© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   16.11.2020

O sztuce konwersacji w XVII–XVIII wieku

Umiejętność konwersacji była obok sztuki epistolarnej w XVII i XVIII wieku fundamentem sukcesu w życiu towarzyskim. Tak jak chętnie rozmawiano, tak równie intensywnie pisano o rozmawianiu, prześcigając się w udzielaniu porad. Można więc wymienić refleksje Antoine’a Mérégo De la conversation (1677), ciekawe uwagi Madelaine de Scudéry w Conversations sur divers sujets (1686), traktat w formie dialogu Pierre’a d’Ortigue’a de Vaumorière’a L'Art de plaire dans la conversation (1688), obserwacje Jeana-Baptiste’a Morvana de Bellegarde Réflexions sur l'élégance et la politesse du style (1695), rozważania François-Augustina Paradisa de Moncifa Essais sur la nécessité et les moyens déplaire (1738) oraz André Morelleta Essai sur la conversation (1778). Można wręcz stwierdzić, że milczenie było nie na miejscu w dyskusji o konwersacji, którą należało utrzymać na najwyższym poziomie. Od tej aktywności nie można było uciec, gdyż jak twierdził Antoine Méré, są to „wszelkie rozmowy podejmowane przez wszystkich ludzi, którzy porozumiewają się między sobą, spotykając się przez przypadek, lub tych, którzy mają sobie do powiedzenia tylko dwa czy trzy słowa”.

Przywołane teksty, wielokrotnie wydawane, wyraźnie wskazują, jak uprawiać sztukę wymiany myśli i poglądów, odpowiednio wykorzystywać temperamenty rozmówców, swoją wiedzę i opinie. Odmienne zdania były wprawdzie możliwe, jednak zawsze musiały prowadzić do zbliżenia przeciwieństw. Znany ze swoich maksym La Rochefoucauld w jednej z nich zawarł wskazanie dla interlokutorów: „Dobre słuchanie i dobre reagowanie to jedna z największych doskonałości, jaką możemy osiągnąć w rozmowie” (nr 139). Jan Jakub Rousseau, pani de Staël czy Wolter, podkreślali wielokrotnie na kartach swoich dzieł, że rozmowa, choć mogłoby się wydawać „zbytkowna” jednak jest „koniecznością”. Dostrzegł to już wcześniej Michel de Montaigne w swoich Esejach (1580), gdzie właśnie rozmowie poświęcił osobny rozdział zatytułowany De l'art de conférer (O sztuce rozprawiania). Porady dla amatorów rozmów były bardzo praktyczne i szczegółowe. Z pewnością kluczem do udanej konwersacji było dobre przygotowanie. Należało zastanowić się, jakie tematy są obecnie poruszane na salonach, jakie książki są czytane, jakie dzieła sztuki są podziwiane. Praktyki wokół konwersacji zmieniały się na przestrzeni dziesięcioleci, tak jak zmieniały się zwyczaje i otoczenie.

Rozprawy traktujące o sztuce konwersacji uświadamiają bardzo wyraźnie, czym różni się ona od innych form wypowiedzi. By była ona „prawdziwą”, musi zawrzeć w sobie elokwencję (eloquentia) oraz dyskusję (disputatio), która może przerodzić się w pojedynek dialektyczny. Nie jest łatwo być opanowanym w rozmowie – zbytnia elokwencja może sprawić, że trudno będzie oddać głos rozmówcy, a zdolny dyskutant wpadnie w pułapkę chęci wyrażenia ostatniego słowa. Harmonię powinna zapewnić osoba animująca rozmowę. To ona wybiera ciekawy temat, pilnuje, by nie była przeładowana erudycją, raczej błyskotliwa i spontaniczna. Nigdy nie można dopuścić, by ktokolwiek w trakcie wymiany zdań poczuł się dotknięty, a opinie krzywdziły dyskutantów. W tej sytuacji nie bez znaczenia są także ton i barwa głosu. Preferowano te aksamitne i miękkie, gdyż osoby o ostrym głosie tną nawet najpiękniejszymi słowami, a odbiorcy mogą czuć się zaatakowani. Równie ważna jest mowa ciała. Mądre i trafne sformułowania nie trafią do rozmówców, jeśli ciało nie pokaże zaangażowania i pasji. Pełna kontrola postawy, gestów i mimiki może wesprzeć lub pogrążyć przedstawione argumenty. W XVII–XVIII wieku było to szczególnie istotne, gdy triumfy święciła fizjonomika – teoria (niewiele mająca wspólnego z nauką) dowodząca, że prawdy o człowieku można dowiedzieć się z bruzd na twarzy.

Wszystkie te porady należało skutecznie wprowadzać w życie w trakcie konwersacji na żywo. A rozmawiać można było dosłownie wszędzie – także w czasie spaceru czy przejażdżki karocą. Z wymiany zdań i opinii słynęły w XVII i XVIII wieku salony arystokratyczne i mieszczańskie, gromadzące elity finansowe, intelektualne i artystyczne. Gospodynie spotkań musiały być błyskotliwe i inteligentne. Wśród nich pojawiły się precjozystki – wykwintnisie, skupiające się do przesady na dobrych manierach także w konwersacji. Staranność w doborze słownictwa, prowadząca chwilami do przerysowanego wyrafinowania, stała się z czasem wielką uciążliwością w rozmowach. Twierdzono, że kobiety, a zwłaszcza precjozystki, do wyrażenia nawet prostych myśli bardzo często używają zbyt wielu zbędnych słów. Uznawano więc niewiasty za gadatliwe i skłonne do pustosłowia. Te z gospodyń spotkań salonowych, które umiały zapanować nad tą „naturalną” cechą niewieściego charakteru, odnosiły sukces towarzyski.

Równie ważnym był dobór kwestii poruszanych w czasie spotkań. Zalecano unikania tematów zbyt banalnych, a gdy się już pojawiły, to potraktowane krótko i lekko powinny zostać szybko zamknięte. Na włączenie do konwersacji nie mają szansy ci, którzy opowiadają jedynie o swoich problemach, kłopotach finansowych czy sprawach rodzinnych. Pewnych tematów jednak zapewne nie uda się uniknąć, więc w swoich poradach Madeleine de Scudéry podkreśliła: „Chcę, żebyśmy mówili o dużych i małych rzeczach, o ile zawsze mówimy o nich umiejętnie”. Znalezienie balansu to właśnie serce sztuki konwersacji. Brak tego wyczucia w rozmowie prowadził do zanudzenia interlokutorów. Ten stan łatwo rozpoznać – siedzą, patrząc błądzącym wzrokiem.

Zagadnieniu znudzenia poświęcano całe traktaty. Filozof André-François Boureau-Deslandes (1690-1757) na kilkudziesięciu stronach Sztuki unikania nudy (L’art de ne point s’ennuyer, 1715) dochodzi do wniosku, że kobiety zdecydowanie posiadły umiejętność radzenia sobie z tym stanem ducha i ciała! Potrafią skutecznie wynajdywać sobie sprawy, na których się skupiają, a następnie żywo omawiają. Kokieteria, która jest podstawą humoru dam, daje im swobodę mówienia wielu rzeczy, których mężczyźni nie odważyliby się powiedzieć. Ci z łatwością popadają w znudzenie, gdyż zajmują ich rzeczy „zbyt wielkie lub dziwne”. Nieustanne rozmyślania prowadzą do marazmu i depresji. Filozof stwierdza kategorycznie: „Człowiek jest nieszczęśliwy tylko dlatego, że myśli i myśli zarówno z pychy, jak i z potrzeby”. Ważne jest więc posiąść umiejętność mówienia „małych rzeczy”, co wydaje się czasem użyteczniejsze niż prawienie o sprawach wielkich. Nie każdy jednak ma wrodzone predyspozycje, dlatego należy ćwiczyć się w rozmawianiu. Dzięki temu można nabrać swobody, z łatwością będzie przychodzić przekomarzanie się, naturalniej wypadnie okazywanie zainteresowania, a mowa ciała będzie oddawać to, co zaplanowaliśmy. Sarkastyczne zachowanie w czasie konwersacji było ryzykownym zabiegiem, lecz zdarzało się, że ta odrobina ostrego żartu ożywiała rozmowę i przyciągała uwagę często znudzonego grona. Rozmówcę łatwo jednak może zgubić poczucie wyższości, wtedy blisko już, jak twierdził La Bruyère w swoich Charakterach (1688), do pompatycznego bełkotu, zagmatwanych zdań i wielkich słów, które nic nie znaczą. Takich sytuacji należy bezwzględnie unikać, gdyż jak twierdził w swoim poradniku wspomniany już Pierre d’Ortigue de Vaumorière: „Nie ma nic ważniejszego w życiu, jak sprawić przyjemność w rozmowie”.

Jeszcze w XIX wieku w Słowniku języka francuskiego Emila Littrégo znaleźć można było słowo conversable, które oznaczało „osobę, z którą można łatwo i przyjemnie porozmawiać”, a które dziś już nie funkcjonuje. 

Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

Kultura Dostępna logo