Komentując opisane niżej wydarzenia Jean Manzon – redaktor „Courier du Bas-Rhin” – wyraził przekonanie, że dostarczą one pewnego dnia tematu do „pięknego epickiego wiersza” jakiemuś nowemu Homerowi. Nie stawiając sobie tak ambitnego zadania, warto jednak zapoznać się z nimi, skoro ich potencjalną atrakcyjność literacką osiemnastowieczny dziennikarz ocenił tak wysoko.
W drugiej połowie roku 1774 powodu do wielkiej burzy we francuskojęzycznej prasie międzynarodowej dostarczył marszałek konfederacji w łonie sejmu rozbiorowego – Adam Poniński. Tytuły te, nazywając go polskim Cromwellem, piętnowały jego nadużycia finansowe np. związane z bezprawnym przejmowaniem pojezuickich majątków. Inspirowane w dużej mierze przez dwór warszawski zwalczały gwałtownie jego dążenia do skupienia w swych rękach jak najszerszego zakresu władzy, co odbywało się kosztem i tak już poważnie nadwątlonego autorytetu Stanisława Augusta. Krytyka Ponińskiego na ich łamach osiągnęła apogeum w chwili, gdy rozpoczął on starania o marszałkostwo nowo powołanej Rady Nieustającej. Szczególnie gwałtowny przebieg miała sesja sejmowej Delegacji 17 sierpnia. Wtedy to podniosły się głosy, że Poniński jako postać o zszarganej opinii nie może piastować tego stanowiska. Na dowód tego powoływano się na numer 61 „Gazety Lejdejskiej”, opisujący starania marszałka zmierzające do zdominowania Trybunału Koronnego. W odpowiedzi krytykowany zażądał ukarania i uciszenia holenderskiego „gazeciarza”. 23 sierpnia Delegacja wydała wyrok skazujący egzemplarz wspomnianego czasopisma na spalenie ręką kata, a cały tytuł obłożony został zakazem wwozu do Polski.
Sprawie sporu o „Gazetę Lejdejską” na forum Delegacji Jerzy Łojek poświęcił jeden z rozdziałów swego zbioru szkiców o polskich wątkach w prasie międzynarodowej za panowania Stanisława Augusta. Jego opracowaniu brakuje jednak pointy, gdyż po zapadnięciu i wykonaniu wyroku sprawa miała jeszcze swój dalszy ciąg, pominięty także przez innych prasoznawców.
Jak zauważył już Łojek, represje wobec holenderskiego czasopisma sprowokowały odruch solidarności wśród europejskich „gazeciarzy”. Szczątkowe archiwum „Gazette de Leyde” zawiera zbiór wypisów z „Gazette de France”, „Courier du Bas-Rhin” i „Gazette de Cologne”, dotyczących Ponińskiego. Na ich bardzo krytyczne wobec marszałka konfederacji opinie powoływał się lejdejski redaktor Etienne Luzac w odpowiedzi na zarzuty rosyjskiego posła w Republice Zjednoczonych Prowincji księcia Dymitra Aleksiejewicza Golicyna. Przekazał mu je rząd w Hadze, zanim jeszcze jego tytuł padł ofiarą wspomnianych represji. Luzac wskazywał i cytował tu oskarżenia o chciwość i żądzę władzy, formułowane pod adresem Ponińskiego przez „Gazette de Cologne” oraz „Gazette de France”. W odniesieniu do tej ostatniej podkreślał ich stanowczość, mimo jej, wynikającej z nadzoru ministerstwa spraw zagranicznych, zwykłej „ostrożności i nieśmiałości”. Powoływał się również na liczne doniesienia na ten temat w „Courier du Bas-Rhin”, podkreślając zależność tego tytułu od króla pruskiego Fryderyka II – protektora marszałka. Odpowiedź holenderskiego dziennikarza ma charakter manifestu w obronie wolności wyrażania opinii. Głosił w nim przekonanie, że nawet despotyzmowi nie uda się uciszyć „głosu publicznego”, którego wyrazicielem jest „kronikarz publiczny”, a więc on sam.
W tym kontekście nie budzi zdziwienia, że również zdarzenia będące bezpośrednim następstwem napiętnowania przez Delegację „Gazety Lejdejskiej” zainteresowały kolegów po fachu Luzaca. Oprócz jego własnych relacji na ten temat, dysponujemy także doniesieniami „Courier du Bas-Rhin”, „Gazette de Cologne” i gazetką pisaną niejakiego Łoniewskiego vel Łuniewskiego, zaadresowaną z Warszawy do kasztelana krakowskiego Jerzego Augusta Mniszcha, przebywającego w Dukli. Oto, co się wydarzyło.
U źródeł całej awantury, według gazetki pisanej, miało być wino przelane przez jej uczestników 9 października 1774 u generała-majora Tadeusza Kozłowskiego – szefa regimentu dragonii. Gospodarz tego przyjęcia wsławił się dwa lata później, co ma znaczenie dla wyobrażenia sobie atmosfery tego właśnie wieczoru, serią pojedynków z pisarzem polnym koronnym Kazimierzem Rzewuskim. Zebrani u niego oficerowie udali się na „komedyje”, co może oznaczać teatr Sułkowskich w Pałacu Radziwiłłowskim przy Krakowskim Przedmieściu. Tam doszło do scysji wciąż w gronie oficerskim, choć nie wiemy, czy wszyscy jej uczestnicy gościli wcześniej u Kozłowskiego. W świetle relacji „Gazety Lejdejskiej” była ona niejako kontynuacją awantury w „operze” 2 października o „protegowaną” przez Ponińskiego tancerkę. Inne źródła wskazują jako jedyny powód starcia gwałtowną wymianę zdań o „gazetach cudzoziemskich”, krytycznych wobec marszałka konfederacji. W tumult wmieszali się z jednej strony komendant obecnych na widowni, kadetów Szkoły Rycerskiej Adam Kazimierz Czartoryski, a z drugiej Adam Poniński i jego młodszy brat przyrodni Kalikst. Ostrą wymianę zdań i pogróżek pomiędzy nimi usiłował załagodzić hetman wielki koronny Franciszek Ksawery Branicki. Nie na wiele się to jednak zdało, skoro nazajutrz doszło do pojedynku pomiędzy adiutantem Ponińskiego kapitanem Pawłem Korytowskim a majorem Louisem de la Landem. Ten ostatni sprawował wówczas przejściowo obowiązki kierownika biblioteki Szkoły Rycerskiej. Był również bratem Adama Kazimierza Czartoryskiego w loży masońskiej „Cnotliwy Sarmata”. Julian Ursyn Niemcewicz (kadet Szkoły w tym czasie) zanotował, że Francuz, choć „człowiek uczciwy”, to „dziwak wielki i podejrzliwy aż do śmiechu. Wszędzie przeciw sobie widział sprzysiężenia”. Był więc idealnym przeciwnikiem dla Korytowskiego.
Ich pojedynek w Jeziornej, a więc poza zasięgiem jurysdykcji marszałkowskiej, najbarwniej opisał numer 87 „Courier du Bas-Rhin”. Tytuł ten, powołując się na opowieść rozpowszechnianą przez „żartownisiów”, twierdził, że Francuz umocnił nabój swojego pistoletu skrawkami egzemplarza numeru „Gazety Lejdejskiej”, spalonego niedawno przez kata. Widnieć miał na nich wers z „Eneidy” Wergiliusza: „Niechaj powstanie mściciel z naszych kości”. Temu magicznemu zabiegowi należy chyba przypisać sukces Francuza. Korytowski raniony został „ciężko” w prawe udo. Relacje „Gazette de Leyde” i „Gazette de Cologne” mówią natomiast o postrzeleniu adiutanta Ponińskiego w łydkę. Te same relacje zapowiadały Korytowskiemu, jak tylko wyzdrowieje, kolejny pojedynek z tego samego powodu. Tym razem przeciwnikiem miał być znów francuski oficer, niejaki Rullecourt. Karl Heinrich von Heyking zanotował o tym ostatnim, że jego „gwałtowność graniczyła niekiedy z szaleństwem” i że często bywał arbitrem w jego sporach z innymi oficerami. Major kawalerii, Philippe-Charles-Félix Macquart baron de Rullecourt, został zwerbowany we Francji na służbę w wojsku Rzeczypospolitej prawdopodobnie przez przebywającego tam hetmana wielkiego litewskiego Michała Kazimierza Ogińskiego lub jego zaufanego Franciszka Ksawerego Chomińskiego. Do tej pory wiązano jego postać z formowanym dopiero w 1776 r. 6 pułkiem pieszym imienia książąt Massalskich. Wsławił się wtedy, jako jego szef, ucieczką z kasą pułkową. Wcześniej, w latach 1775 – 1776, pośredniczył w tajemniczych kontaktach pomiędzy diukiem de Lauzun, Stackelbergiem a Stanisławem Augustem. Udział w opisywanym incydencie wskazuje, że Rullecourt przebywał w Polsce już w jesieni 1774 r. Wbrew wspomnianej zapowiedzi, Francuzowi stawił pola nie Korytowski, ale inny adiutant Ponińskiego porucznik, Tolkmit. Francuz musiał zaakceptować szablę jako broń pojedynku. We władaniu nią Rullecourt nie miał wprawy. Wybór tej polskiej broni, jak sarkastycznie stwierdzał „Courier du Bas-Rhin”, miano przez „ostrożność” mu narzucić. W rezultacie 14 października, mimo wykazanej odwagi, został lekko ranny. Komisarz królewski w Gdańsku Aleksy Husarzewski w liście do szefa królewskiego Gabinetu, Jacka Grodzkiego, komentował, że pierwszemu z pojedynków przewodniczyła Sprawiedliwość a drugiemu Przypadek.
Nie jest jasne, jak pogodzono w końcu zwaśnione strony. Jakąś rolę odegrała tu pojednawcza wizyta Ponińskiego u Adama Kazimierza Czartoryskiego. Miała ona zapewne miejsce w czasie pomiędzy oboma pojedynkami. Jej celem było, zdaje się, zapobieżenie dalszym starciom pomiędzy wykładowcami Szkoły Rycerskiej a oficerami ze świty marszałka konfederacji - "bodaj stąd nie nastąpią krytyczne jakie historie – wyrażał jednak obawę autor gazetki pisanej – skąd pochop i okazja zagranicznym gazeciarzom do opisywania postępków ludzi losy i styr Ojczyzny trzymających".
Z punktu widzenia dziejów prasy międzynarodowej charakterystyczne jest, że jedną z relacji o pojedynku pomiędzy Korytowskim a la Landem zawiera unelettreparticulière, zamieszczony w identycznej formie najpierw w „Gazette de Leyde”, a następnie w „Courier du Bas-Rhin”. Ostatni z tych tytułów nie tylko więc wsparł żarliwie „Gazetę Lejdejską” w jej starciu z Ponińskim, ale także wykorzystał ten sam tekst do opisu wspomnianego incydentu. Mogło to świadczyć o jego pochodzeniu z tego samego źródła. Fakt tak zgodnej współpracy budzi jednak zdumienie. Wiemy bowiem o rywalizacji tych czasopism w szczególności o udział na francuskim rynku czytelniczym. Nie jest jasne dlaczego Jean Manzon, gorliwy zwykle w wyrażaniu propagandy pruskiej, tak ostro dyskredytował Ponińskiego, choć mocodawcami marszałka były trzy dwory rozbiorowe, w tym oczywiście poczdamski. Czy był to wobec tego tylko przejaw solidarności zawodowej z prześladowanym kolegą, czy może świadectwo zachwiania poparcia dla marszałka konfederacji ze strony Fryderyka II? W każdym razie, nie miał racji Jerzy Łojek, oceniając doniesienia dolnoreńskiej gazety w sprawie Ponińskiego jako „znacznie ostrożniejsze i powściągliwsze” od podobnych w czasopiśmie z Lejdy. To, że interwencja Ponińskiego skierowała się przeciw „gazeciarzowi” z Lejdy, a nie z dolnoreńskiego księstwa Kliwii, mogło świadczyć o obawie marszałka konfederacji przed urażeniem protektora Manzona. Ostatecznie tego rodzaju współpraca wobec wspólnych obu redakcjom zagrożeń uległa zerwaniu w latach 1787-1788 w czasie pruskiej interwencji w Holandii. W omawianym tu momencie niechęć Manzona na gruncie zawodowym kierowała się gdzie indziej.
W ostatnim z doniesień „Courier du Bas-Rhin” na temat warszawskich pojedynków, Manzon dowcipkował, że przygody te powinny rozchmurzyć czoło nawet „najmniej wesołego z ludzi” - jego „kolegę z C.”. Pod tym kryptonimem krył się redaktor „Gazette de Cologne”. Był nim Jacques Dambrin – ex-jezuita, zmuszony do ucieczki z Francji po wyroku powieszenia za głoszenie buntowniczych poglądów w Breście w 1762 r. Miały one oczywiście związek z kasatą zakonu w tym królestwie. Manzon – materialista, nienawidzący jezuitów – zwalczał ultramontańskie poglądy Dambrina. I tu pojawia się także wątek rywalizacji ekonomicznej oraz o „rząd dusz” we Francji, gdyż przypuszcza się, że „Gazette de Cologne” wydawano głównie z myślą o tych francuskich czytelnikach, którzy zachowali w przychylnej pamięci Towarzystwo Jezusowe. Co charakterystyczne, w doniesieniach „Gazette de Cologne” nie wymienia się w ogóle przyczyny pojedynków, a jedynie opisuje ich przebieg. W ten sposób Dambrin chciał, być może, uniknąć reklamowania konkurencyjnych francuskojęzycznych czasopism międzynarodowych. Z drugiej strony, nie mógł się jednak oprzeć pokusie opisania barwnej awantury. Mimo tego, co się powiedziało, Manzon powtórzył za Dambrinem dosłownie fragment zdania, przypisującego przyczynę pojedynków „zuchwałej bucie pewnych oficerów księcia Ponińskiego, którzy wszędzie nadają ton”. Ilustruje to skalę komplikacji wzajemnych zapożyczeń gazet międzynarodowych.
Przyczynę kłótni na „komedyi” i pojedynków po niej następujących można naturalnie sprowadzić do wybuchu krewkich temperamentów obecnych tam oficerów. Nie mniej ważne wydaje się jednak starcie przy tej okazji znaczących postaci – Adama Kazimierza Czartoryskiego i Adama Ponińskiego. W świetle cytowanych relacji ten pierwszy przedstawia się jako raczej mediator niż prowodyr scysji. Nie można jednak wykluczyć, że podzielał on oburzenie swoich podkomendnych na sposób potraktowania „Gazety Lejdejskiej”, a nawet, że ich postawa wynikała z przychylnych prasie międzynarodowej opinii głoszonych przez generała ziem podolskich. Twierdzenie Łojka o inspirowaniu w 1774 r. „Gazety Lejdejskiej” „głównie” przez Czartoryskich, a „niekiedy” przez Stanisława Augusta należałoby chyba odwrócić. O dużej aktywności królewskiego Gabinetu na tym polu od schyłku 1771 r. świadczy obfita na ten temat korespondencja Aleksego Husarzewskiego z Jackiem Ogrodzkim.
Podobne działania Familii nie zostały, jak dotąd, dostatecznie potwierdzone. Niemniej dysponujemy w tym zakresie pewnymi poszlakami. Już w 1770 r. marszałek wielki koronny Stanisław Lubomirski zwrócił się z prośbą do francuskiego agenta dyplomatycznego w Warszawie Jeana-Claude’a Géraulta o umieszczenie w „Gazette de France” i gazetach holenderskich gazetki pisanej informującej o sekwestrze przez Rosjan dóbr niektórych członków Familii. W „Gazette de France” nie znajdujemy śladu spełnienia prośby Lubomirskiego. Co do czasopism holenderskich, to dyplomata francuski oświadczył marszałkowi, że nie ma możliwości dotarcia do nich. Prośba tak skierowana świadczy więc, że środowisko Familii nie orientowało się wówczas w ostrożnym i raczej niechętnym stosunku rządu wersalskiego do prasy międzynarodowej, której obecność na rynku francuskim tylko z konieczności tolerował. Z czasem ludzie Familii nauczyli się docierać skutecznie do zagranicznych redakcji. Świadczy o tym list zięcia Lubomirskiego, Stanisława Kostki Potockiego, zamieszczony w 1785 r. w „Gazecie Lejdejskiej”, przedstawiający stanowisko Familii w sprawie Dogrumowej, kontrastujące z doniesieniami inspirowanymi przez dwór warszawski. Również w odniesieniu do Adama Kazimierza Czartoryskiego – szwagra marszałka wielkiego – dysponujemy świadectwem z 1776 r., że czytał „Courier du Bas-Rhin”. Jeszcze na początku XIX w., a więc już po zakończeniu ukazywania się „Gazety Lejdejskiej”, generał ziem podolskich wystawił temu tytułowi, z punktu widzenia poziomu sztuki dziennikarskiej, bardzo pochlebną opinię. Świadectwa te zachęcają do podjęcia w przyszłości bardziej systematycznych badań nad inspiracją prasy międzynarodowej przez Familię.