W epoce baroku młodzi szlachcice i magnaci z ziem Rzeczypospolitej, po zakończeniu edukacji w krajowych szkołach i kolegiach, wyruszali zwykle w dopełniającą wykształcenie wielomiesięczną podróż po krajach zachodniej Europy - grand tour. Wojaż do Paryża i Rzymu miał przynieść nie tylko wymierne umiejętności zdobyte w prestiżowych akademiach i na uniwersytetach, lecz także znajomość języków obcych i obycie w świecie. Do „cudzych krajów” wyruszali zatem pod opieką starannie dobranych guwernerów kolejni młodzieńcy, a trwająca wiele miesięcy, a nawet lat, podróż była wielkim przedsięwzięciem przygotowywanym długo na ojcowskim dworze i wiązała się z ogromnymi kosztami. Na ich przybliżenie pozwalają szczęśliwie zachowane do dziś źródła takie jak skrupulatnie spisywane diariusze i pamiętniki, barwna korespondencja między młodzieńcem, jego preceptorem a finansującym całą niezmiernie kosztowną wyprawę rodzicem oraz rachunki prowadzone zwykle w trakcie podróży przez nadzorującego wydatki guwernera młodego szlachcica.
Początkowe etapy wojażu wiązały się zwykle z kosztami przewozu podróżnych, dość skromnego wyżywienia oraz noclegów w przydrożnych gospodach. Nie brakowało oczywiście i wówczas niezaplanowanych wydatków, jak choćby w przypadku nagłej choroby młodzieńca i konieczności sprowadzenia lekarza czy naprawy uszkodzonej karety. Listy poniesionych kosztów zdecydowanie zmieniają swój charakter po przyjeździe młodego szlachcica lub magnata do wielkiego europejskiego miasta będącego celem lub jednym z etapów podróży. Na kartach prowadzonej korespondencji zaczynają regularnie pojawiać się wówczas wzmianki o zakupach luksusowych towarów. Nawet po przyjeździe do Paryża czy Rzymu preceptor młodego szlachcica musiał najpierw zadbać o wynajęcie na dłuższy czas odpowiedniej dla swego podopiecznego stancji i zatroszczyć się o jej wyposażenie. W spisach pojawiają się zatem wzmianki o oświetleniu, zastawie stołowej i drobnych przedmiotach związanych z codziennym funkcjonowaniem w najętej gospodzie. Litewski podróżnik Teodor Billewicz w swoich zapiskach opisał pierwsze chwile po przyjeździe do Paryża wiosną 1678 r., – wiązały się one z koniecznością uregulowania wielu opłat: „Nająłem sobie stancją i zamówiłem na cały rok, ale pieniądze dawać na miesiąc, po wyściu jednego na drugi, co uczyni na rok od izby porządnej i od stołu, ode dwóch osób, 160 czerwonych złotych. Tegoż dnia nająłem sobie lutnistę do nauki, jakoż tego dnia zaczęło się uczyć na lutni grać, któremu na miesiąc po dwa czerwone zmówiło się. Na pierwszy miesiąc dało się od stołu, ode dwóch, 20 czerwonych złotych, a od stancjej obitej i łóżko jedne materiej jedwabnej, a drugie proste czerwonych 2”.
Wkrótce po bezpiecznym dotarciu do celu podróży należało również przesłać wiadomość do pozostałej w kraju rodziny, a w kolejnych miesiącach – regularnie podtrzymywać korespondencję. Dlatego też do zwykłych i częstych, ale bardzo tanich sprawunków należał papier i inkaust, systematycznie odnotowywano także opłaty za wysyłanie i odbieranie poczty. Podróżni prowadzili niezwykle regularną korespondencję i obficie tłumaczyli wszelkie odstępstwa od tej zasady, tak jak przebywający w 1671 r. w Paryżu Jan Kazimierz Denhoff, który pisał do ojca: „Jeszczem żadnej ile pamięcią zasięc mogę w Paryżu mieszkając nie omieszkał poczty, wyjąwszy jedną noni Octobris, o czym jużem się ekskuzował WMMM Panu w pierwszych listach moich, znać, że tę ostatnią gdzie zatrzymano i zrewidowawszy listy oddadzą jako i drugie. Musiała by to być wielka przyczyna, dla której bym miał opuścić którą pocztę, jaka była na ten czas kiedym nie pisał”. Doświadczony guwerner, Jerzy Kazimierz Woynarowski, w 1696 r. pisał ze stolicy Francji do Adama Mikołaja Sieniawskiego w imieniu swoich podopiecznych: „Na los fortuny puszczam ten listek pocztą poniedziałkową nie czekając piątkowej, którą pisywać i odbierać listy zwykliśmy”.
Podczas wielomiesięcznego pobytu we Francji lub Italii młodzieńcy zwykle stołowali się w gospodzie, ale spisy wydatków przynoszą również wzmianki o zakupach wykwintnych smakołyków i napojów. Podróżni zatem kosztowali z upodobaniem egzotycznej kawy, a podczas przechadzek po Amsterdamie czy Rzymie nabywali pomarańcze, czekoladę, ostrygi czy orzechy kokosowe. Tak właśnie dla młodych braci Jabłonowskich odwiedzających w 1687 r. daleki Madryt niewątpliwą atrakcją była „ciokolata”, którą również delektował się zaledwie kilka lat później przebywający w Rzymie Franciszek Cetner. Podróżujący po Europie w połowie lat 50. XVIII wieku Józef i Seweryn Rzewuscy już wielokrotnie kupowali herbatę, kawę i lemoniadę. W tym samym czasie nad Sekwaną rezydowali także kasztelanice bieccy Franciszek i Eliasz Wodziccy – w prowadzonych przez nich rejestrach wydatków można odnaleźć sumy uiszczane za kawę, czekoladę, herbatę oraz służące do serwowania tych napojów filiżanki i „garnuszki do kaffy”.
Dużym wyzwaniem dla budżetu bywały zwykle stroje młodych podróżnych, a zakupy wykwintnych tkanin i kosztownych akcesoriów oznaczały spore wydatki. Podążający za najnowszą paryską modą młodzieńcy z zapałem kompletowali u krawców jedwabne lub aksamitne, haftowane i zdobione złotymi guzikami suknie. Dopełnieniem stroju była bujna pudrowana peruka, koronkowy krawat, białe lub koronkowe pończochy i eleganckie trzewiki. Eleganci nabywali również regularnie puder i pomadę; opłaty za nie pojawiają się w niemal wszystkich spisach podróżnych wydatków.
Na listach figurują oczywiście zakupy związane z edukacyjnym aspektem całego wielkiego przedsięwzięcia, takie jak książki, podręczniki oraz materiały potrzebne podczas pobieranych właśnie lekcji. Doskonale obrazują to choćby wydatki Stanisława Lubomirskiego, który przebywał pod koniec XVI wieku w kolegium jezuitów w Monachium – sporo w nich drobnych sum przeznaczonych na podstawowe przybory szkolne. Niezbędny był zatem papier, piórka, ołówki, kałamarz, teki, farby czy przyrządy geometryczne, a dalsze zakupy związane były z wyborem konkretnych przedmiotów i wymogami nauczycieli. Wielu młodzieńców podczas grand tour uczyło się muzyki i gry na wybranym instrumencie, co wiązało się z określonymi kosztami – na przykład bukszpanowe flety nabył w Paryżu przyrodni brat Elżbiety Sieniawskiej, Józef Lubomirski. Dla młodego starościca lwowskiego Franciszka Cetnera, który w 1694 r. pobierał edukację w jednej ze znakomitych paryskich akademii, kupowano florety, oprzyrządowanie jeździeckie oraz pończochy i buty do jazdy konnej.
Dla uczęszczających na lekcje języków obcych młodych szlachciców kupowano oczywiście słowniki, trafiały one również do rąk guwernerów, którzy często z zapałem zapoznawali się z zawiłościami nieznanej dotąd gramatyki. Miecznik czernihowski Jan Michał Kossowicz, opiekun braci Jana Stanisława i Aleksandra Jana Jabłonowskich, najprawdopodobniej w czasie podróży nabył podręcznik języka włoskiego Introductio ad linquam Italicam divisa in octo lectiones. Do podstawowych zakupów należały szkolne podręczniki i lektury wykorzystywane w kolegiach i akademiach – na przykład w dzieła Cycerona i Wergiliusza zaopatrzono przebywającego w Ingolstadt w 1654 r. młodego podkomorzyca inowrocławskiego Jana Tuczyńskiego. Wielokrotnie kupowano książki dla młodego Jasia Ługowskiego, który w latach 1639–1643, pod opieką guwernera Szymona Naruszowicza, podejmował edukację w Ołomuńcu, Ingolstadt, Innsbrucku, Sienie, Rzymie i Bolonii.
Odrębną kategorię podróżnych nabytków stanowiły różnorodne druki. W największych europejskich ośrodkach młodzieńcy wizytowali znanych drukarzy i księgarzy, a po powrocie z zagranicznych wojaży zakupione woluminy wzbogacały biblioteki w rodzinnych dworach i pałacach. Niejednokrotnie stanowią one echo elitarnych rozrywek i pamiątkę z przebiegu edukacji młodzieńca. Tak właśnie do rodzinnego księgozbioru Jabłonowskich trafiły zakupione nad Sekwaną panegiryki związane z działalnością prestiżowego jezuickiego Lycée Louis-le-Grand, a na dwór Cetnerów z zagranicznego wojażu przywieziono tomy zawierające partytury ulubionych oper i oprawione u paryskiego introligatora komedie Moliera. Zakupom książkowym podczas podróży po Europie nie mógł się oprzeć późniejszy kardynał i rezydent polski w Rzymie, Jan Kazimierz Denhoff, co relacjonował w kierowanej do rodzinnego domu korespondencji: „Łatwo WMM Pan i Dobrodziej domyślić się możesz jaki musi być frasunek mój o księgach moich, które mię pod tysiąc i dalej talarów kosztują, i między któremi jest siła skryptów wybornych i ksiąg takich, których ostatnie egzemplarze w Paryżu wykupiłem”.
Spisy wydatków mówią również o zakupach związanych z zainteresowaniami sztuką. Podróżni nabywali za granicami Rzeczypospolitej grafiki, mapy i obrazy, a nierzadko zamawiali u mistrzów pędzla własne portrety. Przebywający w 1685 r. w stolicy Francji młodzi wojewodzicy ruscy przesłali dawno niewidzianej rodzinie swoje aktualne portrety, a Jean Mariette wykonał portret ich ojca, hetmana Stanisława Jabłonowskiego. Pobyt w Rzymie i w innych ośrodkach pielgrzymkowych całej Europy wiązał się zwykle z zakupami dewocjonaliów, które trafiały następnie na szlacheckie dwory. Relacje podróżne przynoszą wreszcie wzmianki o zakupach swoistych pamiątek, dokonywanych na wyraźne życzenie pozostającej w Rzeczypospolitej rodziny młodego podróżnika. Można wspomnieć tu choćby zabiegi młodego Stanisława Lubomirskiego, syna Józefa Lubomirskiego i Teresy z Mniszchów, który na prośbę matki w kolejnych miastach Europy z uporem poszukiwał dla niej osobliwego prezentu. Początkowo jego starania kończyły się niepowodzeniem, dopiero przemierzając Holandię mógł wreszcie poinformować z radością czekającą na niego rodzinę: „Papugę dostałem i wiozę ją z sobą, lecz tylko jedną i to jeszcze zieloną, która dosyć umie gadać, lecz po niemiecku”.
Powracający po wielomiesięcznej nieobecności na rodzinny dwór młodzieniec musiał zatroszczyć się zwykle o transport sporego bagażu – znajdowały się w nim kufry z wykwintnymi paryskimi strojami, pudła pudrowanych peruk, skrzynie pełne książek, grafik i szkolnych przyborów. Jak widać, czasem do podróżnej karety zmieściła się również klatka z zieloną papugą.