© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Drogie, zagraniczne wina w Rzeczypospolitej, czyli cena luksusu

Rozwijająca się już od połowy XVI wieku konsumpcja win w Rzeczypospolitej spotykała się z szeroką krytyką. Głównym argumentem moralizatorów potępiających nową modę na wino, była wysoka ceną, jaką należało za nie zapłacić.

Ignacy Krasicki w Panu Podstolim opisuje destrukcyjny wpływ konsumpcji win na dobrobyt mieszkańców Polski: Gdybyśmy wiedzieli, jakową szkodę używanie wina Polszcze przynosi, brzydzilibyśmy się jak trucizną tym napojem. Trafiło nam się być przy rachunkach ceł koronnych i przestraszyłem się niezmiernie, gdyby, obaczył, iż sama opłata skarbowi z beczek wina wchodzących w kraj na kilkakroć sto tysięcy wynosiła. Wyjąwszy z tego to, co sobie przywłaszczali przełożeni przez libetace, to co kupiec przemycił, znajdzie się suma niemiernie wychodzącą z kraju bez żadnej nadziei powrotu; nic albowiem Węgrzy w zamian nie biorą. Również cudzoziemcy przebywający w Polsce zauważali zgubne skutki importu drogich win, zwłaszcza z terenu Węgier. Lekarz króla Jana III Sobieskiego, Bernard O'Connor twierdził, iż przyczyną tego, że w królestwie tym an ogół brak pieniędzy. Te niewielkie sumy, które kupcy otrzymują za swe towary w Gdańsku, oddają Węgrom i przedstawicielom innych narodów za wino.

Cena wina zależała od miejsca, w którym je kupowano. Ze względów geograficznych, na północy znacznie tańsze były wina francuskie, które docierały do Polski drogą morską przez port w Gdańsku, na południu zaś łatwiejszy dostęp był do win węgierskich. O rosnących cenach win węgierskich w XVII wieku wspomina również Szymon Starowolski w Reformacyi obyczajów polskich: Na on czas beczka węgierska powinna była mieć sto garncy w sobie, a nie płacono jej na rynku jeno dziesięć złotych, kiedy było czworoletnie. A kiedy beczka była mniejsza nad sto garncy, tedy ją urząd kazał rozsiekać Węgrzynowi na wozie. Teraz już i sześćdziesiąt garncy w beczce węgierskiej niemasz, i to na poły z Hura, a przecie płacimy po półtora set złotych, a lepsze po trzysta i czterysta, ba i po sześćset, i więcej; a nasi ojcowie po córkach tak wielkich posagów nie dawali.

Wino wartości posagu sprawiło, iż ten kto chciał go skosztować, bardzo często musiał się zadłużyć. W XVIII-wiecznych inwentarzach pośmiertnych poznańskich kupców znajdziemy prawdziwe litanie dłużników zalegających z opłatą za dostarczone wino. W inwentarzu winiarza Roberta Faychera z 1700 roku widnieje kwota 2 644 zł długów za wino. W innym inwentarzu pośmiertnym pochodzącym z 1750 roku widnieje kwota 3547 zł., jaką szlachta była winna Janowi Olszoskiemu za wino. Prawdziwy przegląd dłużników zalegających z uiszczeniem opłaty za trunek przedstawia inwentarz Dymitra Wretowskiego. Są wśród nich i proboszcz, i starosta oraz szlachta z licznych miejscowości.

Wina francuskie jeszcze w XVII wieku nie były zbyt wysoko cenione, z kretesem przegrywały z winami reńskimi, za które należało niekiedy płacić kilkakrotnie więcej. Problemem w tym wypadku była zapewne i jakość win z Francji, które często zanim dotarły do Gdańska były doprawiane przez Holendrów. Te zaś praktyki prowadziły zazwyczaj do pogorszenia walorów smakowych francuskiego trunku. W XVIII wieku wraz z poprawieniem się jakości samych win francuskich i z rozpowszechnieniem się mody na wszystko, co francuskie, wina te znalazły większe uznanie, co przełożyło się również na ich cenę. Prawdziwe rekordy bił szampan, za którego trzeba było płacić równowartość kilkudniowej pracy warszawskiego robotnika.