© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Gry planszowe na dworze Sobieskich

Na dworze królewskim, by wieczory się nie dłużyły, korzystano z różnych rekreacji. Do ulubionych należały gry planszowe, dość zresztą różnorodne. Jeśli wierzyć diariuszowi Kazimierza Sarneckiego, rezydenta Karola Stanisława Radziwiłła na dworze Sobieskiego, królowały zdecydowanie szachy. Raz po raz znajdujemy u niego wzmianki typu: „W wieczór karty, szachy grali, którym się przypatrywał król jegomość przy wszelkiej wesołości” czy „W wieczór grali jegomość ks. Potocki z jegomości panem rezydentem weneckim szachy, którym się król jegomość przypatrywał”. Zapiski Sarneckiego są w tym względzie konsekwentne: Sobieski w szachy nie grał, choć często grano przy nim, on zaś z zajęciem się przyglądał zmaganiom przeciwników. Jak na stratega przystało, doceniał dobrą rozgrywkę na szachownicy, ową miniaturową wojnę – jak pisał Jan Kochanowski w przedmowie do swoich Szachów:

Do której miecza nie trzeba ni zbroje,
Ani pancerzów, ani arkabuzów;
Ta walka czyście może być bez guzów,
K temu wyjeżdżać nie potrzeba w pole,
Wszystka się sprawa ogląda na stole.

Nic dziwnego, że w pośmiertnym inwentarzu wilanowskim Sobieskiego znajdujemy parę kompletów szachów. Jeden wzięła królowa: „Pudełko czerwone, w którym szachy, jedne ciemnozielonego kamienia, a drugie z rybiej kości, sadzone rubinkami, sztuk wszystkich 32”. Bardziej okazałe należały do królewicza Jakuba Ludwika: „Szkatuła zamczysta z szachami do grania, sztuki w niej jedne srebrne, drugie złociste, zupełne (Notabene to jako swoja własne królewicz jegomość Jakub odebrał)”. Najstarszy królewicz należeć musiał do zapalonych graczy. Raz po raz Sarnecki pisze: „królewic jegomość Jakub przy łóżku króla jegomości z jegomość panem rezydentem weneckim szachy grał” lub: „Przy łóżku króla jegomości grali szachy królewic jegomość Jakub z jegomością panem posłem [francuskim]”.

Zdecydowanie mniejszym wzięciem cieszyły się warcaby, acz i o nich wspomina niekiedy Sarnecki: „Jegomość pan poseł i insi ichmoście warcaby, szachy grali”. Zgodnie z wzmiankowanym inwentarzem, każdy z synów królewskich miał własne warcaby. Do Jakuba należały m.in. „warcaby nowe, kością sadzone, pieski bursztynowe w puzdrze orzechowym”. „Warcabnica z warcabami słomą nasadzonymi” należała do królewicza Aleksandra, zaś najmłodszy Konstanty otrzymał misterny wariant podróżny do gry małymi buteleczkami, których zwartością można się było pokrzepić: „Warcaby maleńkie, graniaste, żółwiową kością, cyną, mosiądzem sadzone, z flaszkami, w których śrubki srebrne, złociste, w tymże puzderku kubeczek i lejek srebrny złocisty”.

Dawna nazwa „warcabnica” może być myląca, ponieważ ówczesne pudła na piony miewały co najmniej dwie różne plansze po obu stronach, mogąc służyć zarówno do gry w warcaby, jak i w trik traka. Że również trik trak był wtedy grą popularną, dowodzi choćby korespondencja Marysieńki i Sobieskiego. Przy czym liczne wzmianki o grze nie oznaczają bynajmniej, że para pasjonowała się trik trakiem. Był to jeden z pseudonimów na określenie królowej Ludwiki Marii. Roi się więc w epistołach Marysieńki od tajemniczych sformułowań typu: „Wierzę, że Trik-trak [le Trictrac] jest nam życzliwy, ale nie trzeba zapominać, że nieufność jest matką pewności”.

W Wilanowie chętnie grywano również w popularnego młynka na planszy z trzema współśrodkowymi kwadratami, których rogi i środki boków połączone były dodatkowymi liniami. Po owych liniach przesuwać wolno było piony, tak by blokować ruchy przeciwnika i pierwszemu ułożyć trzy piony w jednej linii. Po drobnej awanturze w lipcu 1691 roku król rekreował się właśnie przy młynku: „Po tych hałasach zasnął król jegomość w krześle. Po przespaniu kazał do siebie wołać jegomości ks. opata i dał mu bona verba, i z nim się cieszył w młynka”.

W warszawskim Muzeum Narodowym przechowywana jest ozdobna kaseta do gry z lat osiemdziesiątych XVII w. Z jednej strony pudełko ma 64-polową szachownicę, z drugiej planszę do młynka, a w środku kasety planszę do trik traka. Dębowa skrzynka z hebanowym fornirem i kościaną inkrustacją była prezentem, który stolnik ziemi drohobyckiej Tomasz Ciecierski otrzymał od króla Sobieskiego (żona Ciecierskiego, Barbara z Ossowskich, należała do „górnego fraucymeru” Marysieńki).

Niezwykle ciekawe są również wzmianki o grze w gąskę, którą wieczorami bawiły się dzieci Sobieskich. Pod koniec 1693 r. znajdujemy u Sarneckiego informacje takie, jak ta: „W wieczór [król] kazał przy sobie gąskę grać królewnie jejmości, królewicom ichmościom, jejmość pani wojewodzinej bełskiej i jejmość pannie wojewodziance wołyńskich młodszej”. Gra w gąskę była typową planszową grą losową, gdzie rzut kostką wyznaczał ilość pól do przejęcia, przy czym raz po raz trafiało się na trefne pola, które pion cofały, lub na pola premiowane, które znacząco posuwały pion do przodu. Zwyciężał ten, kto pierwszy dotarł do mety. Najstarsza zachowana odbitka miedziorytu z polską planszą do gry w gąskę pochodzi z 1721 roku. Ścieżka z 63 pól ułożona na niej została w ślimak wokół pola, na którym spisano zasady gry. Gąska jest jednak dużo starsza, pochodzi bowiem z XVI w. Już w 1606 r., wymieniając różne „krotochwile”, Hieronim Morsztyn pisał, że „z białą płcią” można „gąskę grać”, w 1612 r. zaś preceptor małoletniego Ludwika XIII pisał, iż: „dziecię królewskie lubiło odpoczywać przy grze w gęś”.

O popularności gąski najlepiej świadczą różne warianty i przekształcenia klasycznej planszy. Warszawskie wizytki przechowały w swych zbiorach pochodzącą z XVII w. zakonną wersję. Grę rozpoczyna pole „Wejście do zakonu”, wieńczy zaś „Sala zaślubin z Barankiem Bożym”. Pola premiowane przedstawiały zakonne cnoty, cofały zaś piony pola z rachunkiem sumienia lub rekolekcjami. Karnymi fantami w grze były dodatkowe modlitwy za dusze czyśćcowe.