© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   18.11.2020

Ikonoklazm staropolski

Wieczorem 20 sierpnia 1566 roku rozsierdzony tłum kilkudziesięciu osób uzbrojonych w pałki, siekiery i młoty wpadł do katedry Najświętszej Maryi Panny w Antwerpii i rozpoczął trwającą całą noc i kolejny dzień dewastację wyposażenia świątyni. Zniszczeniu uległo sześćdziesiąt siedem z siedemdziesięciu ołtarzy, niemal wszystkie obrazy, witraże, nagrobki, naczynia liturgiczne, a nawet księgi; wielkie rzeźby zwalano przy użyciu lin, by następnie dokonywać na nich quasi egzekucji – odcinano im głowy i ręce. Skierowanej przeciw przedmiotom agresji, do której dołączyła duża część mieszkańców miasta, towarzyszyły śpiewy psalmów i uliczne uczty, na których nie brakowało alkoholu. Trudno uwierzyć, że osobami biorącymi udział w opisanych wydarzeniach kierowały pobudki w gruncie rzeczy religijne. Zniszczenia dokonane w antwerpskiej katedrze stały się symbolicznym i najbardziej rozpoznawalnym elementem Beeldenstorm, trwającej w sierpniu i wrześniu 1566 roku protestanckiej rewolty ikonoklastycznej, która objęła swoim zasięgiem prawie całe Niderlandy. Chociaż zdarzenie związane było ściśle z konfliktem politycznym i społecznym między mieszkańcami Niderlandów a Hiszpanami, pod których władzą pozostawały te ziemie, to propaganda katolicka jeszcze przez wiele dziesięcioleci wykorzystywała obraz nieopanowanej dewastacji niderlandzkich kościołów jako przestrogę przed domniemanymi skutkami reformacji. Takiemu postrzeganiu sprawy sprzyjały podobne wydarzenia w Anglii i, na mniejszą skalę, na terenie Świętego Cesarstwa Rzymskiego oraz we Francji, gdzie niszczenie wizerunków prowadziło często do agresji skierowanej przeciwko ludziom. U podstaw tych kontrowersyjnych wydarzeń leżał powracający co jakiś czas z różnym nasileniem spór starszy niż samo chrześcijaństwo – czy można oddawać cześć obrazom, a tak naprawdę, czy można tworzyć jakiekolwiek wizerunki. Spór, który, jak widać, wywoływał takie emocje, że w obronie wizerunków albo za niechęć do nich ginęli ludzie. Chociaż w nowożytnej Rzeczypospolitej nie sposób odnaleźć tak skrajnych przejawów konfliktów religijnych, to w efekcie reformacji również tutaj dyskurs dotyczący kultu obrazów miał swoje bardzo ciekawe aspekty.

Zakaz obrazowania związany jest z trzema wielkimi religiami monoteistycznymi – judaizmem, chrześcijaństwem i islamem – a u jego podstaw leżą znane z Księgi Wyjścia słowa Boga do Mojżesza:

Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył […] (Wj 20, 4-5)

Jednoznaczny zakaz zawarty w Dekalogu koresponduje z historią o złotym cielcu, któremu Izraelici niedługo potem zaczęli oddawać cześć, za co spotkała ich surowa kara (Wj 32), a wszelkie wątpliwości winny rozwiewać słowa z Księgi Powtórzonego Prawa (5, 8-10). Na tej podstawie Żydzi, a od VII wieku również muzułmanie początkowo przestrzegali zakazu tworzenia wizerunków jakichkolwiek istot żywych, a do dzisiaj zakazu przedstawiania Boga. Spór rozgrywał się jednak w łonie wyznania chrześcijańskiego, w którym wykonywanie wizerunków a nawet oddawanie im czci zderzało się z wyrażoną w Starym Testamencie, a powtórzoną w Nowym zasadą:

Będąc więc z rodu Bożego, nie powinniśmy sądzić, że Bóstwo jest podobne do złota albo do srebra, albo do kamienia, wytworu rąk i myśli człowieka (Dz. 17, 29)

Jak się wydaje, konflikt zrodzony w pierwszych wiekach chrześcijaństwa wynikał ze zderzenia tradycji judaistycznej i grecko-rzymskiej z jej bogatym obszarem wizualnych reprezentacji, a także wykuwaniem zasad wiary w oparciu o Nowy Testament, w którym Jezus Chrystus jest eikon (obrazem) Boga niewidzialnego (Kol. 1, 15). W pierwszych wiekach chrześcijaństwa podział był jednak dość jasny: Ojcowie Kościoła potępiali tworzenie wizerunków w jaskrawej konfrontacji ze sztuką pogańską. Święty Atanazy Wielki napisał w IV wieku, że poganie:

przetwarzają na rzeźby i czczą w głupocie to, czego do niedawna używali do zaspokajania swoich potrzeb. Nie widzą ani nie pomyślą, że czczą nie bogów, a sztukę rzeźbiarza.

Odpowiadając na podobne zarzuty, rzymski filozof Porfirios pisał:

[artyści] przedstawili niewidzialną rzeczywistość w widzialnych dziełach dla tych, co nauczyli się odczytywać z posągów, jak z ksiąg, elementy poznania Bogów. Nic w tym dziwnego, że całkiem prości ludzie traktują wizerunki bóstw jak drewno czy kamień, bowiem podobni są do tych, co nie znają liter alfabetu: widzą tylko statuę, malowaną deskę lub paski papirusu.

Paradoksalnie, w niedługim czasie duża część chrześcijan przyjmie perspektywę rzymskiego myśliciela. Zanurzeni w kulturze antycznej chrześcijanie szybko zaczęli ozdabiać katakumby mniej lub bardziej symbolicznymi wizerunkami postaci i zdarzeń starotestamentowych, a nawet przedstawieniami Chrystusa podobnymi do hellenistycznych posągów. Proces upowszechniania się przedstawień Jezusa jako Pantokratora czy wizerunków apostołów odbywał się podskórnie w tym samym czasie, w którym po reformach Konstantyna Wielkiego i oficjalnym rozwoju chrześcijaństwa w Cesarstwie Rzymskim dochodziło do niekiedy gwałtownych scen niszczenia świątyń bogów rzymskich w imię walki z idolami. Od VI wieku coraz częściej pojawiała się opinia o katechetycznej roli obrazów, a relatywizacja starotestamentowego zakazu tworzenia wizerunków prowadziła do przeciwstawiania historii o zniszczeniu przez Mojżesza złotego cielca, stworzeniu przez niego miedzianego węża i Arki Przymierza. W V i VI wieku spór rozgorzał na dobre, podczas gdy kult obrazów rozpowszechniał się coraz bardziej. Wraz z czcią oddawaną relikwiom pierwszych świętych rozwinął się, oparty na wschodniorzymskiej tradycji utożsamiania cesarza z jego wizerunkiem, kult samych przedstawień. Rozwój chrześcijaństwa w czasach Grzegorza Wielkiego został oparty już nie na całkowitym burzeniu lokalnych struktur kultów pogańskich, ale akceptowaniu elementów niesprzecznych z doktryną Kościoła. W ten sposób dochodziło do niszczenia obrazów dawnych bóstw, a w ich miejsce wprowadzano relikwie świętych lub ich wizerunki. Nie może zatem dziwić fakt, że w wielu wypadkach nowa wiara przyjmowała formy politeistycznych wierzeń schyłku Cesarstwa Rzymskiego.

W VIII wieku walka o czystość religii chrześcijańskiej w dużej mierze opierała się na stosunku do obrazów – przeciwników ich kultu nazywało się ikonoklastami, a zwolenników ikonodulami. W decydującą fazę spór wszedł wraz z politycznymi i religijnymi działaniami podjętymi przez zwolennika ikonoklazmu cesarza bizantyńskiego Leona III, który nakazał zniszczyć wszystkie ikony i relikwie, którym oddawano bałwochwalczą, jego zdaniem, cześć. Wydaje się, że działania cesarza miały na celu tyleż uzdrowienie chrześcijaństwa, co podporządkowanie sobie władzy świeckiej i religijnej. Spór w gruncie rzeczy polityczny rozgrywał się na polu teologicznym, a jego ważnymi aktorami byli biskupi. Ostatecznie konflikt wygrali ikonodule. Na II Soborze w Nicei (787 rok) biskupi stwierdzili jasno:

Orzekamy […], że przedmiotem kultu nie tylko powinny być wizerunki drogocennego i ożywiającego Krzyża, ale tak samo czcigodne i święte obrazy malowane, ułożone w mozaikę lub innym sposobem wykonane, które z czcią umieszcza się w kościołach, na sprzęcie liturgicznym czy na szatach, na ścianach czy na desce, w domach czy przy drogach z wyobrażeniami Pana naszego Jezusa Chrystusa […], świętej Bogarodzicy, godnych czci Aniołów oraz wszystkich świętych i świątobliwych mężów. […] Kult bowiem obrazu skierowany jest do wzoru, a kto składa hołd obrazowi, ten go składa Istocie, którą obraz przedstawia.

W ten oto sposób chrześcijaństwo przyjęło myśl późnoantyczną, a późniejsze przejawy ikonoklazmu zwykle uznawano za herezję. Postanowienia Soboru Nicejskiego stały się podstawą, dzięki której w świątyniach chrześcijaństwa zachodniego (a od XVI wieku katolicyzmu) i wschodniego można podziwiać niezliczone obrazy – przedstawienia świętych, Jezusa, a nawet samego Boga. Kult obrazów uprawomocniły liczne acheiropoietos – wizerunki stworzone nie ludzką ręką – obrazy powstałe w nadnaturalny sposób, za sprawą Boga.

Kwestia ikonoklazmu w Europie Zachodniej powróciła z nową siłą w XVI wieku wraz z reformacją. Marcin Luter piętnując niezgodne z prawdziwą wiarą „nawarstwienia” w chrześcijaństwie, postulował powrót do tradycji apostolskiej wczesnego chrześcijaństwa. Z perspektywy zbawienia człowieka problem obrazowania był dla niego poboczny. Radykalizacja pierwszych protestantów nastąpiła jednak już w roku 1522, kiedy pod nieobecność Lutra w Wittenberdze Karlstadt zainicjował tumult, w efekcie którego doszło do wielu aktów ikonoklastycznych, które Luter potępił. W nauczaniu Lutra powtarzały się twierdzenia, że co prawda obrazy nie są potrzebne (a nawet są zbędne), ale mogą pozostać kwestią osobistego wyboru, jeśli tylko nie skłaniają do bałwochwalstwa – dozwolone miało być tworzenie obrazów, ale nie ich adoracja, a podstawową rolą wizerunków powinna być katechizacja. Uważał również, że proces ewangelizacji w duchu prawdziwej wiary doprowadzi do „zniknięcia obrazów z serca”, dzięki czemu „nie czynią przed oczami żadnych szkód”. Obrazami, które miały „zniknąć z serc” były przede wszystkim kult maryjny oraz świętych. Doktryna Lutra nie nakazywała usuwać obrazów z kościołów, jednak w początkowym okresie reformacji ścierały się różne nurty w ramach ruchu. Na ziemiach polskich szybko pojawiły się akty ikonoklastyczne związane z nową wiarą. W czasie tak zwanego tumultu gdańskiego w roku 1525, kiedy mieszkańcy Gdańska obalili dotychczasowy magistrat miasta i zadeklarowali przystąpienie do reformacji, doszło do wypadków niszczenia wyposażenia kościołów.

Zdecydowanie bardziej radykalną postawę wobec wizerunków przyjął drugi z wielkich reformatorów chrześcijaństwa – Jan Kalwin. Dostrzegał paradoksalny zwrot, który nastąpił w chrześcijańskiej myśli teologicznej przed VIII wiekiem i zarzucał władzom kościelnym posługiwanie się logiką identyczną z prezentowaną przez pogan w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Jego zdaniem przedstawianie Boga jest całkowicie bezzasadne z powodu niemożliwości pojęcia ludzką miarą najwyższego majestatu, który przedstawiony w ludzkim wyobrażeniu musiał być pomniejszony, co uznać należy za bluźnierstwo:

Należy więc malować lub rzeźbić tylko to, co mogą uchwycić nasze oczy. Ale Majestat, który nie może zostać postrzeżony przez nasze oczy, nie powinien też doznawać uszczerbku przez niegodne obrazy.

Kalwin jednoznacznie stwierdzał, że zabronione jest umieszczanie jakichkolwiek, nawet świeckich wizerunków w kościołach.

Zwolennicy reformacji na terenie Polski podchodzili zatem do sprawy obrazów niejednoznacznie. Zdecydowanie radykalniejsze kroki podejmowali mieszkańcy Prus Królewskich, ale w pozostałych częściach Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego do połowy XVI wieku z pewną pobłażliwością traktowano zarówno obrazy, jak i kult maryjny. Widoczne były różnice między luteranami, kalwinistami, braćmi czeskimi, a od drugiej połowy XVI wieku również braćmi polskimi. Jeszcze w drugiej połowie XVII wieku luterański kaznodzieja Adam Gdacjusz wskazywał:

My twierdzimy i przy tym zostawamy, że obrazy uczciwe i przystojne, [o] ile historie w Piśmie świętym opisane [ukazują], mogą i mają być cierpiane.

W pierwszych latach reformacji w Polsce i na Litwie wiele kościołów równolegle pełniło funkcję świątyń protestanckich i katolickich. Tak było w kościele mariackim w Gdańsku w latach 1529-1572 czy w Węgrowie w pierwszej połowie XVI wieku. W takich wypadkach wyposażenie świątyń zwykle pozostawiano bez szwanku, dostosowując wystrój w poszczególnych częściach świątyń. Jednak gdy kościoły przechodziły w całości pod opiekę wyznań reformowanych, szczególnie w wypadku zborów kalwińskich i braci polskich, ich wyposażenie było usuwane. Tak stało się najprawdopodobniej w wypadku dawnego wyposażenia świątyni w Węgrowie, gdy kościół pełnił rolę zboru w latach 1558-1630 albo w Pińczowie, gdzie właściciel miasta, Mikołaj Oleśnicki w 1554 roku przekazał świątynię dominikanów kalwinistom. Nie są znane przekazy dotyczące Rzeczypospolitej o pełnych agresji działaniach podobnych do opisanych wydarzeń z Antwerpii, w większości wypadków dzieła sztuki były sprzedawane lub przenoszone do niedostępnych miejsc. Dzieła teologicznie zgodne z doktryną wyznań reformowanych często zachowywano w zborach, inne były przekształcane w taki sposób, by pasowały do oczekiwań nowych wiernych. Warto zwrócić uwagę, że zarówno katolicy, jak i protestanci (szczególnie luteranie) zaczęli traktować dzieła sztuki jako zabytki – świadectwa dawnych epok, tradycji i wiary. Nawet jeśli ewangelicy usuwali wyposażenie ze świątyń, to właśnie ze względu na jego dawność nie niszczyli go, ale traktowali jako rodzaj zeświecczonego „muzealium”. Skutki działalności protestantów na poziomie ikonoklastycznym w wielu źródłach wydają się wyolbrzymione.

Przedstawiciele najbardziej radykalnych odłamów ruchu reformatorskiego w Polsce od połowy XVI wieku zaczęli intensywnie atakować maryjną pobożność. Szczególny sprzeciw protestantów budził ruch pielgrzymkowy, który wiązano z idolatrią. Bałwochwalcza praktyka polegać miała na postrzeganiu poszczególnych przedstawień Matki Boskiej jako osobnych bytów, którym należna jest cześć. Tłumacz wydanej w Pińczowie w 1560 roku rozprawie O Mszy Bernardyna Ochina ganił wiernych:

Chociaż masz doma Maryją drewnianą […] bieżysz Częstochowej, do onej rzekomo zacniejszej Maryi, przedsię kłuszesz do Jakubowego grobu, przedsię wleczesz do Świnczej, do Prostyniej, na Skałkę, albo tam gdzie jest jaki cudniejszy obrazek.

W zapale religijnego konfliktu obie strony chętnie sięgały po język prosty, dosadny, niekiedy zakrawający o wulgarność. Kalwiński kaznodzieja Stanisław Lutomirski ikonę jasnogórską nazywał „bałwochwalską tablicą”, „częstochowską deską” składającą się na drzwi piekielne, a oddawanie jej czci określał mianem cudzołóstwa. Jakub Wujek w bardzo perswazyjny sposób odpierał zarzuty obrazoburców mówiąc, że „wyrzuciwszy obrazy Pana Chrystusowe, obrazy Lutra, Kalwina i nierządnic swoich na to miejsce wstawiają”. Odwołując się do czasów apostolskich, wskazywano na świętego Łukasza jako autora obrazu jasnogórskiego, co protestanci, jak na przykład Krzysztof Kraiński, odpierali, mówiąc, że „w takich szatach świetnych i kosztownych malują [Marię], jako jaką boginię, w jakich ona będąc ubogą nie chodziła”.

Do momentu, w którym krytyka lub obrona obrazowania pozostawały w warstwie słownej, miały one ograniczone możliwości oddziaływania na ogół społeczeństwa. Zdarzały się jednak przypadki, w których od słów przechodzono do czynów, a akty ikonoklastyczne (jak się wydaje, w przeważającej mierze lepiej pasujące do miana chuligańskich wybryków niż religijnego zapału) zdarzały się również w Rzeczypospolitej. Należy jednak zaznaczyć, że przekazy tego typu pochodzą w większości ze źródeł katolickich, a wyolbrzymienie zdarzeń o charakterze ikonoklastycznym było orężem w religijnym sporze i miało na celu zniechęcenie wiernych do innowierców. W 1575 roku w Rogoźnie niedaleko Wągrowca protestanccy złodzieje ograbili z wotów i zbezcześcili, wrzucając do kałuży, figurkę Matki Boskiej. Można się tylko domyślać, że bardziej niż obrazoburczy, czyn ten miał charakter rozbójniczy. Niekiedy akty ikonoklastyczne były prowokowane, tak było w wypadku ustawiania krzyży na gruntach należących do innowierców. W 1638 roku zniszczenie właśnie takiego krzyża stało się zarzewiem represji wobec braci polskich, które skutkowały zamknięciem zboru w Rakowie.

W tekstach katolickich akty ikonoklastyczne wiązały się często z reakcją samych dzieł: obrazy poruszały się, obrazoburcom usychały ręce podniesione na święte wizerunki, a niekiedy dotykała ich nagła śmierć. W Braniewie w 1627 roku obraz Chrystusa ukrzyżowanego zaczął krwawić po tym, gdy strzelali do niego szwedzcy (protestanccy) żołnierze. Topos cierpiącego obrazu – samodzielnego, świadomego bytowania obiektu – był zresztą często wykorzystywanym motywem sankcjonującym kult obrazów. Kłóciło się to z nauką Soboru Trydenckiego, zgodnie z którą wiarę w moce przypisywane konkretnym obiektom wiązać należy z pogaństwem. Lokalni kaznodzieje tłumaczyli jednak, że cuda związane z wizerunkami służą ukaraniu sprawców i pochodzą od Boga. Nic w tym dziwnego, skoro niszczenie wizerunku Chrystusa zgodnie z katolicką doktryną kultu obrazów równoznaczne było z atakiem na samego Boga. Dwie charakterystyczne blizny na wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej uznawane były już od czasów Długosza za dzieło obrazoburców i innowierców (zmieniających się w zależności od opowiadającego historię). W czasach kontrreformacyjnych zmagań, z nową siłą powrócił również wątek dzieł nie ludzką ręką uczynionych, a w znanej od XVII wieku pieśni Bądź uwielbion Boże Prawy przetrwały nagana wobec protestantów i pociecha dla katolików:

Bo gdy kacerstwo przeklęte
Bluźniło obrazy święte,
Nadałeś Polskiej Koronie
Ku twej czci a jej obronie
Obraz Matki Syna Twego
W [tu odpowiednia nazwa miejscowości] dziwnie zjawionego

Nie ulega wątpliwości, że władze Kościoła Katolickiego mimo programowej zgody na kult wizerunków dostrzegały również wypaczenia niebezpiecznie zbliżające prostą pobożność do praktyk bałwochwalczych. Na Soborze Trydenckim, na chwilę przed zakończeniem obrad, 3 grudnia 1563 roku uchwalono dekret O wzywaniu, czci i relikwiach świętych oraz świętych obrazach, w którym z dużym naciskiem przywołano zasady oddawania czci obrazom określone w decyzjach II Soboru Nicejskiego:

[…] ta cześć, która się im [obrazom] dzieje, ściąga się na oryginały, to jest na te, których one obrazy znamionują.

Wprowadzając postanowienia soborowe, synod biskupów w Krakowie w 1621 roku określał nawet, które przedstawienia niezgodne z nauką Kościoła należy usunąć ze świątyń (w domyśle zniszczyć); wymieniono nieprzystojne wizerunki półnagiej Marii Magdaleny, Adama i Ewy, ale także świętej Anny z trzema mężami (historia apokryficzna). Papież Urban VIII nakazywał niszczyć dzieła sztuki kościelnej, które niezgodne były z postanowieniami soborowymi i narażały na śmieszność naukę Kościoła (takimi przedstawieniami miały być na przykład wizerunki Trójcy Świętej pod postacią osoby o trzech twarzach). W 1689 roku biskup poznański Stanisław Witwicki nakazywał w pierwszą niedzielę każdego miesiąca odczytywanie w kościołach nakazów Soboru Trydenckiego, by uniknąć wypaczeń w ramach czci oddawanej wizerunkom.

Spory o kult obrazów wśród wyznań chrześcijańskich trwały w zasadzie przez całą epokę nowożytną. Jeszcze w końcu XVII wieku wybitny poeta Wacław Potocki (notabene konwertyta z arianizmu na katolicyzm), pisał pełne żarliwości wiersze o kulcie obrazów, jak Dysputa z lutrem o obraziech. Po okresie początkowej dyskusji o głęboko teologicznym charakterze z czasem spory zaczęły przybierać formę prostego i wyrazistego wyznacznika preferencji konfesyjnych. W wielu przypadkach zachowania ikonoklastyczne zwolenników reformacji faktycznie przybierały gwałtowny charakter, jednak w przeważającej mierze usuwanie wizerunków było procesem stopniowym. Jeszcze w XVII wieku zdarzały się napomnienia lokalnych synodów dotyczące przechowywania w zborach dzieł sztuki utrwalających „papistowskie” wierzenia. Wiele nowożytnych aktów ikonoklastycznych, które rzekomo miały miejsce na terenie Rzeczypospolitej, wydaje się wyolbrzymionych przez lokalny kler, a niektóre działania czysto rozbójnicze przedstawiano jako obrazoburstwo. Często zakładano również z góry, że zniszczenia dokonane przez ewangelików mają charakter ikonoklastyczny, w przeciwieństwie do zniszczeń dokonanych przez wyznawców katolicyzmu. Tak było na przykład w wypadku tryptyku z Pruszcza Gdańskiego, którego uszkodzenie przez Szwedów w 1656 roku wiązano z obrazoburstwem, ale dewastację tego samego tryptyku w 1578 przez wojska Stefana Batorego uznano za naturalną konsekwencję działań wojennych.

Na koniec warto stwierdzić, że nie wszystkie czyny o charakterze ikonoklastycznym wynikały z pobudek religijnych. Tradycja działań in effigie (w obrazie) – na przykład egzekucji dokonywanych na wizerunku danej osoby, gdy nie było możliwości przeprowadzenia jej „na żywo” – była głęboko zakorzeniona w historii (i, jak się zdaje, w ludzkiej naturze). Świadectwa takiego podejścia zmieszanego z konfliktem religijnym i zwyczajną ludzką urazą widać w młodzieńczym wybryku Jana Sobieskiego! W czasie swojej podróży edukacyjnej po Europie przyszły król miał nieprzyjemność trafić w Hamburgu na gospodarza, który oczekiwał zbyt wysokiej zapłaty za nocleg. Nie mogąc jednak nic zrobić, Sobieski postanowił zemścić się na nieuczciwym ewangeliku w prawdziwie ikonoklastyczny sposób:

Na pomstę onemu nie mogąc co wyrządzić, znęcaliśmy się nad obrazami dwiema Marcina Lutra y Marcinowej, co kto mógł wymyślił na odjezdnym […].

Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

Kultura Dostępna logo