© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   22.06.2021

Malarka kwiatów. Henryka z Minterów Beyer (1782-1855)

Jedną z nielicznych rozrywek, jakiej bez przeszkód mogły oddawać się kobiety w minionych epokach, było malowanie. Uważano, że równie jak muzyka łagodzi umysł, kształci wyobrażenia, a nadto daje jeszcze i wiadomości, które w towarzystwie przyjemne sprawują chwile. Zdecydowana większość pań uprawiała malarstwo amatorsko, rezygnując ze swojej twórczości artystycznej wraz z chwilą zamążpójścia. Niektóre z utalentowanych amatorek zostawały jednak zawodowymi malarkami, traktującymi sztukę jako profesję, dzięki której zyskiwały niezależność i uznanie.

Do grona pierwszych polskich malarek-profesjonalistek należała między innymi – wywodząca się z niemieckiej rodziny mieszczańskiej – Henryka z Minterów Beyer. Pomimo wielu trudności, z jakimi spotykały się wówczas kobiety, udało się jej osiągnąć sukces zawodowy. Z powodzeniem prezentowała swoje dzieła na wystawach sztuk pięknych, gdzie zdobywała medale i liczne pochwały. Zajmowała się również działalnością pedagogiczną – była nie tylko nauczycielką rysunku i malarstwa, lecz także założycielką pierwszej na ziemiach polskich szkoły artystycznej dla kobiet. Warto zatem poznać bliżej tę nieprzeciętną, wyróżniającą się na tle swojej epoki damę, która – dzięki zdolnościom, wytężonej pracy i determinacji w dążeniu do celu –  zdobyła znaczącą pozycję w zdominowanym przez mężczyzn świecie sztuki i przetarła szlaki kolejnym, marzącym o artystycznej karierze, pokoleniom kobiet.

Henryka Maria Zofia przyszła na świat 7 marca 1782 roku w Szczecinie jako córka Michała Krzysztofa Mintera i Joanny Elżbiety z Kräuterów. Miała troje rodzeństwa: siostrę Wilhelminę oraz - wybitnie zasłużonych dla kultury, architektury i przemysłu Warszawy - braci Wilhelma Henryka i Karola Fryderyka. Od najmłodszych lat rozwijała swój talent plastyczny; początkowo uczyła się w swoim rodzinnym mieście u malarza Petera Schmidta, a następnie w Berlinie u Gottfrieda Wilhelma Völcknera, który wywarł istotny wpływ na jej twórczość artystyczną. To właśnie za sprawą tego utalentowanego i cenionego malarza kwiatów zainteresowała się kwiatowymi martwymi naturami, wzorowanymi na siedemnastowiecznym malarstwie flamandzkim. Henryka doskonaliła swoje umiejętności pod okiem Völcknera w latach 1805-1811, po czym wyjechała do Warszawy, gdzie osiedliła się już na stałe. Dwa lata później, przechodząc z luteranizmu na kalwinizm, poślubiła Jana Wilhelma Beyera, naczelnika Urzędu Loterii, z którym miała trzech synów: Wilhelma Stanisława, Henryka Karola i Karola Adolfa. Na uwagę zasługuje fakt, że młodzi Beyerowie – podobnie jak ich rodzice i wujowie – chlubnie zapisali się na kartach historii Warszawy. W sposób szczególny zasłużył się dla miasta najmłodszy z nich, Karol Adolf, znany przede wszystkim jako pionier warszawskiej dagerotypii i fotografii.

Małżeństwo Henryki nie trwało jednak zbyt długo – w 1819 roku artystka niespodziewanie owdowiała. Zmuszona zapewnić sobie i dzieciom godny poziom życia, zawodowo zajęła się swoją dawną pasją – malarstwem. Wiadomo, że korzystała w tym okresie z fachowych porad Antoniego Brodowskiego, wybitnego malarza, który przez kilka lat wynajmował mieszkanie w jej domu na Lesznie. Maria Gerson-Dąbrowska w książce pod tytułem Artyści polscy. Ich życie i dzieła w sposób następujący opisała jedną z takich lekcji:

W jednym z pokojów niedużego mieszkanka założono pracownię malarską. Na stalugach stoi obraz, przedstawiający kwiaty i owoce, dziwnie pięknie i miękko malowane. Takiż sam bukiet kwiatów stoi na stoliku, ustawionym w dobrem świetle. Cicho w pracowni, jasno, czysto i miło, czuć jakąś troskliwą, umiejętną rękę, która porozstawiała malowniczo sprzęty i ułożyła kwiaty w wazonach. Za drzwiami słychać gwar głosów dziecięcych, a wnet też otwarły się drzwi i weszła kobieta młoda jeszcze, w skromnych sukniach. Skinieniem ręki usunęła czepiające się jej sukni dzieci, zwolna podeszła do stalug i bacznie wpatrzyła się w rozpoczętą pracę.
- Doskonale! Gratuluję! Gratuluję! - ozwał się niespodzianie głos męski. Odwróciła się żywo pani Henryka Beyerowa. Za nią stał, uśmiechając się życzliwie, Antoni Brodowski.
- Gratuluję - powtórzył, skłaniając z galanterją piękną głowę - te kwiaty mają lekkość i barwę nadzwyczajną, a i owoce pełne i soczyste, że tylko je w usta kłaść.
- Istotnie? - uradowała się Beyerowa - Wielka, wielka to dla mnie pociecha i łaska Boska, że mi zdatność do tej pracy, a i takiego, jak waszmość pan, przyjaciela i doradcę dała. Może też i te moje sieroty na ludzi wychować zdołam.
- Jenobym tu nieco przyrzucił - podejmuje Brodowski. Ujął węgiel i kilku śmiałemi rzutami dopełnił rysunek bukietu. A tubym kolor wzmocnił - i w net ująwszy pendzel, lewą ręką zręcznie położył kilka plam barwnych. Obie ręce chodziły mu jednakowo sprawnie, jeno, że jedną do ołówka, drugą do pendzla miał włożoną. Nieraz tak po koleżeńsku odwiedzał wdowę, rad jej życzliwych udzielając.

Profesjonalnego wsparcia udzielał Henryce również jej brat Karol Fryderyk, miniaturzysta i litograf, pod którego kierunkiem wykonywała litografie przedstawiające kwiaty i studia kwiatowe. Wybór tej tematyki wynikał jednak nie tylko z jej estetycznych upodobań, lecz także z panującej wówczas mody. Jak pisała Agnieszka Rosales Rodríguez, to właśnie kwiaty – w postaci pąków, gałązek, bukiecików – były ulubionym motywem biedermeierowskiej estetyki w dekoracji tapet, doniczkowych „azylach” i żardinierach we wnętrzach, ozdobach biletów, kartkach z życzeniami, darach upamiętniających przyjaźń, w zielnikach, wzorach haftu.

Utalentowana i artystycznie wykształcona Henryka szybko zyskała sławę mistrzyni kompozycji kwiatowych, które chwalono za wytworność, wdzięk, ciepłą i stonowaną kolorystykę, wierność naturze i precyzję wykonania. Wiadomo, że tworzyła również portrety i obrazy z popiersiami znanych osób w otoczeniu kwiatów. Jednym z tego typu przedstawień jest Apoteoza Kochanowskiego, znana również jako Portret Jana Kochanowskiego w wieńcu z kwiatów. Co jednak ciekawe, początkowo była to podobizna cara Aleksandra I, która później, w 1830 roku, została przez Henrykę przemalowana. Prawdopodobnie malarka zamierzała w ten sposób uczcić trzechsetną rocznicę urodzin wielkiego poety, niewykluczone jest jednak, że tym patriotycznym gestem pragnęła również dać wyraz swojej solidarności z powstańcami listopadowymi, wśród których byli także jej dwaj synowie – Wilhelm Stanisław i Henryk Karol.

W latach 1821-1845 artystka uczestniczyła w warszawskich wystawach sztuk pięknych, które przyniosły jej dużą popularność. W 1821 roku za jeden z dwóch obrazów przedstawiających kwiaty otrzymała brązowy medal, zaś w 1823 roku za pięć płócien o podobnej tematyce została nagrodzona złotym medalem. Prezentowane przez nią prace były wysoko cenione zarówno przez komisję konkursową, jak i warszawską publiczność, co potwierdzają ówczesne recenzje. Na łamach Gazety Warszawskiej pisano między innymi, że dobry smak dający się spostrzegać w układzie tych dzieł, wierność i świeżość kolorytu, wykończenie szczegółów i harmonija ogółu powszechnie się podobały. W 1825 roku malarka odebrała po raz kolejny złoty medal za obraz wyróżniający się spośród innych miękkością pędzla, pogodnym kolorytem, i doskonałym naśladowaniem natury. Trzy lata później otrzymała pochwałę za cztery dzieła ukazujące kwiaty w wazonach. Co godne uwagi, uwiecznił je nawet Wincenty Kasprzycki na swoim słynnym obrazie Wystawa Sztuk Pięknych w Warszawie 1828 roku. Z amatorki i pasjonatki stała się profesjonalną malarką, która odnosiła sukcesy na wystawach i z zyskiem sprzedawała swoje prace. Zważywszy na ograniczenia, jakie narzucały kobietom ówczesne normy społeczne, były to poważne osiągnięcia. Malowała olejno, akwarelą i gwaszem, wykazując się w każdej z tych technik dużą sprawnością i swobodą. Wzbudzające podziw dzieła Henryki świadczyły jednak nie tylko o jej talencie, lecz także o imponującej wiedzy z zakresu botaniki, którą pogłębiała wytrwałymi studiami z natury w warszawskich parkach i ogrodach. Na obrazach i rysunkach artystki można bowiem odnaleźć wiele różnorodnych gatunków kwiatów, między innymi róże, dalie, lilie, piwonie, hortensje, magnolie, żonkile, goździki, maki, powojniki, konwalie, nasturcje, a nawet egzotyczne anemony, clematisy, agapanty, kufliki, gloriozy, męczennice, kalie i juki. Henryka komponowała swoje dekoracyjne martwe natury również z rozmaitych owoców, niekiedy też na jej płótnach pojawiały się martwe zwierzęta, co było charakterystycznym elementem barokowego malarstwa flamandzkiego. Przypatrując się uważnie kwiatowym kompozycjom malarki można dostrzec także drobne detale w postaci barwnych owadów i błyszczących kropel wody. Te urokliwe, świadczące o precyzji i pomysłowości ich autorki szczegóły odnajdziemy chociażby w obrazie zatytułowanym Bukiet kwiatów w wazonie z 1827 roku.

Wykorzystując swoją wiedzę i zdolności, Henryka Beyer udzielała również prywatnych lekcji rysunku i malarstwa. Z czasem też podjęła decyzję o założeniu szkoły artystycznej dla kobiet, którą prowadziła w latach 1824-1833. Początkowo zajęcia odbywały się w mieszkaniu malarki w pałacu Olbromskich na ulicy Senatorskiej, później zaś – w położonym na ulicy Elektoralnej domu nr 795, gdzie artystka przeprowadziła się w 1830 roku. Była to pierwsza w Polsce tego typu placówka, w której kobiety zdobywały podstawy zawodowe, co w przyszłości miało zapewnić im niezależność finansową. Wśród uczennic Henryki znajdowało się wiele utalentowanych panien zarówno z rodzin mieszczańskich, jak i szlacheckich – jedną z nich była rysowniczka i litografka Maria z Tańskich Herman, młodsza siostra Klementyny Hoffmanowej.

Pamiętając, że – jak pisze Agnieszka Rosales Rodríguez – sztuka znajdowała się wówczas w domenie męskiego działania, bo i publiczne szkolnictwo artystyczne niemal do końca XIX wieku nie dopuszczało kobiet, skazując je na los amatorek, zajmujących się kobiecym rękodziełem (haftem, wycinkami, akwarelą), działalność pedagogiczną Henryki należy uznać za niezwykle ważną w historii emancypacji kobiet na ziemiach polskich. W opinii Edwarda Rastawieckiego, jako nauczycielka, położyła nie małe w kraju (...) zasługi, nie tylko ukształceniem wielu odznaczonych uczennic, lecz nadto rozpowszechnieniem pomiędzy płcią piękną, tyle dlań w życiu powabu i osłody niosącego sztuk zamiłowania. Z dzisiejszej perspektywy powiedzielibyśmy, że znacznie wyprzedziła swoją epokę, dostrzegła bowiem – również za sprawą własnych doświadczeń –  potrzebę zapewnienia kobietom odpowiedniego, pozwalającego na pracę zarobkową, wykształcenia. Co ciekawe, na problem ten zwróci uwagę dopiero Eliza Orzeszkowa w rozprawie Kilka słów o kobietach z 1870 roku, której fabularnym rozwinięciem będzie wydana trzy lata później powieść pod tytułem Marta.

Henryka Beyer zmarła 24 października 1855 roku w Chrzanowie pod Warszawą, w majątku swojego najmłodszego syna, Karola Adolfa. Została pochowana w stolicy na cmentarzu ewangelicko-reformowanym, gdzie pożegnali ją nie tylko członkowie rodziny, lecz także dawne uczennice, które w rzewnem uczuciu żalu i przywiązania (…) drogę cmętarza, całą kaplicę i katafalk, zasłały owem zmarłej prawdziwym godłem, kwiatami. Postać malarki upamiętnił również poeta Stanisław Jachowicz w wierszu Na cześć ś.p. Henryki Bajer:

Prosta jak kwiatek co go malowała,
W niebiańskie strojny klejnoty,
Prawda w jej słowie, a w czynach jej chwała,
W życiu zachęta do cnoty.

Wiele lat później jej twórczością zachwycał się między innymi Wojciech Gerson, który w 1885 roku napisał w jednym ze swoich artykułów, że artystka  słynęła z pięknie malowanych kwiatów i była mistrzynią w tym zakresie, a godnie współzawodniczyła z niezwykle zdolnym malarzem kwiatów, artystą Antonim Kolasińskim. Za niezwykle utalentowaną uważał ją również Zygmunt Gloger, według którego malowała przecudne kwiaty (…). Bukiety jej róż i konwalii zdawały się prosić o powąchanie. Po jej zgonie artyzm w tym kierunku podupadł (…). Co więcej, obrazy Henryki Beyer regularnie prezentowano na ówczesnych wystawach sztuki polskiej – między innymi w 1894 roku we Lwowie i w 1898 roku w Warszawie. Z czasem jednak sława i uznanie, jakimi artystka cieszyła się przez długie lata, przeminęły. Dzisiaj pozostaje mało znaną i niedocenioną malarką, istniejącą jedynie w świadomości historyków sztuki i miłośników dawnego malarstwa. Tymczasem ta wyjątkowa – odważna, zaradna, pracowita i samodzielna – kobieta w pełni zasługuje na trwałe miejsce w historii naszej kultury. Była ona bowiem nie tylko jedną z pierwszych polskich malarek-profesjonalistek i założycielką pierwszej w Polsce szkoły artystycznej dla kobiet, lecz także silnym wzorcem osobowym. Wychodząc poza uwarunkowania swojej epoki udowodniła, że kobieta może spełniać się na wiele różnorodnych sposobów. Jej aktywna i pełna poświęcenia postawa stała się inspiracją dla wielu późniejszych polskich malarek, w tym być może dla kolejnej warszawianki niemieckiego pochodzenia, jaką była Elisabeth Jerichau-Baumann. Wspomniany już Wojciech Gerson pisał o obydwu paniach, że zasłynęły i odznaczyły się nie tylko pośród nas pracami malarskiemi, ale i przeniosły dobrą sławę rodzinnego grodu na widownię sztuki europejskiej. Wydaje się również, że w czasach rosnącego zainteresowania światem roślin –widocznego zwłaszcza w estetyce dekoracji wnętrz – twórczość artystyczna Henryki Beyer  zasługuje na przypomnienie i szczególną uwagę. Jej realistyczne i dekoracyjne kompozycje kwiatowe można uznać za dzieła uniwersalne, znakomicie odzwierciedlające ludzką potrzebę obcowania z naturą i jej wyobrażeniem w sztuce.


 Bibliografia

  1. K. D.-S., Z salonów artystycznych. Wystawa „Koła artystek polskich”, „Wędrowiec” 1899, nr 38, s. 755-756.
  2. M. Gerson-Dąbrowska, Polscy artyści. Ich życie i dzieła, Warszawa 1930, s. 132-136.
  3. W. Gerson, Praca kobiet w sztukach pięknych, plastycznych i obrazowych, „Świt” 1885, nr 16, s. 123-124.
  4. Z. Gloger, O malarstwie kwiatów i deseni, „Kurier Warszawski” 1898, nr 209, s. 6.
  5. Katalog illustrowany wystawy sztuki polskiej od roku 1764-1886, wyd. J. Bołoz-Antoniewicz, Lwów 1894.
  6. Katalog wystawy retrospektywnej nieżyjących malarzy polskich w salach redutowych w Warszawie, Warszawa 1898.
  7. S. Kozakiewicz, Warszawskie wystawy sztuk pięknych w latach 1819-1845, oprac. Idem, Wrocław 1952.
  8. „Kurier Warszawski” 1830, nr 177, s. 936.
  9. „Kurier Warszawski” 1855, nr 283, s. 1437.
  10. A. Okońska, Panie malujące profesjonalnie i dla przyjemności, Eadem, Żywoty pań malujących, Warszawa 1981, s. 7-24.
  11. W. Przybyszewski, Kwiaty dla warszawskiego muzeum, „Spotkania z zabytkami” 2009, nr 4, s. 28-30.
  12. E. Rastawiecki, Beyer Henryka, [w:] Idem, Słownik malarzów polskich tudzież obcych w Polsce osiadłych lub czasowo w niej przebywających, t. III, Warszawa 1857, s. 134-137.
  13. A. Rosales Rodríguez, Romantyzm „udomowiony”. Biedermeier w malarstwie, [w:] Biedermeier. Katalog, red. A. Kozak, A. Rosales Rodríguez, Warszawa 2017, s. 31-45.
  14. J. i E. Szulcowie, Cmentarz ewangelicko-reformowany w Warszawie, Warszawa 1989. 
  15. J. Wiercińska, Beyer Henryka (Henrietta-Maria-Zofia) z Minterów Beyer, [w:] Słownik artystów polskich i obcych w Polsce działających. Malarze, rzeźbiarze, graficy, t. 1, Wrocław 1971, s. 145.