© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Oszustwa przy stole, czyli jak pić, żeby się nie upić

Liczne toasty wznoszone w trakcie uczt były powszechne w Polsce jeszcze przed czasami saskimi, które często charakteryzuje się powiedzeniem: Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa! Sarmackie poczucie honoru naruszane było odmową wspólnego wzniesienia kielicha znacznie wcześniej. Nie wszyscy mieli na tyle tęgie głowy, żeby wychylić kielich przy każdym toaście. Jan III Sobieski pisał w 1666 r. w listach do żony: „Zdrowie całe na schyłku, bo i upić się przyszło kilka razy, co z jakim moim musiało być gwałtem, Waszmość sama wiesz lepiej”. Widać i król nie mógł odmówić, gdy gospodarz napełniał kielich coraz popularniejszym w XVII w. węgrzynem.

Przy stole odbywał się zatem prawdziwy festiwal toastów – za zdrowie gospodarza, sąsiadów, dam, dziatek, koronowanych głów. I tak bez końca wymyślać można było, komu szlachcic zdrowia życzył, byle tylko wychylić kolejny kielich. Rytuał toastów był tym niebezpieczniejszy, im słabszą głowę miał gospodarz. Każdy ze zgromadzonych gości winny był bowiem wznieść kielich za zdrowie tego, który ich tak pięknie ugościł. Bywało, że odmowa była odbierana jako osobista uraza, zatem dobremu gościowi, tak samo jak gospodarzowi, pozostawały dwa wyjścia: pić wino, dając tym samym przykład pozostałym, lub starać się przechytrzyć zgromadzonych, pijąc na przykład zabarwioną wodę przypominającą wino. Możemy przeczytać u Kitowicza, że „gdy nastała kawa, kto z mężczyzn chciał uniknąć wina, wstawszy od stołu, miał się do kawy; było to albowiem na kształt przywileju zdrowia, że kto pił kawę, nie mógł być oprymowany winem. Ale ten przywilej nie służył dłużej jak do dwóch godzin; dobre i to, osobliwie, gdy złym winem pojono”. Można było potajemnie wylewać wino lub chować kielich pod stołem, ale biesiadników pilnowała służba i gdy tylko kielich znikał lub było widać jego dno, gość mógł liczyć na dolewkę. Jeśli pomysłów na unikanie picia brakowało, należało wymknąć się niezauważonym. Kiedy jednak wesoła kompania dostrzegła, że jeden z gości oddala się, ruszała w pościg, pijąc zdrowie nawet na ostatnim schodku domu.

Starania biesiadników o słabych głowach mające na celu uniknięcie kolejnego kielicha często zdawały się na nic. Oszukiwanie przy piciu wiązało się bowiem z ryzykiem urażenia gospodarza i zyskania niepochlebnej opinii w myśl powiedzenia, że: Kto oszukuje przy winie, oszukuje przy wszystkim.