© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   04.02.2011

Patrick Gordon pod wodzą Karola Gustawa na Rzeczpospolitą wyrusza

Po tajemniczej chorobie Patrick Gordon[1], Szkot, towarzyszy rotmistrzowi w drodze do Szczecina. W swoim dzienniku szczegółowo rozważa też przyczyny, dla których Karol X Gustaw postanowił najechać Rzeczpospolitą. Dziennik Patricka Gordona, którego fragmenty z roku 1655 publikujemy, jest cennym i bardzo ciekawym źródłem wiedzy o Rzeczypospolitej.

Kiedy obowiązki zmusiły rotmistrza do wyjazdu z miasta, mieszkałem tam gdzie dotychczas, ale już nie na swój, a na jego koszt. Obiecał, że za kilka dni przyjedzie po mnie. Przemieszkawszy tam jeszcze dwa tygodnie, z powodu braku umiaru (co było wbrew mojej naturze) albo też z innej przyczyny, dostałem dreszczy, które lekarze zwykle nazywają gorączką. Przykuła mnie ona do łóżka na osiem dni, po czym przeszła w trzydniową febrę. Przeleżawszy jeszcze trzy tygodnie (co w sumie było to 13 tygodni), wyjechałem z rotmistrzem do Ratzenburga, gdzie znajduje się rezydencja książąt Sachsen-Lauenburg. Jeden z nich, Franz Hartmann, był naszym pułkownikiem. Stamtąd na drugi dzień pojechaliśmy do Lubeki, gdzie rotmistrz musiał mnie zostawić, bo nie mogłem podróżować. Po 4 albo 5 dniach przysłał po mnie, sam będąc w czasie przemarszu. Podczas pochodu [armii] byłem w opłakanym stanie i ledwo mogłem jechać wierzchem, nawet kiedy febra już ustąpiła, a w dniu szturmu byłem zmuszony leżeć w odkrytym wozie, na rzeczach rotmistrza, i bardzo cieszyłem się z takiej sytuacji.

Kontynuowaliśmy marsz przez Pomorze, w kierunku Szczecina. (…) W jego trakcie mieliśmy dobre kwatery i do czasu przybycia do Szczecina już prawie doszedłem do siebie. Zostałem posłany do miasta wcześniej, aby kupić wszystko co potrzebne, a więc pałasze i buty dla tych rajtarów, którym tego brakowało.

14 czerwca 1655 roku. Wyjechałem ze Szczecina i następnego ranka dołączyłem do oddziałów, kiedy formowały się na rozległym polu. Składały się one 34 brygad piechoty i 7000 konnicy, wszystkiego około 17 tysięcy ludzi, z przepięknym parkiem artyleryjskim. Było to radosne, barwne widowisko: rajtarzy na wspaniałych koniach, dobrze ubrana i uzbrojona piechota, a przede wszystkim oficerowie w doskonałym ekwipunku.

Zanim będę kontynuować, powinienem nieco zboczyć z tematu i przedstawić przyczyny, które król szwedzki wysunął w związku z wkroczeniem do Polski. Chociaż zostały one przytoczone w jego deklaracjach i posłaniach do innych władców, jeśli jednak nie mieliście możliwości przeczytać tych dokumentów, pokrótce przedstawię wam ich treść razem z wydarzeniami, zaszłymi w armii i w innych miejscach, które tyczą się tej ekspedycji, i które doszły do mojej wiadomości. I choć są one niepełne, mogą rzucić światło na ważniejsze działania w czasie tej ekspedycji.

1. Po pierwsze, [król Szwecji] powoływał się na zezwolenie, pobłażanie, a właściwie tajne poparcie dla pułkownika Hermana Bootego, który w 1639 roku wkroczył do Inflant, przy tym [bez przeszkód] przeszedł przez różne prowincje Polski, gdzie [Polacy] mogli go powstrzymać.

2. Wypad pułkownika Krakau na Pomorze, kiedy [Polacy] pozwolili mu przejść przez polskie terytorium, i który z Pucka otrzymał zaopatrzenie w ludziach i zapasach.

3. Posłanie króla Władysława [IV], wystosowane za pośrednictwem jego szambelana Schombergera, do mieszkańców Ezela, nawołujące ich do buntu.

4. Takie samo [posłanie] do mieszkańców Inflant i wszystko to zdarzyło się za króla Władysława.

5. Ten obecny król, Jan Kazimierz, nie zważając na to, że został polecony przez królową Szwecji polskim stanom i domagał się pokoju wiecznego, pierwszy odmówił pisania po łacinie swoich pism do królowej, ponieważ w tym języku, zgodnie układem sztumsdorfskim, tytuł [władcy Szwecji – red.] został odebrany Polsce i przekazany Szwecji. Zrobiono to umyślnie, aby obalić główny punkt tego układu.

6. Zachęcał on Inflantczyków do buntu i zastanawiał się, jak zagarnąć Rygę.

[Również] Kozacy byli podjudzani do przedsięwzięcia ataku i najazdu na Inflanty.

Polacy dwukrotnie zwodzili Szwedów w czasie rokowań lubeckich, tylko po, aby wygrać na czasie i pchnąć na nich jak najwięcej wrogów. Ich nieszczerość przejawiła się w następujących sprawach: podczas pierwszego posiedzenia w ich listach pełnomocnych było wiele kłamstw, a polski król przywłaszczył sobie szwedzki tytuł [królewski]. Mimo przyznania się ich przedstawicieli do błędu i złożenia francuskim posłom obietnicy przedstawienia drugich, poprawionych pism, nawet po długiej zwłoce, nie dostarczyli niczego i, mając świadomość swojej przewiny, nie odważyli się poinformować swojego króla o tak karygodnym błędzie.

W czasie drugiego posiedzenia [okazało się, że] ich listy pełnomocne opatrzono pieczęcią, na której znajdowały się herby polski i szwedzki, co było wbrew układowi sztumsdorfskiemu, dobrze znanemu Zadzikowi [Jakubowi – red.], podówczas Kanclerzowi wielkiemu Polski i przewodniczącemu polskiej delegacji, a także posłom Wielkiej Brytanii i Holandii. I choć szwedzcy posłowie otwarcie stwierdzili, że są gotowi poczekać na poprawiony dokument, ale i tak, mimo wysiłków mediatorów, takowy nie mógł zostać dostarczony.

Jednakże i tak polski król, za pośrednictwem wyprawionego do Szwecji Canasiliusa, zakomunikował, że jest gotów przysłać posłów swoich i Rzeczypospolitej, którzy zawrą układ o wiecznym pokoju w obecności Jego Wysokości [Karola X Gustawa – red.]. Szwedzki król zgodził się z tą propozycją, aby przybyli bez zwłoki i z najwyższym pośpiechem (do którego to zachowania wcale nie był zobowiązany, tym bardziej, że już dwukrotnie doznał rozczarowania). Ale zamiast nich pojawił się tylko posłaniec nazywający się Johann Morshtein, który, prócz listu uwierzytelniającego, nie miał żadnych pełnomocnictw, aby negocjować i zawrzeć wieczny pokój. Znalazło się w nim natomiast następujące zastrzeżenie: po [zapisanym] roku, określającym czas rządów króla polskiego, jasne było, że on uznaje się za króla szwedzkiego, a tytulatura [królewska], znajdująca się na odwrocie owego listu, która powinna być zgodna z układem sztumsdorfskim, została w ogóle pominięta, nie licząc innych jej części, które zostały pominięte w tytule [króla szwedzkiego], i które należało ująć w myśl układu. To naruszało równość między oboma monarchami.

Polski król ściągnął na Morze Bałtyckie zagraniczne okręty wojenne i poszukiwał sojuszu z różnymi władcami i narodami, zamieszkującymi jego wybrzeża, z wyjątkiem jednej Szwecji, co z premedytacją było w nią wymierzone. A przecież w układzie sztumsdorfskim postanowiono, że ani polski król i Rzeczpospolita, ani król szwedzki i jego państwo nie będą mogli korzystać w czasie rozejmu z floty wojennej na Bałtyku, jak wiadomo z układu G(ustavus) M(agni) [Gustawa Wielkiego tj. króla Gustawa II Adolfa – red.] z Gdańskiem, który poręczyli książęta Prus i Kurlandii. No, ale nie było ku temu potrzeby, bo wtedy panował pokój na Bałtyku.

Tak przedstawiają się argumenty króla szwedzkiego w związku z jego wkroczeniem do Polski. Byłoby nieco nużącym wyliczać protesty i dowody Polaków oraz szwedzkie odpowiedzi, powiem tylko tak, że główna przyczyna wynikała z tego co następuje: król szwedzki, będąc wychowany na żołnierza i otrzymawszy koronę w wyniku odsunięcia [od tronu – red.] swojej kuzynki, królowej Krystyny, chciał rozpocząć swoje panowanie jakimkolwiek wielkim czynem. Zdawał sobie sprawę, że pamięć o honorach i bogactwach, jakie wielu rycerzy zdobyło w wojnach niemieckich pod przewodnictwem Szwecji, oraz fakt, że chwyta za broń, dostarczy mu ogromną ilość żołnierzy. Było mu to tym łatwiej osiągnąć, ponieważ nie tak dawno w Niemczech zapanował ogólny pokój i dużo wojsk zostało rozpuszczonych. Będąc ambitny, sam już sformował armię, a prócz Polski, nie było władcy czy narodu, do których miałby najmniejsze roszczenia (choć, tak naprawdę, władcom nigdy nie brakuje pretekstów, aby nasycić swoją próżność, przy czym ich pretensje zawsze przedstawiane są jako argumenty mające twarde i sprawiedliwe podstawy).

Prócz tego, być może, nie mógł spodziewać się tak dobrej okazji, jak teraz, ponieważ już od kilku lat Polską wstrząsało zwycięskie dla kozaków powstanie, którzy nie tylko połączyli się z [krymskimi] Tatarami, ale i w zeszłym roku uzyskali wsparcie swoich interesów ze strony Moskwicina [cara Aleksego Michajłowicza – red.]; a ten z ogromną armią przedsięwziął silny nacisk na Litwę i do tego czasu przywiódł jej większą część do uległości. [Karol X] dostawał także wiele pomyślnych wiadomości i zachęt od kilku będących w niełasce polskich magnatów, a wygnany [z kraju] polski podkanclerzy Radzijewski [wł. Hieronim Radziejowski – red.] jeszcze bardziej rozpalał jego ambicję, tak że wobec tak korzystnych przewag nie było czasu do stracenia.

 

Fragment publikacji oparty jest na rosyjskim przekładzie „Dziennika” Patricka Gordona „Dniewnik 1635-1659”, w przekł. i oprac. D.G. Fiedosowa, Moskwa 2005.


[1] Patrick Gordon urodził się w 1635 roku, pochodził ze średniozamożnej rodziny szlacheckiej. Jako katolik nie mógł znaleźć zajęcia w Szkocji, zdominowanej przez dyktaturę Olivera Cromwella. Sposobem na życie stała się emigracja i szukanie zajęcia w wojsku. Po trzech latach nauki w kolegium jezuickim w Braniewie (1651-1654), bez powodzenia starał się zaciągnąć do gwardii księcia Janusza Radziwiłła. Dzięki pomocy rodaków zaciągnął się do armii szwedzkiej. W latach 1656-1658, po dostaniu się kilkakrotnie do niewoli, służył na przemian Szwedom i Polakom. Dzięki znajomości z Janem Sobieskim znalazł się w pułku dragonii hetmana Jerzego Lubomirskiego, z którym walczył przeciw Rosjanom na Ukrainie. Po rozejmie w 1661 roku opuścił Rzeczpospolitą i rozpoczął służbę w armii moskiewskiej. Za czasów Piotra Wielkiego stał się jednym z najważniejszych i najbardziej wpływowych dowódców „autoramentu cudzoziemskiego”. Jako główny doradca i przyjaciel cara-reformatora był jednym z inspiratorów przeobrażeń społecznych i gospodarczych, którym Rosja uległa na przełomie XVII i XVIII wieku, a także jednym z twórców jej potęgi militarnej, która wyszła zwycięsko ze zmagań ze Szwecją w czasie wielkiej wojny północnej. Zmarł w 1699 roku w Moskwie.