© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Konno czy łodzią? Dylematy staropolskich podróży lądowych w XVII w.

W epoce nowożytnej charakterystycznym dla szlachty polskiej sposobem podróżowania po Europie była jazda konna. Zresztą także w kraju przeciętny szlachcic spędzał większość życia w siodle. Jazda konna była właściwym dla szlachty sposobem przemieszczania się i podróży. Posiadanie konia stanowiło wyróżnik i dowód bogactwa oraz szlacheckiego statusu. Ludzie podróżujący pieszo, poza pielgrzymami, byli powszechnie kojarzeni negatywnie jako włóczędzy czy bandyci. Stąd wydaje się, iż jedyną alternatywą dla podróży lądowych polskiej szlachty były powozy, karety czy dyliżanse pocztowe. Taki sposób podróżowania uwydatniał walory reprezentacyjne podróżującego i przynajmniej teoretycznie zapewniał większą wygodę, ale zły stan dróg w wielu krajach bądź ich deficyt nie zawsze pozwalał na wykorzystanie różnego rodzaju zaprzęgów konnych.

Przynajmniej w niektórych regionach istniała jednak również inna możliwość polegająca na wykorzystaniu żeglugi śródlądowej, poczynając od najprostszej jej formy w postaci pokonania rzeki promem. Jednakże rzeki starano się przebywać zazwyczaj w bród, jeśli była na to szansa. Niemniej podróż rzeczna przynosiła liczne korzyści. Przede wszystkim zapewniała szybkość i taniość podróży i transportu, a także bezpieczeństwo, ponieważ bandyci napadający podróżnych, zdecydowanie częściej grasowali na lądzie. Stąd na niektórych odcinkach staropolscy peregrynanci korzystali z łodzi, promów, barek czy statków rzecznych. W Europie żegluga śródlądowa wykorzystywała przede wszystkim naturalne cieki wodne, a zatem z zasady duże rzeki. Do najbardziej uczęszczanych w XVII w. przez Polaków należały: Loara, Dunaj, Ren, Pad oraz ich większe dopływy. W Wenecji, z natury rzeczy, podczas zwiedzania miasta konieczny był transport gondolami.

Druga alternatywą było skorzystanie z sieci kanałów śródlądowych, która w XVII w. zaczęła regularnie pokrywać kontynent europejski. Słynęła z nich szczególnie Holandia, gdzie drogami rzecznymi można było swobodnie podróżować pomiędzy poszczególnymi ośrodkami miejskimi. Istniały nawet specjalne przedsiębiorstwa przewozowe z ustalonym rozkładem jazdy. Napęd żaglowy wspomagano tam nierzadko zaprzęgiem końskim wykorzystywanym do ciągnięcia barek po kanałach w przypadku niesprzyjającego wiatru. Punktualność i bezpieczeństwo tego środka transportu powodowały, iż prawie wszyscy bez wyjątku polscy peregrynanci korzystali z takiej formy podróży. Zdarzały się wypadki, o czym świadczy choćby opis złamania masztu, który zawdzięczamy Sebastianowi Gawareckiemu, preceptorowi młodych Sobieskich (Jana i Marka – podróż kanałem miała miejsce w 1646 r.), który na odcinku z Delft do Groningen był świadkiem takiego zdarzenia. Inne fragmenty dróg wodnych, chętnie nawiedzanych przez Polaków, znajdowały się we Francji (rzeczny rejs Loarą z Lyonu do Orleanu, z krótkim odcinkiem lądowym), Włoszech (kombinowana żegluga morsko-rzeczno-kanałowa z Wenecji do Bolonii) czy na ziemiach niemieckich (rejs rzeką Men i dalej Renem z Frankfurtu do Kolonii).