© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   19.04.2021

Maria Sibylla Merian i jej pierwszy biograf

W 1753 roku Aarnold Houbraken w III tomie De Groote Schouburgh der Nederlantsche Konstschilders en Schilderessen, wspaniałym, bogato ilustrowanym dziele prezentującym biografie kilkuset artystów niderlandzkich, przytoczył krótką historię życia Marii Sibylli Merian[1], którą za nim podajemy:

Eksperiencja po wielokroć uczy, że niepowstrzymane pragnienia, żądze i zachcianki kobiet ciężarnych albo przechodzą na płody w ich żywocie, albo są [później] dzielone z istotami, które owe niewiasty urodzą. Zobaczymy, że takie stwierdzenie [doskonale] potwierdza przykład Marii Sibylli Merian, urodzonej we Frankfurcie 2 kwietnia 1647 roku córki słynnego rytownika Matthäusa Meriana. Interesującą się malarstwem od jedenastego roku życia, bardziej pociągał ją ołówek i pędzel (penseel) niż zajęcia domowe. Ganiła ją za to wielokroć matka, bowiem sprzeciwiało się to jej woli. Dlatego [Maria Sibylla] była zmuszona do gaszenia ognia swoich zainteresowań oraz występowania przeciwko swym pasjom, które [wszakże] wybuchały jeszcze silniej, kiedy matka wychodziła z domu. Z tej to przyczyny w późniejszych latach nie skarżyła się ona na niechęć rodzicielki; miała także dobrego obrońcę i orędownika w osobie ojczyma, który przypominał często jej matce to, o czym ta mu wcześniej mówiła, mianowicie, że gdy była przy nadziei i nosiła córkę pod sercem, silniej niż wcześniej pociągały ją sztuka i to, co rzadkie tudzież osobliwe. I zaiste, choć zazwyczaj nie interesowała się ona takimi rzeczami, teraz zaczęła zajmować się owadami, porządkując w szufladach kabinetu zakonserwowane motyle, a także wszelkiego rodzaju istoty bezkrwiste oraz ślimaki (horentje), muszle i morskie rośliny, a ponadto z [wielką] przyjemnością patrzyła na ich przedstawienia (affschilderingen). W konsekwencji to [właśnie] ona była przyczyną przyrodzonej pasji swojej córki. I gdy ojczymowi [Marii Sibylli] Jacobowi Marellowi udało się to [wreszcie] wytłumaczyć matce, pozwolono [dziewczynce] rozwijać swoje zainteresowania. Jak powiedziano, [Maria Sibylla] rozpoczęła [zatem] swoją [drogę] nagle jako jedenastolatka – i w tym wczesnym okresie pobierała nauki u ucznia ojczyma Abrahama Mignona.
Wraz z mijającymi latami [nieustannie] rosła jej [tj. Marii Sibylli] skłonność do sztuki, i stała się ona jeszcze silniejsza, gdy zaczęła rosnąć sława jej kunsztu.
16 maja 1665 roku [kobieta] połączyła się świętym węzłem małżeńskim z [Johannem Andreasem] Graffem z Norymbergii. Mimo tego pozostała przy nazwisku panieńskim, gdyż nazwisko Merian było dużo lepiej znane. Jej [mąż] był dobrym malarzem, w szczególności [zajmował się malowaniem] architektury, jak widać [to] po jego misternych rysunkach Kościoła św. Piotra w Rzymie, które [następnie] zostały wyrytowane w miedzi przez Johanna Ulricha Krausego w 1696 roku, i [odbite] na dziewięciu kartach papieru. Bez względu na to, [Maria Sibylla] wciąż miała w sobie miłość do sztuki – a było tak także wtedy, kiedy urodziła dzieci i pochłonęły ją obowiązki domowe.

[Marii Sibylli] nie wystarczało odwzorowywanie natury na pergaminowym papierze w postaci różnorakich stworzeń oddawanych w ich żywych kolorach. Pociągało ją także odkrywanie zmian dokonujących się w tych istotach, cudowne przeistoczenia gąsienic w skrzydlate ćmy, bielinki itd., wielość oraz rozmaitość ich rodzajów, odkrywanie sposobu, w jaki [takie żyjątka] się rozwijały, a także typu pożywienia, utrzymującego je przy życiu; w ten oto sposób, poprzez czysty ogląd i kontemplację owych cudów, ludzie mogli oraz mieli nauczyć się dostrzegać i zobaczyć cudowną mądrość i potęgę Boga w najmniejszym z tych stworzeń. Aby świat mógł łatwiej zapoznać się z jej kunsztownymi rysunkami oraz wnikliwymi studiami, [Maria Sibylla] zdecydowała się dać je wyciąć w miedzi i opublikować razem z jej szczegółowymi komentarzami. I tak, pierwszą część wydała w Norymberdze w 1679 roku po tytułem Der rupsen begin, voedzel, en wonderbaare verandering: Waar in de oorspronk, spys en gestaltverwisseling: als ook de tyd, plaats en eigenschappen der rupsen, wormen, kapellen, uiltjes, vliegen, en andere diergelyke bloedelooze beesjes vertoond worden. Tom drugi tej publikacji wydano [z kolei] w 1683 roku. Ów popęd badawczy, to umiłowanie badań (onderzoeksdrift) ([chęć] znalezienie prawdziwego sposobu przeistaczania się [owadów] i obalenia dotyczących go błędnych wyjaśnień[2]) było w niej tak wielkie [i głębokie], że postanowiła (nie bojąc się niebezpieczeństw na morzu) podjąć podróż do Indii Zachodnich: zrobiła to w roku 1698. Przez około dwa lata mieszkała w Surinamie, z zamiarem namalowania z natury wszystkiego, co służyło spełnieniu jej celów, a szukała tego w ziemi. To, jakie pożytki [ludziom] ciekawym przyniosła jej gorliwość, poświadczają ci, którzy widzieli jej wielkie dzieło opublikowane w 1705 roku: Metamorphosis Insectorum Surinamensium, of Verandering der Surinaamsche Iinsecten, Rupsen, Wormen enz., w którym każde [stworzenie] umieszczono na tych roślinach, kwiatach czy owocach, na których je znaleziono; [w pracy tej] zobrazowano oraz opisano także rozmnażanie się w Ameryce żab, cudownych ropuch, jaszczurek, węży, pająków i mrówek, a [do tego] wszystko namalowano z natury. Każdy, kto przekartkował tę książkę i ją przeczytał, mówi o niej z wielkim uznaniem.
[Maria Sibylla Merian] opublikowała także kilka pomniejszych prac, mniej istotnych, do których jej córka dodała niewielką książeczkę z pięćdziesięcioma rycinami (do których rysunki były już gotowe), gdyż śmierć przecięła nić jej żywota 13 stycznia 1717 roku.

Umieszczamy tu, na tablicy I.21, jej portret, godny pamięci przyszłych pokoleń. O tym portrecie oraz o sztuce i drodze (tudzież filozofii) życia (levensgedrag) [Marii Sibylli] napisano taki oto wiersz:

Oto portret Marii Merian,
której ręka wiedziała, jak prowadzić malarski pędzel,
gdy odwzorowywała (bootsen) kwiaty i wszelkiego rodzaju zwierzęta,
cienkimi akwarelami na pergaminowym papierze:

wszystko to, co Natura odkrywa na dalekich brzegach;
Dlatego nie bała się i nie wzdrygała przed podróżą morską,
a w grożących [jej] niebezpieczeństwach i w obliczu nadchodzących katastrof, była spokojna,
zawsze pokładając swoją ufność w Opatrzności Bożej.

Co dawało jej ten żar i gorliwość (yverzugt), co przyjemność oraz żądzę prowadzenia badań (nazoeklust)?
Znajdowała przyjemność w sztuce oraz kontemplacji
stworzeń, materii i przyczyny (d’oorzaak) istoty wszechrzeczy.
Jej imię [wciąż] żyje, choć śmierć zgasiła lampę jej żywota.


Pozostawiła dwie córki, które nauczyła malowania kwiatów, Johannę Helenę Herolt Graff, urodzoną 10 stycznia 1668 roku, oraz Dorotheę Marię Hendriks Gsell, urodzoną 13 lutego 1678 roku, która towarzyszyła matce w jej podróży do Surinamu, i która nie tylko ma opanowany warsztat malarski, lecz jest także wykształcona w języku hebrajskim.

Aarnold Houbraken był pierwszym biografem Marii Sibylli Merian. Od czasu publikacji biogramu jego pióra powstało wiele monografii oraz artykułów naukowych opowiadających o kolejach życia i twórczości tej wybitnej niderlandzko-niemieckiej artystki i zarazem uczonej. Nikt po Houbrakenie nie napisał jednak, że przyrodzona ciekawość oraz pasja poznawania świata były w przypadku Merian czymś przypadkowym, czymś, co przejęła ona po ciężarnej matce i jej osobliwych kaprysach ciążowych. Odwołując się do medycznej teorii zapatrzenia i matczynej wyobraźni[3], Houbraken odebrał artystce sprawczość – Maria Sibylla jeszcze w życiu płodowym została skazana na to, że zainteresuje się naturą. Jednocześnie jednak w dalszych paragrafach autor biogramu dowartościował jej silną wolę, która sprawiła, że wbrew rozlicznym przeszkodom oraz przeciwnościom losu, kobieta stała się nie tyle amatorką rerum naturalium, co kompletną badaczką, w której pracy łączyły się ars, scientia i praxis. Maria Sibylla nie dała się bowiem obsadzić w tradycyjnej roli kobiety zamkniętej w domu, w której to roli widziała ją jej matka. Nie tkwiła w nieszczęśliwym małżeństwie, tylko porzuciła męża, z którym później się rozwiodła. Jako osoba wierząca przez wiele lat mieszkała wraz z córkami w postulującej życie kontemplacyjne wspólnocie labadystów, gdzie poznawała naturalia przesyłane z Ameryki Południowej (z kolei innym wybitny niderlandzki naturalista Jan Swammerdam wiele lat wcześniej przystąpił do komuny religijnej prowadzonej przez Antoinette Bourignon). W Ameryce Południowej, dokąd postanowiła wyjechać jeszcze podczas pobytu w Zachodniej Fryzji, tworzyła fascynujące ilustracje oraz opisy rozmaitych roślin i zwierząt, w szczególności zaś insektów; tam zaraziła się żółtą febrą, która niemal ją zabiła; oraz zaczęła tworzyć własne zbiory przyrodnicze, którymi handlowała w późniejszych latach z najwybitniejszymi kolekcjonerami Europy, oferując na przykład londyńskiemu aptekarzowi Jamesowi Petiverowi za 200 guldenów „latającą rybę, pająka, sześć węży, dwa tysiące kości, dwie jaszczurki, zwierzątko, które przyczepia się do statków, małą rybę, a wszystko to w naczyniach wypełnionych spirytusem” itd. I rzeczywiście, Maria Sibylla Merian nie dała nikomu zdusić swojej ciekawości, pożądania wiedzy o świecie oraz potrzeby wolności, którą bezkompromisowo realizowała.

Tę samą pasję życia, poznawania i tworzenia przekazała potem swoim córkom, silnym kobietom, które zostały kontynuatorkami jej dzieła. Johanna Helena była wybitną malarką i ilustratorką, specjalizującą się – tak jak matka – w rysunkach owadów i roślin, i tak jak Maria Sybilla zamieszkała w Surinamie, acz w odróżnieniu od niej żyła tam przez lata szczęśliwie z mężem i dziećmi. Podobną drogą poszła również młodsza córka, Maria Dorothea, która została zabrana przez matkę w jej podróż zamorską do Ameryki Południowej, by przez dwa lata pomagać jej prowadzić badania nad egzotyczną fauną i florą, w tym wykonywać ilustracje przyrodnicze. Po powrocie do Amsterdamu skupiła się na własnych studiach naturalistycznych, a także opiekowała się matką, na wpół sparaliżowaną od 1715 roku. Maria Dorothea w Niderlandach wyszła dwukrotnie za mąż. Z drugim mężem wyjechała w 1717 roku do Petersburga na zaproszenie Piotra Wielkiego, gdzie między innymi prowadziła dokumentację zbiorów przyrodniczych kunstkamery, malując farbami wodnymi rozmaite eksponaty z carskiej kolekcji.

 

[1] Oryginał można znaleźć tutaj: De groote schouburgh der Nederlantsche konstschilders en schilderessen.
[2] Odwołanie do abiotyzmu. W Silva Rerum już o tym pisano.
[3] O tej teorii: Teoria zapatrzenia i matczynej wyobraźni