© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   03.04.2018

Biskupia rezydencja w Czarnokozińcach

Dziewiętnastowieczny krajoznawca pisał: „Nad Zbruczem płynącym w zakrętach, po równinie okrytéj miękką jak kobierzec zielenią, wyrasta skała, […] na jéj cyplu sterczą ruiny zamku, który tu jak strażnicza placówka wyglądał […] okolcie te budynki ogrodem, dodajcie u podnóża skały wieś rozrzuconą szeroko, a będziecie mieli wyobrażenie o Czarnokozińcach, które bardzo przypominają mi jeden z wdzięcznych widoków nadreńskich”. Jeden z wielu zapomnianych zameczków podolskich, których gęsta linia stanowiła siłę „przedmurza chrześcijaństwa”, nie grzeszył może urodą, ale nie miał służyć reprezentacji: „Zwaliska forteczki na najwyższym wzgórzu są umieszczone […] budowa to niezgrabna, ciężka, przedstawia podłużny czworobok, ścianą poprzeczną podzielony na nierówne części: pierwsza południowa większa – to dawny dziedziniec, z którego przez bramę sklepioną wchodziło się do drugiego dziedzińca, zamkowego; przejścia tego broniły dwie olbrzymie baszty najeżone strzelnicami, zamek był strojny w cztery bastiony”. Otoczony głębokim jarem, chroniony przez wody Zbrucza i wpadający do niego strumień, zamek dostępny był tylko od północy. Powstać miał w XIV–XV stuleciu, a tradycja wiąże go z kniaziowskim rodem Koriatowiczów.

Czarnokozińce, w dokumentach zwane również Czarnokozienicami, od średniowiecza były własnością skromnie uposażonej kamienieckiej kapituły. W 1519 Zygmunt I, na prośbę biskupa Wawrzyńca Międzyleskiego, podniósł je do rangi miejsca handlowego, przyznając przywilej na jarmarki „w dzień św. Jerzego i na Trzy Króle”. Król musiał wspomóc osadę, która ucierpiała w 1516, kiedy kłócący się dowódcy „Ruś y Podole Tatarom jako na mięsne jatki wydali”. W 1538 bez powodzenia szturmował zamek hospodar mołdawski Piotr IV Raresz; wszystkie zabudowania znajdujące się poza obwodem murów spalono. Ale już nadanie Stefana Batorego, uczynione na prośbę biskupa Marcina Białobrzeskiego (1578), zaczyna się od wzmianki, że „Czarnokosinicze przed kilku laty [1573] przez Tatarów zniesione zostały”.

A przecież stacjonowały tam czasowo chorągwie kwarciane, wolące wypocząć za murami, choćby nędznymi, niż w otwartym stepie. Rotmistrz dowodzący oddziałem stawał się czasowym komendantem zamku. Były i wyjątki. Stanisław Koniecpolski wprawdzie w 1610 zaciągnął się pod chorągiew kwarcianą, lecz „iż się nie mógł u dworu prędko expedyować, zlecił kompanię Prokopowi Strzyżowskiemu […] ten się ruszył ze Lwowa ku Czarnokozińcom, idąc bez wieści [skrycie] napadł na zagon Tatarów i szczęśliwie rozbił”. Zamek służył też jako skład prowiantu dla wojska; stąd zaopatrywano m.in. obóz pod Chocimiem w 1621.

Stałą załogę osadzono po przebudowie zleconej w 1627 przez biskupa Pawła Piaseckiego. Bywał tu Stefan Czarniecki, ale też regularnie zaglądał nieprzyjaciel. W 1651 sekretarz Jana Kazimierza Wojciech Bieczyński informował: „Orda […] jako mrowisko się rozsypała […] kilka tysięcy ludu […] posłali. Czarnokozienice dobrze się broniły. Zamek ów ze ślachtą wolny został, miasto spalili”. W 1672, kiedy Podole uległo przewadze tureckiej, obroniły się tylko Czarnokozińce. Przez dwa lata zameczek był w ręku polskiej załogi. Padł w wyniku zdrady; załogę wycięto w pień, a warownię Turcy częściowo zniszczyli. Ale Antonii Rolle był pod wrażeniem: „Warto […] obejrzeć ruiny, do których ścian szarych i zczerniałych tyle świętych przylgnęło pamiątek… toż grobowisko wymordowanych […] nazwiska wszystkich radzibyśmy odgadnąć, ale ściany nieme nie potrafią nam ich powtórzyć”.

Na początku XVIII w. zamek był już tylko letnią rezydencją biskupią, uporządkowaną w czasach Stefana Rupniewskiego (1716–1721). Ten, będąc entuzjastą kultu św. Stanisława Kostki, kiedy w 1720 wybuchła w Czarnokozińcach zaraza, całe dnie spędzał na modlitwie. Ustanie epidemii przypisał pomocy świętego, obrał go za patrona Czarnokozińców i mocą biskupiego dekretu postanowił, by dzień jego święta obchodzono uroczyście. Niestety, mimo tak wysokiej protekcji w 1757 zaraza uśmierciła wypoczywającego w zamku biskupa Mikołaja Dembowskiego. „Odtąd dom [zamek] pustką staje”. Rolle pisał: „opadają zeń dachy, baszty i bramy, a nowy właściciel oczyszcza pozostałe mury z rumowiska i ogród niemi przystraja – i za to Bóg zapłać – wszak z nich mógł zrobić gorzelnię!”.

Zachował się też kościół parafialny (dziś cerkiew) wzniesiony na początku XVII w. Mury te przetrwały niemal cudem turecką okupację; biskup Rupniewski rekonsekrował zbezczeszczoną świątynię w 1719. Po 1757 pasterze kamienieccy wznieśli dla siebie pałac u podnóża góry zamkowej.

W 1795 Katarzyna II skonfiskowała posiadłość i podarowała ją Katarzynie z Engelhardtów (1761–1829), primo voto hrabinie Skawrońskiej, secundo voto hrabinie Litta, siostrzenicy i kochance księcia Potiomkina (starszej siostrze Aleksandry z Engelhardtów, żonie niesławnej pamięci Franciszka Ksawerego Branickiego), o której Michał Piotr Radziwiłł pisał: „była osobą nie wielkiej inteligencyi, ale nadzwyczajnej urody”. Ta odsprzedała Czarnokozińce Sarneckim, a ci kolejnym nabywcom. W XIX w. dobra były własnością prywatną; z tych czasów pochodzi klasycystyczny dworek Golejewskich, który utrwalił na płótnie św. brat Albert Chmielowski, często bywający u swego brata Stanisława, który trzymał dzierżawę w położonych po przeciwnej stronie Zbrucza Kudryńcach. Prowadził pracę misyjną na Podolu, równocześnie malując pejzaże z ruinami zamków. Miasteczko rozrastało się, a okoliczna szlachta chętnie budowała tu swe miejskie dworki. Nic dziwnego, skoro Czarnokozińce „słynęły ślicznem położeniem”.