„Najbliżej Belgii leży Francja, której stolicę Paryż uważam za ósmy cud świata, bacząc na wielkość miasta, wielką liczbę obywateli oraz ludzi wszelkiego pochodzenia, a w końcu obfitość wszelkiego pożywienia”[1] – tak w liście z 1 lutego 1620 roku do przyrodniego brata Jana pisał Jakub Sobieski, udzielając rad udającemu się w podróż edukacyjną po Europie krewnemu. Dwadzieścia pięć lat później Jakub Sobieski napisał kolejną instrukcję – tym razem dla synów, Marka i Jana, wybierających się za granicę „po wiedzę i doświadczenie”. W Paryżu mieli zatrzymać się w dzielnicy uniwersyteckiej, a nie popularnej wśród innych Polaków (których Sobieski zalecał unikać) i licznych cudzoziemców Saint Germain. Zarówno jedna, jak i druga dzielnica pozwalała peregrynantom z Rzeczypospolitej Obojga Narodów na zwiedzanie stolicy Francji.
Sebastian Gawarecki, jeden z opiekunów Marka i Jana Sobieskich w czasie ich podróży edukacyjnej po Europie, w spisanej przez siebie relacji potwierdził opinię ojca podopiecznych, że miasto nad Sekwaną jest bardzo ludne. Podobnie o zatłoczeniu ulic paryskich – ludnością i licznymi pojazdami, hałasującymi tak bardzo, że nie można było spać – pisała Teofila Konstancja z Radziwiłłów Morawska, przebywająca w Paryżu w 1773 roku. Dla Teodora Billewicza, bawiącego w stolicy Francji w latach 1677–1678, liczba karet (a według niego było ich 50 000) świadczyła o wspaniałości miasta. Dla Morawskiej z kolei ogrom Paryża wyrażał się w liczebności ulic (a tych miało być już wówczas ponad tysiąc) oraz w prawie milionie mieszkańców. Zwracano uwagę na tłum, który z jednej strony zadziwiał ogromem, z drugiej jednak strony powodował zanieczyszczenie miasta.
Mieszkając w ścisłym centrum stolicy Francji, goście znad Wisły mieli na wyciągnięcie ręki główne paryskie atrakcje. Luwr – mimo że w czasach podróży Marka i Jana Sobieskich jeszcze nieukończony – już wówczas wzbudzał zachwyt. Gawarecki wprost pisał, że w przyszłości, gdy budynek będzie już gotowy, żaden inny nie będzie się mógł z nim równać. Podobnego zdania był zwiedzający Paryż w 1678 roku Teodor Billewicz, uznając Luwr – dzięki jego wielkości – za cud. Co zaskakujące, budynek przyszłego muzeum nie zrobił wrażenia na Józefie Jerzym Hylzenie, przebywającym w stolicy Francji w latach 1753–1754.
Bezpośrednio za Luwrem znajdują się królewskie ogrody – Tuileries. Podróżnicy z Rzeczypospolitej zgodnie podkreślali, że miejsce to było otwarte dla wszystkich – oprócz dzieci i „tych, co liberie noszą”[2]. Billewicz z pewnością przesadził, pisząc, że znajdowały się tam dziesiątki tysięcy ludzi – „niemal całe miasto”, ale Tuileries uchodziło za miejsce spotkań: według niego, jeśli nie widziało się przyjaciela przez rok, najlepiej było iść do tych królewskich ogrodów, zwłaszcza w dzień świąteczny, wówczas na pewno się go spotka. Potwierdza tę opinię Hylzen – Tuileries to jego ulubione miejsce do spacerowania, odpoczynku i pozbycia się poczucia osamotnienia. Gdy zaczynało mu ono doskwierać, wybierał się właśnie tam, będąc pewnym, że spotka znajomych z Rzeczypospolitej. Wielki tłum osób różnej kondycji społecznej, różnego wieku i różnych narodowości powodował w królewskich ogrodach ścisk i gwar podobny do jarmarku, jednak to tam szukano odpoczynku od codzienności.
Niedaleko istniał jeszcze, rozebrany pod koniec XIX wieku, renesansowo-barokowy pałac Tuileries, jednak nie robił on wrażenia na gościach znad Wisły. Usytuowanie rezydencji królewskiej wśród ogrodów robiło większe wrażenie w przypadku Pałacu i Ogrodu Luksemburskiego, także – już w czasach podróży Sobieskich – otwartego dla wszystkich. Także Hylzen lubił tam spacerować, docenił też pałac zbudowany na zlecenie królowej Francji Marii Medycejskiej. Miał on przypominać pałac Pittich z jej rodzinnej Florencji. Na młodzieńcu z Inflant wrażenie zrobiło wnętrze rezydencji – mnogość luster, marmurowych stołów, obrazów, a zwłaszcza galeria poświęcona fundatorce pałacu.
Kolejną popularną rezydencją wśród przybyłych z Rzeczypospolitej był Pałac Królewski z ogrodem, choć już niepublicznym. Nie skupiano się na jego opisie, można więc przypuszczać, że nie robił dużego wrażenia.
Zupełnie inaczej reagowano na Les Invalides. Doceniano wielkość, kunszt, ale i przeznaczenie powstałego z inicjatywy Ludwika XIV szpitala i pensjonatu dla inwalidów i weteranów. Opis tej budowli w dzienniku Billewicza zajmuje więcej miejsca niż pozostałych paryskich – dzisiaj już – zabytków. Doceniano też piękno kościoła Inwalidów, o którym Franciszek Ksawery Bohusz, przebywający w Paryżu w 1778 roku, pisał: „Kaplica Inwalidów z przedniego marmuru, obrazy i posągi marmurowe, przez najdoskonalszych snycerzów rżnięte, sztukateria na sklepieniu i po ścianach najprzedniejsza, ołtarz wielki, baldachim nad mensą proporcjonalnie ozdobny, jest jedno tylko z tych kilku dziwów wspaniałości, dostatków i gustu, któremi Paryż bez chluby i prawdziwie przed cudzoziemcami może się popisować”[3].
Także inne paryskie świątynie doczekały się zapisu impresji z ich zobaczenia. Gawarecki podał, że kościołów w stolicy Francji i na przedmieściach było ponad 700, co robiło wrażenie na wszystkich cudzoziemcach. Najważniejsza świątynia – katedra Notre-Dame wywoływała jednak różne odczucia, choć zdecydowana większość zwiedzających miasto chwaliła ją za piękno i wielkość. Przebywający w 1720 roku Felicjan Junosza Piaskowski uznał, że świątynia jest wspaniała. Podobała mu się zwłaszcza kaplica Matki Boskiej, w której docenił bogactwo ozdób, piękno obrazów. Całość katedry wieńczyły „dwie wielkie czworograniaste wieżyce służące za dzwonnice”[4]. Z kolei w połowie XVIII wieku Hylzen już się nie zachwycał samą katedrą, uznając ją za niepiękną, ale podobał mu się bardzo widok z wieży, bo z niej „Cały Paryż jak na dłoni widać”[5].
Inne kościoły, które okazały się warte odnotowania przez peregrynantów z Rzeczypospolitej, to między innymi kościół św. Genowefy (obecnie Panteon), kościół pw. Świętego Pawła i Świętego Ludwika, który był wzorowany na rzymskim Il Gesù, czy Sainte-Chapelle. Miejscem obowiązkowym do zwiedzenia było też opactwo Saint-Germain-des-Prés. Udawano się tam, aby pomodlić się przed grobem polskiego króla, ale i opata klasztoru (już po abdykacji) – Jana Kazimierza Wazy. Ponadto warte zobaczenia były opactwo Saint-Geneviève oraz kościoły: Świętego Sulpicjusza, Val-de-Grâce (w nowożytności należący do benedyktynek), ale to w kościele Świętego Rocha miały się – według Morawskiej – znajdować najpiękniejsze obrazy. Doceniona została też świątynia Sorbony, a także ona sama – „sławna i zacna akademia”.
Uwagę zwracały liczne domy i pałace należące do francuskich możnych, których wygląd zachwycał zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz – często wspominano o gustowności, czasem o przepychu, innym razem o subtelności w ich wyposażeniu. Podziwiano także place miejskie i ich zagospodarowanie. Wśród tych ostatnich wspominano Place Royale, od 1848 roku zwany Placem Wogezów (Place des Vosges). W planach króla Henryka IV, inicjatora powstania tego miejsca, miała to być wizytówka królewskiego dworu. Znajdowała się tam statua Ludwika XIII siedzącego na koniu, którą – jak odnotował Hylzen – ufundował kardynał Richelieu, wdzięczny monarsze za jego dobrodziejstwa. Z kolei na Place de Victoires podziwiano statuę Ludwika XIV „z[e] spiżu pozłoconego, na którego anioł z nieba koronę przynasza i na głowę kładzie, pod nogami 4 osoby nacje 4 zwyciężone reprezentujące okowane, z drugich stron są reprezentowani imperium Hollendrowie etc. o pokój i klemencję [łagodność] króla uprasza[ją]cy. Statua ta jest na wielkim i szerokim postumencie z marmuru”[6]. Od 1828 roku w tym miejscu stoi nowa statua Ludwika XIV – siedzącego na koniu, ale zachowane elementy cokołu poprzedniej rzeźby znajdują się w Luwrze. Inne pomniki Ludwika XIV odnotowano na Place Vendôme, który zresztą został zaprojektowany, by ową statuę Króla Słońca według projektu François Girardona z 1699 roku wyeksponować. Ta jednak została zniszczona w 1792 roku, a na jej miejscu postawiono kolumnę Napoleona, która stoi do dziś. Dodatkowo w drugiej połowie XVIII wieku podobał się Place Louis XV, czyli współczesny Place de la Concorde.
Podziw wzbudzały też liczba i piękno mostów. Najczęściej wspominano ten prowadzący na Île-de-France – „najpiękniejszy w całej Europie”, jak pisał Piaskowski, Pont-Neuf z pomnikiem Henryka IV – pierwszą świecką statuą w Paryżu, ale też mosty: Saint Michel, Royal (prowadzący do Luwru), a także kierujący na Wyspę Świętego Ludwika Pont de la Tournelle.
Teofila Konstancja z Radziwiłłów Morawska zwróciła także uwagę na jasność panującą w mieście. Nocą liczne latarnie oświetlały drogi, a w dzień jasność dopełniały… witryny sklepowe z wielkimi oknami, „co piękność towarów znacznie powiększa. Kupcy po sklepach nad północ siedzą dłużej, gdyż prawie w nocy więcej zyskują, sprzedaży mają”[7]. Można więc uznać, że miasto późno zasypiało. Peregrynanci podkreślali, że żadne inne miasto europejskie nie oferowało tyle i tak różnych rozrywek, co Paryż. Życie towarzyskie kwitło w restauracjach czy kawiarniach, w których bywali też podróżujący z Rzeczypospolitej. Jedną z popularniejszych była Café Procope, która zresztą istnieje do dziś. Mieszcząca się przy ulicy L’Ancienne-Comédie 13, otwarta w 1686 roku przez Sycylijczyka Francesco Procopio dei Coltelli, na przestrzeni lat gościła znamienitych bywalców: Woltera, Jean-Jacques’a Rousseau, Denisa Diderota, Georges’a Jacques’a Dantona, Maksymiliana Robespierre’a, Fryderyka Chopina i George Sand, Honoriusza Balzaka czy Victora Hugo. Paryż oferował też inne kulturalne rozrywki – zwłaszcza spektakle teatralne, balety i opery, gdzie również spędzali czas goście przybyli z Rzeczypospolitej.
Większość ze wspomnianych tu podróżników była zgodna, że na opisanie Paryża trzeba by przeznaczyć kilkanaście ksiąg, a najpierw spędzić w nim więcej czasu, by móc dobrze poznać miasto i jednocześnie przelać na papier swoje impresje. Zupełnie inny obraz miasta pojawił się we wspomnieniach Stanisława Augusta Poniatowskiego. Mimo że przebywał on w Paryżu w latach pięćdziesiątych XVIII wieku, to spisując po latach swe wrażenia nie skupiał się na opisie zabudowań stolicy Francji. Będąc bywalcem w salonie literackim Madame Geoffrin, miał sposobność spotkania wielu ludzi kultury, sztuki, polityki. Po dwóch miesiącach pobytu w Paryżu Poniatowski uznał jednak, że stał się niewolnikiem obowiązków towarzyskich, jakie na siebie nałożył, a także – co wydawałoby się niewyobrażalne – co wieczór wracał do domu znużony. Ale gdy po pięciu miesiącach musiał udać się do Londynu, stwierdził, że jednak żal mu się ze stolicą Francji rozstawać. Poniatowski w swych wspomnieniach skupiał się na ludziach, na panującej atmosferze, a nie na deskrypcji sławnych budowli; na mających więcej charakteru niż mężczyźni kobietach, na ich lepszym wykształceniu, na pracowitości mieszczan i dobroci całego społeczeństwa. Nie było jednak tak, że o fizycznym pięknie miasta Poniatowski nie wspomniał: „Im dłużej zresztą żyje się w Paryżu, tym więcej poznaje się ludzi głęboko uczonych i nader biegłych we wszystkich sztukach, którzy od ponad wieku ozdabiają ojczyzną swą pomnikami oraz wspaniałymi budowlami i już one wystarczą, by zająć, pouczyć i pięknymi wspomnieniami napełnić pamięć ciekawego świata cudzoziemca”[8].
Paryż oferował zwiedzającym wiele atrakcji, wśród których były zarówno piękne rezydencje z otwartymi dla wszystkich ogrodami, świątynie, instytucje publiczne (sierocińce, szpitale, manufaktury), biblioteki, akademie, jak i rozmaite rozrywki, zarówno ze sfery kultury wysokiej, jak i popularnej. Wszystkie pokusy znajdowały się też na wyciągnięcie ręki. Wydaje się, że najtrafniej ów „ósmy cud świata” opisał wojewodzic sieradzki Stanisław Wierzbowski, gdy w 1680 roku bawił w stolicy Francji: „Paryża nie opisuję, bo tak wiele jest woluminów o nim pisanych. To tylko przydaję: że jest miasto wszystkich delicyi pełne! […] Słowem jednem: czego chcesz i pomyślisz? – masz! tylko boga chwal, a nie odstępuj przykazań Jego, bo tam prędka okazya jest do tego!”[9].
[1] Jakub Sobieski, wojewodzic lubelski, swemu najukochańszemu bratu Janowi, wyruszającemu poza granice Królestwa, z serca życzy szczęśliwej podróży, powodzenia i szczęśliwego powrotu do ocalonej i zachowującej wolność Ojczyzny, oraz do rodzinnych pieleszy, [w:] Ojcowskie synom przestrogi. Instrukcje rodzicielskie (XVI–XVII w.), wstęp i oprac. D. Żołądź-Strzelczyk, M.E. Kowalczyk, Wrocław 2017, s. 170.
[2] T. Billewicz, Diariusz podróży po Europie w latach 1677–1678, wstęp i oprac. M. Kunicki-Goldfinger, Warszawa 2004, s. 288.
[3] F.K. Bohusz, Dzienniki podróży, wstęp i oprac. F. Wolański, Kraków–Wrocław 2014, s. 131.
[4] Pamiętnik Felicyana Junoszy Piaskowskiego podstolego podlaskiego, majora J.K. Mości począwszy od roku 1690, Lwów 1865, s. 84.
[5] Juozapo Jurgio Hilzeno 1752–1754 metų kelionės dienoraštis / Dziennik podróży Józefa Jerzego Hylzena z lat 1752–1754, red. A. Pacevičius, oprac. J. Orzeł, A. Pacevičius, S. Roszak, Vilnius 2013, s. 135.
[6] Tamże, s. 172.
[7] T.K. z Radziwiłłów Morawska, Diariusz podróży europejskiej w latach 1773–1774, wstęp i oprac. B. Rok, Wrocław 2002, s. 67.
[8] Pamiętniki króla Stanisława Augusta. Antologia, wybór D. Traire, przekł. W. Brzozowski, wstęp A. Grześkowiak-Krwawicz, red. M. Dębowski, Warszawa 2016, s. 129.
[9] S. Wierzbowski, Konnotata wypadków w domu i w kraju zaszłych od 1634 do 1689 r., oprac. J.K. Załuski, Lipsk 1858, s. 468–469.
Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.