© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   14.02.2015

Jan Chryzostom Pasek

Nie da się o nim rozmawiać nie powołując się na entuzjastyczne słowa Adama Mickiewicza, który podczas wykładów w College de France zamknął całą właściwie literaturę wieku XVII powołując się na dwa w istocie nazwiska: księdza Kordeckiego i Jana Chryzostoma Paska. Formuła mówienia o wieku XVII przyjęta przez poetę romantycznego jest zresztą znamienna i sama w sobie wielce konceptystyczna: albowiem Mickiewicz, szukając w swych wykładach prawdy o kulturze polskiej, sensu istnienia dzieł sztuki czy zadań twórców, którzy najpełniej wyrażają tożsamość polską na jej różnych etapach, wymienia przeora Kordeckiego jako swego rodzaju emanację staropolskiego ducha (cnoty, ale tragiczności, wierności, ale i pokus, Wieszcz zresztą przedstawia bohaterskiego przeora jako figurę polskiego, jakże niestety już nowożytnego! tragicznego wyboru). Zaś Pasek to dla Mickiewicza emanacja polskiego ciała, polskiego charakteru, polskiej energii.

Ja bym chciał mówić o Pasku jako o, po pierwsze „stylu”, a po drugie jako o pewnej antropologii. I jedno, i drugie zamierzenie nie ma w sobie nic z mickiewiczowskiej odwagi. Raczej może zwraca się uwagą na Paska jako na Paska, a nie na Paska jako na swego rodzaju reprezentanta czegoś więcej. Może to nie jest słuszne podejście, ale – sądzę  że czasy romantycznej odwagi w formułowaniu pewnych wizji odesłać należy, z niechęcią to mówię zaiste, do lamusa, bo łatwość w formułowaniu przez Wieszcza opinii jest dosyć… onieśmielająca.

Jeżeli chodzi o styl to cała jego moc, jak sądzę, opiera się na fakcie, iż Pasek spisywał swoje pamiętniki pod koniec życia. O ile spisywał… O ile Pamiętniki, które wszak ukazały się dopiero w XIX wieku drukiem, a wcześniej zalegały w rękopisach, nie są jakimś… literackim kamuflażem (a na pewno nie są, o tym zapewniają nas badacze, którzy się Paskiem zajmowali, a byli to na tyle wybitni badacze, iż należy im ufać). Zatem, odrzuciwszy tę niewczesną wątpliwość chciałbym powiedzieć, że spisane, zebrane, czy sformułowane na piśmie pod koniec życia Pamiętniki miały formę niezwykle ciekawą, a wynikłą, jak mniemam, z faktu, iż wyrosły z tradycji oralnej. Na nasz użytek warto skonstatować, iż owo wynikanie wynika (jaka ładna tautologia!) całkiem po prostu - jeśli można tak podejrzewać, ale jeśli się tego sądu nie obali, będzie obowiązujący od dzisiaj – ze swego rodzaju gawędziarskiego charakteru wypowiedzi. Narracje Pana Paska, chociaż oparte na zasadach pamiętnikarskich (mają daty roczne), konstruowane są nie w oparciu o chronologię, ale w oparciu o anegdotę. Zaraz wyjaśnię o co mi chodzi. Anegdota Paska to forma podawcza nieco poprzedzająca nowelę; zapewne znana wszystkim z autopsji; w większości rodzin jest Wujciu albo Dziadzio „anegdociarz”, który nieco na zawołanie (a najczęściej z własnej nieprzymuszonej woli) jest w stanie snuć opowieść o minionych wydarzeniach. I jeśli umie dobrze opowiadać cechą charakterystyczną owej opowieści towarzyskiej jest krótkość (w ramach rozsądnych granic) i znaczące ciążenie do pointy; wydarzenie ma zajmować uwagę słuchacza; dobrze jest, kiedy obdarzone jest pewną dozą dowcipu: komizm to sytuacyjny albo słowny. Porównałbym zatem Pamiętniki pana Paska do sznura drogocennych anegdotycznych kamieni nanizanych na nie tak ważną  łużącą jedynie uwidocznieniu owych kamieni  nitkę czasu.

Ważny w owym anegdotycznym ciągu pisarza jest humor; niemniej istotna pointa; Pasek nie chce opowiadać nam o wszystkich wydarzeniach: skupia się na historiach. Oczywiście wzbogaca swój wywód o przeróżne dokumenty: mowy, wiersze, listy, ale przede wszystkim dba o to, aby słuchacz-czytelnik nie znudził się. Pilnuje tak samo, co inna cecha jego stylu, aby opowiadanie wciągało. Stara się, by tematyce odpowiadała atmosfera opowieści. Mickiewicz powołuje się na słynny opis pola elekcyjnego Paska, gdzie królują zdania krótkie, antyteczne, gdzie ten-kto-mówi zachowuje się chwilami jak – przepraszam za anachroniczne porównanie – komentator sportowy albo dziennikarz: stara się być wszędzie, w każdym miejscu pola pod Wolą, gdzie tylko się coś interesującego dzieje. Podobnie jest z opisami bitew, których bohater-narrator stoczył wiele. Nie wszystkie wymienia; niektórych szczegółów nie jesteśmy w stanie zapamiętać, ale zamiast tego jesteśmy w stanie pamiętać co innego: na przykład Szwedów, którzy w wyniku wysadzenia prochowni, stukają do nieba bram; podobnie z bitwy pod Połonką zostaje nam przed oczyma niecodzienna anegdotka o dwóch husarzach kładących się spać (lekko podochociwszy) i dla fantazji, na brzuchu zabitego żołnierza moskiewskiego.

Żywioł narracyjny, ewidentne zamiłowanie autora do opowiastek pełnych suspensu przynosi niezwykle pociągające opowieści, jak ta na przykład o przejeździe przez Litwę pisarza z kasą wojskową. Czyta się te opowieści o napadach, próbach odbicia żołdu, jak wspomnienia z Dzikiego Zachodu, jak, chciałoby się powiedzieć – różne opowieści awanturnicze, jak najlepsze fragmenty ewidentnie stylizującego się na Paska autora Trylogii.

Co napisawszy uświadomiłem sobie kwestię dosyć istotną: czym innym jest opowiedzieć ciekawą historię, a zupełnie czym innym jest ją napisać. Co dopuściwszy do świadomości winienem spointować: tak, Jan Chryzostom Pasek jest pierwszym polskim pisarzem, beletrystą, autorem obdarzonym wielkim talentem narracyjnym, zarazem tak samo zapewne reprezentantem bardzo popularnego w okresie sarmackim gatunku literackiego, który nazywamy uczenie pamiętnikarstwem. Pobieżne nawet przejrzenie przeróżnych szlacheckich sylw, czyli ksiąg rodowych prowadzonych w szlacheckich dworkach przez pokolenia wskazuje nam na glebę, grunt, hojnie i skrupulatnie, i niestrudzenie uprawiany przez setki a może i tysiące autorów. Taka uprawa musi przynieść zbiory obfite!

Czy ten żywioł stylistyczny ma jakiś cel? Czy, innymi słowy, o coś chodzi autorowi? Zapewne, stale powtarzający się, acz dosyć intelektualnie mało nośny, aspekt dydaktyczny roboty pisarskiej Paska, to nie tyle, jak się gdzieniegdzie czyta, jakiś wielki autorski projekt ekspiacyjny. To nie tak! Zestawianie życia autora z tym co zapisano w jego Pamiętnikach, przepraszam, ale świadczy o swoistym niezrozumieniu zasad rządzących światem pisarskim. Pasek buduje barwną, ciekawą narrację, owszem ów element dydaktyczny (który można opisać skrótowo zwrotem: „Zaświadczam to swoim życiem: niewinnego nic złego spotkać nie może”) ma jakieś tam znaczenie, ale zarazem sam ów świat przedstawiony jest wartością, której nie warto chyba porównywać do „rzeczywistości”. Niewiele wnosi albowiem do oceny tego dzieła pytanie: „jak to było naprawdę?” Było tak albo inaczej: nie pytaj mnie o to, powiada Pasek pisarz, czytaj i ciesz się lekturą. To twoje, jako czytelnika, podstawowe zadanie.

Przechodząc zaś do owego drugiego punktu, owej antropologii. Tu chyba łatwiej powoływać się na Mickiewicza: nie wiem, ma się rozumieć, czy tak było, ale kraj panów Pasków, jeżeli Pasek jest pewnym modelowym wytworem epoki, to zaiste kraina dosyć intrygująca. Żywotność, zapewne wynikająca z konwencji przyjętej w opowieści, skłonność do dowcipu, fantazja, wyobraźnia, jakiś rodzaj niezmordowanej ciekawości świata (popatrzcie na Paska w Danii: ciekaw jest morza, ciekaw jest żeglugi, ciekaw jest duńskich obyczajów, duńskich kobiet, strojów, ciekaw jest mody), swoista jakaś egzystencjalna zachłanność, skłonność do brawury, poczucie dumy, ale i swego rodzaju autoironii – to wszystko czyni być może z paskowych Pamiętników jakiś rodzaj zapisu (nawet jak nie opisu, to właśnie: programu, opisu idei) szlacheckiej antropologii, która zasadzała się na kulcie oryginalności i niesłabnącej energii. Przecież już starszy pan Pasek, kiedy jedzie z pospolitym ruszeniem na hordę tatarską, potrafi dla animuszu zażartować sobie z „przypasanych do miecza rycerzy”, choć ten dowcip zapewne do najlżejszych nie należy. I konsekwencje mógł mieć dosyć ponure i niełatwe do opanowania.

Już tu w innym miejscu się wspominało, iż jest Pasek tak samo swoistym dowodem na to, ile znaczyło poczucie podmiotowości szlachty; jak silne było odczucie odpowiedzialności i wolności osobistej. Ile znaczyło sąsiedztwo i jakie znaczenie miało przeświadczenie, że prawa są dla ludzi, a nie ludzie dla praw.

Fantazja szlachecka zapewne dla rządzących musiała być dosyć uciążliwa. Ale pamiętajmy, że dla wszystkich rządzących: także dla tych, którzy usiłowali Rzeczpospolitą skolonizować. Kiedy widzi się Paska z jego niezmordowanym animuszem, zaiste widać jak na dłoni, że projekt zaborczej dekonstrukcji polskości powieść się nie mógł.

Pieczołowanie zatem Paska w sobie (ale z całą świadomością, że miała ta paskowość tak samo oblicze dosyć nieprzyjemne i mroczne) jest stąd poniekąd naszym zadaniem obywatelskim.

Zostawić tę energię w sobie, w jakimś chemicznym, kulturowym procesie oddzielić butę, pychę, arogancję, kłótliwość: to się nie poddać. Wyrokom historii tak samo.