© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   22.04.2021

Marzenie księżnej Anny z Sapiehów Jabłonowskiej o narodowym muzeum przyrodniczym

Na kulturę polską w XVIII w. miały wielki wpływ kobiety, które historycy określali mianem „grand-dam”. Ta wyjątkowa rola kobiet dotyczyła niemal wyłącznie sfery arystokratycznej i przede wszystkim odnosiła się do literatury, historii, sztuki, muzyki i teatru. Siedziby magnackie były wówczas, szczególnie na prowincji, ośrodkami kulturotwórczymi, a bogate biblioteki stanowiły przedmiot dumy właścicieli i świadczyły o ich pozycji społecznej. Był to czas wielkich ekspedycji kolonialnych, poznawania odległych krain, obserwacji flory, fauny, minerałów i klimatu, co zapoczątkowało badania nad geografią roślin. Zakładane w tym okresie wokół rezydencji parki pełne były egotycznych gatunków, a znajomość ich nazw dowodziła dobrego wykształcenia. Rodził się „smak do historii naturalnej”, który owocował powstawaniem specjalistycznych gabinetów, ale także innowacjami w dziedzinie upraw.

Polskim fenomenem pod tym względem była „księżna pani na Kocku i Siemiatyczach” – Anna Paulina z Sapiehów Jabłonowska (1728–1800), twórczyni jednej z największych i najbardziej wartościowych kolekcji przyrodniczych osiemnastowiecznej Europy. Była reformatorką zaangażowaną w działalność gospodarczą, społeczną i polityczną. Jej wyjątkowość i pozycję uwieczniły przydomki i określenia, którymi ją opisywano: „Altesse, encore plus qu'Altesse” (Jej Wysokość, nawet więcej niż Wysokość), „madame de Barez” (pani z Baru) i „Nasza Początkowa” (przydomek dotyczył jej udziału w konfederacji barskiej), które dotyczyły jej działalność politycznej oraz „największa po królowej Bonie” i porównywana do Piotra Wielkiego jako przyrodniczka i kolekcjonerka.

Stanisław August Poniatowski cenił ją szczególnie z uwagi na wspólne zainteresowania kolekcjonerskie (choć różniły ich mocno postawy polityczne) i chwalił jej dokonania na polu nauk przyrodniczych, uważając, że inni badacze biorą „światło i zachęcenie od damy pierwszej dystynkcji”. Jej Gabinet Historii Naturalnej, uprawy i hodowle w Kocku i Siemiatyczach, bogata, tematyczna biblioteka, a także ogród botaniczny ze szklarniami i oranżeriami oraz park – pełne egotycznej roślinności – były źródłem wiedzy dla wielu polskich przyrodników, wśród których znaleźli się: ksiądz Krzysztof Kluk (1739–1796), autor podręczników pisanych na zamówienie Komisji Edukacji Narodowej, odznaczony w 1781 r przez króla Stanisława Augusta złotym medalem Merentibus (za zasługi w dziedzinach nauki, sztuki, wynalazczości i przemysłu) oraz pijar Remigiusz Ładowski (1738-1798), autor jednej z pierwszych encyklopedii przyrodniczych. Nie można pominąć także Aleksandra Sapiehy (1773–1812), członka założyciela Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, którego zainteresowania były kształtowane przez Annę Jabłonowską.

Europejskiej sławy siemiatycki gabinet, po którym oprowadzała sama księżna lub opiekun kolekcji, kapitan Henryk Greybner, odwiedzili m.in.: król Stanisław August, cesarz Józef II, następca tronu rosyjskiego wielki książę Paweł z żoną Dorotą Wirtemberską, Ignacy Krasicki, Adam Naruszewicz, Hugo Kołłątaj, Stanisław Trembecki, Franciszek Karpiński i Stanisław Staszic.

O tym, jak bardzo księżna wyprzedziła swoją epokę, najlepiej świadczą nie pochlebstwa, ale krytyczne obserwacje poczynione przez pamiętnikarza Hipolita Kownackiego (1761–1854) w czasie jego bytności w dobrach Jabłonowskiej w Siemiatyczach i Kocku w 1798 r. Był on mocno skonfundowany kosztownością Gabinetu Historii Naturalnej i stwierdził, że „choć świadczy on o wiedzy i sposobie myślenia księżnej, to z dala od stolicy jest zbyteczny”. Nie umiał docenić wagi wizyt lokalnych przyrodników. Stali się oni beneficjentami bogactwa zbiorów i uprzejmości księżnej, która sama zajmując się pisaniem prac przyrodniczych i wprowadzaniem innowacji w dziedzinie ogrodnictwa, inspirowała swoich „podopiecznych” do podobnych działań.

Tworząc gabinet Jabłonowska posiadała wiedzę pozyskaną podczas dwóch kilkuletnich podróży po Europie. W drugiej połowie XVIII w. do obowiązkowego programu zwiedzania należały wizyty w bibliotekach i gabinetach historii naturalnej i z całą pewnością Jabłonowska odwiedziła ich wiele. Wtedy też poczyniła pierwsze zakupy do siemiatyckiej kolekcji, ale najważniejszą częścią gabinetu była pozyskana, prawdopodobnie na aukcji, druga kolekcja Alberta Seby, amsterdamskiego aptekarza, kolekcjonera i preparatora (pierwszą zakupił car Piotr I w 1716 r. do petersburskiej Kunstkamery).

Do biblioteki w Siemiatyczach trafiło również czterotomowe dzieło Seby zawierające opisy i ryciny okazów z jego zbiorów. Dwa pierwsze tomy tego wydawnictwa miały barwne plansze kolorowane według egzemplarzy przygotowanych przez autora. Pracę tę wykonała Dorothea Julia Gralach, której ojciec, Jakub Klein (1685-1759), znany przyrodnik i kolekcjoner, korespondował z Albertem Sebą, a z kolei jej córka Renata przyjaźniła się później z Jabłonowską i pomagała w zakupach i sprowadzaniu rzadkich okazów przyrodniczych. Były wśród nich sadzonki i nasiona roślin do ogrodów i oranżerii oraz żywe i preparowane zwierzęta. Renata Gralach odbierała w Gdańsku okazy, które trafiały tam drogą morską i przekazywała je do Siemiatycz. W liście do przyrodnika Johanna Bernoullego dowcipnie opisała oczekiwany transport jako „arkę Noego”, a kaczki i gęsi z Indii, koguty i kury z Afryki oraz gołębie z Cejlonu oceniła jako „drób dość drogi”.

Dzięki odnalezionym i odczytanym w ostatnich latach dokumentom wiemy, że Jabłonowska miała duże kłopoty z przygotowaniem na odpowiednim poziomie części gabinetu należącej do królestwa roślin. Jednym ze sposobów pozyskiwania okazów roślin egzotycznych była ich uprawa w inspektach, które w tamtych czasach były wielką nowością w dziedzinie ogrodnictwa i traktowano je jako dodatek do gabinetu. Spis uprawianych w Kocku i Siemiatyczach roślin Jabłonowska zamieściła w książce Porządek robót miesięcznych ogrodnika na cały rok wypisany i na miesiące podzielony z 1786 r. wydanej w „Drukarni Pokojowej” w Siemiatyczach.

Aklimatyzowanie roślin w dobrach księżnej musiało mieć znaczący wpływ na ich poznanie i wykorzystanie, także terapeutyczne, utrwalone dzięki pracom księdza Krzysztofa Kluka i Remigiusza Ładowskiego. W Gabinecie Jabłonowska porządkowała okazy według systemu Karola Linneusza (1753) i nie jest przypadkiem, że to właśnie ks. Kluk jako pierwszy wprowadził do polskiej literatury ten system, stosowany do dzisiaj, opierający się na podwójnej nomenklaturze gatunków oraz jednostek systematycznych. Może pod wpływem opinii Linneusza, który uważał, że „zielnik przewyższa każdą ilustrację i jest niezbędny każdemu botanikowi”, Kluk przygotowywał karty zielnikowe roślin Podlasia, a kompletny zielnik podarował gabinetowi w Siemiatyczach.

Krzysztof Kluk w swoich pracach cytował najważniejsze współczesne mu europejskie dzieła przyrodnicze, których autorami byli: John Rey, Joseph Pitton de Tournefort, Stephen Hales, Karol Linneusz, Jan Ingenhousz, Albert Haller, Georges-Louis Leclerc de Buffon i Henri-Louis Duhamel du Monceau. W znakomitej większości książki te znajdowały się w bibliotece Jabłonowskiej i trudno sobie wyobrazić inne miejsce, w którym mógłby się z nimi zapoznać. Dzięki tej literaturze potrafił wyłożyć najważniejsze problemy epoki – m.in. tzw. ekonomikę przyrody (zagadnienia związane z równowagą w przyrodzie), którą skomentował w następujący sposób: „Jeżeli potrzeby i wygody życia ludzkiego uważamy [cenimy], zdawać się nam wprawdzie będzie, że nam tę przysługę nie same tylko czynią rośliny, ale i zwierzęta; lecz jeżeli ściśle rzecz rozbierzemy, przyznać musimy, że – czyli bezpośrednio, czyli pośrednio – z roślin wszystko mamy”.

W pracach z zakresu zoologii Kluk przybliżył polskiej nauce najnowsze osiągnięcia badawcze dotyczące przede wszystkim hodowli zwierząt. Dostrzegał, jak przenika się perspektywa naukowa z praktyką gospodarką: uważał, że wiedza naukowa, do której powinien odwoływać się światły gospodarz, „jest potrzebna, jak miłe i wygodne życie” i oczywiście jest warunkiem sukcesu ekonomicznego.

Dla Kluka ważną częścią opisu świata roślin była ich przydatność w lecznictwie zarówno ludzi, jak i zwierząt. W Dykcjonarzu roślinnym z lat 1786–1788 opisał 1536 gatunków roślin rodzimych, dzikich i uprawianych oraz wiele gatunków „cudzoziemskich”. Na końcu dzieła zamieścił Regestr roślin zdatnych do zażycia lekarskiego, gdzie wymienił 143 jednostki chorobowe i przypisał im możliwe do zastosowania terapeutycznego gatunki roślin. Widział potrzebę, tak jak Jabłonowska, aklimatyzacji roślin (sam próbował tego dokonać z bawełną), uwzględniał krajowe zamienniki dla surowców egzotycznych (np. pączki nasturcji jako kapary). Uważał, że „Niepiękna jest rzecz zażywać co pospolicie, jak pieprzu i cukru, a nie wiedzieć z czego, jak, i skąd jest”. Zwrócił również uwagę na „aptekę weterynaryjną”, choć tu w większości bezkrytycznie przytaczał receptury ludowych leków.

Można sądzić, że tylko dzięki zbiorom siemiatyckim Kluk mógł napisać o roślinie leczniczej Gwaiacum officinale: „Gwajak lekarski. Jest drzewo wysokie wprawdzie, ale nie grube: korę ma twardą, kruchą, brunatną. Liście tęgie, dwuparzyste. Kwiaty błękitne gronami wiszące. Rośnie dziko w Hiszpanioli [czyli na Haiti] i Jamajce; u nas utrzymywanie bardzo trudne było. Drzewo to zachowuje się w lekarniach [aptekach] na lekarstwa […]. Zażywa się różnym sposobem na krwi i soków rozwolnienie, i przytłumienie w nich ostrych, słonych, gnijących cząstek, osobliwie w francuskiej chorobie. Żywica tego drzewa też ma skutki: jest sucha, krucha, brunatno czerwona albo zielona”.

Korzystając z biblioteki Jabłonowskiej mógł zapoznać się również z pracą Charlesa Rocheforta „Histoire naturelle & morale des iles Antilles de l'Amerique” (Historia Naturalna Antyli), wydaną w Rotterdamie w 1658 r. Z niej pochodzą cytowane przez Kluka informacje o wielkich żółwiach, których „mięsem jednego 60 osób na dzień wyżywić się może”. Hołd dla siemiatyckiego gabinetu złożył Kluk słowami zamieszczonymi w tomie historii naturalnej poświęconej zwierzętom: „…gabinety są pomocą do coraz ściślejszego dochodzenia porządku systematów; i jak miłe i przyjemne jest przyrodzenia [natury] widowisko, tak tu wiele z niego rozumie, ciekawy najduje [tu] skupionego”.

Jabłonowska dążyła do posiadania kompletnej kolekcji, która byłaby jednocześnie „kursem historii naturalnej”, co w związku z wizytą króla Stanisława Augusta w Siemiatyczach odnotowano w artykule zamieszczonym w czasopiśmie „Korespondent Krajowy i Zagraniczny” z 1793 r. Z przekazu Pauliny Klemensowej Wilkońskiej, której matka była w bliskich kontaktach z księżną, wiemy, że „dla braku jednego egzemplarza dzieła, jakiego zwierzątka, muszli itp. zakupywała niekiedy całe zbiory prywatne i biblioteki”. Nie zwracała przy zakupach uwagi na koszty, a miejscowa ludność wiedziała, jak pisała do Stanisława Augusta, że ceniła w przyrodzie „rzecz […] każdą niepowszechnie widzianą”. Ta pasja rozpoczęła w 1787 r. historię związaną z legendarną już rośliną Jablonovskia. Przyrodnicy i kolekcjonerzy marzyli o zapewnieniu sobie nieśmiertelności i przejściu do historii w nazwie nowego gatunku. Pierwowzorem były nazwy łacińskie rodzaju, które są sztuczną formą łacińską nazwiska z dodanym przyrostkiem ‘ia’. Mając nadzieję, że dzięki roślinie dostarczonej przez synów oboźnego z Pikowa dokonała prawdziwego odkrycia, zleciła przygotowanie jej rysunku i wydała go w postaci sztychu. Podpis pod rysunkiem w polskim przekładzie z łaciny brzmi: ”Jablonovskia, roślina o pędzie zaokrąglonym, wydłużonym, odwrotnie piramidalnym, liściach mieczowatych, kwiatach różowych, długoszypułkowych, pojedynczych, w rozpierzchłych szeregach zewsząd pęd otaczających. Roślina znaleziona na Ukrainie w woj. bracławskiem, odrysowana według naturalnego wyglądu i wielkości, lecz bez cech owocowania, przesłana była do stolicy w celu zrobienia sztychu. Przechowuje się w Muzeum Historii Naturalnej J[aśnie] Oświeconej Księżny Anny z książąt Sapiehów Jabłonowskiej, wojewodziny bracławskiej, wdowy”.

Według prof. Bolesława Hryniewieckiego opis ten wykonał prawdopodobnie obcokrajowiec słabo zorientowany w botanice, gdyż łaciński tekst pod rysunkiem zawiera błąd w pisowni „Bracław”, zapisanym przez „k” – „Braklaw”. Podejrzewał, że jego autorem był angielski ogrodnik MacClaire zwany z polska Miklerem, który w latach dziewięćdziesiątych XVIII w. zakładał ogrody w siedzibach na Podolu i Ukrainie. Według Hryniewieckiego rysunek może przedstawiać teratologiczny okaz (z wadami rozwojowymi prowadzącymi do zniekształcenia jego budowy) ilustrujący zjawisko staśmienia, a zarazem spiralnego skręcenia pędu jakiegoś gatunku, być może niezapominajki.

O pozyskaniu nieznanej rośliny Jabłonowska poinformowała natychmiast Stanisława Augusta, który był pod wielkim wrażeniem odkrycia i chciał przekazać znalezisko do paryskiego Królewskiego Gabinetu Historii Naturalnej (później Muséum National d’Histoire Naturelle). Uważał bowiem, że zobowiązany przez Georges-Louisa Leclerca hrabiego de Buffon do „obdarzenia [francuskiego Gabinetu] ciekawościami kraju naszego”, właśnie tym darem „dogodzi ciekawości jego”.

Niestety, była to nieudana próba uwiecznienia nazwiska Jabłonowskiej, a do Francji ostatecznie trafił zbiór geologiczny przygotowany przez Jana Filipa Carosiego i Stanisława Okraszewskiego. Mmarzenie księżnej zrealizował natomiast jej podopieczny Krzysztof Kluk, który odkrył na Podlasiu niepozorną roślinę Succisella infleksa (Kluk) Beck czyli Czarcikęsik Kluka. jego nazwisko zostało uwiecznione w naukowej łacińskiej nazwie rośliny, tak jak wszystkie nazwiska tych, którzy po raz pierwszy użyli danej nazwy gatunku. Jabłonowska tymczasem podarowała królowi kolekcję składającą się z minerałów zebranych w okolicach Grodna, którą sama skompletowała i podpisała jako prezentującą „układ gór Grodzieńskich, jeden z najosobliwszych”.

Księżna Anna Jabłonowska próbowała zagwarantować trwanie swojego gabinetu, który, w jej mniemaniu, mógłby być placówką zarówno edukacyjną, jak i naukową, intelektualnym nawiązaniem do najlepszych wzorców europejskich muzeów przyrodniczych. Od 1788 r. następującymi słowami próbowała przekonać najważniejsze osoby w państwie, aby poparły jej projekt przekazania ojczyźnie gabinetu: „Do znakomitych ofiar obywatelskich dla ojczyzny […] nie znalazłam nic godniejszego, jak ją zrobić sukcesorką Gabinetu mego Historii Naturalnej […]”. Rodzina wspierała ideę Anny, a bratanek jej męża, Antoni Barnaba Jabłonowski, chciał na ten cel przeznaczyć swój warszawski pałac oraz zapewnić fundusze na utrzymanie kolekcji i niezbędną jej obsługę. Jabłonowskiej zależało, aby gabinet nosił imię Sapiehów, a dyrektorem miał być opiekujący się od początku zbiorami kapitan Henryk Greybner.

Marzenie księżnej nie zostało niestety zrealizowane, ponieważ król nie wyraził zgody na utworzenie w stolicy muzeum przyrodniczego. Według Janiny Bergerówny, autorki biografii księżnej, „Stany polskie, zaprzątnięte sprawami rozgrywających się wówczas wydarzeń politycznych, nie potrafiły należycie ocenić daru księżnej, odrzucono jej ofiarę, mówiąc, „że Rzeczpospolita nie potrzebuje teraz osobliwości tylko pieniędzy i broni”. Nie trafiły do przekonania słowa Krzysztofa Kluka zamieszczone w jednym z podręczników poświęconych zoologii, napisanym dla Komisji Edukacji Narodowej, w którym tłumaczył, jak wielkie jest znaczenie posiadania takiej placówki: „Spyta się podobno kto, cóż za pożytek z zbioru naturalnego gabinetu? Oto wielki. Naprzód każda się rzecz na oko widzi i dostatecznie poznaje. […] Trafia się też, że i gospodarującym co dobrego wpadnie: a kiedy w różnych stronach, i w jednym kraju, różnie się rzeczy nazywają, w gabinecie na oko się pokażą. Alboż się częstokroć w lekarstwach przez nieznajomość nie bierze rzecz jedna za drugą z przeciwnym skutkiem? I najdokładniejsze bowiem opisanie nie są tak dostateczne, jak oglądanie. Rzecz każdą i najbardziej niewiadomemu żywo pokazać można. Tu jeszcze na oko się widzi różnica między krajowemi i cudzemi, skąd wiele wypływa w względzie chowania, zażycia itd.”.

Zaprzepaszczona została wówczas (do dzisiaj niezrealizowana) idea utworzenia w Warszawie narodowego muzeum przyrodniczego. Kolekcja Anny Jabłonowskiej po jej śmierci została zakupiona w 1802 r. od spadkobierców (stryjecznych wnuków męża, Stanisława i Maksymiliana Jabłonowskich) przez cara Aleksandra I i trafiła do muzeum Uniwersytetu Moskiewskiego.

Wielkim wyzwaniem dla historyków nauki było odtworzenie losów siemiatyckiego Gabinetu Historii Naturalnej po wywiezieniu go do Rosji. Nie istniał nigdy katalog zbiorów, więc przez ponad 200 lat o bogactwie gabinetu wiedzieliśmy tylko ze spisanych relacji odwiedzających go osób. Dzisiaj, dzięki dokumentom odnalezionym w rosyjskich archiwach, możemy już odtworzyć zawartość kolekcji. Część rękopisów była nieczytelna ze względu na daleko posunięte utlenienie atramentu i dopiero wiosną 2020 r. mogliśmy zapoznać się z treścią inwentarza mającego charakter spisu z natury, sporządzonego podczas pakowania zbiorów w Siemiatyczach przez wysłanników cara, akademików Vasilija. M. Severgina i Aleksandra F. Sevastjanova. Stało się to możliwe dzięki wykonaniu fotografii metodą fotoluminescencji (nieniszcząca metoda badania dokumentów papierowych) w Laboratorium Ochrony i Restauracji Dokumentów Archiwum Rosyjskiej Akademii Nauk w Sankt Petersburgu.

Wiele jest jeszcze niewiadomych dotyczących życia i pasji kolekcjonerskiej Anny Jabłonowskiej – wykształcenia, jakie otrzymała, zbiorów, jakie udało się jej zgromadzić, a nie dotrwały do naszych czasów, a także jej wpływu na działalność Krzysztofa Kluka. Próby odpowiedzi na niektóre istotne pytania na podstawie porozrzucanych wskazówek z różnych źródeł są jedynie hipotezami. Potwierdzić ich słuszność mogą dalsze badania, przede wszystkim w rosyjskich archiwach.