© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Bazyliszek

Bazyliszek, należący do zwierząt legendarnych, był stworzeniem złowrogim i budzącym lęk. Przedstawiano go, według średniowiecznych bestiariuszy, jako hybrydę o ciele i głowie koguta z krogulczym dziobem drapieżnego ptaka, z naroślą w kształcie korony na łbie, ze skrzydłami nietoperza i ogonem węża w górę zadartym. Zabijał swoim oddechem, spojrzeniem żółtych, ropuszych oczu i dotykiem ogona. Syk bestii obracał ludzi w popiół i powodował szaleństwo. W Polsce nadano bazyliszkowi nieco inną postać: był wielkości kury, miał ogon gadziny, szyję indyczą i żabie oczy. Wierzono, że wylągł się z jaja bez żółtka, złożonego przez koguta, a zapłodnionego przez ropucha na kupie łajna. Unicestwić go można było za pomocą kryształowego zwierciadła, ponieważ – tak jak mityczna Gorgona–Meduza – sam się wówczas zabijał wzrokiem.

Bazyliszek zaistniał w polskim folklorze, przysłowiach, a nawet w literaturze, stając się synonimem złośliwej istoty, przed którą należy się chronić (świadczą o tym powiedzonka „oczy jak u bazyliszka” czy „patrzy wzrokiem bazyliszka”). Znalazł także miejsce w rodzimych legendach, według których miał przebywać w podziemiach krakowskich Krzysztoforów oraz w piwnicach jednego z warszawskich domów staromiejskich i kamienic wileńskich, za czasów króla Zygmunta Augusta. Antoni Chryzanty Łapczyński w swoim dziele Majestat polski cudami w Polszcze i W. X. L. przez Pana Boga pokazanemi ubłogosławiony na publiczny widok (1739) przekazał podanie o warszawskim bazyliszku z roku 1557. Bestia przesiadywała w lochu na pogorzelisku kamienicy Starego Miasta. Ofiarami jej śmiercionośnego wzroku padło dwoje dzieci i wysłana po nie dziewczyna. Urząd Miejski wszczął śledztwo. Skazanemu na śmierć i przebywającemu w stołecznym więzieniu Ślązakowi Janowi Tauerowi obiecano darować życie, jeśli uwolni miasto od potwora. Więzień chętnie podjął się wyzwania. Pokryty od stóp do głów zwierciadłami, udał się do lochu. Po godzinie wyszedł cały i zdrowy, niosąc w ręku martwego bazyliszka, który zabił się własnym wzrokiem. Natomiast do wspomnianej piwnicy wileńskiej po kolei opuszczano i wyciągano snopki ruty; dopiero ostatni – czwarty pozostał świeży, co oznaczało, że bestia musiała już ducha wyzionąć, o czym niebawem się przekonano. Przytoczona legenda sugeruje, iż w grę mogły wchodzić jakieś trujące gazy, działające zabójczo na żywe organizmy.

Bazyliszek, symbolizujący między innymi zło, „złe oko”, grzech, czy strażnika skarbu, często figurował w kompozycjach emblematycznych, najczęściej graficznych, będących ilustracjami barokowych druków. Pokazuje to miedzioryt zamieszczony w dziele Stanisława Szulca, kryjącego się pod imieniem zakonnym Sebastiana a Matre Dei, Firmamentum Symbolicum in quo Dei Parae Elogia (...) symbolice depinguntur... wydanym w Lublinie w 1652 r., sumptem Jerzego Forstera „ S. R. M. Bibliopolae”. Rycina, wyobrażająca bazyliszka w kształcie koguta o smoczych skrzydłach i ogonie węża, stojącego przed zwierciadłem, trzymanym przez mężczyznę na tle pejzażu, jest niesygnowana. Wszakże na podstawie autopsji pozostałych sztychów w książce jest wysoce prawdopodobne, że prezentowany miedzioryt wykonał antwerpski rytownik Arthur lub Arnold Loemans, na podstawie rysunku Jana Thomasa Młodszego, malarza pracującego do 1654 r. w Antwerpii, a potem (od 1656 r.) w Wiedniu.