Gdy spoglądamy dziś na dostępne wizerunki Zofii Glavani 1° v. Wittowej, 2° v. Potockiej, zastanawiamy się, dlaczego została ona okrzyknięta na salonach paryskich „najpiękniejszą kobietą Europy”?[1] Wczesne obrazy przedstawiają młodą kobietę o kształtnej owalnej głowie z morzem zmierzwionych, w pełnym nieładzie, siwiejących włosów, śniadej cerze, wydatnym, ale zgrabnym nosie, wielkich, smutnych, tajemniczych czarnych oczach. Policzki są pokryte lekkim rumieńcem; zachwycają wydatne usta z tajemniczym grymasem[2]. Czy jednak według ówczesnych kanonów urody była to jedna z najpiękniejszych kobiet Europy?
Jerzy Łojek, badający dzieje Zofii Potockiej, upatruje źródeł fascynacji współczesnych jej urodą w „psychicznej emanacji kobiecości”. Stwierdza: „Uroda jej była żywa i dynamiczna, bynajmniej nie posągowa; oddziaływała nie tyle swoją strukturą fizyczną, ale raczej umiejętnym, świadomym czy podświadomym, eksponowaniem tych cech całej osobowości, które w oczach mężczyzny były najbardziej atrakcyjne”[3].
Zastanawiamy się więc nad ową „psychiczną emanacją kobiecości”, zwaną też seksapilem czy określaną współcześnie: „mieć w sobie to coś”. Czy „to coś” tkwi w urodzie, osobowości, charyzmie, inteligencji, a może właśnie we współcześnie wyróżnianej inteligencji emocjonalnej?[4]
Dzieje kariery Zofii Potockiej (ok. 1760–1822), na miarę Kopciuszka z bajki, pozwalają na poszukiwanie źródeł jej piękna i europejskiej sławy. Urodziła się około 1760 r. na przedmieściach Bursy (Turcja zachodnia) w rodzinie pochodzenia greckiego o nieustalonym dokładnie nazwisku. Sama podawała następujące brzmienia: Glavani, Clavone, a nawet Celice. Po śmierci ojca przeniosła się z matką do Stambułu, gdzie mieszkała u ciotki. Współcześni posądzali ciotkę o utrzymywanie się z prostytucji. W 1777 r. Zofia została podopieczną Karola Boscamp-Lasopolskiego, posła polskiego w Stambule. W tym okresie rozpoczęła się jej systematyczna edukacja w zakresie języka i literatury francuskiej. Już wówczas wykazała się wiarą we własne siły i konsekwencją w nauce, radząc sobie bardzo dobrze (i wyłącznie) z zawiłościami języka salonów. Zarówno Boscamp-Lasopolski, jak i biografowie podkreślają niewątpliwą inteligencję Zofii[5]. Po wyjeździe Boscampa z Turcji w kwietniu 1778 r., wyruszyła w styczniu w podróż do Warszawy, na zaproszenie owdowiałego posła. Od tego momentu zaczyna się niebywała kariera Dudu, takim imieniem posługiwała się bowiem przed przyjazdem do Rzeczypospolitej. Jednak już w kraju jej protektor szybko zorientował się, że Zofia prowadzi zbyt swobodny tryb życia i postanowił odesłać ją do Stambułu. Dudu, jak się wydaje, miała inne plany. Podczas pobytu w Kamieńcu Podolskim nawiązała bliższą znajomość z synem komendanta twierdzy kamienieckiej Józefem de Witte (1739–1815) i szybko doprowadziła do ślubu (14 czerwca 1779). W tym okresie zaczynają docierać do stolicy wiadomości na temat niezwykłej urody pięknej Greczynki, jej pochodzenia i romansu. Prawdopodobnie owe legendy snuła sama Zofia, aby być lepiej przyjętą w towarzystwie. Na początku 1781 r. młodzi małżonkowie wybrali się w podróż po Europie, odwiedzając początkowo Warszawę, gdzie Zofia została przedstawiona nawet królowi. Już wówczas stała się ozdobą salonów, uwiecznioną w panegiryku Stanisława Trembeckiego[6].
Dalsza podróż poślubna wiodła przez Berlin, Spa, Paryż i Wiedeń. Wtedy to rozpoczęła się niezwykła kariera Zofii na salonach europejskich. Przedstawiana była w domach arystokracji Berlina, na dworze wersalskim oraz wiedeńskim, a także została okrzyknięta jedną z najpiękniejszych kobiet Europy. Współcześni snuli opowieści o jej przygodach miłosnych z hrabią Prowansji, późniejszym królem Ludwikiem XVIII, i jego bratem, hrabią Artois. W czasie pobytu w Paryżu 17 października 1781 r. urodziła pierwszego syna, Jana, a po powrocie do Kamieńca w 1784 r. – drugiego, Kornela Józefa Stanisława, który wkrótce zmarł.
W 1787 r. odbyła podróż m.in. z Marianną Mniszchową i Kajetanem Miączyńskim do Stambułu, gdzie przebywała trzy miesiące. Współcześni przypisywali tej wyprawie polityczne cele ze względu na rozpoczynającą się wojnę rosyjsko-turecką. Po powrocie do kraju przezwyciężyła pierwszy kryzys małżeński, ale już w 1788 r. pojawiła się z mężem w obozie księcia Grigorija Potiomkina, którego wkrótce została kochanką. Wówczas nastąpił spadek pozycji Wittów w Warszawie, do której udali się w 1789 r. Krążyły po stolicy anonimowe utwory krytykujące postępowanie Zofii. Nastąpiło załamanie jej legendy. Jednak Zofia dalej pracowała nad umocnieniem swojej pozycji osobistej i majątkowej. Przedstawiono ją nawet Katarzynie II, a w sierpniu 1791 r. wyruszyła z Potiomkinem do Jass. Po jego śmierci, na balu imieninowym carycy, w grudniu tego roku poznała swojego kolejnego protektora – Stanisława Szczęsnego Potockiego. Wówczas rozpoczął się słynny romans Wittowej z jednym z najmożniejszych magnatów Rzeczypospolitej i nastąpił kolejny przełom w jej karierze.
W czerwcu 1792 r. Zofia przybyła na zaproszenie Potockiego do Tulczyna, a następnie towarzyszyła mu w podróżach do Warszawy i Grodna. W 1793 r. urodziła syna Konstantego i rozpoczęła intensywne zabiegi o rozwód z Wittem, a jednocześnie o doprowadzenie do odejścia pana na Tulczynie od Józefiny Amalii z Mniszchów. W tym też roku pojechała do przebywającego w Hamburgu Potockiego, gdzie latem 1794 r. urodziła syna Mikołaja. W 1795 r. wyjechała przez Berlin, Poznań, Warszawę do Lwowa, gdzie dalej prowadziła starania o rozwód. Podobne zabiegi czynił Potocki. Od 1796 r. Szczęsny rozpoczął budowę słynnego parku na część ukochanej, zwanego Zofiówką, w który zainwestował fortunę. Ślub odbył się dopiero w 1798 r. w Tulczynie. Wówczas para miała już trójkę nieślubnych dzieci, które niestety szybko zmarły. Po ślubie Zofia urodziła kolejnego syna, Aleksandra, następnie Mieczysława, Zofię i Olgę. W latach 1799–1800 Potoccy odbyli podróż m.in. do Włoch, a czasie pobytu Zofii w Tulczynie do 1805 r. rozkwitło życie towarzyskie i teatralne. W 1805 r. zmarł Szczęsny, a wkrótce potem urodziło się ostatnie dziecko Zofii – Bolesław, prawdopodobnie syn Szczęsnego Jerzego, pasierba Potockiej. Po śmierci męża Zofia walczyła o spadek dla swoich dzieci, w czym pomagał jej kolejny protektor, Nikołaj Nowosilcow. W 1807 r. przejęła zarząd masy spadkowej po swym mężu i odkupiła majątki Szczęsnego Jerzego. Po wielu procesach i skomplikowanych zabiegach w 1809 r. doprowadziła do podziału dóbr po Potockim, oczywiście na korzyść swoich dzieci. Pretensje majątkowe wznowiono w 1813 r., a w 1820 r. jej syn, Mieczysław, wyrzucił ją z Tulczyna i Zofia zmuszona była przenieść się do Humania. Zmarła w Berlinie 24 listopada 1822 r., po długiej i ciężkiej chorobie, a pochowana została w Humaniu[7].
Współcześni wypowiadali się bardzo różnie o Zofii Potockiej. Jedni wysławiali jej piękno i inteligencję, inni krytykowali jej nader swobodny tryb życia i związki z negatywnie ocenianymi postaciami życia politycznego. Warto jednak prześledzić dokładniej jej karierę, by pokazać ów niekwestionowany dzisiaj fenomen jej sukcesu i odpowiedzieć na tytułowe pytanie, czy jest to fenomen piękna, czy inteligencji emocjonalnej. Już bowiem z tego krótkiego rysu jej biografii widzimy, że była to kobieta, która mimo swojego niskiego pochodzenia i powierzchownego początkowo wykształcenia potrafiła zadbać o swoją przyszłość, świadomie kierować zarówno własną drogą życiową, jak i innych. Poza tym z wyjątkową pieczołowitością dbała o swój rozwój, ucząc się języków, studiując literaturę i filozofię, dbając też o wykształcenie dzieci. Miała ogromny wpływ na otoczenie, a szczególnie na mężczyzn, którymi sterowała. Była w pełni świadoma swoich wdzięków i umiejętności wpływania na innych za pomocą manipulacji, perswazji, empatii czy asertywności. Gdy prześledzimy jej dzieje, zwracamy uwagę na wysoko rozwinięte kompetencje osobiste, które za Golemanem można nazwać zdolnościami rozpoznawania stanów emocjonalnych – własnych oraz innych osób, a także doskonałego radzenia sobie z emocjami własnymi oraz innych. Postaramy się pokazać owe wyjątkowe zdolności i kompetencje Zofii Potockiej poprzez analizę jej europejskiej kariery oraz wpływu na Stanisława Szczęsnego Potockiego.
Wróćmy do ówczesnego wizerunku Dudu. O urodzie Zofii Potockiej pisał Julian Ursyn Niemcewicz: Nie wiem, czy Helena, Aspazja, Lais, najsławniejsze Atenów piękności, wdziękiem i urodą przechodzić ją mogły. Nie widziałem piękniejszej w życiu moim kobiety. Do najforemniejszego składu twarzy, do najsłodszych oczu łączyła uśmiech anielski i głos chwytający za duszę. Rzekłbyś, patrząc na nią, że to żywy z nieba zstąpiony anioł[8].
Dodawał jednak zaraz, że ta piękna kobieta „zawierała w sobie najprzewrotniejszą duszę”[9].
W czasie jej dwumiesięcznego pobytu w Warszawie stała się sensacją i wzbudzała ogromne zainteresowanie, „widok jej sprawił zawrót powszechny, nie rozmawiano jak o pięknej Greczynce”[10]. Zainteresował się Zofią i sam król Stanisław August, opłacając wynajęte przez Wittów mieszkanie w Warszawie, w wysokości 12 dukatów miesięcznie. Piękna Greczynka, o wątpliwym i owianym wówczas tajemnicą pochodzeniu, stanowiła nie lada atrakcję dla spragnionych sensacji i coraz to nowych wrażeń salonów. Na początku marca 1781 r. Zofia została przedstawiona królowi, i to był, jak twierdzi Łojek, najważniejszy jej życiowy debiut, który otworzył jej drogę na szczyty społecznej hierarchii. Nie była już jedynie żoną majora Józefa de Witte – to de Witte stał się tylko mężem słynnej Zofii[11].
Niemcewicz pisał: Pamiętam, iż gdy raz na licznych asamblach pokazała się u pani hetmanowej Ogińskiej, tak wszyscy stracili przytomność, iż zapomniawszy o przyzwoitości jedni obstąpili ją hurmem, drudzy, by lepiej cudo to widzieć, na stoły i stoliki włazili[12].
Atmosferę i powszechny zachwyt nad urodą pani Wittowej uwiecznił poeta Stanisław Trembecki, pisząc okolicznościowy panegiryk: Do jenerałowej Wittowej przejeżdżającej z mężem przez Warszawę do wód spaskich. Prawdopodobnie to właśnie ten utwór rozsławił urodę Zofii w kraju. Dzięki niemu porównywano ją później do Heleny trojańskiej, której uroda na wiele lat zakłóciła spokój starożytnej Hellady, jak uroda Zofii zakłóciła spokój Rzeczypospolitej, a nawet Europy. Prawdopodobnie utwór powstał wiosną 1781 r., kiedy Zofia brylowała w „wielkim warszawskim świecie”. Trembecki w poetyckiej apostrofie do ślicznej Zofii rozwija zgrabny komplement, w którym porównuje okoliczność przyjazdu Wittowej do Warszawy z historią pięknej Heleny jako przyczyny upadku Troi. W tym wypadku jednak to Warszawa upada do nóg piękności, Kamieniec zaś staje się zagrożony z rąk tureckich, jako że nasza bohaterka urodziła się w Bursie (zachodnia Turcja) w rodzinie greckiego pochodzenia.
Śliczna Zofijo! Twoje nawiedziny
Wiodą mi na myśl obaloną Troję.
Z podobnej ona zginęła przyczyny:
Jakże się słusznie o Kamieniec boję![13]
Jak widzimy, Zofia Wittowa, dzięki powszechnej sensacji i atmosferze skandalu, nadawała swojej karierze wyjątkowego rozmachu. Towarzyszył jej nie tylko ogólny zachwyt, ale przede wszystkim zaciekawienie, zainteresowanie. Potrafiła wzbudzać u innych pożądane zachowania i wywoływać odpowiednie reakcje. Snuła wizje swojej europejskiej kariery i zjednywała sobie zwolenników. Co ciekawe, potrafiła znaleźć się w świecie wysoko urodzonych, co świadczy o jej dobrej samoocenie: poczuciu własnej wartości, wierze we własne siły, świadomości własnych możliwości. Nic dziwnego, że dalsze sukcesy Zofii na salonach europejskich następowały już bardzo szybko. Słynna portrecistka Louise-Elisabeth Vigée-Lebrun tak wspominała jej pobyt w Paryżu: Była ona wówczas bardzo młoda i nadzwyczaj urodziwa, ale również wyraźnie pyszna z powodu zachwycającej figury.
Rozbrajała towarzystwo naiwną, dziecinną szczerością. Vigée-Lebrun pisała: Słyszałam, że tak często rozprawiano na temat jej pięknych oczu, iż pewnego dnia, gdy miała zapalenie powiek, odpowiedziała naiwnie komuś pytającemu o jej zdrowie: „Bolą mnie moje piękne oczy”. Jest zresztą możliwe, że nie dość dobrze znała wtedy nasz język, aczkolwiek zazwyczaj wszystkie Polki mówią cudownie po francusku, i to nawet bez żadnego akcentu[14].
Poza tym potrafiła zjednywać dla swoich celów wielu ludzi, wzbudzać ich uznanie i poważanie, co może świadczyć o dobrze rozwiniętych kompetencjach przywódczych. Artysta Jan Chrystian Kamzetzer (stypendysta królewski) pisał do Marcella Bacciarellego o wpływach i stosunkach Wittowej w Paryżu:
Dama ta jest tutaj [w Paryżu – A.R.] bardzo poważana, przebywa we wszystkich wielkich towarzystwach, powszechnie ją uznają za najpiękniejszą i najmilszą damę Paryża; wszyscy chcą ją widzieć i przyjmować u siebie, nawet królowa, którą sam cesarz uprzedził o przyjeździe pani Wittowej, spotkawszy ją w Spa. Ostatniej niedzieli, kiedy na dworze było przyjęcie z okazji narodzin delfina, pytała z niecierpliwością, dlaczego jeszcze jej oficjalnie tam nie przedstawiono[15].
Wittowa umiała ponadto tworzyć więzi i współdziałać z innymi, m.in. pomagała przybyszom z kraju w załatwianiu różnych spraw, np. w uzyskaniu zgody na inwentaryzację słynnego pałacu: Znalazłem już kanał, przez który mogę już uzyskać zezwolenie, nie czekając listu księżnej marszałkowej Lubomirskiej. To Pani Wittowa będzie tak dobra, że poprosi o zgodę Panią de la Reynière, którą zna doskonale[16].
Podobny sukces odniosła w Wiedniu, ciesząc się łaskami magnatów, a nawet kanclerza, księcia Antona Wenzela von Kaunitza. Stanisław August tak pisał do Augustyna Antoniego Debolego (posła polskiego przy dworze petersburskim) 1 kwietnia 1782 r.:
Pani Wittowa, żona syna komendanta kamienieckiego, rodziła się Greczynką w Stambule. Ta dama, gdy teraz powracając z Paryża znajduje się z mężem w Wiedniu, użyła tego przystępu, który jej tam sprawia, jak sprawiła wszędzie, znakomita jej piękność, i ośmieliła się samemu księciu Kaunitzowi wyrazić turbację swoją o familię w Stambule będącą, jeżeli się sprawdzi powszechne mniemanie o zamyślonej cesarskich dworów chrześcijańskich imprezie wojennej przeciw Turkom. Kaunitz, […] na tę słuszną i niespodziewaną kwestię nie potrafił na razie inaczej odpowiedzieć, tylko mówiąc Pani Wittowej, że jej radzi, aby familię swoją do Wiednia sprowadziła…[17]
Alexandre d’Hauterive (dyplomata francuski) pisał o Zofii następująco, wspominając jej pobyt w Jassach w roku 1785: Pani de White [sic!] jest słodka i piękna jak anioł; nie sposób lepiej i naturalniej przyswoić sobie manier i tonu dam z najlepszego towarzystwa Paryża, niż właśnie ona zdołała to uczynić. Trudno uwierzyć, że francuski nie jest bynajmniej jej ojczystym językiem i że w ciągu siedmiu miesięcy nabyła umiejętność posługiwania się nim, a także prowadzenia rozmowy, żartowania czy poruszania się, właściwą pięknym paniom, które całe życie spędziły we Francji[18].
Urszula Mniszchowa pisała do matki 24 maja 1787 r. o Zofii po spotkaniu w Wiśniowcu: Pani Wittowa jest tutaj od wczoraj, oczekuje tu na męża, który pojechał na spotkanie króla. Znajdują, że się zmieniła na twarzy; ja tego nie widzę, owszem zdaje się prześliczną, zyskała wiele pod wszelkimi względami, jest niezmiernie miła, wyraża się bardzo dobrze i tyle tylko ma nieśmiałości, ile wypada jej mieć kobiecie, aby się stać zajmującą. Podróże, czytanie nieskończenie ją wykształciły, myśli jej są tak świeże jak twarzyczka, a sposoby wyrażania się ma całkiem oryginalne, razem z tym skromność naturalną, nie udaną i wielce się podobającą[19].
Jak widzimy, Dudu miała ogromne zdolności adaptacyjne, umiała sobie radzić w zmieniającym się środowisku, elastycznie dostosowywała się do zmian w otoczeniu, potrafiła działać i podejmować decyzje pod wpływem stresu, wynikającego ze znalezienia się w nowym towarzystwie.
Piękną Zofią zachwycał się w listach książę Charles-Joseph de Ligne, który pisał do syna Charles’a 8 czerwca 1788 r.: Ach, gdybym miał jeszcze wrażliwe serce, jakże byłbym zakochany! Gubernatorowa, ta wspaniała Greczynka, znana i podziwiana na całym świecie […]. Wyznam ci szczerze, że miałem pokusę rozpoznać i znaleźć raczej słabe i dogodne do ataku jej strony niż braki w obwarowaniach fortecy[20].
Podobny zachwyt zawarł książę w listach do króla Stanisława Augusta, który żartobliwie wskazywał, aby uważać na jej „czarujące usteczka”, i snuł komplementy pod jej adresem[21]. Generał Fiodor Engelhardt wspominał o sławnej ze zdumiewającej piękności żonie polskiego generała hrabiego de Witte, która przebywała w otoczeniu Potiomkina w Jassach[22]. Katarzyna II na prośbę księcia Grigorija przyjęła Wittową, obdarowała licznymi darami, a listy do niej adresowała: „la belle comtesse de Witt”[23].
Najwięcej jednak o charakterze i umiejętnościach psychologicznych Zofii świadczy jej relacja ze Stanisławem Szczęsnym Potockim, który to „rozkochał się w Wittowej”. Zofia określała go w swoich listach greckim mianem elpida – dawca nadziei. Nadziei, jak można sądzić, na zalegalizowanie ich związku. Bowiem Józefina Amalia z Mniszchów Potocka długo nie chciała nawet słyszeć o rozwodzie i wciąż zachowywała pozory, starając się walczyć o swoje małżeństwo, a zwłaszcza pozycję. Jak jednak listy Józefiny miały nakłonić Szczęsnego do powrotu do niej, kiedy wiało od nich gospodarską troską, nudą i codziennością, która przecież zabija nawet największą miłość. A miłość między małżonkami była, skoro Potocki pisał nawet dla Józefiny wiersze, choć chropawe i poetycko słabe, to jednak świadczące o jego wielkim uczuciowym zaangażowaniu.
Tak mam miłe z Tobą życie,
Tak rozkoszne, tak kochane,
Że bym wolał stracić bycie
Niźli doznać w czym odmianę[24].
Niestety Józefina wzgardziła uczuciem małżonka i wdała się w romans z Jerzym Wielhorskim. Szczęsny Potocki przechwycił listy kochanków, a w jego małżeństwie nastał kryzys. Wittowa, zdaniem Józefiny, nie mogła się z nią jednak porównywać, gdyż była zbyt głupia i zbyt nisko urodzona. Nie miała szans odebrać jej męża i pozycji. Józefina Potocka pisała do Adama Moszczeńskiego w 1794 r.:
[…] Co się tyczy Wittowy, wiem, co za subiectum, czytałam listy jej tu do niektórych osób pisane, które ani czynią zaletę jej sercu, ani okazują rozumu. Między innymi rzeczami i mnie, którą nie zna, opisuje; to jej daruję: gdzie nie masz równości, tam emulacja miejsca nie ma, więc z sobą emulować nie możemy[25].
A jednak listy Wittowej do Szczęsnego są zupełnie odmienne niż Józefiny. To listy ciepłe, pełne miłości, troski i zaangażowania. Czy prawdziwego? Trudno powiedzieć, jednak owego ciepła i miłości nie widać w listach Józefiny, jedynie dbanie o interes swój i dzieci oraz ciągłe utrzymywanie pozorów dobrego małżeństwa, mimo związku Szczęsnego w Wittową i wielu romansów Józefiny.
Józefina wciąż pisała do Szczęsnego, kiedy był w Hamburgu w 1793 r., zostawiając mu otwartą drogę powrotu na łono rodziny: Wierzaj mi, mój mężu, niewdzięczności, twardości charakteru i złości nie zostawię po sobie ślady; chcę być dobrą bez słabości i unikać uprzedzenia, powtarzam ci to, i ci, co mnie obtaczają, wyświadczą, że głupia własna miłość mnie nie uwodzi, ani też podległość ślepa do zdania jednego. Szukam rady, oświecenia i pomocy u tych, którym ufałeś i którzy interesa twoje dobrze znali i przyjaciół wzywane [są] rady. […] Mam ja trochę rozsądku, wiele podściwości, to nadgrodzić mi może umiejętność[26].
Jednak umiejętność, zwłaszcza manipulacji zakochanym Szczęsnym, to Wittowa opanowała do perfekcji. Jej listy wydawały się (i dziś wciąż się wydają) szczere, pełne pasji, oddania, empatii. W przeciwieństwie do listów rozsądnej i powściągliwej w wyrażaniu uczuć Józefiny, wzruszały i przekonywały Potockiego, że znalazł kobietę swego życia.
Zofia pisała do Szczęsnego z Berlina w 1795 r., zawsze zwracając się do niego mon bon ami, mon ange, mon cher elpida: Nie umiem wyrazić, jak bardzo byłam niespokojna, wiedząc, że jesteś na morzu. Mówiłeś, że nie ma się czego obawiać; przysięgam ci, że to straszne uczucie – wiedzieć, że ktoś, kogo miłuje się ponad wszystko, narażony jest na kaprysy niestałego żywiołu. O nie, mon bon ami, już nigdy się nie zgodzę na coś podobnego, nigdy już nie wyruszysz beze mnie w morską podróż![27]
Józefina, mimo kochanków w Petersburgu (np. Tadeusz Mossakowski – dawny komendant milicji nadwornej w Tulczynie), wciąż jednak walczyła, licząc na utrzymanie małżeństwa, pojechała nawet przygotować Tulczyn na przyjazd męża, ale on przeniósł się do Humania. Pisała do niego tak: Wszystkie ci [dzieci] do nóg upadają, jako i Sapieha. Lubo mnie nogi puchną, łażę, drzewka sadzę, że koniecznie, aby ludzi żywić, coś robić trzeba; najpotrzebniejsze kanały robię, aby błoto osuszyć. Jak wrócisz, jak w Tulczynie mieszkać będziesz, jeżeli nie kupią go, to pamiętać będziesz chodząc, […] ile możności nie zaniedbałam nic z tego, co najbardziej lubisz. […] Płot żywy sadzę za płotem ordynaryjnym; za kilka lat cień i zielono wszędzie będzie[28].
Takie listy nie mogły równać się z listami Zofii Potockiej, roztaczającej sielankową, niemal poetycką wizję wspólnego życia, wspólnego ogrodu, własnego miejsca na ziemi, wspólnych marzeń, spełnionych nadziei. Listy pełne były wyznań miłości, troski, a nawet kokieteryjnej i zalotnej gry rozłączonych tylko na czas jakiś kochanków, którzy wreszcie połączą się świętym węzłem małżeńskim.
Zofia pisała: Masz zawsze rację, ale w tej sprawie [sprawie rozwodu – A.R.] miałeś bardziej niż kiedykolwiek, mówiąc mi ze sto razy, że tutaj [we Lwowie – A.R.] nic jeszcze nie zrobiono…[29]
Upadam ci do nóg, mon ange, za te wszystkie piękne rzeczy, które mi piszesz. Jeśli nawet nie jestem taka, jaką mnie widzisz, będę się starała ze wszystkich sił upodobnić do mojego pięknego portretu, który namalowałeś, i będę aż nadto szczęśliwa, jeśli przez swe starania i dzięki najwyższemu pragnieniu, aby tobie się podobać, przyczynię się do twojego uszczęśliwienia. A jeśli pewnego dnia tkliwość moja pozwoli ci zapomnieć o wszystkich cierpieniach, które ci zadano, pozwoli ci zakosztować szczęścia domowej egzystencji, wtedy dopiero nie będziesz szukał nikogo na świecie prócz swojej Zofii. Jestem częścią twojego świata, bo wierzę, żem jest przez ciebie kochana[30].
W innym liście, z 12 września 1795 r., relacjonowała: Zaczynam potwornie nudzić się we Lwowie, a właściwie z dala od ciebie, gdyż obojętne mi są miejsca, w których przebywam, gdy tylko jestem razem z tobą. Ta separacja, mon bon ami, uświadomiła mi, jak bardzo cię kocham. Odrodziła we mnie wszystkie sentymenty, któreś dawniej we mnie budził. W Hamburgu wydawało mi się czasami, że kocham cię już mniej niż w Jassach, Chersonie czy Grodnie. Ale odkąd z Tobą się rozstałam, przekonana jestem, że jest właśnie odwrotnie, gdyż kocham cię bardziej niż kiedykolwiek. Dawniej miłowałam cię do szaleństwa, ale mogłam układać sobie jakieś plany; dzisiaj już tego nie potrafię. Jedynym moim marzeniem jest podobać ci się i kochać cię do końca życia. Wiesz dobrze, mon bon ami, że dawniej głowa moja stale pracowała; teraz jest już spokojna, dusza moja ucichła; a gdyby nie kłopoty związane ze sprawami rozwodu, gdyby nie ogromne pragnienie, aby być wreszcie wolną i tobie tę wolność poświęcić, sądzę, że o niczym bym już nie myślała… Powierzyłam ci, mon bon ami, całe swoje szczęście; jeśli ty go nie zbudujesz, nie ma na świecie nikogo, kto mógłby to uczynić; a więc o czymkolwiek będę myślała, wszystko to i tak będzie bezużyteczne. Wolę, abyś pozostał panem mojego przeznaczenia, a czas swój poświęcam tuleniu moich małych aniołków. Nikoluszka jest piękny jak miłość, którą ci ofiaruję. Ale nie lubię nań patrzeć, gdyż nie chcę, aby na świecie był ktoś piękniejszy niż Kotula…[31]
Listy Zofii przypominają fragmenty korespondencji z powieści sentymentalnych czy francuskich romansów w listach. Czy była to konwencja, czy może faktycznie Zofia, wychowana w innej kulturze, przesiąknięta literaturą francuską, świetnie radziła sobie z utrzymywaniem i podgrzewaniem romansu, który trwał na odległość.
10 października 1795 r. pisała ze Lwowa, wciąż oczekując załatwienia rozwodu i wyrażając swoje szczęście po rozmowach z Józefiną i uznaniu dzieci Zofii przez Szczęsnego: Serce mi zabiło, gdy zobaczyłam, że [list] pisany był w Tulczynie, skoro jednak dokończyłam lektury tego uroczego listu, poczułam się istotą najszczęśliwszą na ziemi. O tak, mon bon ami, urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą i ufam, że moje szczęście zamknie odtąd smutkom dostęp do ciebie. Właśnie wczoraj wieczorem otrzymałam ten ukochany list, który zwiastuje moje szczęście, zamknie odtąd smutkom dostęp do ciebie. Nikt jeszcze nie był bardziej ode mnie przejęty uczuciem tkliwości, miłości i wdzięczności; ledwo zdołałam udźwignąć swoją radość. Przysięgam ci, że wcale nie spałam; ale chciałabym zawsze nie spać w podobny sposób; byłam podniecona najrozkoszniejszymi uczuciami[32].
List z 28 grudnia 1795 r. to wręcz arcydzieło kobiecej epistolografii miłosnej końca wieku. Jest to zarówno poetycki wyraz miłości, jak i delikatnie przesycony narastającym, nieco zawoalowanym erotyzmem obraz romansu: Zacznę od odpowiedzi na list z 17 listopada, pisany w Czarnej Kamionce. Cudowny jest to list; wszystkie wyrazy, które zawiera, malują twą duszę i twoją delikatność. Prawda, że to martwy papier, ale nosi na sobie tak silne piętno twoich sentymentów, że ożywiłby nawet najmniej czułą istotę. Osądź sam, jakie wrażenie zrobił na twojej Zofii, która uwielbia cię, która żyje i oddycha tylko dla ciebie. Nie mogę się rozstać z tym czarującym listem; odkąd go otrzymałam, noszę go na sercu, odczytuję po dziesięć razy dziennie; przenoszę się myślą do Daszowa, jestem z Tobą, w twoich ramionach, pieszczę cię, upajam się szczęściem swojej wolności, radością poświęcenia jej tobie bez żadnych pretensji, chyba z tą jedynie, aby zawsze być z Tobą i przez ciebie kochana. Potrzeba mi bardzo twojej miłości; wiem, że nikt nie umie tak jak ty kochać, gdy kochasz prawdziwie i niepodzielnie. Pouczasz mnie, mon ange, abym była szczęśliwa; jestem nią i to bardzo. Wierz mi, mon adorable ami, że od twojego przyjazdu do Tulczyna, od chwili, gdyś mnie zapewnił, że nikt nie chce mi zabrać twojego serca, odkąd pozostawiono mi to wielkie szczęście żyć obok ciebie i z Tobą, nie masz na ziemi istoty szczęśliwszej ode mnie; a to jest twoje dzieło, mój drogi elpida. […] Zdecydowana jestem żyć z Tobą w jakimkolwiek bądź charakterze – jako twoja kochanka, żona, twoja metresa, twoja niewolnica – wszystko jedno kto, niechby jako rzecz, która do ciebie należy i którą możesz dysponować wedle swojej woli, jako istota, która cię uwielbia i która własne szczęście odnaleźć może tylko w szczęściu swojego bóstwa. Jeżeli w Tulczynie nadal będą chcieli przeszkadzać, abym została twoją żoną, będę zrozpaczona z powodu naszych dzieci, z powodu tej małej córeczki, której tak bardzo pragnę; ale jeśli o ciebie chodzi, czyż mogłabym odtąd mniej cię miłować jako kochanka niż jako męża? Czyś nie uczynił wszystkiego, co było w twej mocy, aby nim zostać? Czy z twojej winy ci się nie powiodło? Wierzaj mi, mon adorable ami, że ile przeszkód spotka mnie z tamtej strony, [po tylekroć wzrośnie moja miłość][33].
Jak widzimy z powyższych listów, Zofia Potocka to kobieta nie tylko piękna, ale i obdarzona wysoką inteligencją emocjonalną, skoro widoczne są w jej działaniu świetnie rozwinięte kompetencje psychologiczne, społeczne i prakseologiczne. Może dlatego pozostaje w legendach kobietą szpiegiem, bezwzględną i konsekwentnie dążącą do wyznaczonych sobie celów[34]. Kobietą, która nie tylko zrobiła oszałamiającą karierę, ale i zdobyła europejską sławę.
Artykuł pochodzi z książki Słynne kobiety w Rzeczypospolitej XVIII wieku, red. A. Roćko, M. Górska, Warszawa 2017.
[1] Souvenirs de Madame Louise-Elisabeth Vigée-Lebrun, Paris 1835, t. 2, s. 284–285; F. Gołowkin, Dwor i carstwowanije Pawła I, Moskwa 1912, s. 230.
[2] Cztery portrety Zofii Potockiej, w tym ten najbardziej znany J. Ch. Lampiego zamieścił Jerzy Łojek w: J. Łojek, Dzieje pięknej Bitynki. Opowieść o życiu Zofii Wittowej-Potockiej (1760–1822), Warszawa 1970, s. 128, 225, 272, 288.
[3] Ibidem, s. 30.
[4] Uznajemy za Danielem Golemanem, że inteligencja emocjonalna to rodzaj kompetencji osobistych człowieka, m.in. zdolność rozpoznawania własnych i cudzych stanów emocjonalnych oraz używania własnych emocji i radzenia sobie ze stanami emocjonalnymi innych osób. Zob.: D. Goleman, Inteligencja emocjonalna, przeł. A. Jankowski, Poznań 1997; D. Goleman, Inteligencja emocjonalna w praktyce, przeł. A. Jankowski, Poznań 1998.
[5] R. W. Wołoszyński, Potocka 1 v. Wittowa Zofia, PSB, t. 27, Wrocław 1983, s. 745.
[6] Zob. A. Roćko, Fenomen kobiecej urody: „Do jenerałowej Wittowej przejeżdżającej z mężem przez Warszawę do wód spaskich”, w: Czytanie Trembeckiego, cz. 1, pod red. J. Snopka, W. Kaliszewskiego i B. Mazurkowej, Warszawa 2016, s. 235–247.
[7] Szerzej na temat biografii Zofii Potockiej zob. R. W. Wołoszyński, op. cit, s. 744–747. Por. dr Antoni J. [A. J. Rolle], Losy pięknej kobiety, Warszawa 1914; K. Boscamp-Lasopolski, Moje przelotne miłostki z młodą Bitynką, rękopis z r. 1789 oprac. J. Łojek, S. Widłak, Kraków 1963.
[8] J. U. Niemcewicz, Pamiętniki czasów moich, wyd. J. Dihm, Warszawa 1957, t. 1, s. 129.
[9] Ibidem.
[10] Ibidem.
[11] J. Łojek, op. cit., s. 87–88.
[12] Ibidem, s. 130.
[13] Idem, Do generałowej Zofii Wittowej przejeżdżającej przez Warszawę do wód, w: Świat poprawiać…, s. 146.
[14] Souvenirs de Madame Louise-Elisabeth Vigée-Lebrun, s. 285. Cyt. przekładu za: J. Łojek, op. cit., s. 95.
[15] J. Ch. Kamsetzer do M. Bacciarellego, Paryż, 20 I 1782, BN, rkps sygn. III 3290, k. 68v (oryginał w języku francuskim). Cyt. przekładu za: J. Łojek, op. cit., s. 96.
[16] Ibidem. Cyt. za: J. Łojek, op. cit., s. 96.
[17] Stanisław August do A. A. Debolego, Warszawa, 1 IV 1782. AGAD, Arch. Królestwa Polskiego 113, k. 300. Cyt. za: J. Łojek, op. cit., s. 101.
[18] A. d’Hauterive, La Moldavie en 1785, „Revue de Géographie” 5, 1879, s. 374–376. Cyt. przekładu za: J. Łojek, op. cit., s. 107.
[19] Listy Pani Mniszkowej, żony marszałka wielkiego koronnego, pisane do matki…, „Rocznik Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu” 1866, s. 219. Cyt. za: J. Łojek, op. cit., s. 118–119.
[20] Ch. J. de Ligne do Ch. de Ligne, Kamieniec, 8 VI 1788. Cyt. przekładu za: J. Łojek, op. cit., s. 141.
[21] Stanisław August do Ch. J. de Ligne, Warszawa, 9 VI 1788, AGAD, Zbiór Popielów 165, k. 236 (oryginał w języku francuskim). W tłumaczeniu polskim przytacza ten list J. Łojek, op. cit., s. 141–142.
[22] J. Łojek, op. cit., s. 144.
[23] F. Gołowkin, op. cit., s. 230–231; J. Łojek, op. cit., s. 155. Zob. też. ibidem, s. 368, przyp. 28.
[24] Wiersze Stanisława Szczęsnego Potockiego, generała artylerii koronnej…, AGAD, Zbiór Anny Branickiej 245. Fragmenty utworów przytacza J. Łojek, op. cit., s. 174–175.
[25] A. Czartkowski, Pan na Tulczynie, Lwów–Poznań [1925], s. 226–227.
[26] J. Potocka do S. S. Potockiego, 28 I 1794, BO, Teki Kalinki, rkps sygn. 6851/I. Cyt. za: J. Łojek, op. cit., s. 211–212.
[27] Z. Wittowa do S. S. Potockiego, Kilonia–Lubeka, 28, 29 i 30 VI 1795, Arch. Tulczyńskie, rkps sygn. II, 1756, k. 1–5. Cyt. za: J. Łojek, op. cit., s. 213.
[28] J. Potocka do S. S. Potockiego, Tulczyn, 23 X 1795, BO, Teki Kalinki, rkps sygn. 6851/I. Cyt. za: J. Łojek, op. cit., s. 219.
[29] Z. Wittowa do S. S. Potockiego, Lwów, 18 VIII 1795, Arch. Tulczyńskie, rkps sygn. II, 1756, k. 17–18. Cyt. za: J. Łojek, op. cit., s. 221.
[30] Z. Wittowa do S. S. Potockiego, Lwów, 10 IX 1795, ibidem, k. 19–20. Cyt. za: J. Łojek, op. cit., s. 222.
[31] Z. Wittowa do S. S. Potockiego, Lwów, 12 IX 1795, ibidem, k. 23–24. Cyt. za: J. Łojek, op. cit., s. 223.
[32] Z. Wittowa do S. S. Potockiego, Lwów, 10 X 1795, ibidem. Cyt. za: J. Łojek, op. cit., s. 224–225.
[33] Z. Wittowa do S. S. Potockiego, Lwów, 28 XII 1795, ibidem, k. 38–39. Cyt. za: J. Łojek, op. cit., s. 232–233.
[34] Zob. A. Rolle, Wybór pism, t. 1. Gawędy historyczne, Kraków 1966; S. Koper, Piękna i rozwiązła, „Uważam Rze. Historia” 2012, nr 6. Wizerunek Zofii Potockiej zmieniła pozytywnie powieść historyczna E. Stachniak, Ogród Afrodyty, z angielskiego przeł. B. Stokłosa, Warszawa 2012.