© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   13.02.2015

Dworek szlachecki

Dworek szlachecki to miejsce obrosłe mitami, anegdotami, kulturowym znaczeniem czym chata bogata, wszelakimi sensami ukrytymi i jawnymi, a nawet możliwymi aluzjami psychoanalitycznymi (bo piwnica, bo komin, bo poddasze). Na pewno jest to jednak miejsce zasadnicze polskiej kultury od, sądzę, wieku XV do na pewno czasów Pana Tadeusza a pewno i jeszcze do Zabłocia Żeromskiego z Przedwiośnia czy dworku, do którego zajeżdża bohater Ferdydurke. Miejsce kluczowe polskiej kultury szlacheckiej. Ukształtowany (teoretycznie i architektonicznie) dziełami Haura, Krótką nauką budowniczą, rozważaniami Piotra Crescentyna czy metafizyką (akurat odnośnie do tego miejsca będę się trzymał tego terminu) wywodu księdza Benedykta Chmielowskiego w Nowych Atenach.

A przede wszystkim dworek – to zaplecze materialne szlacheckiego żywota. Czyli miejsce egzystowania szlachcica-ziemianina i jego rodziny. Dwu-, a bywało, że i trzypokoleniowej. Bo taki na przykład Wacław Potocki, jeden z największych poetów dworkowych kultury polskiej, dożywał swoich dni w dworku swojej synowej, wdowy po swoim synu, jako zapewne dziadek-rezydent. Dworek to miejsce tęsknoty, takich wielkich twórców literatury polskiej jak Franciszek Karpiński (który, jak wiadomo, wytrzymał nawet przysięgę na wierność carycy Katarzynie po rozbiorach kraju, byle by móc utrzymać się w swojej kolonii, Kraśnik jej było, w Puszczy Białowieskiej), ale i Jan Kochanowski, który wszak, znękany dworską intrygą pisał był swojus optima kątus i budował skrupulatnie wpierw swą tęsknotę do, a potem ideowe ukształtowanie swego Czarnolasu, który to Czarnolasu wizerunek nieco ukształtowany jest na modłę filozoficznego, literackiego otium (chwali się owym otium prawie w 100. Lat żyjący po Janie Kochanowskim – Wespazjan Kochowski w swoim cyklu wierszy „Niepróżnujące próżnowanie” – 1674). A za ukształtowanie owego otium odpowiada poniekąd i Horacy (jako autor tekstów, których parafrazowaniem, przekładaniem i innymi emulacyjnymi zawodami trudnił się Jan Kochanowski), i Cycero (bez Rozmów Tuskulańskich, bez De oficiis trudno sobie wymyślić nawet sens szlacheckiego bytowania z dala od „hardego progu możnych panów”, w „chłodniku chruścianym”, na którego wznoszenie ciężki woziło się „tram dębowy”).

Dworek szlachecki, jako budowla, nie mówimy teraz o hermeneutyce budowli, jej sensach, znaczeniach, ale o konkretach, miał jak sądzę pewne elementy znaczące. Pewne „znaki szlacheckości”. Rozejrzyjcie się po okolicy: poznacie je do dzisiaj, jeśli czas nie zatarł tych śladów. Jeśli budowla już nie istnieje (bo budowano w większości przypadków z drewna i o pożar, najazd czy cokolwiek innego nie było trudno), to jeśli dobrze się przyłożycie jesteście w stanie rozpoznać owe miejsca dworkowe: często nieco na górce (ale nie za bardzo, jak dowodzi uczenie jeden z autorów traktatów budowniczych, najlepiej tak, abyś swego sąsiada nie widział), wokół starych, jeśli się ostały, drzew. Ta swoista niwelacja gruntu, stare drzewa, jakieś resztki alei, niekiedy nieco poniżej staw – w większości zaprowadzą was do celu, do serca szlacheckiej siedziby. Wysoki dach, polski tak zwany dach, jeśli się ostał. Kryty gontem albo słomą (tej już nie uświadczysz), być może ganek, jako znak szlacheckości, i układ, już nie tylko z traktatów architektonicznych, ile też z lustracji własnej i z poezji sarmackiej do wyczytania: koniecznie sień, koniecznie izba jadalna, alkierze, komnaty pani, pana, albo po prostu część dla gości, bo szlachecka hospitalitatis (gościnność) miała znaczenie i część dla domowników. Tyle. W sieni, bywało, dalsze znaki szlacheckości, herby, portrety, ale te tak samo mogły być w izbie jadalnej zwaną salą. Ogrzewanie: raczej kominek. Niekiedy piece, w bogatszych domach, piękne kaflowe cuda. Oświetlenie: świece, łojówki, światło wpadające przez okna. Meble: stół, ławy, stołki, krzesła, bywały kredensy, ale w użyciu chyba przede wszystkim były kufry, skrzynie. Co chcecie! Przez środek izby idzie tram, ciężka dębowa belka trzymająca strop. Często z napisami na niej. Często z dobrą sentencją dla domowników i gości.

A w bezpośredniej okolicy? Ogródek warzywny, ogródek ziołowy, ogród, bywa stawek, lamus, zabudowanie folwarczne, kuchnia (narzekają uczestnicy biesiad, że problemy są z zimnym jadłem). „Dwór wkoło oparkaniony” – wyrywa się z piersi jednego z ciekawszych miłośników „lubej naddziadów zagrody” – Hieronima Morsztyna w jego Kondycyi ziemiańskiej. Bo trzeba nam wiedzieć, tu wracam znowu do hermeneutyki, że domek, dworek szlachecki, doczekał się, jak jakaś ukochana wielce osoba, setek, tysięcy wierszy na swój temat. Do niego wzdychali żołnierze (Votum Zbigniewa Morsztyna), marzyli o nim wygnańcy, więźniowie („widzieć dym domowy” – homerowy Odyseusz jest tu patronem owego marzenia) czy inni ludzie wszelacy drogi, a i sama osiadła szlachta, kiedy zmuszona była, bywała, przez obowiązki obywatelskie, na jakiś czas rozstać się z domem. Istnieje na przykład Waleta włoszczonowska Kaspra Miaskowskiego, znamy smutne rozstanie z rodzicielskim domem Wespazjana Kochowskiego, no i oczywiście mamy nieustanną perspektywę dworkową w dziele całym rzeczonego Wacława Potockiego, którego bohater, kiedy tylko nie jest w domu, przyjmując gości, albo jest w drodze z, albo do domu. Jego twórczość, a szczególnie pełne obyczajowych obserwacji fraszki z Ogroda nie plewionego czy Moralia, gdzie autor usiłuje być moralistą, lecz mu się to moralizowanie wciąż obsuwa w stronę codziennego konkretu i anegdotyczności opowieści, a nawet Poczet herbów – gdzie perspektywa dworkowa mocno określa horyzont rozważań o szlacheckości – jego twórczość zatem, z perspektywy antropologicznej najpełniej uwydatnia owe mocne połączenie życia ludzkiego z rzeczami doczesnymi, wypełniającymi szlachecką codzienną egzystencję.

Gnomicznie, jak przystało na geniusza, uchwycił ten niesamowity organiczny związek człowieka i miejsca jego życia dworkowego Jan Kochanowski, kiedy XII Pannie z Pieśni świętojańskiej o sobótce kazał śpiewać:

Człowiek w twej pieczy uczciwie

Bez wszelakiej troski żywie

Pobożne jego staranie

I bezpieczne nabywanie

Przecież to określenie związku między człowiekiem a miejscem (człowiek w pieczy wsi, nie na odwrót) oraz cztery przymiotniki określające owe wiejskie zasiedzenie (uczciwie, bez troski, pobożne i bezpieczne) to kwintesencja owej egzystencji, ku której można było wzdychać, kiedy się od niej było odciętym. Czemu staranie jest pobożne?

Bo we fraszce na Dom w Czarnolesie czytamy:

Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje…

Praca i miejsce Bożego sprzyjania ludzkiemu życiu, co Kochowski w Psalmodii polskiej wypowie słynnym monologiem w psalmie IV:

Bo gdy na każdy dzień uważam dzieła Twoje Boskie: we wszytkim widzę niepojętą mądrość, ale też i w udzieleniu obejścia każdemu niedoścignioną Opatrzność.

Oto który wróblika na dachu sadzasz a pod stropami budynków gnieździć się jaskółce pozwoliłeś: i mnieś też, Panie, udzielił kawałek ziemie którym bym się gnarował…

A huncwot Hieronim Jarosz Morsztym wykrzyczy miłośnie:

Jam twój, tyś moja…

Kiedy więc potem Polacy utracili swoją wolność staropolską, własną, przyrodzoną, kiedy ojczyzna zamknęła im się do polskich dworków, bo tuż za progiem czatowało zaborcze zło, ale wnętrze dworku, za dębowymi drzwiami, za okiennicami tłukło się jeszcze sercem polskim, nie zdobytym, nie upokorzonym, właściwie wracali do tej szlacheckiej miłości do swego miejsca przyrodzonego. Franciszek Dzierżykraj Morawski w Dworcu mego dziadka czy w wierszu Mowa polska wyłożył ten problemat pewnie znacznie nawet lepiej niż Adam Mickiewicz, który też wszak w soplicowskim dworku umieścił serce Polski. Morawski pisze:

W polskich to domach się mieści

Mowy polskiej arka święta.

Stoi na niej krzyż boleści,

Leżą krwawe ludu pęta.

 

W tych to dworach Polska żyje,

W nich ostatnia już obrona,

W nich najdroższy skarb się kryje –

Godności naszej korona…

A Artur Grottger? Zobaczcie z jakich miejsc wyprowadzają polskich powstańców zimową porą. To wnętrze, często jako alkowa porzuconej młodej żony, może siostry, właśnie jest widoczne… Stamtąd trzeba było być wygnanym. By potem tęsknić, a jak się uda wrócić. I znowu zanurzyć się w owej świętej arce polskości…