W czasach nowożytnych powszechnie wierzono, że Księżyc może wywierać wpływ nie tylko na stan umysłu człowieka, lecz także na jego płodność. I tak, w przypadku negatywnego działania Księżyca na głowę, człowiek popadał w szaleństwo albo melancholię, natomiast wtedy kiedy promienie lunarne sięgnęły kobiecego łona, mogła ona urodzić miesiącznika, czyli molae carnae. Miesiączniki powstawały również wówczas, gdy mężczyzna ante coitum w noc księżycową mocz oddał, zwróciwszy się twarzą ku Księżycowi.
O przypadku urodzenia przez pewną niewiastę takiej istoty pisał w Magii naturalnej Giambattista della Porta. Miesiącznikiem byli z pewnością: Kaliban z Burzy Szekspira, bezkształtny twór mięsny (massa carnis, która nie ma w sobie duszy) w macicy 80-letniej kobiety, którą badał Doktor Hankopf, oraz krwawe ochłapy w kształcie serca i meduzy, które odkrył w ciele brzemiennej 17-latki Thomas Bartholin. Nie dziwi zatem, że wielki XVII-wieczny filozof Gottfried Wilhelm Leibniz radził wszystkim ówczesnym badaczom natury, aby sprawdzali, w jaki sposób odmiany Księżyca wpływają na rozwój dzieci oraz... innych stworzeń w łonach niewiast.
Zachęceni wezwaniem Leibniza nowożytni lekarze bardzo chętnie podjęli wyzwanie. Mianem mola carnae określali oni – za Pliniuszem – wszystkie powstające w macicy quasi-płody bez rąk, nóg, szyi, tułowia itd., przypominające wyglądem strzępy mięsa. Wszakże, jak zaznaczono w jednym z podręczników, mola to inaczej ścierwo, które rośnie in utero.
W nowożytnych Niemczech zamiast pisać mola, używano słowa Mondkalb, w Anglii i Szkocji – mooncalf, natomiast w I Rzeczypospolitej mówiono o miesiącznikach, ciołkach miesięcznych, sztukach mięsa, kulach krwią lub wodą napełnionych, czymś w rodzaju buraka i wreszcie – o opłakanych skutkach ciąży fałszywej.
W XVIII-wiecznym tłumaczeniu wiedeńskiego podręcznika dla akuszerek zatytułowanego Sztuka babienia Józef Kostrzewski zaznaczył, że ciąże dzielą się na prawdziwe i fałszywe: prawdziwie naturalna ciąża jest ta, w której niewiasta jedno lub więcej dzieci w swym żywocie nosi; prawdziwa podobnież i na ten czas jest ciąża, gdy się dziecię w żywocie znajduje, ale oraz nienaturalna, jeśli nie w jamie macicy, ale w jamie brzucha, w trąbach macicznych, albo jądrach białogłowskich zamknięte [dzieciątko] leży, ponieważ naturalnym sposobem nie może być wyprowadzone na świat, tylko wypruciem z brzucha. Fałszywą ciążą [natomiast] nazywamy [taką], kiedy nie prawdziwy płód, ale mola, inne mięsne wyrostki, wiatr lub woda bądź wewnątrz, bądź zewnątrz macicy się znajdują.
Dalej medyk wyjaśniał, że do ciąż fałszywych należą takie kiedy brzuch bądź zamężnej, bądź Panny, przez jakowe cieknące lub twarde ciała w macicy lub innym położonym miejscu nadyma się nadzwyczajnie. Znajdować się różne mogą [w macicy] niekształtne mięsiste wyrostki, pochodzące niekiedy z prawdziwego z mężczyzną spółkowania pod imieniem zaśniadu (mola), niekiedy [zaś] z fałszywego poczęcia, które od jajka w jamie macicy sprowadzonego początek swój bierze, jako też z wody, wiatru, w macicy zawartej.
Zgodnie ze świadectwem Kostrzewskiego mola składały się ze skórek, naczyń i jamy wilgocią napełnionej, w której znajdowały się częstokroć kości i włókna mięsiste. Taki strzępek mięsa był to ostatek zepsutego płodu, tak wcześnie zmarłego, iż same tylko łożysko macicy wzrost biorąc, inne jajka części przytłumiło. Przy czym medyk wyróżniał także zaśniad fałszywy, co go baby odbierające zawsze do zabobonów i przesądu skłonne, miesięcznym ciołkiem nazywają, składa się [taki zaśniad] albo z ostatków łożyska macicy, pozostałego w niej i w twardy kawał zrosłego, albo z krwi zasiadłej, lub z małych niezliczonych i większych pęcherzyków wodnistych.
Kostrzewski uważał, że zaśniadu nie należy usuwać w sposób mechaniczny, tylko trzeba czekać, aż zostanie on wyrzucony przez ciało kobiety w sposób naturalny z silnym krwawieniem. Niechaj się każda odbieraniem dzieci bawiąca wystrzega kłaść rękę w macicę i dobywać nią tych małych albo wielkich bądź jakiegokolwiek kształtu wyrostków macicy, bo stąd najokropniejsze skutki, jako krwotok, zapalenie, ogień piekielny, wrzody lub rak z okrutną śmiercią nastąpić mogą.
Odmienny stosunek do usuwania ciołków miesięcznych miał natomiast Jan Różański, autor kolejnego XVIII-wiecznego podręcznika dla akuszerek. Tym razem medyk stwierdził, że jeśli akuszerka przy obmacaniu [brzucha ciężarnej] nic innego jak tylko miętkości jakieś, podobne miętkości sztuki mięsa doświadcza, to wówczas powinna czym prędzej dokonać rękoczynu i usunąć znajdujący się w środku macicy wyrodek. W jaki sposób należało to zrobić?
Baba powinna macicę do rozszerzenia się przysposobić przez rozmiękczające okładania, kąpiele i smarowania różnemi tłustościami. Tak przysposobioną macicę, jednym najpierwej, potem [zaś] dwoma palcami rozszerzy, i całą rękę dobrze usmarowaną we środek wsunie, gdzie fałszywy płód ile możności najwyżej pochwycony wyciągnąć usiłuje, na jedną i na drugą stronę wykręcając. Gdyby tylko kawałkami odrywał się, z wielką ostrożnością postępować potrzeba, żeby macicy nie narazić, starać się jednak, żeby do szczęta go wydobyć. [...]Używanie instrumentów i lekarstw popędzających dla niewiast w takim razie będących jest niebezpieczne, od tych więc wstrzymać się potrzeba.
Przy czym Różański nieustannie podkreślał, żeby tego gwałtem i natarczywie nie czynić, ale z jak największą powolnością, aby ani nie uszkodzić macicy, ani nie spowodować śmierci kobiety, która i tak musiała wycierpieć wiele.