W niedzielę, 16 września 1832 r., Warszawa ujrzała po raz pierwszy skok spadochronowy z balonu. Nie był to zresztą pierwszy spadochron nad stolicą Polski. Już w maju 1789 r. Jean P. Blanchard demonstrował paraszut, do którego przywiązany był koszyk z psem. Tym razem jednak chodziło o coś więcej – spadochronowi miał powierzyć swe bezpieczeństwo człowiek, i to do tego kobieta! Nie był to także skok spadochronowy w dosłownym znaczeniu. Ówcześni spadochroniarze bowiem nie skakali z gondoli, ale odłączali od balonu cały kosz ze spadochronem. (Kosz podwieszony był do balonu za pośrednictwem spadochronu).
Spośród trzech ówczesnych warszawskich dzienników, dwa – „Gazeta Warszawska” i „Kuryer Warszawski” – zamieściły obszerne, niemal jednobrzmiące sprawozdania z sensacyjnego wydarzenia. „Gazeta Codzienna” ograniczyła się do parowierszowej wzmianki.
A oto relacja prasowa: Na koniec, po tak długim oczekiwaniu, po kilkakrotnem odkładaniu, puszczenie się Balonem przez J. Pannę Elizę Garnerin wczoraj dopełnione zostało. Rano jeszcze nie była pewna pogoda i do południa wiatr wzmagał się czasami, lecz od godziny 12-tej zupełnie się wypogodziło i powietrze było spokojne. Już o godzinie 2giej mieszkańcy Warszawy wszelkich klas zaczęli napełniać przyległe ogrodowi i dziedzińcowi Saskiemu ulice, zaś około godziny 3ciej miejsca płatne w ogrodzie w nowo urządzonym amfiteatrze prawie wszystkie zostały zajęte; prócz amfiteatru, za mniejszą opłatą widzowie napełniali znaczną część ogrodu. JO Xiężna Jejmość Warszawska (żona namiestnika carskiego Paskiewicza) i znakomite Damy obecne w stolicy zajęły ozdobnie urządzone miejsce. Wszystkich osób, które weszły do ogrodu za biletami, było 3700 (wg „Gazety Codziennej” – 3068). Na kilka minut przed 5tą, J. Panna Garnerin wsiadła w kosz ozdobiony kwiatami; przywiązanie spadochronu do Balonu trwało krótko, a Balon już od południa był gazem napełniony. Rodzice żeglarki napowietrznej znajdowali się przy niej; pożegnała obecnych i bynajmniej niestrwożona dała znak odcięcia sznurów utrzymujących Balon, co spełnione zostało o minucie 58mej przed godziną piątą. Natychmiast Balon wzniósł się ku ulicy Mazowieckiej i nad Nowym Światem. Publiczność będąca tak w ogrodzie jako też na ulicach, a nawet i na dachach, oklaskami i okrzykami okazała zadowolenie, a bardzo wiele osób na ten nadzwyczajny widok trwoga przejęła. Przez 70 sekund Aeroporystka unosiła się w powietrzu, najwięcej zgadza się, że Balon wzniósł się z nią o 1000 łokci (nieco ponad 500 m). Tu ukazał się pierwszy dla Warszawy dotąd rzadki jeszcze na świecie widok spuszczenia się z pod obłoków żywej osoby. Panna Garnerin będąc nad miejscem, w którem Nowy Świat przedziela drogę Jerozolimską, oddzieliła od Balonu spadochron, który się natychmiast rozwinął; w polocie ku ziemi kosz nieco się przechylił, a na taki widok ile wszyscy patrzący przerażeni zostali, łatwo można [sobie] wyobrazić! Kosz spuścił się na miejsce przed pałacem Dyrekcji Dróg i Mostów (to miejsce jest zasadzone gęsto drzewami), spadnięcie tu kosza było nieszczęśliwem! Gałęź przedarła się przez kosz, gdy z siłą opadał, i strzaskał lewą rękę Panny Garnerin! W tejże chwili przybiegł konno Wice-Prezydetn Miasta (Gerlicz), a natychmiast zbliżywszy się do będącego już na ziemi kosza, znalazł Pannę Garnerin zemgloną; za odzyskaniem przytomności rzekła, iż czuje, że ręka jej jest złamana; lud się ze wszystkich stron zgromadził, zaniesiono ją w tymże koszu balonowym do pobliskiego Lazaretu w domu Jasińskich, gdzie starownie została opatrzoną. Balon po oddzieleniu go od spadochronu uniósł się nagle i połączył się z obłokami, później spadł we wsi Siekierki, zkąd wzięty został przez Huzarów i zabezpieczony przez ich Dowódcę. Wieść o przypadku Panny Garnerin rozniosła się natychmiast po całej Warszawie, wszyscy mieszkańcy ubolewają nad tem smutnem zdarzeniem, tym bardziej, że przez kilkanaście miesięcy oczekiwała w tej stolicy na chwilę stosowną do odbycia swej 37mej napowietrznej żeglugi, a przez ten czas już zabrakło jej wszelkich funduszów. W tej chwili gdy to piszem, 4 osoby złożyły w naszej Drukarni, jako początkową składkę na leczenie, zł. kilkanaście, spodziewając się, że znajdą naśladowców.
Popularność Elizy Garnerin w naszej stolicy wynikała nie tylko z podziwu dla jej odwagi i sławy. Miała też inne, nie mniej ważkie powody, choć nie wspomina o nich ówczesna prasa warszawska dławiona kagańcem carskiej cenzury. Można tylko ich domniemywać z niektórych fragmentów przytoczonego tekstu, np. z informacji o oczekiwaniu przez kilkanaście miesięcy na stosowny moment do odbycia pokazu balonowo-spadochronowego. Czyżby więc pogoda nie dopisywała aż przez półtora roku?
Oczywiście nie. Garnerinowie przybyli do Warszawy na początku 1831 r. w zupełnie innym celu. Zachowały się dokumenty w archiwum Komisji Rządowej Wojny, z których wynika, że zamierzali oni wyposażyć wojska polskie (toczące wówczas ciężkie boje z przeważającymi siłami rosyjskimi) w balony obserwacyjne używane przez armię francuską już od 1794 r. Z projektów tych nic nie wyszło. 20 sierpnia 1831 r. Garnerinowie wystosowali pismo do ministra wojny, w którym uskarżają się, że przebywali przez sześć miesięcy w Warszawie, nie otrzymując żadnego wynagrodzenia dla siebie i dla swoich pomocników od Rządu, na wezwanie którego tu przybyli. Najpiękniejsza pora roku, najpodatniejsza dla wzlotów panny Garnerin, stanowiących jedyne źródło utrzymania rodziny, spełzła na niczym. Fakta powyższe są powszechnie znane i mogą być stwierdzone przez osoby wiarogodne. W tym stanie rzeczy podpisani, znagleni rozpaczliwym stanem niepewności, mają zaszczyt prosić o wypłacenie im dziesięciu tysięcy złotych odszkodowania za podróż i pobyt w Warszawie. Kwota powyższa nie wyrównywa szkód rzeczywistych, jakie ponieśli skutkiem swej podróży, mogłaby wystarczyć dla zaspokojenia długów, jakie zaciągnęli w czasie swego tutaj pobytu i kosztów podróży do Francji...
Nie był to już moment odpowiedni do wysuwania, choćby najsłuszniejszych, roszczeń. Powstanie dogorywało – 7 września kapitulowała Warszawa. Próba zorganizowania publicznej składki przez redakcję „Kuryera Warszawskiego” to zapewne nie tylko wyraz współczucia dla pechowej aeronautki, ale i dowód pamięci o roli Garnerinów podczas powstania i o niewywiązaniu się strony polskiej ze zobowiązań względem nich.
Władze carskie bez wątpienia wiedziały o tym. Fakt, że namiestnik Paskiewicz nie tylko zezwolił na pokaz spadochronowy, ale również osobiście raczył odwiedzić aeronautkę po wypadku, należy chyba uznać za świadomą manifestację liberalizmu, obliczoną na efekt propagandowy.
Bracia Garnerinowie: Jean Baptiste Olivier (1766-1849) i André Jacques (1769-1823) wspólnie stworzyli pierwszy nadający się do użytku przez ludzi spadochron – w postaci półkulistej czaszy o średnicy 12 m i masie 12 kg. Prędkość opadania tego spadochronu wynosiła około 4 m/s. Jean był uczniem Charlesa – wynalazcy balonów wodorowych. Podczas rewolucji francuskiej piastował rozliczne urzędy, m.in. był komisarzem przy armiach Renu i Mozeli. André był komisarzem armii północnej. Na pomysł udoskonalenia spadochronu miał wpaść, kiedy przebywał w niewoli austriackiej.
Pierwsza próba spadochronu Garnerinów w czerwcu 1797 r. zakończyła się niepowodzeniem, a braci usiłowano pociągnąć do odpowiedzialności sądowej. Wkrótce jednak odnieśli sukces. André 22 października 1797 r. dokonał w Paryżu pierwszego „skoku” spadochronowego z balonu, z wysokości kilkuset metrów. Następnie popisywał się podobnymi wyczynami w wielu miastach Europy, m.in. w Petersburgu.
W pokazach tych od 1815 r. brały udział, jako pierwsze kobiety, córka Jeana – Eliza (1791-1836) oraz żona André’a – Jeanne Geneviéve (1775-1846). Bracia wkrótce popadli w spór o pierwszeństwo we wspólnym wynalazku. André opublikował nawet w 1813 r. w Paryżu pamflet, w którym zarzuca bratu przywłaszczenie swych zasług. Eliza Garnerin pierwszy swój skok spadochronowy wykonała (jako pierwsza kobieta) 21 września 1815 r. W swej karierze dokonała ponad czterdziestu publicznych pokazów w Europie i Ameryce.
(szerzej: B. Orłowski: Groźba i nadzieja, Warszawa 1982)