© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   07.12.2020

„Ósmy cud świata” według Jakuba Sobieskiego, czyli Paryż oczyma polskich podróżników XVII–XVIII wieku

„Najbliżej Belgii leży Francja, której stolicę Paryż uważam za ósmy cud świata, bacząc na wielkość miasta, wielką liczbę obywateli oraz ludzi wszelkiego pochodzenia, a w końcu obfitość wszelkiego pożywienia”[1] – tak w liście z 1 lutego 1620 roku do przyrodniego brata Jana pisał Jakub Sobieski, udzielając rad udającemu się w podróż edukacyjną po Europie krewnemu. Dwadzieścia pięć lat później Jakub Sobieski napisał kolejną instrukcję – tym razem dla synów, Marka i Jana, wybierających się za granicę „po wiedzę i doświadczenie”. W Paryżu mieli zatrzymać się w dzielnicy uniwersyteckiej, a nie popularnej wśród innych Polaków (których Sobieski zalecał unikać) i licznych cudzoziemców Saint Germain. Zarówno jedna, jak i druga dzielnica pozwalała peregrynantom z Rzeczypospolitej Obojga Narodów na zwiedzanie stolicy Francji.

Sebastian Gawarecki, jeden z opiekunów Marka i Jana Sobieskich w czasie ich podróży edukacyjnej po Europie, w spisanej przez siebie relacji potwierdził opinię ojca podopiecznych, że miasto nad Sekwaną jest bardzo ludne. Podobnie o zatłoczeniu ulic paryskich – ludnością i licznymi pojazdami, hałasującymi tak bardzo, że nie można było spać – pisała Teofila Konstancja z Radziwiłłów Morawska, przebywająca w Paryżu w 1773 roku. Dla Teodora Billewicza, bawiącego w stolicy Francji w latach 1677–1678, liczba karet (a według niego było ich 50 000) świadczyła o wspaniałości miasta. Dla Morawskiej z kolei ogrom Paryża wyrażał się w liczebności ulic (a tych miało być już wówczas ponad tysiąc) oraz w prawie milionie mieszkańców. Zwracano uwagę na tłum, który z jednej strony zadziwiał ogromem, z drugiej jednak strony powodował zanieczyszczenie miasta.

Mieszkając w ścisłym centrum stolicy Francji, goście znad Wisły mieli na wyciągnięcie ręki główne paryskie atrakcje. Luwr – mimo że w czasach podróży Marka i Jana Sobieskich jeszcze nieukończony – już wówczas wzbudzał zachwyt. Gawarecki wprost pisał, że w przyszłości, gdy budynek będzie już gotowy, żaden inny nie będzie się mógł z nim równać. Podobnego zdania był zwiedzający Paryż w 1678 roku Teodor Billewicz, uznając Luwr – dzięki jego wielkości – za cud. Co zaskakujące, budynek przyszłego muzeum nie zrobił wrażenia na Józefie Jerzym Hylzenie, przebywającym w stolicy Francji w latach 1753–1754.

Bezpośrednio za Luwrem znajdują się królewskie ogrody – Tuileries. Podróżnicy z Rzeczypospolitej zgodnie podkreślali, że miejsce to było otwarte dla wszystkich – oprócz dzieci i „tych, co liberie noszą”[2]. Billewicz z pewnością przesadził, pisząc, że znajdowały się tam dziesiątki tysięcy ludzi – „niemal całe miasto”, ale Tuileries uchodziło za miejsce spotkań: według niego, jeśli nie widziało się przyjaciela przez rok, najlepiej było iść do tych królewskich ogrodów, zwłaszcza w dzień świąteczny, wówczas na pewno się go spotka. Potwierdza tę opinię Hylzen – Tuileries to jego ulubione miejsce do spacerowania, odpoczynku i pozbycia się poczucia osamotnienia. Gdy zaczynało mu ono doskwierać, wybierał się właśnie tam, będąc pewnym, że spotka znajomych z Rzeczypospolitej. Wielki tłum osób różnej kondycji społecznej, różnego wieku i różnych narodowości powodował w królewskich ogrodach ścisk i gwar podobny do jarmarku, jednak to tam szukano odpoczynku od codzienności.

Niedaleko istniał jeszcze, rozebrany pod koniec XIX wieku, renesansowo-barokowy pałac Tuileries, jednak nie robił on wrażenia na gościach znad Wisły. Usytuowanie rezydencji królewskiej wśród ogrodów robiło większe wrażenie w przypadku Pałacu i Ogrodu Luksemburskiego, także – już w czasach podróży Sobieskich – otwartego dla wszystkich. Także Hylzen lubił tam spacerować, docenił też pałac zbudowany na zlecenie królowej Francji Marii Medycejskiej. Miał on przypominać pałac Pittich z jej rodzinnej Florencji. Na młodzieńcu z Inflant wrażenie zrobiło wnętrze rezydencji – mnogość luster, marmurowych stołów, obrazów, a zwłaszcza galeria poświęcona fundatorce pałacu.

Kolejną popularną rezydencją wśród przybyłych z Rzeczypospolitej był Pałac Królewski z ogrodem, choć już niepublicznym. Nie skupiano się na jego opisie, można więc przypuszczać, że nie robił dużego wrażenia.

Zupełnie inaczej reagowano na Les Invalides. Doceniano wielkość, kunszt, ale i przeznaczenie powstałego z inicjatywy Ludwika XIV szpitala i pensjonatu dla inwalidów i weteranów. Opis tej budowli w dzienniku Billewicza zajmuje więcej miejsca niż pozostałych paryskich – dzisiaj już – zabytków. Doceniano też piękno kościoła Inwalidów, o którym Franciszek Ksawery Bohusz, przebywający w Paryżu w 1778 roku, pisał: „Kaplica Inwalidów z przedniego marmuru, obrazy i posągi marmurowe, przez najdoskonalszych snycerzów rżnięte, sztukateria na sklepieniu i po ścianach najprzedniejsza, ołtarz wielki, baldachim nad mensą proporcjonalnie ozdobny, jest jedno tylko z tych kilku dziwów wspaniałości, dostatków i gustu, któremi Paryż bez chluby i prawdziwie przed cudzoziemcami może się popisować”[3].

Także inne paryskie świątynie doczekały się zapisu impresji z ich zobaczenia. Gawarecki podał, że kościołów w stolicy Francji i na przedmieściach było ponad 700, co robiło wrażenie na wszystkich cudzoziemcach. Najważniejsza świątynia – katedra Notre-Dame wywoływała jednak różne odczucia, choć zdecydowana większość zwiedzających miasto chwaliła ją za piękno i wielkość. Przebywający w 1720 roku Felicjan Junosza Piaskowski uznał, że świątynia jest wspaniała. Podobała mu się zwłaszcza kaplica Matki Boskiej, w której docenił bogactwo ozdób, piękno obrazów. Całość katedry wieńczyły „dwie wielkie czworograniaste wieżyce służące za dzwonnice”[4]. Z kolei w połowie XVIII wieku Hylzen już się nie zachwycał samą katedrą, uznając ją za niepiękną, ale podobał mu się bardzo widok z wieży, bo z niej „Cały Paryż jak na dłoni widać”[5].

Inne kościoły, które okazały się warte odnotowania przez peregrynantów z Rzeczypospolitej, to między innymi kościół św. Genowefy (obecnie Panteon), kościół pw. Świętego Pawła i Świętego Ludwika, który był wzorowany na rzymskim Il Gesù, czy Sainte-Chapelle. Miejscem obowiązkowym do zwiedzenia było też opactwo Saint-Germain-des-Prés. Udawano się tam, aby pomodlić się przed grobem polskiego króla, ale i opata klasztoru (już po abdykacji) – Jana Kazimierza Wazy. Ponadto warte zobaczenia były opactwo Saint-Geneviève oraz kościoły: Świętego Sulpicjusza, Val-de-Grâce (w nowożytności należący do benedyktynek), ale to w kościele Świętego Rocha miały się – według Morawskiej – znajdować najpiękniejsze obrazy. Doceniona została też świątynia Sorbony, a także ona sama – „sławna i zacna akademia”.

Uwagę zwracały liczne domy i pałace należące do francuskich możnych, których wygląd zachwycał zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz – często wspominano o gustowności, czasem o przepychu, innym razem o subtelności w ich wyposażeniu. Podziwiano także place miejskie i ich zagospodarowanie. Wśród tych ostatnich wspominano Place Royale, od 1848 roku zwany Placem Wogezów (Place des Vosges). W planach króla Henryka IV, inicjatora powstania tego miejsca, miała to być wizytówka królewskiego dworu. Znajdowała się tam statua Ludwika XIII siedzącego na koniu, którą – jak odnotował Hylzen – ufundował kardynał Richelieu, wdzięczny monarsze za jego dobrodziejstwa. Z kolei na Place de Victoires podziwiano statuę Ludwika XIV „z[e] spiżu pozłoconego, na którego anioł z nieba koronę przynasza i na głowę kładzie, pod nogami 4 osoby nacje 4 zwyciężone reprezentujące okowane, z drugich stron są reprezentowani imperium Hollendrowie etc. o pokój i klemencję [łagodność] króla uprasza[ją]cy. Statua ta jest na wielkim i szerokim postumencie z marmuru”[6]. Od 1828 roku w tym miejscu stoi nowa statua Ludwika XIV – siedzącego na koniu, ale zachowane elementy cokołu poprzedniej rzeźby znajdują się w Luwrze. Inne pomniki Ludwika XIV odnotowano na Place Vendôme, który zresztą został zaprojektowany, by ową statuę Króla Słońca według projektu François Girardona z 1699 roku wyeksponować. Ta jednak została zniszczona w 1792 roku, a na jej miejscu postawiono kolumnę Napoleona, która stoi do dziś. Dodatkowo w drugiej połowie XVIII wieku podobał się Place Louis XV, czyli współczesny Place de la Concorde.

Podziw wzbudzały też liczba i piękno mostów. Najczęściej wspominano ten prowadzący na Île-de-France – „najpiękniejszy w całej Europie”, jak pisał Piaskowski, Pont-Neuf z pomnikiem Henryka IV – pierwszą świecką statuą w Paryżu, ale też mosty: Saint Michel, Royal (prowadzący do Luwru), a także kierujący na Wyspę Świętego Ludwika Pont de la Tournelle.

Teofila Konstancja z Radziwiłłów Morawska zwróciła także uwagę na jasność panującą w mieście. Nocą liczne latarnie oświetlały drogi, a w dzień jasność dopełniały… witryny sklepowe z wielkimi oknami, „co piękność towarów znacznie powiększa. Kupcy po sklepach nad północ siedzą dłużej, gdyż prawie w nocy więcej zyskują, sprzedaży mają”[7]. Można więc uznać, że miasto późno zasypiało. Peregrynanci podkreślali, że żadne inne miasto europejskie nie oferowało tyle i tak różnych rozrywek, co Paryż. Życie towarzyskie kwitło w restauracjach czy kawiarniach, w których bywali też podróżujący z Rzeczypospolitej. Jedną z popularniejszych była Café Procope, która zresztą istnieje do dziś. Mieszcząca się przy ulicy L’Ancienne-Comédie 13, otwarta w 1686 roku przez Sycylijczyka Francesco Procopio dei Coltelli, na przestrzeni lat gościła znamienitych bywalców: Woltera, Jean-Jacques’a Rousseau, Denisa Diderota, Georges’a Jacques’a Dantona, Maksymiliana Robespierre’a, Fryderyka Chopina i George Sand, Honoriusza Balzaka czy Victora Hugo. Paryż oferował też inne kulturalne rozrywki – zwłaszcza spektakle teatralne, balety i opery, gdzie również spędzali czas goście przybyli z Rzeczypospolitej.

Większość ze wspomnianych tu podróżników była zgodna, że na opisanie Paryża trzeba by przeznaczyć kilkanaście ksiąg, a najpierw spędzić w nim więcej czasu, by móc dobrze poznać miasto i jednocześnie przelać na papier swoje impresje. Zupełnie inny obraz miasta pojawił się we wspomnieniach Stanisława Augusta Poniatowskiego. Mimo że przebywał on w Paryżu w latach pięćdziesiątych XVIII wieku, to spisując po latach swe wrażenia nie skupiał się na opisie zabudowań stolicy Francji. Będąc bywalcem w salonie literackim Madame Geoffrin, miał sposobność spotkania wielu ludzi kultury, sztuki, polityki. Po dwóch miesiącach pobytu w Paryżu Poniatowski uznał jednak, że stał się niewolnikiem obowiązków towarzyskich, jakie na siebie nałożył, a także – co wydawałoby się niewyobrażalne – co wieczór wracał do domu znużony. Ale gdy po pięciu miesiącach musiał udać się do Londynu, stwierdził, że jednak żal mu się ze stolicą Francji rozstawać. Poniatowski w swych wspomnieniach skupiał się na ludziach, na panującej atmosferze, a nie na deskrypcji sławnych budowli; na mających więcej charakteru niż mężczyźni kobietach, na ich lepszym wykształceniu, na pracowitości mieszczan i dobroci całego społeczeństwa. Nie było jednak tak, że o fizycznym pięknie miasta Poniatowski nie wspomniał: „Im dłużej zresztą żyje się w Paryżu, tym więcej poznaje się ludzi głęboko uczonych i nader biegłych we wszystkich sztukach, którzy od ponad wieku ozdabiają ojczyzną swą pomnikami oraz wspaniałymi budowlami i już one wystarczą, by zająć, pouczyć i pięknymi wspomnieniami napełnić pamięć ciekawego świata cudzoziemca”[8].

Paryż oferował zwiedzającym wiele atrakcji, wśród których były zarówno piękne rezydencje z otwartymi dla wszystkich ogrodami, świątynie, instytucje publiczne (sierocińce, szpitale, manufaktury), biblioteki, akademie, jak i rozmaite rozrywki, zarówno ze sfery kultury wysokiej, jak i popularnej. Wszystkie pokusy znajdowały się też na wyciągnięcie ręki. Wydaje się, że najtrafniej ów „ósmy cud świata” opisał wojewodzic sieradzki Stanisław Wierzbowski, gdy w 1680 roku bawił w stolicy Francji: „Paryża nie opisuję, bo tak wiele jest woluminów o nim pisanych. To tylko przydaję: że jest miasto wszystkich delicyi pełne! […] Słowem jednem: czego chcesz i pomyślisz? – masz! tylko boga chwal, a nie odstępuj przykazań Jego, bo tam prędka okazya jest do tego!”[9].



[1] Jakub Sobieski, wojewodzic lubelski, swemu najukochańszemu bratu Janowi, wyruszającemu poza granice Królestwa, z serca życzy szczęśliwej podróży, powodzenia i szczęśliwego powrotu do ocalonej i zachowującej wolność Ojczyzny, oraz do rodzinnych pieleszy, [w:] Ojcowskie synom przestrogi. Instrukcje rodzicielskie (XVI–XVII w.), wstęp i oprac. D. Żołądź-Strzelczyk, M.E. Kowalczyk, Wrocław 2017, s. 170.
[2] T. Billewicz, Diariusz podróży po Europie w latach 1677–1678, wstęp i oprac. M. Kunicki-Goldfinger, Warszawa 2004, s. 288.
[3] F.K. Bohusz, Dzienniki podróży, wstęp i oprac. F. Wolański, Kraków–Wrocław 2014, s. 131.
[4] Pamiętnik Felicyana Junoszy Piaskowskiego podstolego podlaskiego, majora J.K. Mości począwszy od roku 1690, Lwów 1865, s. 84.
[5] Juozapo Jurgio Hilzeno 1752–1754 metų kelionės dienoraštis / Dziennik podróży Józefa Jerzego Hylzena z lat 1752–1754, red. A. Pacevičius, oprac. J. Orzeł, A. Pacevičius, S. Roszak, Vilnius 2013, s. 135.
[6] Tamże, s. 172.
[7] T.K. z Radziwiłłów Morawska, Diariusz podróży europejskiej w latach 1773–1774, wstęp i oprac. B. Rok, Wrocław 2002, s. 67.
[8] Pamiętniki króla Stanisława Augusta. Antologia, wybór D. Traire, przekł. W. Brzozowski, wstęp A. Grześkowiak-Krwawicz, red. M. Dębowski, Warszawa 2016, s. 129.
[9]  S. Wierzbowski, Konnotata wypadków w domu i w kraju zaszłych od 1634 do 1689 r., oprac. J.K. Załuski, Lipsk 1858, s. 468–469.


Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

Kultura Dostępna logo