© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
   |   13.05.2021

Morze krwi | felieton historyczny z cyklu „Koszulka Dejaniry”

Podczas powstania Gonty i Żeleźniaka wylało się na Ukrainie morze krwi pobratymczej.

Bodaj największą katastrofą w dziejach chylącej się ku upadkowi Rzeczypospolitej była „koliszczyzna” – tłumne, krwawe powstanie ukraińskie z 1763 r. Słowo „koliszczyzna”  pochodzi od okrzyku „koli”, czyli „bij zabij”, „bij morduj”, a może „kłuj morduj”. Tak czy inaczej nie zapowiada nic dobrego. Nazywano ją też „rzezią humańską” bądź „hajdamaczyzną”, Na czele powstania stanął „człek wolny”-  Maksym Żeleźniak, który już to chodził za rybą, już to tułał się po klasztorach, zapewne wykonywał  tam jakieś naprawy. Musiał mieć niemałą moc przyciągania, skoro dość prędko zebrał wokół siebie sporą grupę hajdamaków i ruszył z nimi na miasta. Najcenniejszą ich zdobyczą był Humań (od czego czasem nazywamy koliszczyznę „rzezią humańską”). Działy się tam niesamowite okrucieństwa, co wiemy z opisów w źródłach, i obraz był chyba taki, jaki zademonstrował nam Sienkiewicz w „Ogniem i mieczem” pisząc o okrucieństwach rozwydrzonej czerni Chmielnickiego.                                                          

Był już wtedy z Żeleźniakiem Iwan Gonta, drugi przywódca hajdamaków, który wcześniej służył jako setnik w gwardii przybocznej Franciszka Salezego Potockiego. Jeden z ocalonych przezeń szlachciców pisał, że Gonta nie tylko mówi po polsku, ale umie też pięknie pisać w tym języku, czemu miały towarzyszyć wyszukane maniery. Słowem był już jak szlachcic, co dobrze rozumiał jego patron, który obiecał mu wystarać się o indygenat. Lecz Gonta – może rozczarowany opóźniającym się uszlachceniem – zdradził Potockiego i zabiegł do Humania, gdzie uczestniczył w całej tej makabrze. Z pewnością rzeź humańska przypominała galicyjską, gdzie szlachtę, według słów Stanisława Wyspiańskiego „piłą rżnęli”, przy czym w Humaniu prawosławni duchowni wspierali brutalność powstańców. Juliusz Słowacki nawiązuje do koliszczyzny w „Śnie srebrnym Salomei” i w poemacie dygresyjnym „Beniowski”:

Czy nie wiesz o tym, że na Ukrainie
Zaczęła się rzeź i szlachty wyrżnięcie?
Pod święconymi nożami krew płynie;
Pop otwiera pierś, a chłop daje cięcie
W bijące serce. Cały naród ginie
Jak w zapalonym przez Boga okręcie.

W Humaniu, Białej Cerkwi czy Czehrynie krwawy ogień buntu wzbijał się wysoko, zwłaszcza w czerwcu i lipcu 1768 roku. W sumie liczbę ofiar masowych mordów Polaków, Żydów i przedstawicieli duchowieństwa rzymskokatolickiego oraz unickiego na Ukrainie Prawobrzeżnej szacuje się na ponad 100 tys. Doszło nawet do ataku na carskie włości, choć to najprawdopodobniej Rosja podżegała „czarne chłopstwo” (tak pisze o rezunach Juliusz Słowacki) do buntu przeciwko szlachcie i katolikom. W końcu oddziały rosyjskie  gen. Michaiła Kreczetnikowa (wielu w nich było Kozaków dońskich!) wraz z polskimi wojskami regimentarza Stępkowskiego zdusiły powstanie, z porównywalnym do koliszczyzny sadyzmem. Pomiędzy Polskę a Ukrainę wlało się kolejne morze krwi, które – prędzej czy później – musiało  znów się wzburzyć, choćby na Wołyniu.

Koniec koliszczyzny był taki, jak należało się spodziewać; Rosjanie ucapili obu przywódców. Żeleźniaka zesłali na Sybir, do Nerczyńska, gdzie zakończył żywot, a Gontę wydali Polakom. Ci stracili go w strasznych mękach, co nie poprawiło relacji polsko-ukraińskich. Trzeba też przyznać, że krwawy opar koliszczyzny wciąż unosi się nad badaniami historyków, a samo powstanie jest interpretowane bardzo różnie, w zależności od tego, kto je opisuje i w jakim kraju. Historiografowie ukraińscy i rosyjscy negują rosyjskie inspiracje rzezi twierdząc, że winna jest tylko polska szlachta, która bezwzględnie wyzyskiwała ruskie chłopstwo. Iwan Gonta w wielu miastach ma swoje ulice, a w Chrystynówce wystawiono mu pomnik.