© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Polski udział w balonowym szaleństwie

Mamy świeży wynalazek, który Zwierzchność tutejsza osądziła za rzecz przyzwoitą podać do wiadomości publicznej zabiegając próżnym strachom, które by nowość rzeczy sprawić mogła między pospólstwem. Takimi słowy „Gazeta Warszawska” donosiła 8 października 1783 r. o rozpoczętym właśnie we Francji balonowym szaleństwie.

Polska – obok Anglii, Włoch i Niderlandów – była jednym z pierwszych krajów, które rozpoczęły samodzielne eksperymenty balonowe. Już 12 lutego 1784 r. wypuszczono w Warszawie pierwszy polski balon. Dokonał tego nadworny chemik i mineralog królewski Stanisław Okraszewski. Balon był niewielki, miał niespełna metr średnicy. Napełniony był wodorem. Utrzymywany na linie, wzniósł się na wysokość około 180 m i pozostawał w powietrzu przez 3 minuty. Następnie, przeniesiony do wysokiej sali, utrzymywał się pod jej sufitem około godziny. Próba odbyła się w obecności króla Stanisława Augusta i licznych widzów. Następne swe doświadczenie balonowe Okraszewski przeprowadził na brzegu Wisły. Król obserwował przebieg imprezy z okien zamku. Przy wystrzałach z dział balon wzbijał się dwukrotnie, utrzymywany na linach, po raz trzeci zaś wzleciał bez uwięzi, skierowując się ku Kobyłce. Po 22 minutach stracono go z oczu. Spadł, jak się później okazało, w pobliżu Słupna, w odległości ponad 20 km od miejsca startu. Jak donosi „Gazeta Warszawska”, 10 marca balon Okraszewskiego postrzegł wieśniak (Wojciech Lasota) ze wsi Grodziska do Starostwa Warszawskiego należącej, do lasu jadący, na łące wodą oblanej, leżącego między krzakami, i rozumiał, że była jakaś ze skóry odarta zwierzyna. Przybliżywszy się potym, gdy ujrzał zawieszone wstążki, obawiać się począł, aby nie były jakie szkodliwe gusła lub czary, ta bojaźń bardziej się powiększyła, że ciągnąc za wiszące wstążki nic przy nich nie znalazł tylko zmoczony pęcherz. Odważył się jednak wziąć go do domu dla naradzenia się o nim całej gromady. Różni różne dawali o tym pęcherzu zdania, na ostatek postrzegłszy przy nim napisaną kartę, zgodzili się wszyscy zanieść to widowisko do księdza Bernardyna w Grodzisku mieszkającego. Udał się tam wieśniak, a zrozumiawszy rzecz całą od zakonnika, mianowicie, że na tej karcie obiecana była nagroda znajdującemu ten balon, przybiegł z nim do Warszawy; i od Najjaśniejszego Pana łaskawie udarowanym zostawszy, tym z większą radością do domu powracał, iż bardzo pod ten czas potrzebował pieniędzy na chrzciny w tę właśnie porę urodzonego swojego syna...

Mniej więcej równoległe z Okraszewskim przeprowadzali w Warszawie eksperymenty z balonami działający wspólnie mieszczanie Bach, Korn i Gidelski. Znamy z ówczesnej prasy dość ogólnikowe opisy ich doświadczeń, z których wynika, że po raz pierwszy wypuścili oni niewielki balon 24 lutego z dziedzińca położonego przy ulicy Miodowej pałacu Branickiej, kasztelanowej krakowskiej, po raz drugi zaś 3 marca z Krakowskiego Przedmieścia. Ten ostatni balon znaleziono po trzech dniach w Puszczy Kołombrodzkiej, w odległości około 20 km od Białej Podlaskiej. Próby Bacha, Gidelskiego i Korna cieszyły się również powszechnym zainteresowaniem. Warto podkreślić, że król Stanisław August żywo interesował się balonami i często dawał temu wyraz, uświetniając swą obecnością przeprowadzane eksperymenty i popierając je finansowo. Wiemy na przykład, że zasługi Okraszewskiego na tym polu nagrodził złotym medalem.

Drugim polskim ośrodkiem balonowym był Kraków. W 1784 r. przeprowadzono tam aż pięć eksperymentów. Miały one poważniejszy charakter niż warszawskie, ponieważ inicjatorami ich i wykonawcami byli profesorowie Szkoły Głównej Koronnej: Jan Jaśkiewicz, Jan Śniadecki, Jan Szaster i Franciszek Szeidt.

Pierwsze próby z „baniami powietrznymi” odbyły się w Krakowie 19, 21 i 24 lutego. Traktować je jednak należy jako wstępne eksperymenty w celu właściwego przygotowania zasadniczego, głośnego doświadczenia krakowskiego z dnia 1 kwietnia. Nic też dziwnego, że w ówczesnej prasie brak dokładniejszych informacji o ich przebiegu. Natomiast próbie kwietniowej, z całą pewnością najpoważniejszej spośród naszych osiemnastowiecznych doświadczeń balonowych, poświęcono obszerny drukowany opis zatytułowany Opisanie doświadczenia czynionego z Banią powietrzną w Krakowie Dnia 1 Kwietnia Roku 1784. Relację tę zamieścił również w pełnym brzmieniu „Magazyn Warszawski” jeszcze w tym samym roku. Uczeni krakowscy balon napełnili ogrzanym powietrzem. Miał on kształt dwóch ostrosłupów ściętych połączonych większymi podstawami za pomocą prostopadłościanu, ponad 9 m wysokości, a w najszerszym miejscu (prostopadłościan) przekrój kwadratowy o boku długości 7,8 m. Jego objętość wynosiła 260 m3. Wykonano go z giętkiego, zbitego papieru, ważył zaś około 60 kg. Kiedy był już gotów, w pierwszy pogodny wiosenny dzień, 1 kwietnia, trzy wystrzały z moździerzy o godzinie siódmej rano obwieściły mieszkańcom Krakowa, że próba odbędzie się o godzinie dziesiątej (co ogłoszono już wcześniej). Na miejsce startu balonu – do Ogrodu Botanicznego – warta przysłana przez komendanta miasta wpuszczała tylko osoby posiadające zaproszenia i karty wstępu. Punktualnie przystąpiono do napełniania balonu: ... Naprzód kilka wiązek dobrze wysuszonej słomy, w ręku zapalone, trzymane były w otworze machiny, aby jej wierzch opadły podniósł się i bez naruszenia kolumnę płomienia przypuścił. Po tym w piecu żelaznym probierskim ze wszystkich stron lufty mającym, ułożony stos drzewa bukowego przez kilka niedziel suszonego był na boku zapalony, aby pierwszy dym odszedł: gdy żywy płomień na kilka stóp wysoki rozniecił się, postawiony był piec i cała kolumna płomienia we wnętrze machiny wpuszczona. Przez 6 blisko minut tym ogniem napełniając banię, gdy już zrywała się z rąk trzymających ją, odsunąwszy piec, fajerka z roznieconym na boku ogniem była w otworze za cztery haki na drutach zawieszona, a przytrzymawszy ją przez 2 blisko minuty, cała machina od trzymających puszczona z wielką wspaniałością, przy okrzykach wszystkich spektatorów w górę podniosła się, a ulatując coraz bardziej swego do góry przyśpieszała biegu...

Kiedy balon wzbił się w powietrze, specjalna ekipa znajdująca się w odległości 48 m od miejsca jego startu zaczęła określać wysokość lotu za pomocą pomiarów kątowych. Wiemy ze sprawozdania, że machina wzleciała o godzinie 10.17, po 27 sekundach osiągnęła wysokość 30 m, po 50 sekundach – 60 m, a w 14 minut po wypuszczeniu znalazła się na wysokości 4000 m. Balon znakomicie było widać nie tylko z całego miasta, ale i ze sto­sun­ko­wo odległych okolic Krakowa, między innymi z Wieliczki. Około godziny 10.37 „bania” zaczęła powoli zniżać swój lot, a o godzinie 10.47 spadła w pobliżu miejskich murów – po­mię­dzy Bramą Floriańską a Furtką Mikołajską. Ta drobiazgowo przygotowana próba, odbiegająca na wskroś naukowym charakterem od większości ówczesnych eksperymentów – o­bliczonych raczej na efekt, a nierzadko i zysk – wystawia chlubne świadectwo jej autorom – polskim uczonym.

Niestety, nie mogli oni kontynuować owych pionierskich prac. Przyczyną tego była przede wszystkim silna opozycja, do której zaliczało się również wielu spośród ich kolegów, uważająca eksperymenty z balonami za zbyt kosztowne i rokujące niewiele korzyści naukowych czy praktycznych. Rzeczywiście, wydatki poniesione przez Szkołę Główną Koronną w związku z próbą kwietniową były niemałe. W istniejących do dziś rachunkach widnieje obok szczegółowego wykazu zużytych do budowy „machiny” materiałów adnotacja: 2000 zł + ekspensa. Była to suma wielokrotnie przekraczająca roczne wydatki łożone na demonstracje i doświadczenia dokonywane przez innych profesorów Kolegium Fizycznego tej uczelni. Nic więc dziwnego, że podnosiły się głosy niechęci czy wręcz sprzeciwu. Na domiar złego, następna próba balonowa uczonych krakowskich nie udała się. Wypuszczony 9 lipca 1784 r. balon pękł podczas lotu i spłonął. Przyczyną niepowodzenia było zerwanie się jednego z drutów, na których zawieszona była „fajerka”. Stało się to ostatecznym powodem zaniechania dalszych eksperymentów. Nawet światły Grzegorz Piramowicz w liście do Ignacego Potockiego kończy relację z owej nieudanej próby takimi oto słowami: Wszyscy oddali sprawiedliwość autorom, Jaśkiewiczowi i Śniadeckiemu, i szczerze ubolewali. Pobudka poświęcenia tej roboty (...) w napisie wyrażona usprawiedliwia przedsięwzięcie. Ale dosyć tego. Na co się przyda pracować i koszta łożyć na doświadczenie nieznane, które się dalej nie posuwa...

Zdanie Piramowicza, że Kolegium Fizyczne powinno zaprzestać dalszych doświadczeń z balonami, zostało urzędowo potwierdzone na Sesji Ekonomicznej Komisji Edukacji Narodowej w dniu 30 marca 1785 r. Odrzucono wówczas prośbę profesorów krakowskich o przyznanie im na ten cel nowych funduszów. W protokole z tego posiedzenia znajduje się między innymi ustęp, w którym Komisja „najmocniej zaleca” rzeczonym profesorom, aby: ... najbardziej starali się stosować do pierwszych potrzeb i pożytków istotnych naszego Kraju, zostawując bogatszym i w pierwsze potrzeby obficie opatrzonym narodom wydoskonalenie tych doświadczeń, które prawie samej ciekawości dotąd służyć się zdające, znaczniejszych kosztów wymagają...

Szał balonowy w Polsce nie ograniczał się bynajmniej do Warszawy i Krakowa. We Lwowie już 21 stycznia 1784 r. lekarz Nepomucen Antoni Hermann oraz profesor fizyki Igniat Martinovics, zapowiadają na łamach „Lwowskiego Pisma Uwiadamiającego” rozpoczęcie prac nad konstruowaniem balonu. Przedstawiają oni projekt „mongolfiery” (czyli balonu napełnionego ogrzanym powietrzem) zdolnej do uniesienia dwuosobowej załogi wraz z dokładnymi wyliczeniami; na koniec oceniają jej koszt na 400 czerwonych złotych i nawołują do publicznej składki na ten cel. Bardziej interesujący jest jednak cykl artykułów, zaty­tu­ło­wa­nych Lekarskie uwagi o napowietrznej Bani, zamieszczonych przez Hermanna w tym czasopiśmie. Były konsyliarz królewski dowodzi w nich, że podróże balonem są nad wyraz niebezpieczne dla organizmu ludzkiego, któremu szkodzą: jadowite powietrze, atmosfera elektryzowana i prędka odmiana powietrza. Ze zdrowotnego punktu widzenia, jego zdaniem, należałoby w ogóle zaprzestać napełniania balonów wodorem. Dowodzi ... iż cienkie elastyczne powietrze używane najwięcej dotąd do napowietrznych bań, pokazało się ex in acido salis lub vitrioli rozpuszczanej cyny. Zjadliwość, jadowita i dusząca dzielność tego powietrza dowodu nie potrzebują (...) Pospolicie kruszcowe rozwolnienie, w jakimkolwiek osobliwiej mineralnym acido w truciznę się zamienia, największą trucizną jest Merkuriusz wygryzający i kamień piekielny; lecz i inne rozwalniania dla tego niemniej szkodliwe, będąc mniej gryzącemi. Teraz proszę zważyć, jak to szkodzić może nie tylko chodzącym koło tego, ale też rozszerzywszy się całemu powiatowi, ba – całemu krajowi, gdy machiny na 50, na 100 000 i miliony kubicznych stóp takiego powietrza zamykające wypróżnią się. Ale chce się koniecznie choć jedną zobaczyć, lecz i jedna może być szkodliwa...

Może doktor Hermann sam przejął się zbytnio własnymi uwagami lekarskimi, może składka publiczna dała mizerne wyniki – nie wiadomo. W każdym razie, do zamierzonej wyprawy powietrznej nie doszło. Ograniczono się do wypuszczenia niewielkiej mongolfiery, która dwukrotnie wzbijała się na wysokość około stu metrów, a przy drugiej z tych prób spłonęła. Eksperyment odbył się we Lwowie 4 marca 1784 r., o godzinie 5 po południu, w Ogrodzie Bilskiego – w obecności kilkuset osób.

Rozrywkowy charakter miało wypuszczenie balonu w Puławach, siedzibie Czar­toryskich. Specjalne „Towarzystwo Balonowe” pod kierownictwem profesora d’Huilliera, a „protektoratem” księżniczki Marii (późniejszej księżny Wirtemberskiej) przy­gotowało tam podczas długich wieczorów zimowych balon, który wiosną wzleciał wraz z „pierwszym polskim aeronautą” – kotem Filusiem, dla uświetnienia uroczystej „Gali Wielkiej”. Dzięki Franciszkowi Dionizemu Kniaźninowi, który napisał na ten temat „poemę w X pieśniach” pod tytułem Balon, przetrwał do naszych czasów półżartobliwy opis owej magnackiej imprezy. Niestety, dla kota lot skończył się tragicznie – zginął, gdy balon wpadł na drzewo.

Poważniejszy charakter miało doświadczenie przeprowadzone w październiku 1784 r. w Kamieńcu Podolskim. Kosztem generała Jana de Witte sporządzono tu balon z papieru, mający około 15 m średnicy. Chcieli nim lecieć profesor fizyki miejscowych szkół Kasprowicz i podchorąży Jakubowski, zrezygnowali jednak, widząc tworzące się w powłoce „bani” dziury. Balon wzniósł się na wysokość około 240 m, następnie pękł i spadł na ziemię. Wiemy również, że w roku tym wypuszczono w Pińczowie z okazji uroczystego rozpoczęcia roku szkolnego dwa małe baloniki, mające po około 60 cm średnicy.

Był więc rok 1784 nader obfity w polskie próby balonowe. Jednakże po tym okresie zapału i entuzjazmu nastały „lata chude”, podczas których wypuszczano co jakiś czas sporadycznie balony w posiadłościach magnackich (tak na przykład we wrześniu 1786 r. lekarz Żelichowski wypuścił mongolfierę w Czeczelniku, w województwie bracławskim, w dobrach księcia Józefa Lubomirskiego).

Na pierwszy wzlot balonu z załogą ludzką musiała poczekać Polska do 1789 r., kiedy Warszawę odwiedził zawodowy aeronauta francuski, Jean Pierre Blanchard.

(szerzej: B. Orłowski: Przygody pionierów cywilizacji, Warszawa 1987)