzystali podczas częstych przejazdów z dóbr ruskich na zachód Europy. To właśnie Wrocław służył im jako przystań i dawał niezależność, pozwalając uniknąć bezpośredniej kontroli ze strony głowy domu – królewicza Jakuba.

Maria Kazimiera starała się zabezpieczyć los Aleksandra, podpowiadając mu wybór kariery kościelnej. Sądziła, że należy rozpocząć starania o kapelusz kardynalski dla niego. Ponieważ królewicz odrzucił te projekty, królowa zaczęła szukać kandydatki na żonę dla syna. W swej korespondencji przygotowywała całe listy księżniczek nadających się, jej zdaniem, pozycją, wiekiem i posagiem. Bez względu na prawdopodobieństwo doprowadzenia tych planów do końca, Aleksander odrzucał kolejne propozycje. Czasem, ku oburzeniu matki i wbrew obyczajom, twierdził, że nie zna kandydatek i musi zobaczyć, czy panna mu się spodoba. Nie trafiały do niego argumenty dotyczące potrzeby ustatkowania się, ani zabezpieczenia przyszłości, ani konieczności kontynuacji rodu, którymi szermowała Maria Kazimiera. Być może zdając sobie sprawę z trudności z zawarciem stosownego mariażu, wynikających ze słabej już wówczas pozycji Sobieskich, czy wręcz niemożliwości jego zawarcia, królewicz nie zamierzał wdawać się w skazane na klęskę negocjacje. Równocześnie korzystał z przyjemności życia, wiążąc się nieformalnie z wieloma kobietami. Ku rozpaczy matki wdał się w romans z dwoma odsuniętymi faworytami Augusta II: Anną von Lamberg, hrabiną Esterle, i Urszulą z Bokumów Lubomirską, księżną cieszyńską. Mówiono, że Esterle zaangażowała się finansowo w nowe starania Sobieskich o tron polski.

Po wybuchu wojny północnej Aleksander poparł plany zdobycia korony dla swego starszego brata Jakuba. U progu 1704 r. August II, obawiając się sukcesu Sobieskich, nakazał porwanie królewicza Jakuba, ale uwięziony wraz z nim został również Konstanty, który odmówił opuszczenia brata. Aleksander rozpoczął starania o uwolnienie braci. W nadziei na interwencję, przynajmniej dyplomatyczną, kierował na dwory europejskie listy oskarżające Wettyna o bezprawie. Zwracał się też do wpływowych panów polskich z prymasem Michałem Radziejowskim na czele, a wreszcie osobiście stawił się przez Karolem XII. Po uwięzieniu braci to Aleksander uważany był za najodpowiedniejszego kandydata do tronu, ale wbrew radom matki i ku jej rozpaczy odrzucił tę propozycję. Najprawdopodobniej nie żywił takich ambicji. Uznał także, że jako król nie zdoła braciom pomóc bardziej, a utraci poparcie króla szwedzkiego, któremu po obsadzeniu tronu polskiego przestanie zależeć na uwolnieniu Sobieskich. Dawniej w literaturze oskarżano Aleksandra o niechęć do wysiłku związanego z dzierżeniem władzy, ale najprawdopodobniej sądził on, że swą decyzją przymusi Karola XII do działań na rzecz uwięzionych. Być może zdawał sobie też sprawę ze stosunkowo słabej pozycji, jaką sam zajmował. Nie chciał być jedynie marionetką w rękach szwedzkich.

Nie osiągnął wszakże celu. Karol XII zwrócił się ku Stanisławowi Leszczyńskiemu i przeprowadził jego elekcję. Aleksander uzyskał od nowego monarchy polskiego oświadczenie, iż po wyjściu Jakuba na wolność korona przejdzie w jego ręce. Pismo dostało się w ręce osób trzecich i prawdopodobnie przyczyniło się do przedłużenia niewoli Sobieskich, gdyż na podstawie tego dokumentu Jakub mógł być mimo elekcji Leszczyńskiego równie niebezpieczny jak przedtem. Aleksander rozważał także wyprawę zbrojną, w trakcie której mógłby siłą uwolnić braci. Zabiegał o pomoc szwedzką, ale być może pod wpływem Marii Kazimiery, pełnej obaw o ich życie, zrezygnował z tego projektu.

Ostatnie miesiące przed wyjściem braci na wolność Aleksander spędził w Saksonii. Później jeździł na dwory niemieckie, składając podziękowania za starania, nawet te skromne, które podjęto na rzecz ich uwolnienia. Za radą cesarzowej Eleonory, szwagierki Jakuba Sobieskiego, opiekunki zarówno swej rodziny, jak i powinowatych, udał się później do Rzymu. Przez jakiś czas znowu podróżował, by po pewnym czasie osiąść na stałe przy matce. Takie przyrzeczenie złożył jeszcze podczas niewoli braci. Prawdopodobnie ówczesne energiczne zabiegi Aleksandra uświadomiły wrogom Sobieskich, że mało aktywny wcześniej królewicz może stać się niebezpiecznym przeciwnikiem politycznym.

Od 1709 r. Aleksander pod pseudonimem Armonte Calidio był członkiem rzymskiej Arkadii – akademii założonej przez toskańskich literatów. Chętnie przyjmowano do niej cudzoziemców, zwłaszcza w roli mecenasów. Pragnąc wejść w ten krąg, Sobieski sfinansował tom pism sekretarza akademii Giovanniego Maria Crescimbeniego. Oznaczało to, że przynajmniej pośrednio królewicz wziął udział w sporach toczonych w owym czasie pomiędzy włoskimi twórcami, które dotyczyły przede wszystkim smaku i stylu poezji. Członkowie Arkadii opowiadali się za prostotą i jasnością stylu, a odrzucali barokowe zawiłości, przeładowanie ozdobnikami i zwrotami retorycznymi, sięgali do wzorów antycznych i nurtu lansującego wówczas sielanki. Aleksander nie ograniczył się do mecenasowania twórczości innych arkadyjczyków, ale sam pisał łacińskie wiersze.

Królewicz brał czynny udział w różnych wydarzeniach rzymskiego życia kulturalnego, obok spotkań akademii czy imprez towarzyskich były to także wystąpienia w maskaradach i pochodach karnawałowych.

Najważniejszym przejawem mecenatu artystycznego Aleksandra był współudział w organizacji teatru na rzymskim dworze Marii Kazimiery. Z korespondencji królowej wynika, że jej rola ograniczała się do zainicjowania tej działalności i finansowania przedstawień. Pierwsze odbyły się, zanim syn zamieszkał u jej boku na stałe, ale to właśnie jego przyjazd do Rzymu nadał tym przedsięwzięciom rozmachu. Pomocy w organizacji teatru udzielała mu mieszkająca wraz z babką w Rzymie Maria Kazimiera, najstarsza córka królewicza Jakuba. Brała też udział w przedstawieniach, tańcząc lub odgrywając role nimf.

Dramaty i dramaty muzyczne wystawiane w owym czasie nawiązywały przede wszystkim do burleski i złożone były z popisów solistów, składały się często z niepowiązanych żadną fabułą scen, zwłaszcza takich, które podobały się publiczności. W działalności teatralnej Aleksandra widać jego upodobanie do wątków historycznych i mitologicznych. Być może pamiętał je z dzieciństwa, gdy na dworze polskim wielokrotnie oglądał przedstawienia organizowane przez szkoły pijarów i jezuitów, korzystających z tematyki antycznej. Tamte sztuki służyły przede wszystkim propagandzie i przez skojarzenia budzić miały zachwyt dla dokonań Jana III czy też wiarę w świetlaną przyszłość Polski pod rządami jego synów. Rzymskie sztuki miały pokazywać dramat szlachetny, poruszać serca i umysły widzów zgodnie z doktryną katolicką, a wątki etyczne służyć powinny pożytkowi moralnemu widzów. Aleksander stał się na dworze matki reżyserem, scenografem, pomysłodawcą kostiumów, ale przede wszystkim inspiratorem sztuki i jej fabuły. Starał się zgrać tekst z muzyką, zmuszając autorów do tworzenia w miarę zwartej fabuły, co w tamtym czasie było nowością. Z jego pomysłów czy wskazówek korzystał autor sztuk Carlo Sigismondo Capece, zatrudniony na dworze królowej jako sekretarz. Autorem muzyki do przedstawień był Domenico Scarlatti. W teatrze Sobieskich wystawiano jego Tetydę na Skyros, ale także Orlanda albo Orlanda, czyli szaleństwo z zazdrości. Później grano też Ifigenię w Aulidzie i Ifigenię w Taurydzie. Inne przedstawienie na tej scenie to Ptolemeusz i Aleksander – historia, w której młodszy faworyzowany przez matkę Kleopatrę syn oddawał koronę starszemu bratu, być może odległe nawiązanie do przeżyć samego Aleksandra. Z korespondencji można wysnuć wniosek, że nie wszystkie tytuły sztuk wystawianych na scenie Sobieskich zachowały się dla potomności. Nie wiadomo też, czyjego były autorstwa.

Funkcję kapelmistrza na dworze królowej pełnił Anastazy Lingua. Sobiescy zatrudnili także Sylwiusza Leopolda Weissa, słynnego kompozytora i lutnistę. Jego ojciec był muzykiem we Wrocławiu i tam najpewniej syn rozpoczął karierę. Młodszego Weissa uznawano za niezmiernie utalentowanego, jednego z najlepszych lutnistów tego czasu, podkreślano techniczną doskonałość jego gry. Był on autorem przede wszystkim sonat. To Aleksander docenił jego talent i sprowadził do Rzymu. Królewicz starał się zadbać o zatrudnienie jak najlepszych wykonawców. Od 1711 r. role kobiece wykonywała śpiewaczka o imieniu Tilla, a także pochodząca ze Śląska Anna Maria Giusti. Tworząc scenografię i kostiumy, miał królewicz współpracować z Filippem Juvarą, znanym architektem i scenografem, o którego pomoc zabiegało wielu ówczesnych organizatorów teatru. Zdaniem Marii Kazimiery dzięki pracy Aleksandra ich scena osiągnęła dojrzałość i mogła z powodzeniem rywalizować z najsłynniejszymi w owym czasie przedstawieniami weneckimi.

Działalność teatru Sobieskich skończyła się w 1714 r,, gdy Maria Kazimiera wraz z wnuczką opuściła Italię, a Aleksander był już wówczas bardzo poważnie chory (choroba nękała go prawdopodobnie od początku pobytu w Rzymie). Dolegliwości odczuwał już wcześniej i w związku z tym Maria Kazimiera namawiała go na przyjazd do Włoch, twierdząc, że szkodzi mu śląski klimat i że nad Tybrem poczuje się lepiej. Okazało się jednak, że stan Aleksandra wciąż się pogarszał. Zdarzały się chwile, gdy nie opuszczał łóżka. Był bardzo słaby i obolały. Z opisów wynika, że chorobą, na którą cierpiał królewicz, był gościec. Mimo poszukiwania lekarstwa, które mogło przynieść choremu ulgę, Aleksander coraz bardziej słabł. Ponoć zażywał jakieś tabletki, które początkowo zdawały się pomagać, a potem uznano, że tylko przyczyniły się pogorszenia stanu chorego. Miał on kłopoty z oddychaniem, lekarze twierdzili, że w jego płucach zbiera się woda. Ponoć w pewnym momencie nie miał siły samodzielnie chodzić czy stać. Zapewne szkodziła królewiczowi dieta, buliony uznawane przez Marię Kazimierę za pożywne i wzmacniające, oraz alkohol, od którego Aleksander nigdy nie stronił. Latem 1714 r. choroba zaczęła czynić coraz szybsze postępy, uniemożliwiając Aleksandrowi planowany od jakiegoś czasu wyjazd do Niemiec. Być może wybierał się on na Śląsk. Obiecywał, że po tej wizycie dołączy do matki i bratanicy, które zamieszkały tego roku we Francji.

Po wyjeździe obu kobiet królewicz ostatecznie podupadł na zdrowiu. Przeraźliwie schudł. Najpewniej czując nadchodzącą śmierć, zdecydował się złożyć śluby zakonne – wstąpił do kapucynów, cieszących się szczególną estymą jego ojca. Krążyły plotki, że zostanie kardynałem, co oznaczałoby karierę, której niegdyś pragnęła dla niego matka. Tymczasem 19 listopada, ku szokowi najbliższych, zarówno obu braci, jak i królowej oraz księżniczki Marii Kazimiery, Aleksander zmarł. U jego łoża, na życzenie papieża, czuwali kardynałowie Giuseppe Sacripandi i Fabrizio Paulucci oraz kapucyni. Zgodnie z ostatnią wolą królewicza spalili listy z jego tajnej kasetki. Z korespondencji wynika, że nikt, przede wszystkim obydwie Marie Kazimiery, które widziały go jako ostatnie, nie sądził, iż Aleksander jest aż tak poważnie chory i w istocie stoi nad grobem. Matka z pewnością nie opuściłaby go, gdyby zdawała sobie sprawę z tragicznego stanu syna. Potwierdzały to również osoby z jego rzymskiego otoczenia, podkreślając tempo, w jakim rozwinęła się choroba.

Na polecenie Klemensa XI zwłoki królewicza zabalsamowano. Aleksander pragnął, by jego pochówek był skromny. Jednak na rozkaz papieża 27 listopada 1714 r. w kościele Santa Maria della Concezione odbyła się niezmiernie uroczysta ceremonia, wzorowana na pogrzebach kardynałów kamerlingów. Wieczorem tego dnia sformowano procesję, w której postępowali: duchowieństwo świeckie i zakonne ze świecami w ręku oraz gwardia szwajcarska i przedstawiciele dworu papieskiego, dosiadający mulic i koni, a także bratanek papieża kardynał Alessandro Albani. Jego Świątobliwość przypatrywał się temu pochodowi z Kwirynału. Ciało królewicza spowite płaszczem Orderu Ducha Świętego wniesiono do przybranego czernią i bogato oświetlonego kościoła. Tam, chcąc spełnić przynajmniej w części życzenie zmarłego, wspaniały płaszcz zdjęto, a do grobu złożono zwłoki ubrane w prosty habit kapucyna.

Uroczysty pochówek królewicza, który prowadził tak wesoły tryb życia, związany był z powszechnym przekonaniem, iż jego choroba i śmierć, a przede wszystkim przywdzianie habitu, stanowiły odkupienie grzechów. Ze strony papieża był to ostatni, jak się wydawało, gest wobec rodziny Jana III, któremu Europa i chrześcijaństwo zawdzięczały tak wiele.