© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
   |   05.05.2015

Folwark Jana Sobieskiego

Tekst na podstawie wywiadu udzielonego przez Pawła Jaskanisa, dyrektora Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Cezaremu Łasiczce w Radiu TOK FM 9 kwietnia 2015 r.

Miejsce polskiej tożsamości, pomnik sukcesu i… gospodarstwo

Wilanów stanowi – nie bójmy się wielkich słów – wzorzec odniesień dla polskiej tożsamości narodowej. To miejsce wykreował król Jan III Sobieski, w pewnym stopniu jako pomnik postawiony samemu sobie, ale potem kolejni właściciele kultywowali je, dbali o nie, wyrażając w ten sposób szacunek dla osoby i dokonań króla. W ten sposób Wilanów wrósł w polską świadomość.

Jeśli chcemy znaleźć europejskie wzorce, do których można porównać Wilanów, to przypomina on typową włoską willę gospodarczą. Sobieski był świetnym gospodarzem, co wydaje się oczywiste, biorąc pod uwagę, że stanowił i do dziś stanowi uosobienie sukcesu. Był rolnikiem, ogrodnikiem, więc przy jego pałacu musiał się znajdować folwark. Tym bardziej że królowi gospodarstwo rolne było niezbędne, żeby obsługiwać dworzan na zamku królewskim. Te 56 łanów (czyli około 1000 hektarów) była to własność prywatna, dzięki której Jan III mógł z własnej kieszeni – bo kasa państwowa była dosyć wątła – wyżywić personel swojego „biurowca” w centrum Warszawy.

Dlatego trzeba pamiętać, że Wilanów to nie tylko pałac z parkiem, ale też, co równie ważne, nieruchomość ziemska, czyli folwark: ziemia i zabudowania gospodarcze. Obiekty, które przetrwały do naszych czasów – także te, którymi nie opiekuje się wilanowskie muzeum, jak dawny browar i dawny spichlerz – figurują w rejestrze zabytków jako obiekty indywidualne, są częścią historycznego układu przestrzennego.

Pałac i folwark od roku 1945 do dziś

Po II wojnie światowej dwaj ludzie o ogromnych zasługach dla zachowania polskiego dziedzictwa kulturowego, Wojciech Fijałkowski i Stanisław Lorentz, przekonali władze państwowe, że muzeum trzeba ocalić i wyremontować. Już w styczniu 1945 roku profesor Lorentz umieścił tu tabliczkę „Muzeum Narodowe”,  po to żeby uchronić majątek przed rabunkami i wywozami. W ten sposób pałac przetrwał tużpowojenne niepokoje. W roku 1954 rozpoczął się wielki remont rezydencji na cele muzealne– do decydentów przemówił argument, że to jedyna w Polsce zabytkowa nieruchomość w zasadzie niezniszczona podczas wojny.

Tu warto pokusić się o dygresję. Tuż po wojnie w skrzydle południowym pałacu zainstalowała się kancelaria prezesa rady ministrów. Premier Józef Cyrankiewicz przemieszkiwał tam i używał tych wnętrz do celów urzędowych, ponieważ w zniszczonej Warszawie nie dało się znaleźć odpowiedniego lokum. Po remoncie część otoczenia pałacu zyskała nowy charakter. Nie każdy wie na przykład, że charakterystyczny dziedziniec z kostką to wcale nie barok ani klasycyzm, tylko klasycystyczny socrealizm. Kostka zresztą została położona na półmetrowej podlewce betonowej, żeby mogły tam parkować wielkie, ciężkie pancerne samochody, które przywoziły różnych oficjeli i ich obstawę.

Jeśli zaś chodzi o folwark, to przez jakiś czas funkcjonował on trochę na zasadzie PGR-u. Później skarb państwa przekazał go w użytkowanie Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Kilka lat temu uczelnia się na tym terenie uwłaszczyła. Dziś, jeśli wybierzemy się na spacer na południe od pałacu, ujrzymy popegeerowski pejzaż, może już ostatni w tym kraju. To właśnie resztki folwarku –  bardzo cenne pod względem zabytkowym, ale szalenie zdegradowane.

SGGW, nasz sąsiad, chce się wyzbyć tych terenów. Kiedyś uczelnia planowała tam inwestycje podobne do tych obrzydliwych bloków mieszkalnych, które powstały dalej, w stronę ulicy Vogla, na gruntach należących do gminy. My, czyli muzeum, przekonujemy, żeby zachować historyczny charakter tego miejsca. Dlatego właśnie stanęliśmy do dwóch rozpisanych przez SGGW konkursów na kupno jednej, szczególnie cennej części folwarku: działki, na której stoją dawny browar i spichlerz.

W pierwszym z konkursów oferta muzeum została odrzucona, mimo że nikt inny się nie zgłosił. Kwota oferowana przez muzeum była po prostu zbyt niska w stosunku do spodziewanych co najmniej 12 milionów złotych. Nasza wycena była na poziomie jednej piątej tej sumy. W drugim konkursie również muzeum było jedynym oferentem i oferta znów została odrzucona jako stanowczo zbyt niska.

Pałac – to oczywiste, ale po co folwark?

Nasuwa się pytanie: po co Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie chciałoby, oprócz samego pałacu, mieć również folwark? Odpowiedzieć można na trzy sposoby.

Pierwsza odpowiedź jest prosta – żeby chronić cenne wartości przed zniszczeniem. Tego, co przepadło w wyniku zaborów, wojen i w czasach PRL, nie da się już uratować. Ale również świat współczesny niesie zagrożenie dla zabytków. Reguły rynku i gry kapitałowej wytworzyły u niektórych poczucie, że zabytek to przeszkoda w inwestowaniu, a nie powód do dumy. Istnieje tendencja do świadomego niszczenia zabytków, zaniżania ich wartości. Staramy się temu przeciwdziałać. Mam nadzieję, że naszymi dokonaniami z ostatnich dziesięciu lat, gdy doprowadzono przestrzeń muzeumdo przyzwoitego poziomu estetycznego i funkcjonalnego, zdołaliśmy przekonać część osób, iż dalsze inwestycje są konieczne i celowe.
Druga odpowiedź brzmi: pałac i folwark to całość. Jedno bez drugiego nie ma najmniejszego sensu, jeśli chcemy snuć opowieść dla współczesnej publiczności, budzić wrażliwość na przyrodę. Wyjątkową atmosferę tego miejsca tworzy połączenie kultury i natury.

I wreszcie trzecia odpowiedź – najważniejsza, bo odnosząca się wprost do licznej, z roku na rok liczniejszej rzeszy osób odwiedzających muzeum: pragniemy pokazywać, jak rzeczywiście wyglądało codzienne życie pałacowe. Chcielibyśmy dać wyobrażenie o funkcjonowaniu całego tego „organizmu”, dużego przedsiębiorstwa, które musiało wykarmić mieszkańców wilanowskiego pałacu.

Szansa na podróż w czasie

Na folwark składały się między innymi: browar, spichlerz, słynna holendernia, czyli miejsce, gdzie krowy mieszkały, były dojone i gdzie były produkowane sery; gołębniki, domek podstarościego… część z tych budowli dziś już nie istnieje, ale te, które przetrwały, stanowią jedne z nielicznych zachowanych tego typu obiektów. Na przykład browar i spichlerz to oryginalne drewniane konstrukcje z XVIII wieku, zupełnie wyjątkowe w skali Mazowsza, a nawet całego kraju. Wilanów był ponadto miejscem pracy dla rozmaitych osób, które obsługiwały pałac: rymarzy, kowali, parobków zajmujących się końmi i gospodarstwem wiejskim.

Odtworzenie tego wszystkiego w postaci muzeum na wolnym powietrzu umożliwia swoistą podróż w czasie: poznawanie dawnych obyczajów i codziennego życia. Z badań, które robiliśmy jakiś czas temu, wynika, że współczesna publiczność potrzebuje pięknej przyrody i nieco innej dyscypliny niż zwiedzanie sal muzealnych. Chcemy stworzyć ofertę dla gości, których interesuje odtwórstwo historyczne, aktywne poznawanie dawnej kultury. Taki model przyciąga nie tylko szerszą publiczność, ale również – o czym nie można zapominać – sponsorów.

Podobny model istnieje od pewnego czasu w Niemczech, Francji, Anglii – w dojrzałych demokracjach obywatelskich – jako sposób na spędzanie czasu wolnego, kultywowanie tradycyjnych umiejętności rzemieślniczych.

W ostatnich latach ten aspekt staje się szczególnie ważny, ponieważ stoimy przed koniecznością stworzenia muzeum dawnego folwarku. Przecież autentycznej, tradycyjnej wsi polskiej już nie ma – przed muzealnikami stoi zadanie odtworzenia jej na podstawie tego, co jeszcze się zachowało. Tkwi w tym potencjał wzbudzenia olbrzymich pokładów energii, zwłaszcza w naszym społeczeństwie, które w zdecydowanej większości ma pochodzenie wiejskie (choć nie bardzo lubi się do niego przyznawać).

Bardzo podziwiam kolegów muzealników, którym już udało się stworzyć takie muzea. Chciałbym, żeby Wilanów wziął z nich przykład. Przecież to też było gospodarstwo wiejskie, tylko że bardzo duże. Chcielibyśmy pokazać, że mleko nie pochodzi z kartonu, tylko od krowy, chcielibyśmy te krowy pasać. Krajobraz niezabudowanych łąk wilanowskich, na których pasą się krowy holenderskie i polskie, krajobraz stawów rybnych i zabudowań folwarcznych to jest pomnik historii.

Prezentując ten pomnik, moglibyśmy opowiedzieć o całym uniwersum, bo ta rezydencja Sobieskiego to była swoista  miniatura wszechświata. Taki był zamiar króla, wynikający po części z potrzeb jego polityki i propagandy.

Misja muzeum

Chyba nie trzeba nikogo dłużej przekonywać, że ponowne włączenie folwarku, a przynajmniej jego pozostałości, do Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie jest niezwykle istotne z punktu widzenia misji muzeum: zarówno jeśli chodzi o zachowywanie wytworów kultury, jak i w dziedzinie edukowania, komunikowania się z publicznością, kształtowania wrażliwości historycznej i odwoływania się do wspólnej tożsamości.

Co więcej, prezentowanie całości obejmującej cały kompleks – pałac i część gospodarczą – byłoby zgodne z pierwotnym zamysłem profesora Stanisława Lorentza, pomysłodawcy i inicjatora wilanowskiego muzeum.

Co stoi na przeszkodzie

Jedyna, ale w tej chwili niemożliwa do pokonania przeszkoda w realizacji tych planów to postawa SGGW, a konkretnie: wycena działki. 12 milionów złotych, które spodziewa się otrzymać uczelnia, to kwota wyliczona oczywiście bez wzięcia pod uwagę znajdujących się tu obiektów. Przecież zabytki, z punktu widzenia inwestora lub właściciela nastawionego na zysk komercyjny, obniżą wartość gruntu, bo trzeba się nimi zająć, zadbać o nie, a przede wszystkim – nie wolno ich zburzyć i zbudować w ich miejscu na przykład osiedla.

SGGW co prawda chce się pozbyć tej ziemi – i „problemu” w postaci stojących na niej zabytków, do których trzeba dopłacać – ale przy okazji chciałaby zarobić, wykorzystując fakt, że tereny inwestycyjne w okolicy są bardzo drogie. Nawiasem mówiąc, można się spierać, czy to wypada, by uczelnia wzbogacała się na sprzedaży tych terenów. Otrzymała je w użytkowanie od skarbu państwa – skoro chce sprzedać, to znaczy, że nie użytkuje, ale w takim razie powinna chyba zwrócić ziemię państwu.

Muzeum, nawet gdyby miało tyle pieniędzy i chciało je przeznaczyć na taki zakup, nie ma prawa tego zrobić, bo obowiązuje nas fachowa wycena, która jest na poziomie ułamka ceny wywoławczej.

Naturalnie, będziemy w dalszym ciągu negocjować z uczelnią, która z kolei będzie chciała jak najwięcej zarobić. Wszyscy są związani operatami majątkowymi, więc zapewne będzie konieczny jakiś ich arbitraż. Z góry zapowiadam, że nie zgodzę się na taką wycenę majątku, która zakładałaby zburzenie zabytków. Wycena musi uwzględniać ich doprowadzenie do stanu użytkowego wedle ogólnych standardów i nasza wycena taka właśnie jest: bierzemy pod uwagę koszt remontu na cele biurowe i magazynowe, koszt przystosowania do potrzeb edukacji kulturowej, uwzględniamy także obecność lokatorów i przede wszystkim pamiętamy cały czas, co na tym terenie wolno zrobić, a czego nie. Ostateczną decyzję podejmie minister skarbu, bo bez jego zgody żadna decyzja uczelni nie będzie obowiązująca. Zobaczymy, z jakim wnioskiem wystąpi uczelnia. Dwie formuły przetargowe się wyczerpały. Teraz można podjąć rozmowę w dowolny sposób.

Co, jeśli folwark nie wróci do muzeum?

Czy to, że oprócz muzeum nikt nie stawał do konkursów, oznacza, że inwestorzy są niezainteresowani tym terenem jako lokalizacją kolejnego Miasteczka Wilanów?

Trudno powiedzieć. Być może doszła do głosu postawa etyczna – szacunek dla dziedzictwa historycznego? Może też, co bardziej prawdopodobne, przeważyła obawa przed krytyką ze strony opinii publicznej, bo inwestycje na tym terenie stały się w ostatnich latach bardzo drażliwym tematem.

Sądzę, że nie bez znaczenia jest postawa mieszkańców Miasteczka Wilanów. Ta nowa społeczność, która powstaje, oczekuje miejsc wartości, a nie miejsc komercji, bo tych ostatnich jest już bardzo dużo i wkrótce powstanie jeszcze więcej.

Niestety trzeba też brać pod uwagę scenariusz pesymistyczny: ktoś może dążyć do wyburzenia tych obiektów lub do zaniedbania ich w takim stopniu, że nie będą się nadawały do odrestaurowania. Miejmy nadzieję, że odpowiednie władze nie dopuszczą do tego, ponieważ my jako muzeum niewiele możemy na to poradzić.